Lidka wyszła z sali Artura, stanęła przed Samborem i patrzyła się na niego jakby go
chciała zabić. P… Pani Lidio… Michał odsunął się od kobiety. Coś ty mu zrobił do cholery!!! Rzuciła się
na niego z pięściami. Wiktor i Piotr zaczęli ją od niego odciągać. Ej Lidka uspokój się, to nie jest niczyja wina… znaczy na pewno nie doktora Sambora… Piotr trzymał ją mocno w pasie. Zróbcie coś…
przecież on musi coś pamiętać… no musi… przecież on nie może pracować w tym stanie no, nic nie
może… Nawet nie może myć karetki? Zaśmiałsię Adam szepcząc do ucha Martyny. Adam, opanuj się
bo sytuacja jest poważna. Martyna podeszła do drzwi sali i patrzyła przez szybę. Wygląda tak
spokojnie i niewinnie… Powiedziała smutno. No prawie jak nie Góra… Strzelecki ty też nie możesz byćpoważny… Nartynka no spokojnie, ja tylko próbuje rozładować atmosferę. Dzieciaki, zamiast gadać
od rzeczy, może by ktoś coś wymyślił by przywrócić mu pamięć. Bo… to jest możliwe, prawda? Wiktor spojrzał się na sambora. Tak… myślę że jest to możliwe, na pewno jakoś się da, jeśli sama pamięć nie
powróci wy będziecie mogli wkroczyć do akcji. A to czyli kiedy? Nie wiem Piotr, może jutro… Dobrze
w takim razie ja tu będę czekać. Oznajmia Lidka i usiadła na jednym z krzeseł. 21 es… wezwanie na
Mroczną 55 przez 6, kobieta z utratą przytomności i urazem głowy. Ok, przyjąłem… No to dzieciaki
lecimy… Martyna, Piotr ruchy ruchy. Doktorze… mogę pana na chwile? Piotr to nie jest dobry pomysł, nie słyszełeś że mamy wezwanie? Ale doktorze, Piotrkowi właśnie o wezwanie chodzi… Martyna z
Piotrem wymienili spojrzenia. Dobrze, chodź Piotr. Piotrek i wiktor odeszli na bok tak by nikt ich nie słyszał. Co jest młody? Doktorze, niech Lidka pojedzie za Martynę… Co? Ale nie… nie rozumiem. Czemu Martyna znowu nie chce z tobą jeździć? Znowu spojrzałeś na tyłek innej? Nie o to chodzi… po prostu
chcemy by Lidka czymś się zajęła pożytecznym bo przecież siedząc tu to oszaleje. No… to jest jakiś
pomysł Piotr. Ok w porządku, więc idź i odpalaj nasz pojazd. Pani Chowaniec, zapraszam do karetki,
wezwanie nie będzie czekać. Lidka spojrzała sie na Wiktora jakby urwał się z księżyca. No co się tak
patrzysz? Ruchy… Ale przecież… a Martyna? A Martyna się na Piotrka obraziła bo popatrzył się na tył
ek pielęgniarki a ja nie mam czasu by się godzili teraz i myli karetkę… Zaraz zaraz… jakiej pielęgniarki, jaki tyłek doktorze? Cooo? Oburzyła się Martyna gdy Lidka już poszła. Kubicka nie marudź. Powiedziałwiktor uśmiechając się do niej i sam skierował się do karetki. Dał jeszcze buziaka Ani i powiedział jej
by go informowała jak coś będzie wiadomo z Arturem. Anna krążyła przed salą, zastanawiała się czy
wejść do niej czy może lepiej jeszcze nie. Spojrzała się na Martyne która rozmawiała o czymś z
Samborem i postanowiła skorzystać z sytuacji że nikogo u niego nie ma. Pani doktor, chyba nie chcesz tam wejść? Zdziwiłsię Sambor który akurat spojrzał w jej stronę. No właśnie chce, może go zbadam… sama nie wiem. Nagle usłyszeli głośne szczekanie dobiegające z końca korytaża. To Klusek,
przyprowadziła Go Basia na wezwanie Adama. Chciał zobaczyć swojego Pana… Basia podała smycz z
psem Annie. Dobrze, może to coś da… w końcu tyle razem przeszli… Wzięła smycz i weszła powoli do sali. Artur… kogoś ci przyprowadziłam Anna usiadła na brzegu łóżka a klusek wskoczył na łóżko radoś
nie machając ogonem. Ale… ale co pani tu robi i co robi tu ta włochata bestia… Zdezorientowany
Artur nie wiedział co ma powiedzieć ani co zrobić. Klusek przybliżył się do niego i polizał go po twarzy. Feee,,, proszę go stąd zabrać… Siostro!! Siostro… no niech ktoś stąd wyprowadzi tą panią i tego
kundla. Artur spokojnie, to jest klusek twój pies… a ja jestem Anna Raiter… przypomnij sobie…
powoli Nie pamiętam ani pani ani jego… Klusek… w ogoóle co to za imię i… co za idiota go tak nazwał
… No… ty… odpowiedziała Anna próbując się nie śmiać. Sugeruje mi pani że jestem idiotą… tego jużza wiele… skoro pani nie chce stąd wyjść to ja to zrobię. Wstał, odpiął kroplówkę i wyszedł z sali. Stałtak chwilę nie wiedząc Co ma zrobić, ruszył przed siebie. Artur… co ty robisz? Weź wracaj
natychmiast do sali… Michał podbiegł do niego. Panie doktorze nie będzie mi pan mówił co mam
robić. To moja wina, nie potrzebnie weszłam z kluskiem. Anna wyszła za nim. No miło że zrozumiała pani swój błąd, a teraz państwo wybaczą ale ja wychodzę. Nie może pan stąd wyjść doktorze… miał
pan poważny uraz głowy i operacje. Adam nie zastanowił się nad tym co powiedział. Do… doktorze? Że ja? Hahaha dobry żart. Zaśmiałsię Artur i omijając Wszystkich ruszył do wyjścia. Adam do cholery
czy ty czasem możesz sie ugryźć w język! Poklepała go po ramieniu Basia. Trzeba za nim iść… Martyna ruszyła za nim, jednak została zatrzymana przez Sambora. Poczekaj… idź za nim ale bardzo powoli,
zobaczymy gdzie nas zaprowadzi. Dobrze doktorze. Tak też zrobiła, szła za arturem w pewnej odległ
ości, tak by jej nie widział. Szedł pewnie i nie oglądał się za siebie. Zatrzymał się przed tym samym
domem w którym był przetrzymywany razem z Lidką. Stał przed wejściem i patrzył się w jeden punkt. Martyna postanowiła że z nim porozmawia. Najpierw dała znać reszcie gdzie są a potem do niego
podeszła. Artur… poznajesz jakoś to miejsce? Spytała ciepłym, pełnym przejęcia głosem. Góra
spojrzał się na nią. Nie wiem… ale coś kazało mi tu właśnie przyjść… sam nie wiem co… Rozumiem, to pańska podświadomość. To tu pana znaleźliśmy, pana i Lidke. I co? Spytał zaciekawiony. I… Martyna zastanawiała się czy powiedzieć mu wszystko. No skoro już pani zaczęła to proszę mówić. No był pan porwany razem z Lidką i znaleźliśmy was i był pan w… W? No mów że kobieto… W czarnym worku,
nieprzytomny, zakrwawiony… Martyna nie spodzoewała się że jej słowa tak wpłyną na Artura. Złapałsię za głowę i upadł na ziemię. Cholera jasna… co ja zrobiłam… Piotrek… halo Piotrek… szybko przyjeżdżajcie na miejsce porwania, Góra mi zemdlał… Martyna po chwili przypomniała sobie że z Piotrem i Wiktorem dzisiaj pojechała Lidka. O cholera… przecież ona mnie zabije… Halo, Piotr jednak nie
przyjeżdżaj. Martyna, już prawie jesteśmy. Sprawdziłaś co z nim? Odezwał się przejęty Wiktor.
Oddycha, ale serce mu wali jak oszalałe… doktorze szybciej no… Po kilku minutach pogotowie już było na miejscu. Artur… Artur… Lidka wybiegła z karetki jak poparzona. Chowaniec, najpierw sprzęt a
potem pacjent. Powiedział Wiktor podbiegając do leżącego Artura. Piotr wkłucie i parametry.
MArtyna zabierz Lidke do karetki, no przecież ona nie może tu z nami pracować. Lidka nie dała się
odciągnąć, klękał przed Arturem i trzymała go za rękę. Parametry w porządku, ciśnienie trochę za
wysokie ale nic mu nie będzie, podam relanium doktorze. Dobrze Piotrek. Artur powoli odzyskiwał
przytomność, Piotr pomógł mu wstać bo nie chciał leżeć. Do… yyyy Artur może odwiozę Cię do
szpitala? Wiktor martwiłsię o kolegę. Nie dziękuję, poradzę sobie. Odpowiedział i wszedł do
opuszczonego domu. Lidka ruszyła za nim, przedtem oznajmiła Wiktorowi że jej to nie interesuje co
się z nią stanie ale ona z nimi nie jedzie i niech wsiada za nią Martyna. Wiktor jakoś stanowczo nie
protestował, dał jej kilka leków do małej apteczki na wypadek gdyby coś się stało. Lidka uśmiechnęła się do niego w ramach podziękowania i powoli weszła do domu za Arturem. Doktorze myślisz że to
dobry pomysł? Tak Piotr, myślę że to idealny pomysł. No też tak mi się wydaje, jeśli ktokolwiek ma
mu pomóc odzyskać pamięć to właśnie Ona. W końcu razem przeżyli tą traumę. Wiesz Martyna, Panu doktorowi chyba nie do końca o takie tłumaczenie chodziło… zaśmiał się Piotr. O czym ty mówisz?
Spojrzała się na niego jak na wariata. No wiesz spójrz na nas Martynka, przeciwieństwa się przycią
gają… ja silny i przystojny a ty taka mądra… Oj piotrek piotrek, zejdź ty wreszcie na ziemie… Wiktor
spojrzał się na niego i poszedł do karetki. W sensie że ona coś do niego? Serio? Czemu ja tego nie
zauważyłam… Bo wy to za bardzo skomplikowane… Piotr… lepiej nie kończ. Dzieciaki jedziemy już,
dajmy Lidce pole do popisu. Pojechali, a Lidka stała w drzwiach domu, patrzyła się na Artura, który
przechodził się po pomieszczeniu, które jeszcze nie było posprzątane. były tam jeszcze ślady ich pobytu i walki z bandytami. Artur podszedł do miejsca gdzie była oznaczona jakimś numerkiem plama krwi. Tak… to twoja krew. Powiedziała podchdząc do niego. Moja? Czyli ja już tu byłem? Zdziwiłsię
Artur, klękając przed czarnym rozerwanym workiem. Tak byłeś tu, razem ze mną… Jak się tu znalazł
em? To nie jest miejsce i czas na takie rozmowy… wróćmy do szpitala lepiej bo… Nie… proszę niech
mi Pani opowie., Artur spojrzał się na nią i złapał jej rękę. Dobrze… więc… Porwali mnie… gdy… gdy
byłam w lesie… Głos jej się łamał ale nie przerywała. Złapała Artura za drugą rękę i mocno ściskała.
Nie zwracała uwagi nawet na dzwoniący telefon. Przetrzymywali mnie tu… w tym właśnie
pomieszczeniu… potem przytargali Ciebie… byłeś nieprzytomny… Jak mnie znaleźli… Wyszedłeś mnie
szukać… Wbrez rozkazom Policji… i wtedy cię dopadli… Artur spojrzał się na Lidkę. Po co wyszedłem i
Pani szukałem? Czy my… Czy nas… Czy nas coś łączyło? Czy powinienem coś pamiętać? Lidka ścisnęła
mocno jego dłoń i nagle ją puściła. Nie… ja… Ty… ty jesteś szefem stacji ratowniczej a ja… a ja z tobą
pracuje… i tyle… niestety… Spuściła głowę. Niestety? Zapytał zdziwiony… Ja… nie wiem… Artur bo
ja… Nie. To bez sensu… Lidka wstała i wyszła z domu. Zobaczyła że Wiktora i reszty już nie ma więc
zaczęła biec ile sił w nogach do stacji. Artur nie wiedział o co chodzi, wstał i zobaczył małą apteczkę.
Wziął ją i postanowił odnieść do no właśnie… gdzie? Sam nie wiedział ale nie zamierzał jej tu
zostawiać. Wyszedł i nagle w głowie pojawiły mu się dziwne obrazy… Widział pomieszczenie i ludzi…
Ludzie byli ubrani w stroje ratowników medycznych, zobaczył też siebie w gabinecie, jak siedzi przy
biurku i je ciastka. Wizja rozpłynęła się a jego samego zaczęła bardzo boleć głowa. Sięgnął do kieszeni
i wyciągnął telefon. Nie wiedział do kogo ma zadzwonić więc wybrał pierwszy lepszy numer. Był to
numer Wiktora… Halo… W… Wiktor… Banach siedział w stacj, zdziwił się gdy zobaczył kto dzwoni.
Artur? Co się dzieje? Wszyscy w stacji zamarli z pzerażenia. Tak… chyba Artur… sam nie wiem… boli
mnie głowa… czy mógłbyś przy… przyjechać? Sam nie wiem czemu do ciebie dzwonię, przecież nawet cię nie pamiętam ale wydaje mi się że jesteś najodpowiedniejszym człowiekiem by mi jakoś pomoc.
Wiktor zerwał sie na równe nogi i i zabierając Piotrkowi kluczyki od karetki wybiegł ze stacji.
Doktorze… co jest? Piotrek się zdziwił. Po chwili Wiktor był już na miejscu. Artur już jestem, wsiadaj
do karetki, ale ostrożnie i powoli. Góra posłuchał. A gdzie jest Lidka? Przecież soatała z tobą? Mówisz
o tej dziewczynie która mi opowiedziała wszystko co się stało? Nie wiem nagle gdzieś pobiegła…
Martyna… halo… poszukaj Lidki, może wróciła już do stacji, myślę że coś jest nie tak. Martyna odebrał
a zgłoszenie i posłusznie zaczęła poszukiwania, najpierw obeszła wszystkie pomieszczenia w stacji.
Stanęła pod gabinetem Artura, usłyszała cichy płacz. Lekko uchyliła drzwi i zobaczyła lidke która siedzi
na podłodze i płacze. Podeszła do niej i usiadła obok. Lidka… wszystko w porządku? Spytała podając
koleżance paczkę chusteczek. Nic nie jest w porządku… ja… ja nie mogę tak… rozumiesz… nie
potrafię udawać że nic się nie sta≥LO że ja nic… Że nic do niego nie czujesz? Skąd wiesz? Wszyscy
wiedzą… powiedz mu… zrób jakiś krok… może… może to to mu Pomorze na dobre odzyskać pamięć.
Ale ja nie wiem czy potrafię… Myślę że tak. Powiedziała Martyna wstając i słysząc że wiktor przywiózł
Artura wyszła z gabinetu. Ktoś tam na Pana czeka. Powiedziała do Góry i pokazała mu kierunek. Artur
nie miał pojęcia o co jej chodzi, ale postanowił jej zaufać i powoli wszedł do środka. Zamknął drzwi i
stanął przed Lidką. Dlaczego Pani uciekła? Czy zrobiłem coś nie tak? Lidka wstała z podłogi… nie
wiedziała co ma powiedzieć. Artur złapał ją za rękę. Ja… ja przepraszam ale… nie mogę… nie potrafię
… Próbowała wyrwać swoją rękę z uścisku ale nie mogła. Czego Pani nie potrafi? Nie… nie mogę…
Lidka… Powiedział i zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Spojrzała mu w oczy… Pamiętasz moje imię?
Zdziwiła się. Pamiętam… i chce pamiętać jeszcze wiele rzeczy…Ja… jakich rzeczy? Takich jak ta… Artur podniósł lekko głowę Lidki i pocałował ją w usta, obejmując ja przy tym. Co oni tam tak długo robią…
Niecierpliwiłsię Piotr. Nie wiem ale zaraz to sprawdzę… Adam podszedł do drzwi i otworzył je po
cichu. Jego oczom ukazał się obrazek Lidki i Artura przytulających się i całujących. Szybko zamknął drzwi. Może lepiej niech tam Nikt nie wchodzi. Powiedział i odszedł od drzwi. Adaś zaczerwieniłeś się. Zaśmiał się Wiktor. Po chwili drzwi się otworzyły i z gabinetu wyszedł Artur z Lidką tzrymając sie za
ręce. No Wszołek nawet w swoim gabinecie nie mogę mieć chwili prywatności… ja też ci wejdę do
domu jak z Basią będziesz… ee… no… nie dobra z pensji ci po prostu potracę i tyle. Powiedział Góra
uśmiechając się szeroko. Doktorze… jak pan mnie nazwał? Zdziwiłsię Adam. No Wszołek… a co
zmieniłeś nazwisko? Już ci Basia sprawę o rozwód założyła czy co? Doktorze jak dobrze że do nas wró
ciłeś. Martyna podbiegła i uściskała go mocno. Ku… kubicka bo mnie udusisz… No… Lidka, ja wiedział
em że sobie poradzisz. Wiktor położył jej rękę na ramieniu i się uśmiechnął. T… AK doktorze… kiedyś
trzeba było to zrobić. To co Lidka, teraz będzie… żyli długo i szczęłiwie? Teraz panie Piotrze to pan pó
jdzie sprawdzić każdą apteczkę, uzupełni pan leki i umyje pan każdą karetkę w tej stacji… Wrócił stary poczciwy Góra… Martynka pomożesz mi z tymi karetkami, słyszałem. Marzysz Piotruś. Wszyscy w
stacji zaczęli się śmiać.
Categories
Rozdział 4
Lidka wyszła z sali Artura, stanęła przed Samborem i patrzyła się na niego jakby go
chciała zabić. P… Pani Lidio… Michał odsunął się od kobiety. Coś ty mu zrobił do cholery!!! Rzuciła się
na niego z pięściami. Wiktor i Piotr zaczęli ją od niego odciągać. Ej Lidka uspokój się, to nie jest niczyja wina… znaczy na pewno nie doktora Sambora… Piotr trzymał ją mocno w pasie. Zróbcie coś…
przecież on musi coś pamiętać… no musi… przecież on nie może pracować w tym stanie no, nic nie
3 replies on “Rozdział 4”
No i happy end 🙂
nareszcie coś dobrego.
Coraz ciekawsze! Wciąga mnie to na maxxxa.