Categories
Fanfiction na sygnale

Rozdział 1

– miałaś wybór, wybrałaś.
Po tych słowach Wiktor odwrócił się i gapiąc się w podłogę, powoli odchodził. – Stanisław! Przestań się tak głupio uśmiechać, to wszystko to jest twoja wina Rozumiesz? Rozumiesz? – Anna wpadła w szał i zaczęła okładać Potockiego pięściami. Ten stał bez ruchu i patrzył na nią dalej ze swoim głupim uśmieszkiem. – Doktor Raiter, Aniu, czy możesz już sięUspokoić? – Odrzekł wreszcie, ujął jej ręce w swoje i przyciągnął do siebie. – Puść mnie, idioto! – Krzyknęła, ale ten nie słuchał. Chwile tak stali, Annie spłynęły łzy po policzkach. Na korytarzu pojawiła się Martyna, niezauważenie, gdy ich tylko ujrzała, schowała się i obserwowała ich jakąś chwile. – Stanisław, zostaw mnie w spokoju! To, że pracuje teraz na SORze to nie znaczy, że…Urwała, a ich usta złączyły się w pocałunku. Obserwująca całą akcję Martyna sięgnęła po telefon i zrobiła kilka zdjęć.
– ja nie wieże, Anka, jak mogłaś… – Wyszeptała do siebie Kubicka, po czym szybko wybiegła ze szpitala. Wpadła prosto w ramiona Piotra, który czekał na nią przed szpitalem. – No cześć, słońce- powiedział i pocałował ją w czoło.- Daj spokój, Piotrek, sprawa jest zbyt poważna. – Ale co się dzieje? – Zapytał i po chwili zobaczył, że ze szpitala wychodzi Anna ze Stanisławem. Mężczyzna czule obejmuje Annie ramieniem, wsiadają do samochodu i odjeżdżają. – O cholera…
– No właśnie o tym mówiłam, mam jeszcze zdjęcia, ale nie będę ci ich pokazywać, bo boje się, że wpadniesz w szał i zrobisz coś głupiego, wariacie. – No, bo zrobię, pojadę za nim i mu dupę skopie… – Piotrek, Anna sama wybrała, nie była jakaś niezadowolona, gdy z nim teraz szła, więc…- O mój Boże, biedny Wiktor. Trzeba mu powiedzieć. – Piotrek ruszył gwałtownie w stronęsamochodu.

– miałaś wybór, wybrałaś.
Po tych słowach Wiktor odwrócił się i gapiąc się w podłogę, powoli odchodził. – Stanisław! Przestań się tak głupio uśmiechać, to wszystko to jest twoja wina Rozumiesz? Rozumiesz? – Anna wpadła w szał i zaczęła okładać Potockiego pięściami. Ten stał bez ruchu i patrzył na nią dalej ze swoim głupim uśmieszkiem. – Doktor Raiter, Aniu, czy możesz już sięUspokoić? – Odrzekł wreszcie, ujął jej ręce w swoje i przyciągnął do siebie. – Puść mnie, idioto! – Krzyknęła, ale ten nie słuchał. Chwile tak stali, Annie spłynęły łzy po policzkach. Na korytarzu pojawiła się Martyna, niezauważenie, gdy ich tylko ujrzała, schowała się i obserwowała ich jakąś chwile. – Stanisław, zostaw mnie w spokoju! To, że pracuje teraz na SORze to nie znaczy, że…Urwała, a ich usta złączyły się w pocałunku. Obserwująca całą akcję Martyna sięgnęła po telefon i zrobiła kilka zdjęć.
– ja nie wieże, Anka, jak mogłaś… – Wyszeptała do siebie Kubicka, po czym szybko wybiegła ze szpitala. Wpadła prosto w ramiona Piotra, który czekał na nią przed szpitalem. – No cześć, słońce- powiedział i pocałował ją w czoło.- Daj spokój, Piotrek, sprawa jest zbyt poważna. – Ale co się dzieje? – Zapytał i po chwili zobaczył, że ze szpitala wychodzi Anna ze Stanisławem. Mężczyzna czule obejmuje Annie ramieniem, wsiadają do samochodu i odjeżdżają. – O cholera…
– No właśnie o tym mówiłam, mam jeszcze zdjęcia, ale nie będę ci ich pokazywać, bo boje się, że wpadniesz w szał i zrobisz coś głupiego, wariacie. – No, bo zrobię, pojadę za nim i mu dupę skopie… – Piotrek, Anna sama wybrała, nie była jakaś niezadowolona, gdy z nim teraz szła, więc…- O mój Boże, biedny Wiktor. Trzeba mu powiedzieć. – Piotrek ruszył gwałtownie w stronęsamochodu.
Ani mi się wasz! – Martyna zaszła mu drogę. – to nie jest nasza sprawa… Są dorośli i sami doskonale sobie to rozwiążą, a ty może jakbyś się zajął mną? Co z tym masażem stup, który mi obiecałeś jakiś
miesiąc temu?
– Oo tak! – Piotr wziął Martynę na ręce i zaniósł do samochodu na tylne siedzenie.
W tym samym czasie Stanisław przywiózł Annę do swojego domu.
– Po co tu? Nie mogliśmy porozmawiać w szpitalu?
– Nie, Aniu, tu jest lepszy klimat.
Podszedł do wierzy stereo, włączył muzykę i otworzył butelkę wina.
– W co ty grasz? Mieliśmy rozmawiać o pracy?! – Anna wściekła zaczęła kierować się w stronę wyjścia. – Ależ Aniu, zostań, będziemy rozmawiać o pracy, tylko poczekaj chwile, pójdę jeszcze po coś. – Rzekł i wręczył jej dwie lampki czerwonego wina.
Anna nie wiedząc, co ma o tym myśleć próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie z tej koszmarnej
sytuacji. Rozglądała się po pokoju, poznawała to miejsce, to był salon pełen różnych dokumentów
medycznych i leków niewiadomego pochodzenia. Stanisław zawsze lubił trzymać tu różne rzeczy i nie lubił jak mu w nich grzebała. Zazwyczaj się go słuchała, ale teraz, teraz było inaczej. Odłożyła wino na szklany stolik pod oknem i zaczęła nerwowo szukać czegoś po szufladach, czegoś, co pozwoli jej raz
na zawsze pozbyć się Potockiego ze swojego życia. Pomiędzy różnymi opakowaniami leków znalazła
biały proszek w przezroczystym woreczku, nie wahając się ani chwili wsypała całą
Zawartość do kieliszka Stanisława. – Nie wiem, co to, ale mam nadzieje, że będziesz umierać w mę
czarniach, ty gnoju – powiedziała do siebie i odetchnęła z ulgą.
– Doktorze Banach! Wiktor! Otwórz! Do drzwi Banacha dobijał się Piotrek, a za nim stała przygnę
biona Martyna.
– Czego chcesz, Piotr? Wiesz, która jest godzina? Zosię obudzisz.
Wiktor otworzył drzwi, widać było, że ta cała sytuacja z Anną bardzo go dotknęła. – Doktorze, bo ja
muszę panu coś pokazać- oznajmił Piotr i wyjął telefon.
– Piotrek, nie rób tego!- Martyna do ostatniej chwili próbowała go powstrzymać, ale jej się nie udało.- Co… Co to jest, do cholery… Dzieciaki, jeżeli robicie sobie ze mnie jaja, to…
– To nie są jaja, doktorze, Martyna zrobiła to zdjęcie, sama ich widziała, Anka nawet nie próbowała siębronić…
– To prawda, Martyna?
– Doktorze, ja…
– To prawda! – Wiktor wydarł się na Martynę, a ona tylko pokiwała głową.
– Dzięki, dzieciaki, dzięki, że chociaż wy byliście ze mną szczerzy.
Banach zamknął drzwi, był kompletnie rozdarty, kochał Anie i wiedział, że ona tak samo jak on nie nawiedziła Potockiego, ale to, co zobaczył kompletnie go rozbiło. Po chwili szedł do sypialni, zajrzałjeszcze tylko do sypialni Zosi, była pusta…
– No tak, pewnie znowu zapomniała mi powiedzieć, że nocuje u tego swojego Marcela. – Westchnąłcicho i udał się do swojego pokoju.
Usiadł na krańcu łóżka i podparł głowę rękami, zaczął cichutko płakać. Otworzył szufladę koło łóżka i wyjął kartkę, długopis i kilka opakowań leków nasennych.
Anna dalej czekała na Stanisława, ale już pewna siebie i zadowolona.
– No to, kochanie, co dzisiaj świętujemy? – Powiedziała, gdy Stanisław przyniósł półmisek z jedzeniem i postawił go na stole.
– Kochanie? O, czyli jednak zrozumiałaś wreszcie, kto był i zawsze będzie twoim Panem? Bardzo
dobrze, lepiej późno niż wcale.
Wziął od niej jeden kieliszek z winem.
– Oczywiście, że zrozumiałam… – powiedziała Anna i z uśmiechem napiła się Wina.
Potocki uczynił to samo. Na raz ze szczęścia ze swojego triumfu wypił wszystko z kieliszka i postawiłgo na stoliku.
– A teraz, Aniu…
Urwał w połowie zdania, złapał się za serce, oczy o mało nie wyszły mu z orbit
– Teraz, Stanisław, to jest twój koniec, już nigdy nie staniesz pomiędzy mną a Wiktorem, już nigdy
nikogo nie zaszantażujesz i już nigdy nikt przez ciebie nie umrze. – Mówiła to z przekonaniem w gł
osie, patrząc jak Potocki powoli osuwa się na ziemie i dostaje drgawek. – Powinnam ci wsypać tego o wiele więcej, ale niestety się nie przygotowałam.
Po tych słowach wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Nie wróciła do domu. Wróciła do
szpitala, by wreszcie pobyć trochę sama.
Nad ranem obudził ją telefon.
– Anna Raiter, słucham?
– Ania? Tu Zosia… Tata… Tata on… On nie żyje!
Po tych słowach ledwo wypowiedzianych przez córkę swojego ukochanego Anna rzuciła telefonem o ścianę i szybko wybiegła ze szpitala.
– Stój! Wiesz, co się stało? Potocki nie żyje! – Mówił Piotrek, który zatrzymał Annę.
– Puść mnie… Muszę… Musze…
– Co musisz?
Wiktor…
Tyle udało jej się wydusić z siebie, spojrzała na Piotrka… Zrozumiał, że stało się coś strasznego. – Zawiozę cię.
Razem pobiegli do jego samochodu, gdzie już czekała Martyna. Spojrzała na zapłakaną Anie. – Co się dzieje, gdzie jedziemy? A dyżur?
Nikt jej nie odpowiedział. Przed domem Wiktora stała karetka i radiowóz policji. Zapłakana Zosia rozmawiała z policjantem i gdy tylko zobaczyła Annę, podbiegła do niej i dała jej w twarz. – To wszystko twoja wina! On cie kochał, a ty co…! Rzuciła w nią listem. Piotrek i Martyna stali z boku i patrzyli na tą całą sytuacje. Gdy Martyna wreszcie zrozumiała, co się stało, przytuliła się do Piotra i zaczęła płakać. Anna zachowując zimną krew po uderzeniu, otrzeźwiła się i otworzyła list.
„Aniu, kochanie, nie umiem żyć bez Ciebie. Jeśli wybrałaś jego, wystarczyło mi to powiedzieć. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego i nie chce tego rozumieć, już nic nie chce… Proszę cie tylko o jedno, zaopiekuj się czasem Zosią, teraz nie ma już nikogo. Gdy to czytasz, to ja pewnie już nie żyje… Przepraszam, że nie byłem wystarczająco dobry, że nie byłem jak On… ten, którego wybrałaś”. Anna zgniotła list, padła na kolana.
– Anna Raiter? – rozległ się za nią jakiś głos
– T… tak.
– Jest pani zatrzymana pod zarzutem morderstwa Stanisława Potockiego, pani odciski palców są w całym jego domu.
– Tak, to ja to zrobiłam, z premedytacją i już mi wszystko jedno, co ze mną zrobicie, mam to w dupie. – Pójdzie pani więc z nami.
Zakuli Annę w kajdanki i wsadzili do radiowozu.

13 replies on “Rozdział 1”

Ej to jeszcze niebiescy horror… ale spokojnie specjalnie dla ciebie rozdział 6 bedzie horrorem 😉

Do tej pory nie obejrzałam ani jednego odcinka serialu, ale po rozdziale tego ff aż ciary mnie przeszły.
Swoją drogą spoko piszesz, nie wiedziałam, że piszesz cokolwiek 🙂

No bo ja się lubię z takimi rzeczami ukrywać 🙂 Ale czasem to co robię ujrzy światło dzienne. Jak to
nie obejrzałaś ani jednego odcinka???? no musisz koniecznie nadrobić 🙂

No normalnie. Po pierwsze, myślę czy szukać na jakiejś stronce czy na Kodi, a po drugi czasu nie mam,
po sesji trochę będę mieć.

Oglądam. I czytam. Bo wszystko co nie jest fantastyką czytam. A serjal baaardzo lubię. Więc czytam z chęcią.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink