Hej wam 😉
Wczoraj przeglądając spotify, przeżyłam załamanie ;D
Z playlisty „odkrywaj w tym tygodniu” miałam 3/4 utworów po… rosyjsku… 😀
Nie lubię rosyjskiego… nie słucham… więc za co to?
A to jeszcze nic, jeszcze żeby to był jakiś rosyjski metal albo rock to spoko, może i bym się do tego przekonała no ale nie dicho polo…??? A przecież ta playlista jest podobno tworzona na podstawie podobnych utworów do tych których się słucha, więc ja się grzecznie pytam… co ma wspólnego Megadeth, Three days grace czy Judas priest z Ruskim Disco Polo… 😀 chyba nie ogarniam.
Czy to jakiś znak, bym polubiła ten straszny gatunek muzyczny lub bym zaczęła uczyć się języka? W obu tych przypadkach, mówię stanowcze NIE 😀
Month: January 2018
Zaspana – czyżby to o mnie?
Kto mi tak zaśpiewa- zapowiedź
Skoro Celtic1002 wrzuciła wam uzależniającą piosenkę to ja muszę wam pokazać przeróbkę która jeszcze bardziej wpada w ucho niż oryginał 😉
To powinni mi śpiewać codziennie rano ;D
Zakochałam się :D
Sama nie wiem po co tu weszłam i po co ja pisze… ale już nie raz słyszałam, że pisanie pomaga… no to niech i mi z łaski swojej pomoże…
Wiecie jak to jest jak się tak siedzi dzień w dzień i… i nic kompletnie się nie dzieje? No pewnie niektórzy z was wiedzą… powiem wam że ja też wiem. Od Listopada tak siedzę i nic… nic kompletnie w moim życiu się nie dzieje. Czasem jakiś wyjazd, czasem jakieś spotkanie z kimś, ale to tylko jak gdzieś wyjadę, bo w moim mieście to poza rodziną nie ma się z kim spotkać… a podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach… tylko. I nie… to nie jest tak, że ja nie chce czegoś zrobić… czy znaleźć sobie nowego mieszkania w nowym mieście… czy zacząć nowej pracy… oczywiście że chce ale jakoś brak mi motywacji do życia, do działania, do zrobienia czegokolwiek. A jak już jestem przy przeprowadzce do innego miasta to… przeżyłam 3 miesiące mieszkając w Poznaniu z kimś kogo myślałam że znam… no ale niestety się pomyliłam… a teraz, gdy wróciłam do domu… nie mam pojęcia jak za cokolwiek się zabrać… nie wiem czy chce mieszkać sama no bo samej to w sumie nudno i nawet nie będzie do kogo gęby wieczorami otworzyć… taka smutna perspektywa… no a jak bym chciała zamieszkać z kimś to w sumie… nie ma z kim… bo albo ludzie się jeszcze uczą, albo już gdzieś z kimś mieszkają… albo chcą mieszkać tam gdzie ja nie chce… a taka dupa blada i kilo mułu w każdym razie…
Zaraz mi pewnie ktoś powie, że mam nie gadać głupot i się za coś konkretnego zabrać… zrobić cokolwiek… jak się znajdzie taka osoba to niech lepiej zamilknie, bo ja to doskonale wiem i te mądrości znam, że powinnam… że muszę… że trzeba… bo tak…
Najgorsze jest chyba to, jak się chce coś zrobić i już mówię tu o bardziej przyziemnych rzeczach… i zrobisz coś ale i tak nie wyjdzie, chociaż wiesz że starałaś się zrobić to dobrze… potem się oczywiście jeszcze od kogoś nasłuchasz że nie tak, że inaczej i że co ty w ogóle robisz ze swoim życiem… bla bla bla…
No nic… i z tym takim beznadziejnym akcentem i wieczorem pełnym niemocy was zostawiam.
Ogólnie to sorry za taką paplaninę bezsensowną, tworząc bloga nie miałam tu wylewać swoich frustracji i smutków na życie no ale czasem nie można zrobić inaczej 🙁
Wreszcie znalezione
Rozdział 7
– Martyna, no weź się pośpiesz… zaraz się spóźnimy i Góra nam urwie ee…
– Głowy piotruś, Głowy.
Martyna zaśmiała się, całując Piotrka w czoło i wyszła z domu. Piotr szedł za nią, patrząc się na jej jakże piękne i zgrabne ciało.
– Strzelecki, czy mógłbyś nie patrzeć się na mój tyłek?- Martyna odwróciła głowę i spojrzała się na niego z uśmiechem na ustach.
– No Martynka, nie moja wina że masz najseksowniejszy tyłeczek w całej stacji…
Oboje po chwili ciszy wybuchnęli głośnym śmiechem.
– Po… Poczekaaajcie chwileee… – dobiegł ich z tyłu głos Nowego.
– No co ty stary… goń nas.
Piotr wziął Martynę za rękę i pognali szybko do przodu.
**
– No… na reszcie jesteście…- Artur Góra stał przed drzwiami do stacji i z założonymi rękami wypatrywał swoich ratowników.
– Czy ja mam za to spóźnienie wam z pensji potrącić?
– Doktorze spokojnie… mamy jeszcze minute- roześmiał się piotrek i pokazał doktorowi zegarek.
– Dalej, strzelecki, bo pacjenci nie będą czekać aż z łaski swojej się przebierzesz i wsiądziesz do karetki…
– Rany… co on dzisiaj taki sztywny…- Martyna spojrzała się na Piotra i razem udali się do szatni by się przebrać.
– No nie wiem… może ma kłopoty sercowe.
– Sercowe?- No coś ty Piotruś… Doktor Góra? przecież to spec od miłości…
Oboje wybuchnęli śmiechem.
– Co jest dzieciaki? Co wam tak wesoło?
– O proszę, doktor Banach też spóźniony, haha… czy doktor Góra też panu doktorowi potrąci z pensji?
– Pioootrek… opanuj się, Artur ma ostatnio ciężki okres w swoim życiu i wiesz… trzeba brać na niego poprawkę.
– Ostatnio? Czyli ma doktor na myśłi czas od kiedy z nami pracuje?
-Banach szybko się oddalił by nue wybuchnąć śmiechem.
***
– 21 es, wezwanie na Oliwkową, w sklepie spożywczym doszło do strzelaniny, są ranni, napastnik jest uzbrojony… wezwałam już na miejsce policje.
– Ok przyzjąłem. Nowy ruchy… Strzelecki… a ty czekasz na oklaski?
– Doktorze Góra ale… na rozpisce pisze że ja dzisiaj jeżdżę z…
– Strzelecki… to ja decyduje kto z kim jeździ a ty mi dzisiaj podpadłeś więc… do roboty- Artur i Nowy udali się do karetki.
– No nie wiem co gorsze… szajbus czy oferma…- Piotrek zrezygnowany udał się za nimi.
– A kogo on miał na myśli? kto jest kim… bo jakoś oba te sformułowania pasują mi i do Góry i do Nowego…- Lidka spojrzała się na Martynę i obie zaczęły się śmiać.
– Haha… nie wiem… ha ja nie wiem co się dzisiaj dzieje… ale ten dzień jest całkiem zabawy…
– No poczekaj, to się zmieni jak doktorek wróci z wezwania… pewnie piotr i nowy wyprowadzą go z równowagi.
– No to będzie jeszcze śmieszniej- Powiedziała Martyna i usiadła na wygodnej kanapie.
***
Na miejscu była już policja i zabezpieczała teren wokół sklepu.
– Artur Góra, pogotowie Ratunkowe…
– Witam. Monika Zawadzka… starszy sierżant, Monika Zawadzka… ja tą akcją dowodzę więc proszę nie robić na własną rękę.
– No oszalała pani… ja chce jeszcze pożyć yyy tzn… ilu jest napastników i ile ofiar?- zmieszał się Artur na widok młodej i atrakcyjnej pani sierżant.
– Napastnik jest jeden a ofiar nie wiem, na razie jedna…- Monika zmierzyła Artura wzrokiem i podeszła do swojego policyjnego partnera.
– Słuchaj… wchodzimy za chwile…
– Do… Dobrze… ja będę cię osłaniać…
– tak właśnie myślałam…
Doktorze?! Pan wchodzi razem ze mną…
– Ja… jak to razem… razem z panią? a co jeśli on ma broń?
– Doktorku spokojnie, pani sierżant pana ochroni- zażartował sobie piotrek.
– Strzelecki, to nie jest śmieszne, ja jestem jeszcze taki młody…
– Rany… czy wasi wszyscy lekarze to takie hmmm…
– Nie pani sierżant. To tylko nasz doktor Góra.- Oznajmił Piotr spoglądając na kobietę.
– No, jest jeszcze nieustraszony doktor Banach… mój ideał lekarza- odezwał nieoczekiwanie nowy.
– Mówisz? ideał? dobra, to zobaczymy czego cię nauczył ten twój Banach… Chodź ze mną… ee… jak ty się w ogóle nazywasz?
– Nowy, pani sierżant, mówią na mnie nowy bo jestem…
– Nowy… ok… Niech i tak będzie. Bierz co tam jest ci potrzebne z tej waszej torby cudów i lecimy.
Oboje ustawili się przed drzwiami sklepu…
– Uwaga, policja! Ręce do góry… Nie zawacham się użyć broni!
– A może jednak załatwimy to jakoś bardziej cywilizowanie?
– Nowy? Czy ty słyszysz co ty mówisz? chcesz sobie z bandytą pić herbatkę niedzielną czy co? Jak tak to spadaj to swoich, poradzę sobie sama…
– Nie no skąd… jestem tu by Pani sierżant pomuc…
– No widzę właśnie, cały się trzęsiesz… Dobra dość tej paplaniny… wchodzimy za 3… 2… 1…
I w tym momencie Zawadzka otworzyła drzwi z kopa i wbiegła do środka, obezwładniając napastnika i zakuwając go w kajdanki.
– Masz prawo zachować milczenie… No Nowy wchodź… już jest czysto…
– Uważaj… za… za tobą…- Zanim zdążył dokończyć, Monika leżała jak kłoda z krwawiącą raną na głowie.
– Oj, mogłem walnąć trochę słabiej no ale… trudno…- Bandyta rozkuł swojego kolegę i obaj stanęli na przeciwko nowego.
– A ty to kto?
– Ra… Ratownik… medyczny…
– No… widać- obaj roześmiali się w głos.
– Dobra, spadamy sta.
– Nie uciekniecie, na zewnątrz jest policja
– Dzięki za ostrzeżenie młody, to weźmiemy sobie zakładnika.
Jak powiedzieli tak zrobili, jeden z nich wziął nieprzytomną Monikę i powoli z nią wychodził.
– O rany… ta moja niewyparzona gęba…
– Nie… nie pozwole Wam… stójcie… zostawcie ją! ona jest ranna!!- Nowy rzucił się z pięściami na jednego z bandytów.
– Co ty robaczku… do kogo ty startujesz… A może ciebie też weźmiemy jako zakładnika? przynajmniej jak jeden nam umrze to drugi zostanie.
– Nikt dziś waszym zakładnikiem nie będzie… Artur Góra, pogotowie ratunkowe…- Za plecami Nowego było słychać donośny głos Artura, który wszedł tylnym wejściem do sklepu, razem z Piotrem.
– Natychmiast macie położyć naszą pacjentkę na ziemie…
– Co ty doktorku… oszalałeś? hahaha…
– Ja nie żartuje…
– A co nam zrobisz?
Nastąpiła chwila ciszy… Artur nie wiedział co ma im odpowiedzieć ale wiedział ze musi coś zrobić. Dzisiaj to jest jego dzień i to on ma być bohaterem… Chciał by to jego imię było na ustach wszystkich… a nie wspaniałego i niezłomnego Banacha.
– Strzelecki… podaj mi strzykawki… dwie… z czymś na sen…- Mówił cicho z zaciśniętymi zębami
– Co ty tam mruczysz?
– Mruczę… tfu, mówię że to wasze ostatnie chwile na wolności.
Piotr nie wiedział co Artur chce zrobić, ale posłusznie wykonał rozkaz i podał mu dwie strzykawki z lekami usypiającymi. Na szczęście stał za Górą więc nikt nie widział co wyjmuje z torby.
– tej, kudłaty… a ty co kombinujesz? nie chowaj się za swoim tatusiem… i dawaj tą torbe…
– No jakby to był mój tatuś to chyba bym…
– Strzelecki, nie pogarszaj swojej sytuacji…
– dobrze doktorze…
Piotr posłusznie stanął obok Nowego i Góry, rzucając bandytom torbę z lekami.
Artur wykorzystując sytuację że jeden z nich złapał torbę, podbiegł do nich i jednemu i drugiemu wbił strzykawki w ramiona.
– Aaa… cholera jasna…!
– Zapłacisz nam za to- powiedział jeden i rzucił Zawadzka na ziemię, podchodząc do Artur, wyciągnął pistolet…
Na szczęście leki które dostali zaczęły bardzo szybko działać, słaniając się na nogach napastnicy nie byli już tacy groźni. Artur, odebrał jednemu broń i mierząc z niej do mężczyzn, nakazał im by padli na podłogę.
Tak też zrobili, jednak to bardziej pod wpływem leków niż Góry.
***
Po 10 minutach, gdy sytuacja była już opanowana a bandyci nieprzytomni, Artur pobiegł do Rannej pani sierżant i wziąwszy ją na ręce wybiegł ze sklepu.
– No… widziałeś nowy? Tak się traktuje kobiety.
– Taa… Trzeba się od niego uczyć…
– No coś ty haha… chodźmy zanim bo jeszcze pojedzie bez nas…- Zaśmiał się Piotrek i razem z Nowym, pobiegli do karetki.
Na miejsce przyjechał też drugi zespół, na czele z Wiktorem.
– Dobra… Artur co tu się…
– Tam w środku jest jeszcze jeden poszkodowany, My zabieramy panią sierżant a wy tamtego drugiego.
– A… kto został z tym drugim poszkodowanym?- zdziwił się Wiktor
– No przecież Nowak i Strzelecki. Co wyście… oszaleli?! Jasna cholera… czy ja wydałem wam rozkaz żebyście leźli za mną, czy żebyście szukali tego poszkodowanego?!
– No w sumie doktorze Góra to… nie wydał nam pan żadnego rozkazu więc…
– Nowy!!! Zamilcz…
– Dobra, Artur spokojnie… Adam, Lidka, Ruchy, ruchy… Nie wiadomo w jakim stanie jest pacjent.
***
Artur Góra stał przed szpitalem i zastanawiał się kiedy będzie udzielał pierwszego wywiadu w związku z jego bohaterskim czynem.
– Doktor Góra co nie?- na przeciw niego pojawiła się średniego wzrostu blondynka z zabandarzowaną raną na głowie.
– Taak… Artur Góra… doktor Artur Gora… chciałabyś może autograł?
– ja? yy… nie dzięki… ale chciałam podziękować za uratowanie mi życia, w końcu my, funkcjonariusze publiczni musimy sobie pomagać, co nie?- Monika uśmiechnęła się, a na twarzy Góry było widać lekkie zmieszanie.
– O mój Boże, Pzni Sierżant ja… ja przepraszam… myślałem że to jakaś nierozgarnięta fanka…
– DObrze że nie jestem na służbie bo bym pana aresztowała doktorze, za obrazę- popatrzyli sobie w oczy i oboje radośnie się zaśmiali.
– Może… jak już pai stąd wyjdzie to… może da się pani… za… zapr…
– Ta… jasne. w ogóle to…. Monika jestem- wyciągnęła do niego ręke.
– A… Artur Góra…- lekko ścisnął jej rękę.
– No ale widzę że siły to ty coś nie masz…
Martyna i Piotrek obserwowali całą sytuację z odległości kilku metrów.
– No i widzisz Piotruś… dzisiaj coś wisi w powietrzu, bo nawet Góra zapomina języka w gębie.
– Martynka, no jakbym miał koło siebie taką panią sierżant to też by mi go zabrakło haha
– Co?! No ty chyba żartujesz? niby ona ci się podoba? a co w niej jest takiego…
– Ach, jak ja kocham jak jesteś o mnie zazdrosna.
– Wariat- Powiedziała Martyna i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek.
Zbłądziłam w internetach
Dzisiaj postanowiłam wybrać się do Babci i do Dziadka, idąc tam nie miałam pojęcia co mnie czeka…
Fajnie było, przyszli moi kuzyni, jeden 5 lat a drugi 8… no i dzieci jak to dzieci… a chodź tu, a pobawmy się tym i tamtym…
po godzinie zabawy z dzieciakami, stwierdziłam że już mi się nie chce i powiedziałam że boli mnie głowa i sobie od nich poszłam. Nieświadoma niczego, zostawiłam mojego Iphonea w pokoju, gdzie bawił się młodszy kuzyn- Miłosz.
Po jakiejś kolejnej godzinie zaczęłam się zastanawiać "Ale co ja zrobiłam z telefonem?", zaczęłam szukać go po całym domu i nigdzie go nie było… Już prawie dostałam zawału gdy… nagle mnie olśniło.
Na szczęście zabrałam ze sobą Ipada, dzięki którego pomocy, mogłam odnaleźć swoje drugie urządzenie. Podążając przerażona za dźwiękiem telefonu… znalazłam go… uwaga uwaga…
W spodniach Dziadka, które leżały w koszu na pranie… 😀 😀 😀 No jak to zobaczyłam to myślałam że umrę ze śmiechu…
Oczywiście od razu wiedziałam kto za tym stoi.
Mój jakże kochany i cudowny Miłoszek, od razu przyznał się że to on schował mój telefon do kosza na pranie, a jak mi to wyjaśnił? "No bo myślałem że jak się wypierze to będzie czysty i już cię głowa nie będzie boleć i dalej będziesz się ze mną bawić"… o Mój Boże… jak dobrze że ten dzieciak jeszcze nie umie włączać pralki 😀
Także tyle ode mnie tą wieczorową porą, mam nadzieję że chociaż trochę rozbawi was ta historia… bo w sumie, mnie bawi i to bardzo 😀 No ale fakt, nie było by mi do śmiechu gdybym nie znalazła w porę telefonu, wróciła zrezygnowana do domu bez niego a potem jakbym się dowiedziała co się z nim stało… 😀
Hmm hmm od czego by tu zacząć… no dobrze, może od początku…
Niektórzy z was a może tylko jedna lub trzy osoby wiedzą że uwielbiam książki z półki Gwiezdnych wojen, przeczytałam ich no nie dużo ale tez nie mało w swoim życiu. Napisałam tez kilka recenzji, które zgubiły się gdzieś w otchłani internetu.
Dziś postanowiłam jedną z nich odszukać i wrzucić tutaj, co by was, drodzy eltenowicze zachęcić do lektury.
Paul Kemp, jeden z wybitnych pisarzy w klimacie Star Wars, napisał dawno temu (a może i nie tak dawno…), książkę o wdzięcznej nazwie „Oszukani”.
Pamiętam, że broniłam się rękami i nogami żeby po ten tytuł nie sięgać, bo słyszałam wiele złego od moich fanowskich znajomych. No ale w końcu jakaś siła podsunęła mi ją pod nos i stało się… i nawet dotrwałam do końca, co u mnie nie zdarzało się i do tej pory nie zdarza się często.
Więc tak, Już po paru stronach pragnie się wiedzieć co dalej, a co za tym idzie trudno się od lektury oderwać.
Książka zrobiła na mnie duże wrażenie, może to przez przedstawienie bohaterów w niecodziennym jak dla mnie świetle.
Niecodziennie czytam przecież o Lordzie sithów, który zakochuje się w swojej niewolnicy i przez to oszczędza pewną Jedi, która odchodzi z Zakonu, by pomścić swojego ukochanego Mistrza.
Taak wszystko łączy się w jedno.
Ach… jak mogę zapomnieć o Zeeridzie Korze, przemytnik przyprawy nie z własnego wyboru… (dla wyjaśnienia dodam tylko że przyprawa to jak u nas narkotyki 😉 ).
Jego chęć pomocy swojej niepełnosprawnej córce by go zgubiła, jednak "Happy End" musi być, i to z nikim innym jak z bylą Jedi… (nie wiem jak wyrazić swoje rozżalenie co do zakończenia książki… nie żebym miała coś przeciwko szczęśliwym zakończeniom no ale… w pewnej chwili myślałam że czytam romans a nie dobrą książkę SW)
W pierwszej chwili porównałabym tą książkę do "Pierwszej Miłości" bo w trójwątkowej powieści, zawsze gdzieś znajdziemy jakieś uczucie, czy to ukryte czy też dosłownie pokazane.
Nie powiem jednak, że przez też takie wątki "Oszukani" stają się nudni.
Bardzo podobał mi się opis ataku na świątynię Jedi, a śmierć Mistrza Aryn Leener powinna Nas nauczyć że Nigdy nie można ufać Sithom
(nawet jak przynoszą kawę i ciasteczka).
Moja ocena to 9,5/10
Książkę z całego serca wam polecam. Z resztą, nie tylko tą, bo jest jeszcze wiele ciekawych powieści osadzonych w tym śwoecie 😉