Categories
Fanfiction na sygnale

Rozdział 7

– Martyna, no weź się pośpiesz… zaraz się spóźnimy i Góra nam urwie ee…
– Głowy piotruś, Głowy.
Martyna zaśmiała się, całując Piotrka w czoło i wyszła z domu. Piotr szedł za nią, patrząc się na jej jakże piękne i zgrabne ciało.
– Strzelecki, czy mógłbyś nie patrzeć się na mój tyłek?- Martyna odwróciła głowę i spojrzała się na niego z uśmiechem na ustach.
– No Martynka, nie moja wina że masz najseksowniejszy tyłeczek w całej stacji…

– Martyna, no weź się pośpiesz… zaraz się spóźnimy i Góra nam urwie ee…
– Głowy piotruś, Głowy.
Martyna zaśmiała się, całując Piotrka w czoło i wyszła z domu. Piotr szedł za nią, patrząc się na jej jakże piękne i zgrabne ciało.
– Strzelecki, czy mógłbyś nie patrzeć się na mój tyłek?- Martyna odwróciła głowę i spojrzała się na niego z uśmiechem na ustach.
– No Martynka, nie moja wina że masz najseksowniejszy tyłeczek w całej stacji…
Oboje po chwili ciszy wybuchnęli głośnym śmiechem.
– Po… Poczekaaajcie chwileee… – dobiegł ich z tyłu głos Nowego.
– No co ty stary… goń nas.
Piotr wziął Martynę za rękę i pognali szybko do przodu.
**
– No… na reszcie jesteście…- Artur Góra stał przed drzwiami do stacji i z założonymi rękami wypatrywał swoich ratowników.
– Czy ja mam za to spóźnienie wam z pensji potrącić?
– Doktorze spokojnie… mamy jeszcze minute- roześmiał się piotrek i pokazał doktorowi zegarek.
– Dalej, strzelecki, bo pacjenci nie będą czekać aż z łaski swojej się przebierzesz i wsiądziesz do karetki…
– Rany… co on dzisiaj taki sztywny…- Martyna spojrzała się na Piotra i razem udali się do szatni by się przebrać.
– No nie wiem… może ma kłopoty sercowe.
– Sercowe?- No coś ty Piotruś… Doktor Góra? przecież to spec od miłości…
Oboje wybuchnęli śmiechem.
– Co jest dzieciaki? Co wam tak wesoło?
– O proszę, doktor Banach też spóźniony, haha… czy doktor Góra też panu doktorowi potrąci z pensji?
– Pioootrek… opanuj się, Artur ma ostatnio ciężki okres w swoim życiu i wiesz… trzeba brać na niego poprawkę.
– Ostatnio? Czyli ma doktor na myśłi czas od kiedy z nami pracuje?
-Banach szybko się oddalił by nue wybuchnąć śmiechem.
***
– 21 es, wezwanie na Oliwkową, w sklepie spożywczym doszło do strzelaniny, są ranni, napastnik jest uzbrojony… wezwałam już na miejsce policje.
– Ok przyzjąłem. Nowy ruchy… Strzelecki… a ty czekasz na oklaski?
– Doktorze Góra ale… na rozpisce pisze że ja dzisiaj jeżdżę z…
– Strzelecki… to ja decyduje kto z kim jeździ a ty mi dzisiaj podpadłeś więc… do roboty- Artur i Nowy udali się do karetki.
– No nie wiem co gorsze… szajbus czy oferma…- Piotrek zrezygnowany udał się za nimi.
– A kogo on miał na myśli? kto jest kim… bo jakoś oba te sformułowania pasują mi i do Góry i do Nowego…- Lidka spojrzała się na Martynę i obie zaczęły się śmiać.
– Haha… nie wiem… ha ja nie wiem co się dzisiaj dzieje… ale ten dzień jest całkiem zabawy…
– No poczekaj, to się zmieni jak doktorek wróci z wezwania… pewnie piotr i nowy wyprowadzą go z równowagi.
– No to będzie jeszcze śmieszniej- Powiedziała Martyna i usiadła na wygodnej kanapie.
***
Na miejscu była już policja i zabezpieczała teren wokół sklepu.
– Artur Góra, pogotowie Ratunkowe…
– Witam. Monika Zawadzka… starszy sierżant, Monika Zawadzka… ja tą akcją dowodzę więc proszę nie robić na własną rękę.
– No oszalała pani… ja chce jeszcze pożyć yyy tzn… ilu jest napastników i ile ofiar?- zmieszał się Artur na widok młodej i atrakcyjnej pani sierżant.
– Napastnik jest jeden a ofiar nie wiem, na razie jedna…- Monika zmierzyła Artura wzrokiem i podeszła do swojego policyjnego partnera.
– Słuchaj… wchodzimy za chwile…
– Do… Dobrze… ja będę cię osłaniać…
– tak właśnie myślałam…
Doktorze?! Pan wchodzi razem ze mną…
– Ja… jak to razem… razem z panią? a co jeśli on ma broń?
– Doktorku spokojnie, pani sierżant pana ochroni- zażartował sobie piotrek.
– Strzelecki, to nie jest śmieszne, ja jestem jeszcze taki młody…
– Rany… czy wasi wszyscy lekarze to takie hmmm…
– Nie pani sierżant. To tylko nasz doktor Góra.- Oznajmił Piotr spoglądając na kobietę.
– No, jest jeszcze nieustraszony doktor Banach… mój ideał lekarza- odezwał nieoczekiwanie nowy.
– Mówisz? ideał? dobra, to zobaczymy czego cię nauczył ten twój Banach… Chodź ze mną… ee… jak ty się w ogóle nazywasz?
– Nowy, pani sierżant, mówią na mnie nowy bo jestem…
– Nowy… ok… Niech i tak będzie. Bierz co tam jest ci potrzebne z tej waszej torby cudów i lecimy.
Oboje ustawili się przed drzwiami sklepu…
– Uwaga, policja! Ręce do góry… Nie zawacham się użyć broni!
– A może jednak załatwimy to jakoś bardziej cywilizowanie?
– Nowy? Czy ty słyszysz co ty mówisz? chcesz sobie z bandytą pić herbatkę niedzielną czy co? Jak tak to spadaj to swoich, poradzę sobie sama…
– Nie no skąd… jestem tu by Pani sierżant pomuc…
– No widzę właśnie, cały się trzęsiesz… Dobra dość tej paplaniny… wchodzimy za 3… 2… 1…
I w tym momencie Zawadzka otworzyła drzwi z kopa i wbiegła do środka, obezwładniając napastnika i zakuwając go w kajdanki.
– Masz prawo zachować milczenie… No Nowy wchodź… już jest czysto…
– Uważaj… za… za tobą…- Zanim zdążył dokończyć, Monika leżała jak kłoda z krwawiącą raną na głowie.
– Oj, mogłem walnąć trochę słabiej no ale… trudno…- Bandyta rozkuł swojego kolegę i obaj stanęli na przeciwko nowego.
– A ty to kto?
– Ra… Ratownik… medyczny…
– No… widać- obaj roześmiali się w głos.
– Dobra, spadamy sta.
– Nie uciekniecie, na zewnątrz jest policja
– Dzięki za ostrzeżenie młody, to weźmiemy sobie zakładnika.
Jak powiedzieli tak zrobili, jeden z nich wziął nieprzytomną Monikę i powoli z nią wychodził.
– O rany… ta moja niewyparzona gęba…
– Nie… nie pozwole Wam… stójcie… zostawcie ją! ona jest ranna!!- Nowy rzucił się z pięściami na jednego z bandytów.
– Co ty robaczku… do kogo ty startujesz… A może ciebie też weźmiemy jako zakładnika? przynajmniej jak jeden nam umrze to drugi zostanie.
– Nikt dziś waszym zakładnikiem nie będzie… Artur Góra, pogotowie ratunkowe…- Za plecami Nowego było słychać donośny głos Artura, który wszedł tylnym wejściem do sklepu, razem z Piotrem.
– Natychmiast macie położyć naszą pacjentkę na ziemie…
– Co ty doktorku… oszalałeś? hahaha…
– Ja nie żartuje…
– A co nam zrobisz?
Nastąpiła chwila ciszy… Artur nie wiedział co ma im odpowiedzieć ale wiedział ze musi coś zrobić. Dzisiaj to jest jego dzień i to on ma być bohaterem… Chciał by to jego imię było na ustach wszystkich… a nie wspaniałego i niezłomnego Banacha.
– Strzelecki… podaj mi strzykawki… dwie… z czymś na sen…- Mówił cicho z zaciśniętymi zębami
– Co ty tam mruczysz?
– Mruczę… tfu, mówię że to wasze ostatnie chwile na wolności.
Piotr nie wiedział co Artur chce zrobić, ale posłusznie wykonał rozkaz i podał mu dwie strzykawki z lekami usypiającymi. Na szczęście stał za Górą więc nikt nie widział co wyjmuje z torby.
– tej, kudłaty… a ty co kombinujesz? nie chowaj się za swoim tatusiem… i dawaj tą torbe…
– No jakby to był mój tatuś to chyba bym…
– Strzelecki, nie pogarszaj swojej sytuacji…
– dobrze doktorze…
Piotr posłusznie stanął obok Nowego i Góry, rzucając bandytom torbę z lekami.
Artur wykorzystując sytuację że jeden z nich złapał torbę, podbiegł do nich i jednemu i drugiemu wbił strzykawki w ramiona.
– Aaa… cholera jasna…!
– Zapłacisz nam za to- powiedział jeden i rzucił Zawadzka na ziemię, podchodząc do Artur, wyciągnął pistolet…
Na szczęście leki które dostali zaczęły bardzo szybko działać, słaniając się na nogach napastnicy nie byli już tacy groźni. Artur, odebrał jednemu broń i mierząc z niej do mężczyzn, nakazał im by padli na podłogę.
Tak też zrobili, jednak to bardziej pod wpływem leków niż Góry.
***
Po 10 minutach, gdy sytuacja była już opanowana a bandyci nieprzytomni, Artur pobiegł do Rannej pani sierżant i wziąwszy ją na ręce wybiegł ze sklepu.
– No… widziałeś nowy? Tak się traktuje kobiety.
– Taa… Trzeba się od niego uczyć…
– No coś ty haha… chodźmy zanim bo jeszcze pojedzie bez nas…- Zaśmiał się Piotrek i razem z Nowym, pobiegli do karetki.
Na miejsce przyjechał też drugi zespół, na czele z Wiktorem.
– Dobra… Artur co tu się…
– Tam w środku jest jeszcze jeden poszkodowany, My zabieramy panią sierżant a wy tamtego drugiego.
– A… kto został z tym drugim poszkodowanym?- zdziwił się Wiktor
– No przecież Nowak i Strzelecki. Co wyście… oszaleli?! Jasna cholera… czy ja wydałem wam rozkaz żebyście leźli za mną, czy żebyście szukali tego poszkodowanego?!
– No w sumie doktorze Góra to… nie wydał nam pan żadnego rozkazu więc…
– Nowy!!! Zamilcz…
– Dobra, Artur spokojnie… Adam, Lidka, Ruchy, ruchy… Nie wiadomo w jakim stanie jest pacjent.
***
Artur Góra stał przed szpitalem i zastanawiał się kiedy będzie udzielał pierwszego wywiadu w związku z jego bohaterskim czynem.
– Doktor Góra co nie?- na przeciw niego pojawiła się średniego wzrostu blondynka z zabandarzowaną raną na głowie.
– Taak… Artur Góra… doktor Artur Gora… chciałabyś może autograł?
– ja? yy… nie dzięki… ale chciałam podziękować za uratowanie mi życia, w końcu my, funkcjonariusze publiczni musimy sobie pomagać, co nie?- Monika uśmiechnęła się, a na twarzy Góry było widać lekkie zmieszanie.
– O mój Boże, Pzni Sierżant ja… ja przepraszam… myślałem że to jakaś nierozgarnięta fanka…
– DObrze że nie jestem na służbie bo bym pana aresztowała doktorze, za obrazę- popatrzyli sobie w oczy i oboje radośnie się zaśmiali.
– Może… jak już pai stąd wyjdzie to… może da się pani… za… zapr…
– Ta… jasne. w ogóle to…. Monika jestem- wyciągnęła do niego ręke.
– A… Artur Góra…- lekko ścisnął jej rękę.
– No ale widzę że siły to ty coś nie masz…
Martyna i Piotrek obserwowali całą sytuację z odległości kilku metrów.
– No i widzisz Piotruś… dzisiaj coś wisi w powietrzu, bo nawet Góra zapomina języka w gębie.
– Martynka, no jakbym miał koło siebie taką panią sierżant to też by mi go zabrakło haha
– Co?! No ty chyba żartujesz? niby ona ci się podoba? a co w niej jest takiego…
– Ach, jak ja kocham jak jesteś o mnie zazdrosna.
– Wariat- Powiedziała Martyna i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek.

7 replies on “Rozdział 7”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink