W stacji impreza
trwała w najlepsze, wszyscy się bawili, pili i tańczyli. Artur stał podpierając ścianę, trzymając w ręku
kubek z drinkiem. Martyna z Lidką stały na przeciwko niego pod drugą ścianą, śmiały się prawie do ł
ez. To co? Robimy to? – zapytała Lidka. Ja nie wiem czy to dobry pomysł… on nas za to zabije przecież. oj tam najwyżej z pensji nam potrąci- zaśmiała się w głos. Pani chowaniec czy może pani się uspokoić
? Ja rozumiem inpreza imprezą ale jakieś przyzwoite zachowanie w stacji obowiązuje. Oburzył się Gó
ra. dobra, zróbmy to. Potwierdziła koleżance Martyna. Po chwili obie dziewczyny wyszły ze stacji.
Gdzie jest martynka doktorze? Piotrek podszedł zdziwiony do Góry. Strzelecki, czy ty myślisz że ja
pilnuje twojej dziewczyny? Narzeczonej doktorze narzeczonej. a nie interesuje mnie to jakie są mię
dzy wami relacje. dobra dobra, widze że nasz doktor dzisiaj bez humoru. Piotrek odszedł i wziąwszy
telefon dzwonił do ukochanej. Martyna nie odbierała. Dziewczyny wyszły ze stacji, przeszły się kawał
ek i stanęły wśród drzew . i co teraz? No Martynka, teraz ja tu zostanę, zadzwonię do Rudej by wcielił
a swoją role w życie. To Ruda tez w tym bedzie uczestniczyć? No a co ty myślałaś? Lidka zaczęła się ś
miać. Nagle zza krzaków wyszło czterech mężczyzn ubranych na czarno. cześć piękności. Odezwał się
jeden niskim i gburowatym głosem. Obie nie odezwały się, tylko patrzyły na siebie zaskoczone. no co
nic nie mówicie? Rozumiem że chcecie się z nami zabawić?! Drugi mężczyzna podszedł do nich i objął
je ramieniem. Zabieraj się stąd koleś. Lidka wyrwała się i pociągnęła ze sobą Martynę. A jak nie to co
laluniu? Trzeci zaszedł je od tyłu. Złapał Lidke za ręce i trzymał tak mocno że nie mogła się wyrwać.
Aa… puszczaj gnoju bo pożałujesz… Nie strasz, nie strasz laska bo się na prawde przestraszę.
Hahahahaha!!! Mężczyźni roześmiali się jednocześnie Puśćcie ją i to już! Ty się nie udzielaj bo z tpbą
też się zabawimy. Martyna uciekaj! Powiedziała Lidka. To ostatnie słowa jakie udało jej się
powiedzieć gdyż jeden z mężczyzn zatkał jej usta ręką. Martyna pognała co sił w nogach do stacji. ej
szefie ona ucieka? Zostaw ją, tu mamy lepszy nabytek. spojrzał na przerażoną Lidke. Dobra spadamy
bo zaraz ta druga tu wróci z innymi. I tak też zrobili. Zabrali ratowniczke w miejsce gdzie nikt jej nie
znajdzie. Martyna biegła do stacji . Zatrzymała się, obejrzała się za siebie by się upewnić czy nikt jej
nie goni. Była sama… do stacji był jeszcze spory kawałek, bała się o koleżankę wiec postanowiła
wezwać pomoc. Ruda zgłoś się, tu Martyna. No co tam? To jaki jest ten wasz plan? Nie ma żadnego
planu, Lidka ma poważne kłopoty. Taaa jasne. Zaśmiała się Ruda To nie żarty. Byłyśmy w lesie i
napadło nas czterech typów… zabrali ją a ja… ja zdążyłam uciec. Ty mówisz serio? A czy brzmię
jakbym żartowała? Zrób coś do cholery! Wezwij pogotowie, policję… kogokolwiek… No do…dobra.
Ruda zakończyła rozmowę z martyną i połączyła się ze stacją. 21 es, co tam się u was dzieje…
podobno ratowniczke wam uprowadzili? 21 es zgłaszam się. Odebrał zgłoszenie artur. Jakie
uprowadzenie? Co ty ruda brałaś? Najpierw chowaniec się dziwnie zachowuje z martyną a teraz ty?
No właśnie o chowaniec tu chodzi… podobno została porwana z pobliskiego lasu… Co do cholery…!!
Artur zbladł z przerażenia. W tym samym czasie do stacji wbiegła Martyna, była przestraszona i
zmachana biegiem. ku… kubicka… gdzie jest cho… chowaniec? Tez bym to doktorze chciała wiedzieć
… Po chwili do stacji przyjechała policja wezwana przez Rudą. Dzień dobry. Komisarz Anna Nowak,
podobno kogoś tu u państwa porwano… przyjechaliśmy najszybciej jak się dało… Podobno? No wie
pani co… Oburzył się Góra. spokojnie Doktorku… Próbował załagodzić sytuację Piotrek. Strzelecki nie spokojnie… z resztą tylko pani Chowaniec może mówić do mnie doktorku… W stacji rozbrzmiał cichy
śmiech Proszę o spokój, jeszcze nic nie wiadomo… czy porywacze się z państwem kontaktowali? No… nie… Martynie drżał głos. W takim razie musimy czekać. Jakie czekać?! Ja nie mam zamiaru na nic
czekać… Artur ubrał się i ruszył do wyjścia. Ale doktorze, nie może pan stąd wyjść… Powstrzymywał
go Piotrek. Strzelecki nie będziesz mi mówić co mam robić gdy w gre wchodzi ludzkie życie… Ciekawe czy mówi pan tak dlatego że na prawde przejmuje się pan ludzkim życiem czy dlatego że to akurat
chodzi o Lidkę… Wszołek, nie wiem o co ci chodzi… martwię się tylko o swojego pracownika i tyle.
Jasne jasne doktorku yyy znaczy doktorze Góra. Rozumiem że to pan jest szefem stacji, w takim razie
pod żadnym pozorem nie może pan się stąd ruszyć. Dodała policjantka i rozkazała swoim kolegom po fachu żeby stanęli przy drzwiach. Ja nie będę tu siedział z założonymi rękami i nie będę wykonywałż
adnych waszych rozkazów… Artur poszedł do drzwi, przepchnął się przez dwuch policjantów i
wyszedł ze stacji. Nie miał pojęcia gdzie miał szukać Lidki więc zaczął od pobliskiego lasu, czyli tam
gdzie była widziana ostatnio razem z Martyną. Było już dość ciemno a on nie zabrał ze sobą latarki,
więc szedł niezgrabnie potykając się o każdy wystający korzeń i kamień. Czy on jest zawsze taki
narwany?- zapytała policjantka patrząca w strnę wyjścia ze stacji. Tak zawsze…- Piotrek zaśmiał się.
Piotrek przestań to nie jest śmieszne… my powinniśmy iść tam razem z nim… przecież tu chodzi o
jednego z nas… Piotrek doskonale zdawał sobię sprawę że martyna miała rację ale wiedział też że
funkcjonariusze nie pozwolą im się stąd ruszyć. Postanowił zadzwonić do Anny i wiktora. Ci niestety
jak na złość nie odbierali telefonów, pewnie byli pogrążeni w rozkoszy do szaleństwa, no ale co się
dziwić po takich rzeczach jakie ich spotkały… W tym samym czasie Artur błądził po lesie, jego ubranie było brudne od ziemi i liści, było zimno, mokro i mroczno, a w oddali było słychać tylko wilki i inne leś
ne zwierzęta, ale dzielny lekarz nie poddawał się chociaż trząsł portkami ze strachu. Oczywiście
bardziej bał się w tej chwili o siebie niż o Lidkę. Po kilku przebytych kilometrach usiadł pod drzewem
By złapać oddech i pozbierać myśli. Gdzie ja bym cholera poszedł gdybym był porywaczem… Zerwał
się na równe nogi bo usłyszał męskie głosy zbliżające się w jego stronę. Ciekawe co szef chce zrobić z
tą małą zołzą… A skąd mam wiedzieć, pewnie się zabawimy i ją gdzieś zakopiemy… a może zrobimy
ognisko… o albo wiem, sprzedamy do jakiegoś burdelu, wiesz figurę ma, ładna w sumie jest… No niby tak ale cycki jakieś takie małe ma… Chwila chwila panowie… o kim wy mówicie? Góra wyszedł męż
czyznom na przeciw z założonymi rękoma. A co cię to obchodzi koleś i kim ty w ogóle jesteśże śmiesz wchodzić na nasz teren? Mogę stać się waszym największym koszmarem jeśli w tej chwili nie oddacie mi pani Chowaniec!! Artur wściekły rzucił się na mężczyzn z pięściami, niestety zrobił to tak
nieudolnie że mężczyźni zdążyli się odsunąć a on sam uderzył pięścią z całej siły w drzewo. Zaszli go
od tyłu uderzyli głową o drzewo i zabrali ze sobą. Co wy mi tu za mięso przytargaliście? Oburzył się
szef gangu jak zobaczył że jego dwuch podwładnych ciągnie nieprzytomnego mężczyznę za sobą.
Artur… zostawcie go… co wyście mu zrobili… Co ślicznotko, to twój kochanek? Zamknij się i rozwiąż
mnie… trzeba mu pomóc on krwawi… może mieć uraz głowy i może umrzeć… Nie panikuj lala, nie
nasza wina że kolega miał bliskie spotkanie z drzewem. Znaczy no troche nasza ale nie ważne, nie twój interes. Zaśmiałsię jeden z mężczyzn i przeciągnął nieprzytomnego Artura na drugi koniec
pomieszczenia. Góra leżał bezwładnie na zimnej podłodze a z jego głowy leciała krew… Dobra
panowie, idziemy bo mamy jeszcze coś do załatwienia… Oznajmił szef i wyszedł, reszta jego bany posłusznie poszła za nim zostawiając Lidkę i Artura samych. Artur… obudźsię… słyszysz… natychmiast
masz się obudzić… Niestety nawoływania jej nic nie dawały bo Góra leżał jak nieżywy a kałuża krwi
obok niego robiła się coraz większa i większa. Chowaniec próbowała się uwolnić z więzów, jednak nie było to takie proste… po kilku minutach jednak udało jej się wyswobodzić ręce i co za tym idzie,
odwiązać też nogi. Podbiegła do Artura, zdjęła kurkę i starała się zatamować krwotok. No obudź się… błagam… nie rób mi tego doktorku… przecież… ty nie możesz nas tak zostawić… mnie nie możesz… Do stacji przyjechali Anna z Wiktorem, byli zdziwieni ilością telefonów od Piotra i Martyny. Gdy
dowiedzieli się o całej sytuacji byli zszokowani i nie wiedzieli jak mają pomyć swoim przyjaciołom.
Policja nadal nic nie zrobiła bo czekali na jakiś ruch porywaczy, albo na informacje od Artura. Wszyscy nerwowo chodzili po stacji, policjanci nadal stali i pilnowali wyjścia. Anna jako pierwsza wpadła na
jakiś sensowny pomysł. Poszła do gabinetu Artura, miała dobre przeczucie że tam coś jest co jej
Pomorze. Na podłodze spał w najlepsze Klusek. No piesku… obudźsię, obudź się i pomóż nam znaleźćlidke i twojego pana. Pies leniwie wstał i polizał Anie po rękach. Zaszczekał radośnie i merdał
ogonem. Klusek ja nie będę się teraz z tobą bawić… masz mi pomóc i to już… Co się dzieje Aniu?
Weszła do gabinetu Martyna. Wpadłam na pomysł że on nam pomoże ich znaleźć Ale wiesz że to nie jest pies tropiący? No wiem ale… jakoś musimy zacząć działać prawda? No niby tak. Przytaknęła
martyna i podłożyła Kluskowi pod nos marynarkę Góry która wisiała na krześle. No dobra psina, masz i szukaj pana… no dalej… Pies na początku nie wiedział o co chodzi więc zaczął gryźć marynarkę myśląc że martyna chce się po prostu z nim bawić, ale po chwili coś go tknęło i zaczął biec w stronę wyjścia. tak… tak złapał trop… Martyna szybko sprzęt, Piotrek… cokolwiek… i biegniemy bo zaraz nawet psa zgubimy. Ale zaraz zaraz dokąd się państwo wybierają? Zatrzymała ich policjantka. Tam gdzie wy
powinniście wybrać się już dawno. Odpowiedziała Anna i odepchnęła kobietę. Artur proszę powiedz coś… Lidka nadal próbowała obudzić Górę ale bez skutecznie. Udało jej się zatamować krwawienie
ale stracił tak dużo krwi że mogło nie być już żadnych szans na przeżycie. Wstała i szukała w
pomieszczeniu jakichś leków, czegokolwiek co by jej mogło pomóc, niestety poza alkoholem i
narkotykami nie znalazła nic. Uklęknęła bezradnie przy rannym i czekała na cud. Chciała wezwać
pomoc ale porywacze zabrali jej wszystko co miała przy sobie. Nie wiedziała jak i czy kiedykolwiek
jeszcze zostaną uratowani… A… Paanni… Cho… Artur… ty żyjesz, jak dobrze. Lidka się tak ucieszyła że aż ze szczęścia przytuliła się do niego i pocałowała go w policzek. Był zimny i blady. Co… co się…
dzieje… Nic, nic nie mów wszystko będzie dobrze, oboje wyjdziemy z tego cało… Trzymała jego rękę i sprawdzała mu tętno… był bardzo słaby, miała nadzieje że ktoś już ich szuka i że porywacze nie wrócą… Przeliczyła się, wróciło dwóch, mieli ze sobą dwa czarne wielkie worki. o widzę że nasza królewna się uwolniła… hahaha spokojnie i tak nic nam nie zrobisz. Zadzwońcie po karetkę, natychmiast. On
umiera! Chyba nie chcecie mieć jego życia na sumieniu! Sumienie? A co to takiego… hahaha Mężczyźni odciągnęli Lidkę od Artura, wzięli jeden worek i wpakowali go do niego rzucając na drugi koniec
pomieszczenia. co wy robicie, przecież on jeszcze żyje… idioci… Już niedługo panienko. Chciał być
cwany ale niestety coś mu nie wyszło. Klusek prowadził Annę, Martynę i Piotra przez las, zatrzymał
się pod drzewem. i co znalazłeś? Anna podeszła do drzewa i poświeciła latarką. O Boże to krew…
Martyna wzdrygnęła się z przerażenia. Trzeba ich jak najszybciej znaleźć, szukaj piesku szukaj… Pies
ruszył dalej, zatrzymał się przed starym domem, wyglądał na opuszczony, był zniszczony a wokół
niego leżały porozrzucane tony śmieci. myślicie że to tu? Zapytał Piotrek gotowy do wejścia. Myślę że tak, mam nadzieję ze pies się nie pomylił. Wchodzimy? Nie martyna. Poczekajcie ja wezwę tu naszą
nieustraszoną policję. Anna wzięła telefon do ręki. Po co nam policja? Piotr… a co jak oni będą mieć
broń? Chcesz żeby zrobili sobie z ciebie tarczę ruchomą? Ale pani doktor my musimy działać szybko, a co jak oni tam ich przetrzymują rannych… Strzelecki, przede wszystkim musimy działać z rozwagą…
Upomniała go Martyna. Tak jest pani Kubicka, pani życzenie jest dla mnie rozkazem. Po kilkunastu
minutach policja była już na miejscu, Anna tak dokładnie opisała drogę i wygląd domu że nie było
szans by ich nie znaleźli. Pierwsi do domu wbiegli policjanci, rozległo się kilka strzałów i wszyscy
krzyczeli. Na szczęście udało się obezwładnić dwoje napastników. Pozostałą dwójkę złapano przed
domem chwilę poźniej. Poradzicie sobie? My musimy ich zabrać na komendę? Tak jedźcie już i… zróbcie
coś pożytecznego wreszcie w tej sprawie. Powiedziała Anka i pobiegła w stronę związanej Lidki. Oswobodzila ją i pomogła wstać. Lidka była tak wycieńczona i zmarznięta, że ledwo stała na własnych nogach. A… Artur… Tyle udało jej się powiedzieć… Zemdlała. Aniu zadzwoniłam po karetkę…
Powiedziała martyna podbiegając do nieprzytomnej Lidki. Wezwij drugą bo coś mi się wydaje że Góra też będzie jej potrzebował. Góra? A gdzie on jest niby? Piotrek rozglądał się po pomieszczeniu ale nie było nigdzie Artura. Nie wiem Piotr ale gdzieś na pewno. Klusek… gdzie twój pan? Anka spojrzała na
psa który szarpał jeden z czarnych worków na śmieci. Podeszła i odwiązała jeden z nich. O mój boże
Artur… chodźcie szybko i pomórzcie mi go wyjąć… Anka była przerażona, Artur był cały we krwi,
nieprzytomny i bez jakichkolwiek funkcji życiowych. gdzie jest ta pieprzona karetka, trzeba go jak
najszybciej zawieźć do szpitala… Martyna zajmij się Lidką a Piotrek… chodź tu i mi pomórz… Piotr zajął się raną na głowie w czasie gdy Anka reanimowała Artura. 22, 23…30… Piotrek nie da rady inaczej.. zostaw te ranę i strzelaj… 200 dżuli na początek… Tak jest pani doktor. Piotr wziął sprzęt i ustawił go na tyle na ile kazała mu Ania. Ładowanie, odsunąć się, defibrylacja… Jeszcze raz! Powtórzył tę
czynność jeszcze trzy razy aż do przyjazdu karetki. *** W szpitalu wszyscy czekali na werdykt w
sprawie poszkodowanych ratowników, Góra trafił od razu na sale operacyjną, w karetce był przez całą drogę reanimowany, akcja serca powróciła dopiero w szpitalu. Lidka została nawodniona i ogrzana, miała odpoczywać ale nie chciała, czekała z wszystkimi pod salą operacyjną. Mówiłem ci że powinnaśjeszcze leżeć, do jutra conajmniej, byłaś strasznie osłabiona z resztą nadal jesteś blada jak ta ściana.
Doktorze Banach jeśli pan pozwoli sama będę decydować o tym gdzie w jakim czasie i co będę robiła.Wiktor daj jej spokój, przecież martwi się o Artura tak samo jak my wszyscy… Powiedziała Anna, kł
adąc Lidce dłoń na ramieniu. To musi tyle trwać do cholery? Spokojnie pani Chowaniec, doktor
Sambor robi co może… Dobrze że to nie Potocki bo jeszcze by było NZK… Strzelecki opanuj się do
jasnej cholery… Wiktor starał się zachować spokój jednak Piotrek koncertowo wyprowadził go z ró
wnowagi. Po 5h drzwi sali operacyjnej otworzyły się i wyszedł Sambor. I co? Co z nim? Zerwała się
Lidka Niestety nie jest pani z rodziny więc nie mogę udzielać pani żadnych informacji. Michał przestańsię zgrywać i mów co się dzieje… Dobrze Wiktor… no już spokojnie. Operacja trwała tak długo bo
wystąpiły pewne komplikacje… jakie komplikacje? Wiktor patrzył na kolegę jakby przeczuwał
najgorsze. Stracił bardzo dużo krwi, mózg był niedotleniony… robiłem co mogłem… żyje? Zapytała siędrżącym głosem Martyna. No… na razie tak, ta doba będzie decydująca… nie wiem też czy… czy nie
doszło do jakiś nieodwracalnych zmian w mózgu… Jakich zmian? Może stracić wzrok, pamięć, zdolność mowy… ruchu… wszystko jest możliwe w tak ciężkim przypadku. Teraz przeniesiemy go na salę
pooperacyjną i bę∂ziemny go monitorować przez całą dobę. Czy ja mogę? Nie pani Chowaniec, pani
idzie prosto do domu odpocząć. Aniu możesz ją odwieźć? Ale Wiktor… Nie ma ale Wiktor. Jedziecie w tej chwili a ja… ja przy nim zostanę. Wiktor ty też… każdy z was jest zmęczony i nakazuje byście
wszyscy pojechali się pożądanie wyspać. Michał przyjacielu wiesz że jak cie nie słucham tak tego nie
zrobię. Tak wiem, dlatego też jeśli chodzi o ciebie to sam zawiozę cię do domu, nawet jeśli miałbym
użyć siły. No ale ktoś musi przy nim zostać. Wstąciła się Martyna. Ja wiem kto, mam odpowiedniego
kandydata… Piotrek spojrzał na kluska który stał spokojnie i patrzył się w stronę wejścia do sali
operacyjnej. Piotr nie ma mowy, w ogóle wyprowadźcie mi stąd tego psa, przecież tu nie można
trzymać zwierząt. Doktorze sambor, gdyby nie ten pies jak pan to ujął to pewnie i lidka i Góra by już
nie żyli, to on ich znalazł i ten dzielny pies będzie przy łóżku swojego pana czy ci się to podoba czy nie. Zbulwersowała się Anna. Tak jest pani doktor. Michał uśmiechnął się i wziął Kluska do sali gdzie leżał
już zoperowany Artur. Nikt tej nocy nie spał spokojnie, każdy tylko czekał na jkiś telefon ze szpitala.
Nad ranem na oddziale byli już wszyscy. Możemy do niego wejść? Zapytała Martyna. A wy coś spaliś
cie w ogóle? Bo jak tak patrzę na was to mam wrażenie że żeście całą noc spędzili pod szpitalem…
Bardzo zabawne, dobra ja tam idę i nic mnie nie odchodzi. Lidka przepchnęła się przez Sambora i weszła do sali. Artur leżał na łóżku, miał zabandażowany czubek głowy i milion kabli na sobie.
Oddychał samodzielnie, ciśnienie było w normie… nic nie wskazywało na to że cokolwiek jest nie tak. Artur, słyszysz mnie? Góra otworzył oczy, gdy zobaczył Lidkę gwałtownie podniósł się z łóżka z
przerażeniem kim… kim pani jest i… i co pani tu robi… Reszta stała przed salą. Kurcze Co jest Michał…Bo wiesz Wiktor… nie zdążyłem powiedzieć tej waszej narwanej koleżance że… Że co? Że Artur straciłpamięć…
Categories
Rozdział 3
W stacji impreza
trwała w najlepsze, wszyscy się bawili, pili i tańczyli. Artur stał podpierając ścianę, trzymając w ręku
kubek z drinkiem. Martyna z Lidką stały na przeciwko niego pod drugą ścianą, śmiały się prawie do ł
ez. To co? Robimy to? – zapytała Lidka. Ja nie wiem czy to dobry pomysł… on nas za to zabije przecież. oj tam najwyżej z pensji nam potrąci- zaśmiała się w głos. Pani chowaniec czy może pani się uspokoić
6 replies on “Rozdział 3”
O jasna cholera! Jaki koszmar… Btw, Ty kryminały powinnaś pisać.
A wiesz co… myślałam o tym, nawet kiedyś próbowałam no ale mi nie wyszło. Jak widać wychodzi gdt nie
mam tego w planie 🙂
No i dobrze 😀
biedny góra. współczuje mu. atak swojom drogą to ty powinnaś pisać kryminały.
Piękne to jest.
Świetna powieść, bede czytać.