Od kiedy Anna siedzi w areszcie śledczym, a policja bada okoliczności śmierci Stanisława Potockiego, minął tydzień. Nikt ze stacji nie może dalej uwierzyć, że ona mogła to zrobić, nikt nie może pojąć, że
Anka byłaby do czegoś takiego zdolna. Wiktor Banach po próbie samobójczej nadal leży w szpitalu
podłączony do wszelakiej aparatury, jeszcze nie odzyskał przytomności, ale wszyscy głęboko wierzą, że kto jak kto, ale on z tego wyjdzie. Był chłodny jesienny poranek, Zosia siedziała całą poprzednią noc i dzień przy łóżku Ojca, cały czas miała nadzieję, że się wreszcie obudzi, jednak Wiktor dalej leżał bez
ruchu z maską tlenową na twarzy.
Zosiu, idź do domu, zjedz coś, prześpij się.
Zosia odwróciła się, a za jej plecami stał Sambor.
– Nie, nie mogę go tu tak teraz zostawić, już wystarczy, że opuściłam dom tamtej feralnej nocy, rozumiesz, że gdybym była wtedy w domu… Gdybym była, to on by żył… Zareagowałabym najszybciej i najlepiej jak tylko by się dało i…
– Ale jakbyś była w domu, to Wiktor nic by sobie nie zrobił – rzekł Michał, kładąc Zosi rękę na ramieniu. – on specjalnie zrobił to, gdy nikogo w domu nie było. Przykro mi, mała. A jeszcze teraz, gdy… gdy Anna siedzi w areszcie, zostałaś sama, a nie powinnaś być teraz sama. – Bardzo dobrze, że ta szmata siedzi w areszcie, bo sama bym ją chętnie… Urwała, bo do sali weszła Martyna.
– Bez zmian? – Zapytała, zerkając to na Zosię, to na Sambora. – Niestety tak, miał płukanie żołądka, ale… Nie wiem, czy nie jest za późno… – Nie jest! Nawet nie ważsię tak mówić!- Krzyknęła Zosia i wybiegła z płaczem z sali. – Bardzo to wszystko przeżywa, musi się ktoś nią zająć. – Wiem, ale ona nie chce niczyjej pomocy, to akurat ma po ojcu. – Martyna, pogadaj z nią, bo jeszcze ona sobie coś zrobi. – To nic nie da, już próbowałam kilkakrotnie do niej dzwonić, ale wyłączyła telefon. Michał a… a co z Po… Potockim?
– No co? Nie żyje, zmarł w swoim domu, w jego organizmie wykryto bardzo dużą ilość amfetaminy, taka dawka konia by powaliła, a co dopiero człowieka. – Dostał wreszcie za swoje… Gnida jedna
– Nie można się źle wypowiadać podobno o zmarłych, ale… Tak, co prawda to prawda, za tyle zła ile wyrządził…
– Martynka, wezwanie mamy.
Zza drzwi dobiegł krzyk Piotra, Martyna spojrzała jeszcze na Wiktora. – Ma taką spokojną twarz… Ech… Czuwaj nad nim, wszyscy w stacji trzymamy mocno kciuki, że sięobudzi – rzuciła, wychodząc z Sali, a Sambor tylko pokiwał głową. – Gdzie mamy to wezwanie? I gdzie jest Góra? Martyna wsiadła do karetki i chwile patrzyła na Piotra z niedowierzaniem o wezwaniu.
– Nie ma żadnego wezwania, ściągnąłem cię tutaj, bo… chcę iść do Anny, chcę się z nią spotkać i porozmawiać, pójdziesz ze mną do tego aresztu?
– Nie. I ty też nie powinieneś, to wszystko to jej wina, najpierw uwiodła Wiktora, potem całowała się z Potockim i go zabiła i przez nią Wiktor leży w szpitalu…
– Nie przez nią, a przez nas. To my pokazaliśmy jemu te zdjęcia.
– Piotrek, czy ty siebie słyszysz?! – Martyna wściekła wyszła z karetki i trzasnęła drzwiami.
Piotrek jeszcze chwilę siedział bez ruchu i zastanawiał się, czy to rzeczywiście była jego wina. Po kilku
minutach wyszedł z pojazdu, wsiadł na swój motor i ruszył przed siebie.
– Pana godność?
– Piotr Strzelecki, chciałem się widzieć z zatrzymaną Anną Reiter.
– A to pan jest jej adwokatem, kimś z rodziny, czy co?
Policjant niechętnie w ogóle chciał Piotra słuchać, a jeszcze mniej chętnie by go do zatrzymanej wpuś
cił.
– Jestem jej… bratem.- skłamał, ale wiedział, że w dobrej wierze.
– Dobrze, poczeka Pan tu.
Po chwili inny policjant przyprowadził Annę, była roztrzęsiona, nie mogła poradzić sobie z tym, co się
stało, wyglądała strasznie.
– Macie 5 minut i ani chwili dłużej.
Zostali sami, w małym pokoju, tylko ze stołem i dwoma krzesłami.
– Piotr, co ty tu… Jak ty tu?
– Jestem twoim bratem, jakby cię o to zapytali, to masz potwierdzić.
– Wiktor… Co z nim? – Słowa ledwo przechodziły jej przez gardło.
– Leży w szpitalu w Leśnej górze, Zosia i Sambor cały czas przy nim siedzą na wypadek, jakby się
obudził.
– Jakie są rokowania? Wyjdzie z tego, prawda?
Anna nie mogła powstrzymać łez. Piotr wyjął z kieszeni paczkę chusteczek i podał jej.
– No nie jest najlepiej, miał płukanie żołądka, cały czas go nawadniają i podają jakieś inne leki, które
mają mu pomóc dojść do siebie, ale…
Urwał po chwili i spojrzał w sufit.
– Ale co? No mów, do cholery, ja już naprawdę zniosę wszystko!
– Ale wydaje mi się, że on po prostu już nie chce się obudzić, nie chce, bo…
– Bo co?
– Bo przeze mnie i Martynę podejrzewa cię o zdradę, o to, że wybrałaś Potockiego. To my pokazaliśmy mu wasze zdjęcie…
– Piotrek, jakie zdjęcie, do cholery?
– No, Martyna zrobiła wam zdjęcie w szpitalu jak się całowaliście… – A wtedy…
– Piotrek, posłuchaj, to nie było tak, ja tego nie chciałam, on sam mnie pocałował ja próbowałam siębronić, ale…
– Anka, to nie mi powinnaś się tłumaczyć, tylko Wiktorowi…
– Ale jak mam to zrobić, skoro siedzę w areszcie, no jak?
– Nie wiem, może da się jakoś pogadać, żebyś dostała przepustkę, chociaż na godzinę… Spróbuję to załatwić.
– Dzięki.
– Koniec romansów!
Do pokoju wszedł postawny policjant i zabrał Annę z powrotem do aresztu. Piotr wrócił do stacji
pogotowia, tam na niego czekała niemiła niespodzianka, wszyscy byli wściekli, że bez słowa opuściłstanowisko pracy.
– Gdzieś ty był, Strzelecki! Było wezwanie, a nie było kierowcy i musiałem specjalnie Wszołka ściągać, chociaż ma dzisiaj wolne? Co ty sobie myślisz? – Wściekły Artur krzyczał na Piotrka, ale ten nic sobie z tego nie robił
– Dobra, dobra, mmhm, jasne, spoko- machnął tylko ręką i poszedł do Martyny.
– Co? Polecę ci po premii!
– Może mi ją pan całą zabrać, mam to w dupie.
Po tych słowach Góra zrobił się czerwony jak burak.
– Co jest, doktorku? Coś się tak naburmuszył? Wyluzuj, wezwanie mamy.
– Pani Lidio, czy pani też mam pojechać po premii?
– Ale że niby za co? – Roześmiała się Lidka i wsiadła do karetki. – Ok., jak ty dzisiaj taki nerwowy, to
może ja się nie będę dzisiaj w ogóle odzywać.
– Wezwanie na Podolańską 25 c, starsza kobieta skarży się na bóle w klatce piersiowej i duszności.
– Ok. przyjąłem, już tam jedziemy.
Lidka jak powiedziała, tak zrobiła, przez całą drogę do pacjentki nie odezwała się ani słowem.
– Artur Góra, pogotowie ratunkowe, dzień dobry.- Powiedział Artur, wchodząc do mieszkania kobiety, która po nich zadzwoniła.
Kobieta była w podeszłym wieku, drzwi otworzyła trzymając się jedną ręką za serce, przy tym dusząc się cały czas. – Proszę pani, proszę, usiądźmy, Lidka, Parametry, Adam, zamknij drzwi, bo jeszcze nas
ktoś napadnie, jakaś nieprzyjemna ta dzielnica.
– Co się tak doktor boi? – Zażartował Adam
– Wszołek, no weź, chociaż ty mnie dzisiaj nie doprowadzaj do… Jak ciśnienie? – Zapytał, ale nie
uzyskał żadnej odpowiedzi.
– Cukier? – Też cisza
– Pani Chowaniec, czy może pani ze mną współpracować?
Lidka wyciągnęła z kieszonki torby kartkę i długopis, coś pisała, a potem podała kartkę Arturowi.
– Jak to nie? Pani Chowaniec, mamy pacjenta. Czy może się pani zachować chociaż raz jak
profesjonalistka, nie jak obrażona gimnazjalistka? I czy może Pani normalnie odpowiadać, a nie pisać
jakieś liściki?
– Panie… Panie doktorze, zranił pan pewnie jej uczucia i był nieprzyjemny, więc… więc ja się nie
dziwię, że pana partnerka nie chce z Panem rozmawiać – powiedziała starsza kobieta, kaszląc co pół słowa.
– Droga pani, to nie jest moja partnerka, my tylko razem pracujemy, ja jestem jej szefem i ona ma
wykonywać moje polecenia.
– No to przecież mówię, że partnerka w pracy, Doktorze Pana życie prywatne mnie jakoś nie zbyt
interesuje – odparła kobieta i opadła na kanapę.
– Doktorze, saturacja spada, cukier za wysoki. – Lidia w końcu przemówiła.
– No, pani Chowaniec, lepiej późno niż wcale, dobra, koniec zbędnego paplania, bo nam pacjentka
zejdzie. Wszołek, po deskę i do szpitala.
Po udanej akcji ratunkowej Góra chciał jeszcze porozmawiać z Lidią, ale ta dalej się upierała, że nie
ma mu nic do powiedzenia. Skorzystał z wolnej chwili i wszedł do sali Wiktora.
– No, Wiktor, i co ty narobiłeś? Dlaczego? Przecież wszystko można jakoś racjonalnie wyjaśnić…
– A… Annna
– No właśnie, Anna… ee co?
Artur rozejrzał się po sali, byli tutaj sami.
– Wiktor, czy ty… czy ty mnie słyszysz? Powiedz to jeszcze raz?!
Jednak nic już nie usłyszał.
***
Kolejnego dnia Piotr wraz z Martyną czekają na Annę przed aresztem, udało im się szybko załatwićnakaz na 3 godziny pobytu na wolności. Mają nadzieję, że gdy tylko Wiktor ją usłyszy, wróci mu chęćdo życia. Anna wyszła z Aresztu i razem bez zbędnego gadania udali się do szpitala. ***
– O, patrz kto idzie… – Sambor spojrzał na nadchodzącą trójkę
– Co ona tu robi? Nie pozwolę jej tam wejść, nie po tym, co mu zrobiła…- Zosia stanęła przed
drzwiami do sali ojca.
– Zosiu, proszę, pozwól mi tam wejść.
– Nie, idź stąd, idź tam, skąd przyszłaś… Myślisz, że jak zabiłaś doktora potockiego i prawie zabiłaś
tatę, to wszystko ci ujdzie płazem? Mylisz się, jeśli on umrze, ja dopilnuje tego, żebyś zgniła w wię
zieniu…
Zosia rozpłakała się, Anna podeszła bliżej i mocno przytuliła dziewczynę.
– Zosiu, kochanie, wiesz, że to nie tak, kocham ciebie i kocham twojego tatę nad życie, jesteście dla mnie jak rodzina, której… której przez Stanisława nigdy nie miałam? Proszę, uwierz mi… Daj mi
porozmawiać z Wiktorem…
Anna jeszcze mocniej przytuliła Zosię, a ta zaczęła jeszcze mocniej płakać.
– Aniu, chciałam ci tylko przypomnieć, że czas twojej przepustki się niedługo skończy – powiedziała Martyna, podchodząc i zabierając od niej Zosię.
– Tak, masz racje – odparła Anna i weszła do sali.
– O mój Boże, Wiktor…
Usiadła koło niego na łóżku, chwyciła jego rękę i mocno ścisnęła. Łzy nie pozwalały jej nic powiedzieć. – Ja… ja tak bardzo… tak bardzo cię przepraszam… Wiktor…
Pochyliła się nad nim i zdjęła mu maskę z twarzy, pocałowała go w usta i położyła głowę na jego
ramieniu. Leżała tak chwilę, cały czas ściskając jego dłoń.
– A… Aniu…Wstała, usłyszawszy swoje imię.
– Wiktor, ty… ty się obudziłeś? Naprawdę?
Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
– Myślałem, że… że już cie nie zobaczę. – Banach otworzył powoli oczy.
– Wiktor… Kochany… Wybacz mi… to wszystko to jedno wielkie nieporozumienie… Nigdy bym… nigdy nic z Potockim…
– Teraz wiem… I przepraszam, że… to zrobiłem, wiem, że byłem gł…- urwał w połowie słowa.
– Nic już nie mów, jesteś jeszcze zbyt słaby, odpoczywaj. Kocham Cię.- powiedziała, a do sali wszedłpolicjant, szarpiąc Annę i zakładając jej kajdanki.
Co pan robi, oszalał Pan?
– Miała pani tylko 3 godziny, mineły już 4… byłem zmuszony panią odnaleźć i doprowadzić do aresztu bo inaczej moi przełożeni urwali by mi głowe, i tak to zrobią za to w ogóle kogoś do pani wpóściłem , już wiemy że pan piotr strzelecki nie jest pani bratem. – To nie tak ! Dajcie mi się wytłumaczyć!- Anna szarpała się ale to było na nic, policjant był od niej silniejszy. – Wiktor leżąc bezwładnie, obserwowałcałą sytuację i nie mógł uwierzyć co się dzieje. Anna spojrzała ostatni raz na Wiktora i została
wyprowadzona z sali. Obudził się- zdążyła tylko powiedzieć na korytarzu do Zosi Martyny i Piotrka. Część trzecia Kilka dni później… Wiktor został wypuszczony ze szpitala, miał jeszcze przez chwile
pozostać w domu żeby odpocząć ale oczywiście się nie zgodził i stwierdziłże musi przyjść do pracy bo w domu by oszalał z tej bezsilności. Doktorze, może zrobić doktorowi herbaty? Pyta Martyna siadając obok. co? Nie dzięki. Nie mogę przestać myśleć o Ani, która teraz tak bardzo mnie potrzebuje…
wyniki sekcji zwłok Stanisława wykazały że miał on sporą ilość narkotyków w sobie… a jeszcze ta
pieprzona policja nie chce zrozumieć że Ania zrobiła to… bo bo musiała, inaczej ten bydlak nie dał by jej żyć. – Wiktor wzdycha ciężko i chowa głowę w ręce. Na pewno da się jakoś udowodnić że Jest
niewinna… na pewno… Martyna chyba sama w to nie wierzysz. Oczywiście że wierze. Doktorze jak Pan w ogóle może mówić że jest inaczej…- oburzyła się Martyna Och przepraszam cię ale od kilku dni jestem taki rozdarty i najchętniej każdego bym pozabijał. Może ja pójdę do domu…- Wstał i powoli wyszedł ze stacji. W drodze do domu postanowił sobie że nie ważne co się ma z nim stać wyciągnie ukochaną z aresztu. Jutro ma się odbyć rozprawa przeciwko Annie i Wiktor ma na niej zeznawać jako jeden z najważniejszych świadków. Przystanął i spojrzał się w zachmurzone niebo, dostrzegł małą
dziurę pomiędzy chmurami, z której przebijały się lekkie promienie słońca. Martyna…! No tak, czemu wcześniej na to nie wpadłem.- krzyknął i pobiegł z powrotem do stacji. ⁃Martyna! Martyna! Doktorze nie ma jej, pojechała z Piotrem do wezwania.- uświadomił go Adam który przyszedł akurat zrobić
sobie kawę. Gdzie jest to wezwanie? Yyy… nie wiem – Wszołek lekko zakłopotany pokręcił głową.
Ruda… tu Banach, gdzie pojechali Piotr z Martyną? Po chwili rozlega się głos Rudej. No przecież nie na kawę, mieli wezwanie. Ruda do cholery wiem… ale pytam się gdzie? Na… Towarową, jakaś próba są… to mnie już nie interesuje, bez odbioru. Adam, dawaj kluczyki od karetki. – Wyciągnął rękę w jego stronę. Ale doktorze, nie mogę… To rozkaz do cholery- Adam rzucił w jego stronę kluczyki Spokojnie jak się ktoś przyczepi powiem że ukradłem- oznajmił i wybiegł ze stacji. Kilka minut później Wiktor byłjuż na miejscu. Piotrek wzywałeś drugi zespół? Martyna spojrzała na parkującą eskę Nie… – Piotrek zmieszany dalej badał pacjenta. To Wiktor… jako kierowca…- Martyna z niedowierzaniem patrzyła na Banacha w cywilu wysiadającego z karetki.- Martyna do mnie- Stanął i czekał ale Martyna nie
reagowała. No na co czekasz! Doktor wybaczy ale mamy pacjenta. No przecież ślepy nie jestem a ty chyba za to głucha… do mnie to rozkaz…- Powiedział to tak stanowczym głosem że Martyna się
przestraszyła. Poradzisz sobie? Spojrzała na Strzeleckiego Tak idź, ciekawe co się mu stało że przywłaszczył sobie karetkę. Tak zrobiła, powoli podeszła do Wiktora, ten nakazał jej by wsiadła do karetki, nic z tego nie rozumiała ale to zrobiła. Wsiadł za nią i zamknął za sobą drzwi. O co chodzi? Wiesz że niedługo jest rozprawa Anny? Tak wiem… Zeznaje jako świadek… ale obawiam się że to co ja powiem i to co powie Anna na swoją obronę może nie wystarczyć.. I? – Martyna przyglądała się Wiktorowi z ciekawością I chciałem cię prosić byś ze… Nie doktorze… nie ma opcji żebym też zeznawała, mnie z Potockim nic poza jedną sytuacją nie łączyło a o tamtej sprawie chce już zapomnieć. Martyna ale nie rozumiesz że im więcej będzie świadków tym są większe szanse? Wiem ale… to co się stało pomiędzymną a potockim… nie Ja nie chce o tym mówić…proszę tylko nie mówić że to rozkaz bo… Tak to jest rozkaz… W takim razie doktorze- Martyna wstała i zdjęła z siebie kurtkę ratownika. W takim razie
jestem zmuszona odejść… nikt nie ma prawa zmuszać mnie bym powracała do tamtego feralnego
dnia… Opuściła karetkę i bez żadnego słowa wyjaśnienia dla Piotrka pobiegła przed siebie. Cholera
jasna…- Wiktor wyszedł z karetki i trzasnął drzwiami. Podszedł do Piotrka. Tu 21 es przyślijcie drugi
zespół Strzelecki został sam na polu bitw Jak to sam? A gdzie Martyna i… Doktorze co ty tam robisz?
Ruda weź ty mnie dzisiaj nie denerwuj, a i niech przyjedzie dodatkowo Adam i zabierze karetkę bo ja idę do… a do dupy idę. Jaką karetkę…? Ok przyjęłam… Gdzie Martyna? Zdziwiłsię Piotrek, Odeszła… – Oznajmił Wiktor i poszedł . Jak to odeszła, co jej powiedziałeś? Piotr wstał od pacjenta i podbiegł do
Banacha zatrzymując go Piotr nie zostawiaj pacjenta, to nieprofesjonalne zachowanie. Polecę ci zaraz po premii. W dupie mam premie , gadaj co z Martyną?! Odeszła bo nie mogła znieść że poprosiłem jąo pomoc. W sprawie Potockiego? Miała zeznawać? Tak…- w tym momencie Piotrek rozwścieczył się
do tego stopnia że uderzył Wiktora z pięści w twarz. Nie wiesz ile wycierpiała przez tą całą sytuację?
Nie wiesz? Co teraz martwisz się tylko o swoją dupę i o domowe obiadki gotowane przez Anne?
Wiktor nie został dłużny Piotrowi i popchnął go z całą swoją siłą. Strzelecki uderzył o drzewo. Leżał i
się nie ruszał. Cholera jasna… Piotrek, wstawaj… No rusz się…- Podszedł do rannego, który dalej leżałi się nie ruszał Psia dupa… Piotr No dalej nie ud… o nie… krew…- Zobaczył krew cieknącą z głowy
Piotrka. Sięgnął do kieszeni. Ruda co z tą karetką? No jedzie, będą za 7 minut. To nie wiem jak to
zrobisz ale ma tu być za 2minuty ta i jeszcze jedna. Kolejny ranny? Wiktor co tam się dzieje? Nie
zadawaj pytań tylko dawaj tu karetkę… Robię co mogę… To rób więcej. Ty jesteś lekarzem, zajmij się
rannymi z Piotrem i Martyną do przyjazdu karetek. No właśnie sam nie mogę… Martyny nie ma a
Piotr… a Piotr jest jednym z pacjentów więc do cholery ruchy… Jak to jednym z… a dobra już nie
zadaje żadnych pytań. No wreszcie. Po tych słowach Wiktor wstał i czekał na przyjazd karetek. Ruda
się tak postarała że obie dotarły w ciągu 3 minut. Pogotowie… cholera co się dzieje… Wiktor co ty tu? – Zdziwiony Góra podbiegł do leżącego Piotra. ⁃Artur nie zadawaj żadnych pytań.⁃ Chowaniec, Wszołek i ty… ty którego nazwiska nie pamiętam ruchy- wydarł się Artur Nowak… Nowak panie doktorze.⁃Dalej Nowak bo premii to ty nie zobaczysz do końca roku! Wiktor powiedz co tu się stało? Nie waż
ne…- Odpowiedział i odszedł Doktorku czekaj, każda para rąk się przyda.⁃ Pani Lidio proszę się
odpieprzyć z łaski swojej. ⁃Matko, gorszy niż Góra- stwierdziła Lidia i pobiegła do pacjenta którego
wcześniej ratował Piotrek z Martyną. Banach wrócił do domu, położył się na łóżku i zasnął. Do
rozprawy chciał wypocząć jednak nie było mu tom dane, miał straszne koszmary. ***Nastał dzień
rozprawy. Wiktor pojawiłsię w sądzie wcześniej bo liczył na to że zobaczy Anie albo Martynę.
Niestety ani jednej ani drugiej jeszcze nie było. Postanowił zadzwonić do Artura i dowiedzieć się o
stan Piotrka. Artur, co z Piotrem? ⁃Cześć… Wiktor jak mogłeś… Stan Piotra jest stabilny, stracił
wczoraj tak dużo krwi że mógł przez to umrzeć, czemu stałeś z założonymi rękami jak księżniczka i nic nie zrobiłeś dopóki nie przyjechaliśmy? ⁃Nie miałem głowy do tego. ⁃ Dupy… dupy nie miałeś
Banach, ja rozumiem że jest ci ciężko bo Ania… mi też było ciężko a nawet jeszcze ciężej bo Renata
zmarła ale jakoś mogłem pracować… twoje zachowanie było karygodne i… ⁃ Tak wiem potrącisz mi z premii… Ok… ⁃Wiktor to nie są żarty⁃ Artur ja nie mam nastroju na żarty, a powiedz mi Martyna jest tam gdzieś? Nie… dziś rano z nią rozmawiałem i złożyła słowne wymówienie… i tu też oczekuje od
ciebie wyjaśnień… ⁃Wyjaśnię ci jak powiesz jej że czekam w sądzie. ⁃A po co w sądzie na nią czekasz? Przecież nie ma zeznawać. No właśnie chciałem by to zrobiła i dlatego złożyła wymówienie. ⁃Banach ciebie to już do reszty powaliło. Artur rozłączył się. Martyna siedziała w domu, w ciemnym pokoju,
nie wiedziała nic o Piotrku nikt jej nie informował. Przez całą noc zastanawiała się czy jednak powinna zmienić zdanie i iść pomóc w uwolnieniu Anny. Miała mętlik w głowie. Wzięła telefon i zadzwoniła do Piotrka by się go poradzić i przeprosić że wczoraj uciekła bez słowa.⁃ Halo- w słuchawce rozległ się głos Lidki. Piotrek… Lidia? Daj mi Piotra. Martyna bo ja… bo on ⁃Co? Martyna, Piotr jest w szpitalu, jest nieprzytomny ⁃Jak to?!- Kubicka natychmiast zerwała się z łóżka na równe nogi. ⁃Co się stało? ⁃To ty
nic nie wiesz? – zdziwiła się Lidka Nie… ⁃Wczoraj podobno poszarpał się z Banachem i wyrżnął głową
o drzewo… mało brakowało a byłoby po nim… ⁃Cholera jasna, zabije tego Banacha… Ok. Lidka
czuwaj przy nim, nie wasz się od niego na krok odchodzić… ⁃Ok… a ty co chcesz zrobić? ⁃Czas by ktoś
kochanemu i wspaniałemu Banachowi przemówił wreszcie do tego zakutego łba, bo zaczyna się
zachowywać jak Potocki którego tak strasznie nienawidził. Po tych słowach Martyna rozłączyła się i w biegu wyszła z domu i udała się do sądu na rozprawę. Miała nadzieje ze jeszcze się nie zaczęła i bę
dzie mogła rozmówić się z Wiktorem. W sądzie Wiktor czekał na rozpoczęcie, był załamany całą
sytuacją, dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego ze Piotr mógł przez niego umrzeć. Po jego policzkach popłynęły łzy. ⁃Wiktor… na korytarzu rozległ się głos Anny Ania… – wstał z krzesła i podbiegł do niej
przytulając ją mocno.Anna była prowadzona w eskorcie przez dwóch policjantów. proszę pana,
proszę się odsunąć- powiedział jeden z nich. ⁃Proszę mi pozwolić z nią porozmawiać… ⁃Nie. Nie może pan rozmawiać z oskarżoną… Policjanci wprowadzili Annę do sali, Wiktor westchnął i wszedł za nimi. -Proszę wstać sąd idzie… Rozprawa się zaczęła a Wiktor wciąż wypatrywał Martyny. ⁃Otwieram
rozprawę przeciwko Annie Reiter której stawiam zarzut zamordowania swojego byłego męża Stanisł
awa Potockiego. Czy przyznaje się pani do popełnienia czynu?- sędzia i wszyscy na sali skierowali
wzrok na Annę. ⁃Tak wysoki sądzie przyznaje się ale… ale miałam ku temu miliard powodów. ⁃Czyż
by? Więc jeśli się pani przyznaje to proszę powiedzieć nam jak do tego doszło.⁃ Dobrze. Spotkałam
się ze Stanisławem po Pracy. Miałam już dosyć jego Gierek i zatruwania ludziom życia. Kiedy nie
patrzył na mnie przeszukałam jego szuflady i wsypałam mu jakiś biały proszek do wina. Wypił to
niczego nie podejrzewając i…- Anna przerwała I resztę już znamy… a ten biały proszek to
Amfetamina. Dziękuje Pani. Proszę na świadka Wiktora Banacha. Wiktor siedział bez ruchu. Czy ś
wiadek nie chce zeznawać? Wiktor dalej nic, siedział wpatrzony w podłogę ⁃No do cholery Wiktor
rusz się! ⁃Proszę o spokój oskarżoną bo postawie pani zarzut wpływania na świadka. – Yyy tak wysoki
sądzie będę zeznawał. Wiktor wreszcie wstał i podszedł do barierki. ⁃więc bez zbędnych ceregieli
panie Banach proszę nam powiedzieć co pan wie w tej sprawie? Wiktor wziął głęboki oddech i zaczął
mówi: ⁃o samym morderstwie wiem niewiele jednak wiem o wiele więcej o samym zmarłym. Stanisł
aw Potocki był genialnym lekarzem lecz człowiek to z niego żaden. Kiedy Anna znaczy oskarżona była
z nim w związku małżeńskim bił ją wręcz katował, gwałcił i poniżał przy każdej nadarzającej się okazji. Czy był pan tego świadkiem- wtrącił się prokurator. Nie. Wtedy jeszcze Anny nie znałem. Więc skąd
takie słowa z pana ust? ⁃Ania znaczy oskarżona opowiadała, powiedziała mi wszystko z każdym
nawetnajdrobniejszym szczegółem. ⁃Czyli nie ma pan na to żadnych dowodów? ⁃Nie wysoki sądzie ⁃
Ale ja mam dowody! Nagle do sali wpadła Martyna z teczką w ręce. ⁃Kim pani jest? ⁃Martyna kubicka wysoki sądzie , chcę zeznawać. Mogę być ważnym świadkiem w tej sprawie. ⁃Proszę więc usiąść i
poczekać na swoją kolej. Tak więc zrobiła. Anna spojrzała się na Martynę z niedowierzaniem. Nikt nie
przypuszczał że Martyna będzie mieć tyle odwagi by raz na zawsze stanąć oko w oko ze swoim
strachem i krzywdą jaką wyrządził jej Stanisław. ⁃Panie Banach ma pan coś jeszcze do dodania? ⁃Nie
wysoki sądzie. ⁃Dobrze więc skończmy zabawę i zajmijmy się pracą, proszę usiąść a Panią pani…
Martyno poproszę o podanie dowodu osobistego i zajęcie miejsca pani poprzednika. Martyna wstała
i podeszła dać dowód osobisty, minęła się z Wiktorem podchodząc do barierki. Spojrzeli na siebie,
banach był załamany. ⁃Pani Martyno co pani wie w tej sprawie. ⁃Wiem dlaczego Anna to zrobiła.
Mam dowody które mogą pomoc ją stąd wydostać, dowody przeciwko Potockiemu. Pokazała teczkę.
⁃proszę podać mi dowody. I dlaczego przychodzi pani dopiero teraz, czemu nie zgłosiła się pani na
policję wcześniej? ⁃Bałam się wysoki sądzie, wie sąd jak to jest gdy jest się zastraszanym na każdym kroku? … a nie nie wie sąd, a ja i Anna wiemy. ⁃Do rzeczy proszę. Dobrze więc… Martyna wreszcie
poczuła że jest bezpieczna, ze ten koszmar z chwilą śmierci potockiego się skończył dla niej i może sięskończyć też dla Anny i Wiktora jeśli tylko ona powie wszystko co wie i pokaże wszystko co udało jej się zdobyć. ⁃więc ja poznałam doktora potockiegojeszcze zanim został lekarzem w szpitalu w leśnej
górze. Poznałam go dzień wcześniej. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze bo wtedy mój chłopak
bardzo mnie zranił… No ale ja nie o tym… byłam załamana i wsiadłam do samochodu, chwila nie
uwagi i uderzyłam w jakiś samochód. Wtedy właśnie pojawił się potocki, to był jego wóz. Podszedł domnie, nie chciał spisywać protokołu przy policji, chciał iść ze mną na kawę… ⁃Tak… co było dalej ⁃
Dalej, pamietam tylko że z nim poszłam i… i dalej że obudziłam się w jego mieszkaniu zupełnie naga… Martyna z ledwością powstrzymywała łzy. ⁃proszę kontynuować. ⁃Tak przepraszam… Później szantażował mnie moimi rozbieranymi zdjęciami, groziłże zrobi ze mnie pośmiewisko… jak… jak nie pójdę z nim znowu do łóżka kolejny raz i jak nie będę robiła tego co chce… Była coraz bardziej roztrzęsiona i spanikowana, słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. ⁃Martyna starczy! Nie musisz tego robić
…- Rozległsię głos Anny ⁃Nie musisz tego robić, wiem ile cię to kosztuje. ⁃ Wiem że nie muszę… ale
chce to zrobić dla świętego spokoju i dla ciebie Wiktora i Piotrka… ⁃Czy może pani kontynuować? ⁃
Tak mogę. Widzi sąd jedną sytuację, tą moją… jednak to nie wszystko… Stanisław Potocki poniżał tez swoją żonę… w teczce którą dałam są zdjęcia na których widać jak ją szarpie, jest też dyktafon gdzie są nagrania które na pewno sąd zainteresują. Anna nie wiedziała o czym Martyna mówi, o ile o zdję
ciach wiedziała bo Martyna sama je zrobiła tamtej feralnej nocy w szpitalu tak o nagraniach nie miała pojęcia. ⁃ Proszę o odtworzenie nagrań. Na nagraniach jasno było udokumentowane jak Stanisław
Potocki obraża Annę, wyzywa ją, znalazły się tam również odgłosy ich bójki. – dziękuje starczy. W
teczce są również jakieś dokumenty… ⁃Tak wysoki sądzie , są to dokumenty które zostały sfał
szowane przez doktora potockiego. ⁃Dobrze przejrzę je. ⁃Mam nadzieje ze te dowody pozwolą
wszystkim zrozumieć jakim człowiekiem był Stanisław. Czy ma pani jeszcze coś do dodania? ⁃Nie dziękuje. ⁃Także to wszystko, wyrok zostanie ogłoszony po przerwie. Wszyscy wyszli z sali, Anna dalej była pilnowana przez policję. Martyna stała oparta o ścianę, podszedł do niej Wiktor. ⁃Dziękuje ci… w
imieniu swoim i Anny… dzięki tobie może się udać. Wiktor przytulił Martynę. – O wiesz doktorze,
zrozumiałam że przeszłość trzeba w końcu zamknąć i zostawić za sobą… a to było najlepsze rozwią
zanie. ⁃Martyna przepraszam cię za wczoraj… przepraszam za to co zrobiłem Piotrowi… Nie byłem
wtedy sobą… ⁃Wiem doktorze, ja w takiej sytuacji pewnie nie zachowałabym się lepiej. ⁃Koniec
przerwy zapraszamy na sale!! I wszyscy weszli spowrotem. ⁃Po zapoznaniu się ze wszystkimi
dowodami i po przesłuchaniu świadków sąd… Zapadła cisza, wszyscy stali i czekali w napięciu… ⁃ sąd uznaje oskarżoną… Wiktor spojrzał na Annę…miał złe przeczucia ⁃sąd uznaje oskarżoną za niewinną i tym samym zwalnia z aresztu. Wszyscy odetchnęli z ulgą… Rozprawa się skończyła . Wiktor Anna i
Martyna opuścili budynek sądu szczęśliwi i pewni że wszystko wreszcie się ułoży. – Martynka nie
wiem jak ci dziękować ⁃Nie musisz, Wiktor to już zrobił. Przed budynkiem stała karetka. ⁃a co ta
karetka tu robi? Zdziwił się Wiktor podchodząc do niej i otwierając drzwi. Gdy je otworzył ze środka
wyskoczyli Adam, Piotrek z bandażem na głowie, zosia, Lidka, Artur Basia a za nimi klusek który szczęśliwie merdał ogonem i biegał wokoło wszystkich.⁃ i wszyscy zmieściliście do jednej karetki? ⁃
Martynka wątpisz w nasze możliwości? – Piotr objął ją ramieniem. ⁃Wiedziałem że dasz sobie radę
kochanie- dodał. ⁃A powie mi ktoś jakim cudem mieliście jakieś nagrania? Zapytała zdziwiona Anka. No wiesz, aktorzy z nas to są zajebiści. Zaśmiałsię Piotrek. A właśnie doktorze Góra… – zaczęła
Kubicka nieśmiało. ⁃Tak. Co do mojego wypowiedzenia… Jakiego wypowiedzenia… ja nic nie widział
em i nic nie słyszałem. No wiesz Martyna doktorkowi przeczyścilo umysł bo niedawno myli z Lidką
karetkę.- wtrącił się Adam. Nikt nie mógł opanować śmiechu. Wszyscy weszli do karetki, został tylko
Wiktor z Anną. No a wy co? Jedziemy na stacje robić imprezę. Tak tak Adam, ale wiesz co…
przyjdziemy później bo… Bo pan doktor ma brudny samochód- zaśmiała się Lidka. Pani Chowaniec…
Spoko doktorku, przecież oni się nie obrażą, co niej? Lidia spojrzała w stronę Wiktora i Anny ale ich
już tam nie było. Zniknęli i… kto wie gdzie poszli świętować swoje zwycięstwo.
Categories
Rozdział 2
Od kiedy Anna siedzi w areszcie śledczym, a policja bada okoliczności śmierci Stanisława Potockiego, minął tydzień. Nikt ze stacji nie może dalej uwierzyć, że ona mogła to zrobić, nikt nie może pojąć, że
Anka byłaby do czegoś takiego zdolna. Wiktor Banach po próbie samobójczej nadal leży w szpitalu
podłączony do wszelakiej aparatury, jeszcze nie odzyskał przytomności, ale wszyscy głęboko wierzą, że kto jak kto, ale on z tego wyjdzie. Był chłodny jesienny poranek, Zosia siedziała całą poprzednią noc i dzień przy łóżku Ojca, cały czas miała nadzieję, że się wreszcie obudzi, jednak Wiktor dalej leżał bez
ruchu z maską tlenową na twarzy.
Zosiu, idź do domu, zjedz coś, prześpij się.
11 replies on “Rozdział 2”
dOOOBRE
O kuwa. Oby w realu też się tak skończyło
Poczekaj wyślę to do scenarzystow haha i może tak skończą 😉
wysyłał xd
Tak, tak, wyślij. Polubiłam Anię, ale dziwię się, że uniewinnili ją tak całkowicie.
wiesz, jakbym jej nie uniewinniła to ktoś by mi żyć nie dał haha 🙂
Chyba nawet wiem kto 🙂
Ale bądź niezależna, Natalko, nie pisz pod publikę 😉
nie mogłaś uniewinnić anki, poniewa ona go zapiła. Mogło być jakieś nadzwyczajne złagodzenie kary czy
coś takiego.
ciekawe co dalej.
O. Jakie to fajne.