Lidka wyszła z sali Artura, stanęła przed Samborem i patrzyła się na niego jakby go
chciała zabić. P… Pani Lidio… Michał odsunął się od kobiety. Coś ty mu zrobił do cholery!!! Rzuciła się
na niego z pięściami. Wiktor i Piotr zaczęli ją od niego odciągać. Ej Lidka uspokój się, to nie jest niczyja wina… znaczy na pewno nie doktora Sambora… Piotr trzymał ją mocno w pasie. Zróbcie coś…
przecież on musi coś pamiętać… no musi… przecież on nie może pracować w tym stanie no, nic nie
może… Nawet nie może myć karetki? Zaśmiałsię Adam szepcząc do ucha Martyny. Adam, opanuj się
bo sytuacja jest poważna. Martyna podeszła do drzwi sali i patrzyła przez szybę. Wygląda tak
spokojnie i niewinnie… Powiedziała smutno. No prawie jak nie Góra… Strzelecki ty też nie możesz byćpoważny… Nartynka no spokojnie, ja tylko próbuje rozładować atmosferę. Dzieciaki, zamiast gadać
od rzeczy, może by ktoś coś wymyślił by przywrócić mu pamięć. Bo… to jest możliwe, prawda? Wiktor spojrzał się na sambora. Tak… myślę że jest to możliwe, na pewno jakoś się da, jeśli sama pamięć nie
powróci wy będziecie mogli wkroczyć do akcji. A to czyli kiedy? Nie wiem Piotr, może jutro… Dobrze
w takim razie ja tu będę czekać. Oznajmia Lidka i usiadła na jednym z krzeseł. 21 es… wezwanie na
Mroczną 55 przez 6, kobieta z utratą przytomności i urazem głowy. Ok, przyjąłem… No to dzieciaki
lecimy… Martyna, Piotr ruchy ruchy. Doktorze… mogę pana na chwile? Piotr to nie jest dobry pomysł, nie słyszełeś że mamy wezwanie? Ale doktorze, Piotrkowi właśnie o wezwanie chodzi… Martyna z
Piotrem wymienili spojrzenia. Dobrze, chodź Piotr. Piotrek i wiktor odeszli na bok tak by nikt ich nie słyszał. Co jest młody? Doktorze, niech Lidka pojedzie za Martynę… Co? Ale nie… nie rozumiem. Czemu Martyna znowu nie chce z tobą jeździć? Znowu spojrzałeś na tyłek innej? Nie o to chodzi… po prostu
chcemy by Lidka czymś się zajęła pożytecznym bo przecież siedząc tu to oszaleje. No… to jest jakiś
pomysł Piotr. Ok w porządku, więc idź i odpalaj nasz pojazd. Pani Chowaniec, zapraszam do karetki,
wezwanie nie będzie czekać. Lidka spojrzała sie na Wiktora jakby urwał się z księżyca. No co się tak
patrzysz? Ruchy… Ale przecież… a Martyna? A Martyna się na Piotrka obraziła bo popatrzył się na tył
ek pielęgniarki a ja nie mam czasu by się godzili teraz i myli karetkę… Zaraz zaraz… jakiej pielęgniarki, jaki tyłek doktorze? Cooo? Oburzyła się Martyna gdy Lidka już poszła. Kubicka nie marudź. Powiedziałwiktor uśmiechając się do niej i sam skierował się do karetki. Dał jeszcze buziaka Ani i powiedział jej
by go informowała jak coś będzie wiadomo z Arturem. Anna krążyła przed salą, zastanawiała się czy
wejść do niej czy może lepiej jeszcze nie. Spojrzała się na Martyne która rozmawiała o czymś z
Samborem i postanowiła skorzystać z sytuacji że nikogo u niego nie ma. Pani doktor, chyba nie chcesz tam wejść? Zdziwiłsię Sambor który akurat spojrzał w jej stronę. No właśnie chce, może go zbadam… sama nie wiem. Nagle usłyszeli głośne szczekanie dobiegające z końca korytaża. To Klusek,
przyprowadziła Go Basia na wezwanie Adama. Chciał zobaczyć swojego Pana… Basia podała smycz z
psem Annie. Dobrze, może to coś da… w końcu tyle razem przeszli… Wzięła smycz i weszła powoli do sali. Artur… kogoś ci przyprowadziłam Anna usiadła na brzegu łóżka a klusek wskoczył na łóżko radoś
nie machając ogonem. Ale… ale co pani tu robi i co robi tu ta włochata bestia… Zdezorientowany
Artur nie wiedział co ma powiedzieć ani co zrobić. Klusek przybliżył się do niego i polizał go po twarzy. Feee,,, proszę go stąd zabrać… Siostro!! Siostro… no niech ktoś stąd wyprowadzi tą panią i tego
kundla. Artur spokojnie, to jest klusek twój pies… a ja jestem Anna Raiter… przypomnij sobie…
powoli Nie pamiętam ani pani ani jego… Klusek… w ogoóle co to za imię i… co za idiota go tak nazwał
… No… ty… odpowiedziała Anna próbując się nie śmiać. Sugeruje mi pani że jestem idiotą… tego jużza wiele… skoro pani nie chce stąd wyjść to ja to zrobię. Wstał, odpiął kroplówkę i wyszedł z sali. Stałtak chwilę nie wiedząc Co ma zrobić, ruszył przed siebie. Artur… co ty robisz? Weź wracaj
natychmiast do sali… Michał podbiegł do niego. Panie doktorze nie będzie mi pan mówił co mam
robić. To moja wina, nie potrzebnie weszłam z kluskiem. Anna wyszła za nim. No miło że zrozumiała pani swój błąd, a teraz państwo wybaczą ale ja wychodzę. Nie może pan stąd wyjść doktorze… miał
pan poważny uraz głowy i operacje. Adam nie zastanowił się nad tym co powiedział. Do… doktorze? Że ja? Hahaha dobry żart. Zaśmiałsię Artur i omijając Wszystkich ruszył do wyjścia. Adam do cholery
czy ty czasem możesz sie ugryźć w język! Poklepała go po ramieniu Basia. Trzeba za nim iść… Martyna ruszyła za nim, jednak została zatrzymana przez Sambora. Poczekaj… idź za nim ale bardzo powoli,
zobaczymy gdzie nas zaprowadzi. Dobrze doktorze. Tak też zrobiła, szła za arturem w pewnej odległ
ości, tak by jej nie widział. Szedł pewnie i nie oglądał się za siebie. Zatrzymał się przed tym samym
domem w którym był przetrzymywany razem z Lidką. Stał przed wejściem i patrzył się w jeden punkt. Martyna postanowiła że z nim porozmawia. Najpierw dała znać reszcie gdzie są a potem do niego
podeszła. Artur… poznajesz jakoś to miejsce? Spytała ciepłym, pełnym przejęcia głosem. Góra
spojrzał się na nią. Nie wiem… ale coś kazało mi tu właśnie przyjść… sam nie wiem co… Rozumiem, to pańska podświadomość. To tu pana znaleźliśmy, pana i Lidke. I co? Spytał zaciekawiony. I… Martyna zastanawiała się czy powiedzieć mu wszystko. No skoro już pani zaczęła to proszę mówić. No był pan porwany razem z Lidką i znaleźliśmy was i był pan w… W? No mów że kobieto… W czarnym worku,
nieprzytomny, zakrwawiony… Martyna nie spodzoewała się że jej słowa tak wpłyną na Artura. Złapałsię za głowę i upadł na ziemię. Cholera jasna… co ja zrobiłam… Piotrek… halo Piotrek… szybko przyjeżdżajcie na miejsce porwania, Góra mi zemdlał… Martyna po chwili przypomniała sobie że z Piotrem i Wiktorem dzisiaj pojechała Lidka. O cholera… przecież ona mnie zabije… Halo, Piotr jednak nie
przyjeżdżaj. Martyna, już prawie jesteśmy. Sprawdziłaś co z nim? Odezwał się przejęty Wiktor.
Oddycha, ale serce mu wali jak oszalałe… doktorze szybciej no… Po kilku minutach pogotowie już było na miejscu. Artur… Artur… Lidka wybiegła z karetki jak poparzona. Chowaniec, najpierw sprzęt a
potem pacjent. Powiedział Wiktor podbiegając do leżącego Artura. Piotr wkłucie i parametry.
MArtyna zabierz Lidke do karetki, no przecież ona nie może tu z nami pracować. Lidka nie dała się
odciągnąć, klękał przed Arturem i trzymała go za rękę. Parametry w porządku, ciśnienie trochę za
wysokie ale nic mu nie będzie, podam relanium doktorze. Dobrze Piotrek. Artur powoli odzyskiwał
przytomność, Piotr pomógł mu wstać bo nie chciał leżeć. Do… yyyy Artur może odwiozę Cię do
szpitala? Wiktor martwiłsię o kolegę. Nie dziękuję, poradzę sobie. Odpowiedział i wszedł do
opuszczonego domu. Lidka ruszyła za nim, przedtem oznajmiła Wiktorowi że jej to nie interesuje co
się z nią stanie ale ona z nimi nie jedzie i niech wsiada za nią Martyna. Wiktor jakoś stanowczo nie
protestował, dał jej kilka leków do małej apteczki na wypadek gdyby coś się stało. Lidka uśmiechnęła się do niego w ramach podziękowania i powoli weszła do domu za Arturem. Doktorze myślisz że to
dobry pomysł? Tak Piotr, myślę że to idealny pomysł. No też tak mi się wydaje, jeśli ktokolwiek ma
mu pomóc odzyskać pamięć to właśnie Ona. W końcu razem przeżyli tą traumę. Wiesz Martyna, Panu doktorowi chyba nie do końca o takie tłumaczenie chodziło… zaśmiał się Piotr. O czym ty mówisz?
Spojrzała się na niego jak na wariata. No wiesz spójrz na nas Martynka, przeciwieństwa się przycią
gają… ja silny i przystojny a ty taka mądra… Oj piotrek piotrek, zejdź ty wreszcie na ziemie… Wiktor
spojrzał się na niego i poszedł do karetki. W sensie że ona coś do niego? Serio? Czemu ja tego nie
zauważyłam… Bo wy to za bardzo skomplikowane… Piotr… lepiej nie kończ. Dzieciaki jedziemy już,
dajmy Lidce pole do popisu. Pojechali, a Lidka stała w drzwiach domu, patrzyła się na Artura, który
przechodził się po pomieszczeniu, które jeszcze nie było posprzątane. były tam jeszcze ślady ich pobytu i walki z bandytami. Artur podszedł do miejsca gdzie była oznaczona jakimś numerkiem plama krwi. Tak… to twoja krew. Powiedziała podchdząc do niego. Moja? Czyli ja już tu byłem? Zdziwiłsię
Artur, klękając przed czarnym rozerwanym workiem. Tak byłeś tu, razem ze mną… Jak się tu znalazł
em? To nie jest miejsce i czas na takie rozmowy… wróćmy do szpitala lepiej bo… Nie… proszę niech
mi Pani opowie., Artur spojrzał się na nią i złapał jej rękę. Dobrze… więc… Porwali mnie… gdy… gdy
byłam w lesie… Głos jej się łamał ale nie przerywała. Złapała Artura za drugą rękę i mocno ściskała.
Nie zwracała uwagi nawet na dzwoniący telefon. Przetrzymywali mnie tu… w tym właśnie
pomieszczeniu… potem przytargali Ciebie… byłeś nieprzytomny… Jak mnie znaleźli… Wyszedłeś mnie
szukać… Wbrez rozkazom Policji… i wtedy cię dopadli… Artur spojrzał się na Lidkę. Po co wyszedłem i
Pani szukałem? Czy my… Czy nas… Czy nas coś łączyło? Czy powinienem coś pamiętać? Lidka ścisnęła
mocno jego dłoń i nagle ją puściła. Nie… ja… Ty… ty jesteś szefem stacji ratowniczej a ja… a ja z tobą
pracuje… i tyle… niestety… Spuściła głowę. Niestety? Zapytał zdziwiony… Ja… nie wiem… Artur bo
ja… Nie. To bez sensu… Lidka wstała i wyszła z domu. Zobaczyła że Wiktora i reszty już nie ma więc
zaczęła biec ile sił w nogach do stacji. Artur nie wiedział o co chodzi, wstał i zobaczył małą apteczkę.
Wziął ją i postanowił odnieść do no właśnie… gdzie? Sam nie wiedział ale nie zamierzał jej tu
zostawiać. Wyszedł i nagle w głowie pojawiły mu się dziwne obrazy… Widział pomieszczenie i ludzi…
Ludzie byli ubrani w stroje ratowników medycznych, zobaczył też siebie w gabinecie, jak siedzi przy
biurku i je ciastka. Wizja rozpłynęła się a jego samego zaczęła bardzo boleć głowa. Sięgnął do kieszeni
i wyciągnął telefon. Nie wiedział do kogo ma zadzwonić więc wybrał pierwszy lepszy numer. Był to
numer Wiktora… Halo… W… Wiktor… Banach siedział w stacj, zdziwił się gdy zobaczył kto dzwoni.
Artur? Co się dzieje? Wszyscy w stacji zamarli z pzerażenia. Tak… chyba Artur… sam nie wiem… boli
mnie głowa… czy mógłbyś przy… przyjechać? Sam nie wiem czemu do ciebie dzwonię, przecież nawet cię nie pamiętam ale wydaje mi się że jesteś najodpowiedniejszym człowiekiem by mi jakoś pomoc.
Wiktor zerwał sie na równe nogi i i zabierając Piotrkowi kluczyki od karetki wybiegł ze stacji.
Doktorze… co jest? Piotrek się zdziwił. Po chwili Wiktor był już na miejscu. Artur już jestem, wsiadaj
do karetki, ale ostrożnie i powoli. Góra posłuchał. A gdzie jest Lidka? Przecież soatała z tobą? Mówisz
o tej dziewczynie która mi opowiedziała wszystko co się stało? Nie wiem nagle gdzieś pobiegła…
Martyna… halo… poszukaj Lidki, może wróciła już do stacji, myślę że coś jest nie tak. Martyna odebrał
a zgłoszenie i posłusznie zaczęła poszukiwania, najpierw obeszła wszystkie pomieszczenia w stacji.
Stanęła pod gabinetem Artura, usłyszała cichy płacz. Lekko uchyliła drzwi i zobaczyła lidke która siedzi
na podłodze i płacze. Podeszła do niej i usiadła obok. Lidka… wszystko w porządku? Spytała podając
koleżance paczkę chusteczek. Nic nie jest w porządku… ja… ja nie mogę tak… rozumiesz… nie
potrafię udawać że nic się nie sta≥LO że ja nic… Że nic do niego nie czujesz? Skąd wiesz? Wszyscy
wiedzą… powiedz mu… zrób jakiś krok… może… może to to mu Pomorze na dobre odzyskać pamięć.
Ale ja nie wiem czy potrafię… Myślę że tak. Powiedziała Martyna wstając i słysząc że wiktor przywiózł
Artura wyszła z gabinetu. Ktoś tam na Pana czeka. Powiedziała do Góry i pokazała mu kierunek. Artur
nie miał pojęcia o co jej chodzi, ale postanowił jej zaufać i powoli wszedł do środka. Zamknął drzwi i
stanął przed Lidką. Dlaczego Pani uciekła? Czy zrobiłem coś nie tak? Lidka wstała z podłogi… nie
wiedziała co ma powiedzieć. Artur złapał ją za rękę. Ja… ja przepraszam ale… nie mogę… nie potrafię
… Próbowała wyrwać swoją rękę z uścisku ale nie mogła. Czego Pani nie potrafi? Nie… nie mogę…
Lidka… Powiedział i zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Spojrzała mu w oczy… Pamiętasz moje imię?
Zdziwiła się. Pamiętam… i chce pamiętać jeszcze wiele rzeczy…Ja… jakich rzeczy? Takich jak ta… Artur podniósł lekko głowę Lidki i pocałował ją w usta, obejmując ja przy tym. Co oni tam tak długo robią…
Niecierpliwiłsię Piotr. Nie wiem ale zaraz to sprawdzę… Adam podszedł do drzwi i otworzył je po
cichu. Jego oczom ukazał się obrazek Lidki i Artura przytulających się i całujących. Szybko zamknął drzwi. Może lepiej niech tam Nikt nie wchodzi. Powiedział i odszedł od drzwi. Adaś zaczerwieniłeś się. Zaśmiał się Wiktor. Po chwili drzwi się otworzyły i z gabinetu wyszedł Artur z Lidką tzrymając sie za
ręce. No Wszołek nawet w swoim gabinecie nie mogę mieć chwili prywatności… ja też ci wejdę do
domu jak z Basią będziesz… ee… no… nie dobra z pensji ci po prostu potracę i tyle. Powiedział Góra
uśmiechając się szeroko. Doktorze… jak pan mnie nazwał? Zdziwiłsię Adam. No Wszołek… a co
zmieniłeś nazwisko? Już ci Basia sprawę o rozwód założyła czy co? Doktorze jak dobrze że do nas wró
ciłeś. Martyna podbiegła i uściskała go mocno. Ku… kubicka bo mnie udusisz… No… Lidka, ja wiedział
em że sobie poradzisz. Wiktor położył jej rękę na ramieniu i się uśmiechnął. T… AK doktorze… kiedyś
trzeba było to zrobić. To co Lidka, teraz będzie… żyli długo i szczęłiwie? Teraz panie Piotrze to pan pó
jdzie sprawdzić każdą apteczkę, uzupełni pan leki i umyje pan każdą karetkę w tej stacji… Wrócił stary poczciwy Góra… Martynka pomożesz mi z tymi karetkami, słyszałem. Marzysz Piotruś. Wszyscy w
stacji zaczęli się śmiać.
Month: January 2018
Rozdział 3
W stacji impreza
trwała w najlepsze, wszyscy się bawili, pili i tańczyli. Artur stał podpierając ścianę, trzymając w ręku
kubek z drinkiem. Martyna z Lidką stały na przeciwko niego pod drugą ścianą, śmiały się prawie do ł
ez. To co? Robimy to? – zapytała Lidka. Ja nie wiem czy to dobry pomysł… on nas za to zabije przecież. oj tam najwyżej z pensji nam potrąci- zaśmiała się w głos. Pani chowaniec czy może pani się uspokoić
? Ja rozumiem inpreza imprezą ale jakieś przyzwoite zachowanie w stacji obowiązuje. Oburzył się Gó
ra. dobra, zróbmy to. Potwierdziła koleżance Martyna. Po chwili obie dziewczyny wyszły ze stacji.
Gdzie jest martynka doktorze? Piotrek podszedł zdziwiony do Góry. Strzelecki, czy ty myślisz że ja
pilnuje twojej dziewczyny? Narzeczonej doktorze narzeczonej. a nie interesuje mnie to jakie są mię
dzy wami relacje. dobra dobra, widze że nasz doktor dzisiaj bez humoru. Piotrek odszedł i wziąwszy
telefon dzwonił do ukochanej. Martyna nie odbierała. Dziewczyny wyszły ze stacji, przeszły się kawał
ek i stanęły wśród drzew . i co teraz? No Martynka, teraz ja tu zostanę, zadzwonię do Rudej by wcielił
a swoją role w życie. To Ruda tez w tym bedzie uczestniczyć? No a co ty myślałaś? Lidka zaczęła się ś
miać. Nagle zza krzaków wyszło czterech mężczyzn ubranych na czarno. cześć piękności. Odezwał się
jeden niskim i gburowatym głosem. Obie nie odezwały się, tylko patrzyły na siebie zaskoczone. no co
nic nie mówicie? Rozumiem że chcecie się z nami zabawić?! Drugi mężczyzna podszedł do nich i objął
je ramieniem. Zabieraj się stąd koleś. Lidka wyrwała się i pociągnęła ze sobą Martynę. A jak nie to co
laluniu? Trzeci zaszedł je od tyłu. Złapał Lidke za ręce i trzymał tak mocno że nie mogła się wyrwać.
Aa… puszczaj gnoju bo pożałujesz… Nie strasz, nie strasz laska bo się na prawde przestraszę.
Hahahahaha!!! Mężczyźni roześmiali się jednocześnie Puśćcie ją i to już! Ty się nie udzielaj bo z tpbą
też się zabawimy. Martyna uciekaj! Powiedziała Lidka. To ostatnie słowa jakie udało jej się
powiedzieć gdyż jeden z mężczyzn zatkał jej usta ręką. Martyna pognała co sił w nogach do stacji. ej
szefie ona ucieka? Zostaw ją, tu mamy lepszy nabytek. spojrzał na przerażoną Lidke. Dobra spadamy
bo zaraz ta druga tu wróci z innymi. I tak też zrobili. Zabrali ratowniczke w miejsce gdzie nikt jej nie
znajdzie. Martyna biegła do stacji . Zatrzymała się, obejrzała się za siebie by się upewnić czy nikt jej
nie goni. Była sama… do stacji był jeszcze spory kawałek, bała się o koleżankę wiec postanowiła
wezwać pomoc. Ruda zgłoś się, tu Martyna. No co tam? To jaki jest ten wasz plan? Nie ma żadnego
planu, Lidka ma poważne kłopoty. Taaa jasne. Zaśmiała się Ruda To nie żarty. Byłyśmy w lesie i
napadło nas czterech typów… zabrali ją a ja… ja zdążyłam uciec. Ty mówisz serio? A czy brzmię
jakbym żartowała? Zrób coś do cholery! Wezwij pogotowie, policję… kogokolwiek… No do…dobra.
Ruda zakończyła rozmowę z martyną i połączyła się ze stacją. 21 es, co tam się u was dzieje…
podobno ratowniczke wam uprowadzili? 21 es zgłaszam się. Odebrał zgłoszenie artur. Jakie
uprowadzenie? Co ty ruda brałaś? Najpierw chowaniec się dziwnie zachowuje z martyną a teraz ty?
No właśnie o chowaniec tu chodzi… podobno została porwana z pobliskiego lasu… Co do cholery…!!
Artur zbladł z przerażenia. W tym samym czasie do stacji wbiegła Martyna, była przestraszona i
zmachana biegiem. ku… kubicka… gdzie jest cho… chowaniec? Tez bym to doktorze chciała wiedzieć
… Po chwili do stacji przyjechała policja wezwana przez Rudą. Dzień dobry. Komisarz Anna Nowak,
podobno kogoś tu u państwa porwano… przyjechaliśmy najszybciej jak się dało… Podobno? No wie
pani co… Oburzył się Góra. spokojnie Doktorku… Próbował załagodzić sytuację Piotrek. Strzelecki nie spokojnie… z resztą tylko pani Chowaniec może mówić do mnie doktorku… W stacji rozbrzmiał cichy
śmiech Proszę o spokój, jeszcze nic nie wiadomo… czy porywacze się z państwem kontaktowali? No… nie… Martynie drżał głos. W takim razie musimy czekać. Jakie czekać?! Ja nie mam zamiaru na nic
czekać… Artur ubrał się i ruszył do wyjścia. Ale doktorze, nie może pan stąd wyjść… Powstrzymywał
go Piotrek. Strzelecki nie będziesz mi mówić co mam robić gdy w gre wchodzi ludzkie życie… Ciekawe czy mówi pan tak dlatego że na prawde przejmuje się pan ludzkim życiem czy dlatego że to akurat
chodzi o Lidkę… Wszołek, nie wiem o co ci chodzi… martwię się tylko o swojego pracownika i tyle.
Jasne jasne doktorku yyy znaczy doktorze Góra. Rozumiem że to pan jest szefem stacji, w takim razie
pod żadnym pozorem nie może pan się stąd ruszyć. Dodała policjantka i rozkazała swoim kolegom po fachu żeby stanęli przy drzwiach. Ja nie będę tu siedział z założonymi rękami i nie będę wykonywałż
adnych waszych rozkazów… Artur poszedł do drzwi, przepchnął się przez dwuch policjantów i
wyszedł ze stacji. Nie miał pojęcia gdzie miał szukać Lidki więc zaczął od pobliskiego lasu, czyli tam
gdzie była widziana ostatnio razem z Martyną. Było już dość ciemno a on nie zabrał ze sobą latarki,
więc szedł niezgrabnie potykając się o każdy wystający korzeń i kamień. Czy on jest zawsze taki
narwany?- zapytała policjantka patrząca w strnę wyjścia ze stacji. Tak zawsze…- Piotrek zaśmiał się.
Piotrek przestań to nie jest śmieszne… my powinniśmy iść tam razem z nim… przecież tu chodzi o
jednego z nas… Piotrek doskonale zdawał sobię sprawę że martyna miała rację ale wiedział też że
funkcjonariusze nie pozwolą im się stąd ruszyć. Postanowił zadzwonić do Anny i wiktora. Ci niestety
jak na złość nie odbierali telefonów, pewnie byli pogrążeni w rozkoszy do szaleństwa, no ale co się
dziwić po takich rzeczach jakie ich spotkały… W tym samym czasie Artur błądził po lesie, jego ubranie było brudne od ziemi i liści, było zimno, mokro i mroczno, a w oddali było słychać tylko wilki i inne leś
ne zwierzęta, ale dzielny lekarz nie poddawał się chociaż trząsł portkami ze strachu. Oczywiście
bardziej bał się w tej chwili o siebie niż o Lidkę. Po kilku przebytych kilometrach usiadł pod drzewem
By złapać oddech i pozbierać myśli. Gdzie ja bym cholera poszedł gdybym był porywaczem… Zerwał
się na równe nogi bo usłyszał męskie głosy zbliżające się w jego stronę. Ciekawe co szef chce zrobić z
tą małą zołzą… A skąd mam wiedzieć, pewnie się zabawimy i ją gdzieś zakopiemy… a może zrobimy
ognisko… o albo wiem, sprzedamy do jakiegoś burdelu, wiesz figurę ma, ładna w sumie jest… No niby tak ale cycki jakieś takie małe ma… Chwila chwila panowie… o kim wy mówicie? Góra wyszedł męż
czyznom na przeciw z założonymi rękoma. A co cię to obchodzi koleś i kim ty w ogóle jesteśże śmiesz wchodzić na nasz teren? Mogę stać się waszym największym koszmarem jeśli w tej chwili nie oddacie mi pani Chowaniec!! Artur wściekły rzucił się na mężczyzn z pięściami, niestety zrobił to tak
nieudolnie że mężczyźni zdążyli się odsunąć a on sam uderzył pięścią z całej siły w drzewo. Zaszli go
od tyłu uderzyli głową o drzewo i zabrali ze sobą. Co wy mi tu za mięso przytargaliście? Oburzył się
szef gangu jak zobaczył że jego dwuch podwładnych ciągnie nieprzytomnego mężczyznę za sobą.
Artur… zostawcie go… co wyście mu zrobili… Co ślicznotko, to twój kochanek? Zamknij się i rozwiąż
mnie… trzeba mu pomóc on krwawi… może mieć uraz głowy i może umrzeć… Nie panikuj lala, nie
nasza wina że kolega miał bliskie spotkanie z drzewem. Znaczy no troche nasza ale nie ważne, nie twój interes. Zaśmiałsię jeden z mężczyzn i przeciągnął nieprzytomnego Artura na drugi koniec
pomieszczenia. Góra leżał bezwładnie na zimnej podłodze a z jego głowy leciała krew… Dobra
panowie, idziemy bo mamy jeszcze coś do załatwienia… Oznajmił szef i wyszedł, reszta jego bany posłusznie poszła za nim zostawiając Lidkę i Artura samych. Artur… obudźsię… słyszysz… natychmiast
masz się obudzić… Niestety nawoływania jej nic nie dawały bo Góra leżał jak nieżywy a kałuża krwi
obok niego robiła się coraz większa i większa. Chowaniec próbowała się uwolnić z więzów, jednak nie było to takie proste… po kilku minutach jednak udało jej się wyswobodzić ręce i co za tym idzie,
odwiązać też nogi. Podbiegła do Artura, zdjęła kurkę i starała się zatamować krwotok. No obudź się… błagam… nie rób mi tego doktorku… przecież… ty nie możesz nas tak zostawić… mnie nie możesz… Do stacji przyjechali Anna z Wiktorem, byli zdziwieni ilością telefonów od Piotra i Martyny. Gdy
dowiedzieli się o całej sytuacji byli zszokowani i nie wiedzieli jak mają pomyć swoim przyjaciołom.
Policja nadal nic nie zrobiła bo czekali na jakiś ruch porywaczy, albo na informacje od Artura. Wszyscy nerwowo chodzili po stacji, policjanci nadal stali i pilnowali wyjścia. Anna jako pierwsza wpadła na
jakiś sensowny pomysł. Poszła do gabinetu Artura, miała dobre przeczucie że tam coś jest co jej
Pomorze. Na podłodze spał w najlepsze Klusek. No piesku… obudźsię, obudź się i pomóż nam znaleźćlidke i twojego pana. Pies leniwie wstał i polizał Anie po rękach. Zaszczekał radośnie i merdał
ogonem. Klusek ja nie będę się teraz z tobą bawić… masz mi pomóc i to już… Co się dzieje Aniu?
Weszła do gabinetu Martyna. Wpadłam na pomysł że on nam pomoże ich znaleźć Ale wiesz że to nie jest pies tropiący? No wiem ale… jakoś musimy zacząć działać prawda? No niby tak. Przytaknęła
martyna i podłożyła Kluskowi pod nos marynarkę Góry która wisiała na krześle. No dobra psina, masz i szukaj pana… no dalej… Pies na początku nie wiedział o co chodzi więc zaczął gryźć marynarkę myśląc że martyna chce się po prostu z nim bawić, ale po chwili coś go tknęło i zaczął biec w stronę wyjścia. tak… tak złapał trop… Martyna szybko sprzęt, Piotrek… cokolwiek… i biegniemy bo zaraz nawet psa zgubimy. Ale zaraz zaraz dokąd się państwo wybierają? Zatrzymała ich policjantka. Tam gdzie wy
powinniście wybrać się już dawno. Odpowiedziała Anna i odepchnęła kobietę. Artur proszę powiedz coś… Lidka nadal próbowała obudzić Górę ale bez skutecznie. Udało jej się zatamować krwawienie
ale stracił tak dużo krwi że mogło nie być już żadnych szans na przeżycie. Wstała i szukała w
pomieszczeniu jakichś leków, czegokolwiek co by jej mogło pomóc, niestety poza alkoholem i
narkotykami nie znalazła nic. Uklęknęła bezradnie przy rannym i czekała na cud. Chciała wezwać
pomoc ale porywacze zabrali jej wszystko co miała przy sobie. Nie wiedziała jak i czy kiedykolwiek
jeszcze zostaną uratowani… A… Paanni… Cho… Artur… ty żyjesz, jak dobrze. Lidka się tak ucieszyła że aż ze szczęścia przytuliła się do niego i pocałowała go w policzek. Był zimny i blady. Co… co się…
dzieje… Nic, nic nie mów wszystko będzie dobrze, oboje wyjdziemy z tego cało… Trzymała jego rękę i sprawdzała mu tętno… był bardzo słaby, miała nadzieje że ktoś już ich szuka i że porywacze nie wrócą… Przeliczyła się, wróciło dwóch, mieli ze sobą dwa czarne wielkie worki. o widzę że nasza królewna się uwolniła… hahaha spokojnie i tak nic nam nie zrobisz. Zadzwońcie po karetkę, natychmiast. On
umiera! Chyba nie chcecie mieć jego życia na sumieniu! Sumienie? A co to takiego… hahaha Mężczyźni odciągnęli Lidkę od Artura, wzięli jeden worek i wpakowali go do niego rzucając na drugi koniec
pomieszczenia. co wy robicie, przecież on jeszcze żyje… idioci… Już niedługo panienko. Chciał być
cwany ale niestety coś mu nie wyszło. Klusek prowadził Annę, Martynę i Piotra przez las, zatrzymał
się pod drzewem. i co znalazłeś? Anna podeszła do drzewa i poświeciła latarką. O Boże to krew…
Martyna wzdrygnęła się z przerażenia. Trzeba ich jak najszybciej znaleźć, szukaj piesku szukaj… Pies
ruszył dalej, zatrzymał się przed starym domem, wyglądał na opuszczony, był zniszczony a wokół
niego leżały porozrzucane tony śmieci. myślicie że to tu? Zapytał Piotrek gotowy do wejścia. Myślę że tak, mam nadzieję ze pies się nie pomylił. Wchodzimy? Nie martyna. Poczekajcie ja wezwę tu naszą
nieustraszoną policję. Anna wzięła telefon do ręki. Po co nam policja? Piotr… a co jak oni będą mieć
broń? Chcesz żeby zrobili sobie z ciebie tarczę ruchomą? Ale pani doktor my musimy działać szybko, a co jak oni tam ich przetrzymują rannych… Strzelecki, przede wszystkim musimy działać z rozwagą…
Upomniała go Martyna. Tak jest pani Kubicka, pani życzenie jest dla mnie rozkazem. Po kilkunastu
minutach policja była już na miejscu, Anna tak dokładnie opisała drogę i wygląd domu że nie było
szans by ich nie znaleźli. Pierwsi do domu wbiegli policjanci, rozległo się kilka strzałów i wszyscy
krzyczeli. Na szczęście udało się obezwładnić dwoje napastników. Pozostałą dwójkę złapano przed
domem chwilę poźniej. Poradzicie sobie? My musimy ich zabrać na komendę? Tak jedźcie już i… zróbcie
coś pożytecznego wreszcie w tej sprawie. Powiedziała Anka i pobiegła w stronę związanej Lidki. Oswobodzila ją i pomogła wstać. Lidka była tak wycieńczona i zmarznięta, że ledwo stała na własnych nogach. A… Artur… Tyle udało jej się powiedzieć… Zemdlała. Aniu zadzwoniłam po karetkę…
Powiedziała martyna podbiegając do nieprzytomnej Lidki. Wezwij drugą bo coś mi się wydaje że Góra też będzie jej potrzebował. Góra? A gdzie on jest niby? Piotrek rozglądał się po pomieszczeniu ale nie było nigdzie Artura. Nie wiem Piotr ale gdzieś na pewno. Klusek… gdzie twój pan? Anka spojrzała na
psa który szarpał jeden z czarnych worków na śmieci. Podeszła i odwiązała jeden z nich. O mój boże
Artur… chodźcie szybko i pomórzcie mi go wyjąć… Anka była przerażona, Artur był cały we krwi,
nieprzytomny i bez jakichkolwiek funkcji życiowych. gdzie jest ta pieprzona karetka, trzeba go jak
najszybciej zawieźć do szpitala… Martyna zajmij się Lidką a Piotrek… chodź tu i mi pomórz… Piotr zajął się raną na głowie w czasie gdy Anka reanimowała Artura. 22, 23…30… Piotrek nie da rady inaczej.. zostaw te ranę i strzelaj… 200 dżuli na początek… Tak jest pani doktor. Piotr wziął sprzęt i ustawił go na tyle na ile kazała mu Ania. Ładowanie, odsunąć się, defibrylacja… Jeszcze raz! Powtórzył tę
czynność jeszcze trzy razy aż do przyjazdu karetki. *** W szpitalu wszyscy czekali na werdykt w
sprawie poszkodowanych ratowników, Góra trafił od razu na sale operacyjną, w karetce był przez całą drogę reanimowany, akcja serca powróciła dopiero w szpitalu. Lidka została nawodniona i ogrzana, miała odpoczywać ale nie chciała, czekała z wszystkimi pod salą operacyjną. Mówiłem ci że powinnaśjeszcze leżeć, do jutra conajmniej, byłaś strasznie osłabiona z resztą nadal jesteś blada jak ta ściana.
Doktorze Banach jeśli pan pozwoli sama będę decydować o tym gdzie w jakim czasie i co będę robiła.Wiktor daj jej spokój, przecież martwi się o Artura tak samo jak my wszyscy… Powiedziała Anna, kł
adąc Lidce dłoń na ramieniu. To musi tyle trwać do cholery? Spokojnie pani Chowaniec, doktor
Sambor robi co może… Dobrze że to nie Potocki bo jeszcze by było NZK… Strzelecki opanuj się do
jasnej cholery… Wiktor starał się zachować spokój jednak Piotrek koncertowo wyprowadził go z ró
wnowagi. Po 5h drzwi sali operacyjnej otworzyły się i wyszedł Sambor. I co? Co z nim? Zerwała się
Lidka Niestety nie jest pani z rodziny więc nie mogę udzielać pani żadnych informacji. Michał przestańsię zgrywać i mów co się dzieje… Dobrze Wiktor… no już spokojnie. Operacja trwała tak długo bo
wystąpiły pewne komplikacje… jakie komplikacje? Wiktor patrzył na kolegę jakby przeczuwał
najgorsze. Stracił bardzo dużo krwi, mózg był niedotleniony… robiłem co mogłem… żyje? Zapytała siędrżącym głosem Martyna. No… na razie tak, ta doba będzie decydująca… nie wiem też czy… czy nie
doszło do jakiś nieodwracalnych zmian w mózgu… Jakich zmian? Może stracić wzrok, pamięć, zdolność mowy… ruchu… wszystko jest możliwe w tak ciężkim przypadku. Teraz przeniesiemy go na salę
pooperacyjną i bę∂ziemny go monitorować przez całą dobę. Czy ja mogę? Nie pani Chowaniec, pani
idzie prosto do domu odpocząć. Aniu możesz ją odwieźć? Ale Wiktor… Nie ma ale Wiktor. Jedziecie w tej chwili a ja… ja przy nim zostanę. Wiktor ty też… każdy z was jest zmęczony i nakazuje byście
wszyscy pojechali się pożądanie wyspać. Michał przyjacielu wiesz że jak cie nie słucham tak tego nie
zrobię. Tak wiem, dlatego też jeśli chodzi o ciebie to sam zawiozę cię do domu, nawet jeśli miałbym
użyć siły. No ale ktoś musi przy nim zostać. Wstąciła się Martyna. Ja wiem kto, mam odpowiedniego
kandydata… Piotrek spojrzał na kluska który stał spokojnie i patrzył się w stronę wejścia do sali
operacyjnej. Piotr nie ma mowy, w ogóle wyprowadźcie mi stąd tego psa, przecież tu nie można
trzymać zwierząt. Doktorze sambor, gdyby nie ten pies jak pan to ujął to pewnie i lidka i Góra by już
nie żyli, to on ich znalazł i ten dzielny pies będzie przy łóżku swojego pana czy ci się to podoba czy nie. Zbulwersowała się Anna. Tak jest pani doktor. Michał uśmiechnął się i wziął Kluska do sali gdzie leżał
już zoperowany Artur. Nikt tej nocy nie spał spokojnie, każdy tylko czekał na jkiś telefon ze szpitala.
Nad ranem na oddziale byli już wszyscy. Możemy do niego wejść? Zapytała Martyna. A wy coś spaliś
cie w ogóle? Bo jak tak patrzę na was to mam wrażenie że żeście całą noc spędzili pod szpitalem…
Bardzo zabawne, dobra ja tam idę i nic mnie nie odchodzi. Lidka przepchnęła się przez Sambora i weszła do sali. Artur leżał na łóżku, miał zabandażowany czubek głowy i milion kabli na sobie.
Oddychał samodzielnie, ciśnienie było w normie… nic nie wskazywało na to że cokolwiek jest nie tak. Artur, słyszysz mnie? Góra otworzył oczy, gdy zobaczył Lidkę gwałtownie podniósł się z łóżka z
przerażeniem kim… kim pani jest i… i co pani tu robi… Reszta stała przed salą. Kurcze Co jest Michał…Bo wiesz Wiktor… nie zdążyłem powiedzieć tej waszej narwanej koleżance że… Że co? Że Artur straciłpamięć…
Rozdział 2
Od kiedy Anna siedzi w areszcie śledczym, a policja bada okoliczności śmierci Stanisława Potockiego, minął tydzień. Nikt ze stacji nie może dalej uwierzyć, że ona mogła to zrobić, nikt nie może pojąć, że
Anka byłaby do czegoś takiego zdolna. Wiktor Banach po próbie samobójczej nadal leży w szpitalu
podłączony do wszelakiej aparatury, jeszcze nie odzyskał przytomności, ale wszyscy głęboko wierzą, że kto jak kto, ale on z tego wyjdzie. Był chłodny jesienny poranek, Zosia siedziała całą poprzednią noc i dzień przy łóżku Ojca, cały czas miała nadzieję, że się wreszcie obudzi, jednak Wiktor dalej leżał bez
ruchu z maską tlenową na twarzy.
Zosiu, idź do domu, zjedz coś, prześpij się.
Zosia odwróciła się, a za jej plecami stał Sambor.
– Nie, nie mogę go tu tak teraz zostawić, już wystarczy, że opuściłam dom tamtej feralnej nocy, rozumiesz, że gdybym była wtedy w domu… Gdybym była, to on by żył… Zareagowałabym najszybciej i najlepiej jak tylko by się dało i…
– Ale jakbyś była w domu, to Wiktor nic by sobie nie zrobił – rzekł Michał, kładąc Zosi rękę na ramieniu. – on specjalnie zrobił to, gdy nikogo w domu nie było. Przykro mi, mała. A jeszcze teraz, gdy… gdy Anna siedzi w areszcie, zostałaś sama, a nie powinnaś być teraz sama. – Bardzo dobrze, że ta szmata siedzi w areszcie, bo sama bym ją chętnie… Urwała, bo do sali weszła Martyna.
– Bez zmian? – Zapytała, zerkając to na Zosię, to na Sambora. – Niestety tak, miał płukanie żołądka, ale… Nie wiem, czy nie jest za późno… – Nie jest! Nawet nie ważsię tak mówić!- Krzyknęła Zosia i wybiegła z płaczem z sali. – Bardzo to wszystko przeżywa, musi się ktoś nią zająć. – Wiem, ale ona nie chce niczyjej pomocy, to akurat ma po ojcu. – Martyna, pogadaj z nią, bo jeszcze ona sobie coś zrobi. – To nic nie da, już próbowałam kilkakrotnie do niej dzwonić, ale wyłączyła telefon. Michał a… a co z Po… Potockim?
– No co? Nie żyje, zmarł w swoim domu, w jego organizmie wykryto bardzo dużą ilość amfetaminy, taka dawka konia by powaliła, a co dopiero człowieka. – Dostał wreszcie za swoje… Gnida jedna
– Nie można się źle wypowiadać podobno o zmarłych, ale… Tak, co prawda to prawda, za tyle zła ile wyrządził…
– Martynka, wezwanie mamy.
Zza drzwi dobiegł krzyk Piotra, Martyna spojrzała jeszcze na Wiktora. – Ma taką spokojną twarz… Ech… Czuwaj nad nim, wszyscy w stacji trzymamy mocno kciuki, że sięobudzi – rzuciła, wychodząc z Sali, a Sambor tylko pokiwał głową. – Gdzie mamy to wezwanie? I gdzie jest Góra? Martyna wsiadła do karetki i chwile patrzyła na Piotra z niedowierzaniem o wezwaniu.
– Nie ma żadnego wezwania, ściągnąłem cię tutaj, bo… chcę iść do Anny, chcę się z nią spotkać i porozmawiać, pójdziesz ze mną do tego aresztu?
– Nie. I ty też nie powinieneś, to wszystko to jej wina, najpierw uwiodła Wiktora, potem całowała się z Potockim i go zabiła i przez nią Wiktor leży w szpitalu…
– Nie przez nią, a przez nas. To my pokazaliśmy jemu te zdjęcia.
– Piotrek, czy ty siebie słyszysz?! – Martyna wściekła wyszła z karetki i trzasnęła drzwiami.
Piotrek jeszcze chwilę siedział bez ruchu i zastanawiał się, czy to rzeczywiście była jego wina. Po kilku
minutach wyszedł z pojazdu, wsiadł na swój motor i ruszył przed siebie.
– Pana godność?
– Piotr Strzelecki, chciałem się widzieć z zatrzymaną Anną Reiter.
– A to pan jest jej adwokatem, kimś z rodziny, czy co?
Policjant niechętnie w ogóle chciał Piotra słuchać, a jeszcze mniej chętnie by go do zatrzymanej wpuś
cił.
– Jestem jej… bratem.- skłamał, ale wiedział, że w dobrej wierze.
– Dobrze, poczeka Pan tu.
Po chwili inny policjant przyprowadził Annę, była roztrzęsiona, nie mogła poradzić sobie z tym, co się
stało, wyglądała strasznie.
– Macie 5 minut i ani chwili dłużej.
Zostali sami, w małym pokoju, tylko ze stołem i dwoma krzesłami.
– Piotr, co ty tu… Jak ty tu?
– Jestem twoim bratem, jakby cię o to zapytali, to masz potwierdzić.
– Wiktor… Co z nim? – Słowa ledwo przechodziły jej przez gardło.
– Leży w szpitalu w Leśnej górze, Zosia i Sambor cały czas przy nim siedzą na wypadek, jakby się
obudził.
– Jakie są rokowania? Wyjdzie z tego, prawda?
Anna nie mogła powstrzymać łez. Piotr wyjął z kieszeni paczkę chusteczek i podał jej.
– No nie jest najlepiej, miał płukanie żołądka, cały czas go nawadniają i podają jakieś inne leki, które
mają mu pomóc dojść do siebie, ale…
Urwał po chwili i spojrzał w sufit.
– Ale co? No mów, do cholery, ja już naprawdę zniosę wszystko!
– Ale wydaje mi się, że on po prostu już nie chce się obudzić, nie chce, bo…
– Bo co?
– Bo przeze mnie i Martynę podejrzewa cię o zdradę, o to, że wybrałaś Potockiego. To my pokazaliśmy mu wasze zdjęcie…
– Piotrek, jakie zdjęcie, do cholery?
– No, Martyna zrobiła wam zdjęcie w szpitalu jak się całowaliście… – A wtedy…
– Piotrek, posłuchaj, to nie było tak, ja tego nie chciałam, on sam mnie pocałował ja próbowałam siębronić, ale…
– Anka, to nie mi powinnaś się tłumaczyć, tylko Wiktorowi…
– Ale jak mam to zrobić, skoro siedzę w areszcie, no jak?
– Nie wiem, może da się jakoś pogadać, żebyś dostała przepustkę, chociaż na godzinę… Spróbuję to załatwić.
– Dzięki.
– Koniec romansów!
Do pokoju wszedł postawny policjant i zabrał Annę z powrotem do aresztu. Piotr wrócił do stacji
pogotowia, tam na niego czekała niemiła niespodzianka, wszyscy byli wściekli, że bez słowa opuściłstanowisko pracy.
– Gdzieś ty był, Strzelecki! Było wezwanie, a nie było kierowcy i musiałem specjalnie Wszołka ściągać, chociaż ma dzisiaj wolne? Co ty sobie myślisz? – Wściekły Artur krzyczał na Piotrka, ale ten nic sobie z tego nie robił
– Dobra, dobra, mmhm, jasne, spoko- machnął tylko ręką i poszedł do Martyny.
– Co? Polecę ci po premii!
– Może mi ją pan całą zabrać, mam to w dupie.
Po tych słowach Góra zrobił się czerwony jak burak.
– Co jest, doktorku? Coś się tak naburmuszył? Wyluzuj, wezwanie mamy.
– Pani Lidio, czy pani też mam pojechać po premii?
– Ale że niby za co? – Roześmiała się Lidka i wsiadła do karetki. – Ok., jak ty dzisiaj taki nerwowy, to
może ja się nie będę dzisiaj w ogóle odzywać.
– Wezwanie na Podolańską 25 c, starsza kobieta skarży się na bóle w klatce piersiowej i duszności.
– Ok. przyjąłem, już tam jedziemy.
Lidka jak powiedziała, tak zrobiła, przez całą drogę do pacjentki nie odezwała się ani słowem.
– Artur Góra, pogotowie ratunkowe, dzień dobry.- Powiedział Artur, wchodząc do mieszkania kobiety, która po nich zadzwoniła.
Kobieta była w podeszłym wieku, drzwi otworzyła trzymając się jedną ręką za serce, przy tym dusząc się cały czas. – Proszę pani, proszę, usiądźmy, Lidka, Parametry, Adam, zamknij drzwi, bo jeszcze nas
ktoś napadnie, jakaś nieprzyjemna ta dzielnica.
– Co się tak doktor boi? – Zażartował Adam
– Wszołek, no weź, chociaż ty mnie dzisiaj nie doprowadzaj do… Jak ciśnienie? – Zapytał, ale nie
uzyskał żadnej odpowiedzi.
– Cukier? – Też cisza
– Pani Chowaniec, czy może pani ze mną współpracować?
Lidka wyciągnęła z kieszonki torby kartkę i długopis, coś pisała, a potem podała kartkę Arturowi.
– Jak to nie? Pani Chowaniec, mamy pacjenta. Czy może się pani zachować chociaż raz jak
profesjonalistka, nie jak obrażona gimnazjalistka? I czy może Pani normalnie odpowiadać, a nie pisać
jakieś liściki?
– Panie… Panie doktorze, zranił pan pewnie jej uczucia i był nieprzyjemny, więc… więc ja się nie
dziwię, że pana partnerka nie chce z Panem rozmawiać – powiedziała starsza kobieta, kaszląc co pół słowa.
– Droga pani, to nie jest moja partnerka, my tylko razem pracujemy, ja jestem jej szefem i ona ma
wykonywać moje polecenia.
– No to przecież mówię, że partnerka w pracy, Doktorze Pana życie prywatne mnie jakoś nie zbyt
interesuje – odparła kobieta i opadła na kanapę.
– Doktorze, saturacja spada, cukier za wysoki. – Lidia w końcu przemówiła.
– No, pani Chowaniec, lepiej późno niż wcale, dobra, koniec zbędnego paplania, bo nam pacjentka
zejdzie. Wszołek, po deskę i do szpitala.
Po udanej akcji ratunkowej Góra chciał jeszcze porozmawiać z Lidią, ale ta dalej się upierała, że nie
ma mu nic do powiedzenia. Skorzystał z wolnej chwili i wszedł do sali Wiktora.
– No, Wiktor, i co ty narobiłeś? Dlaczego? Przecież wszystko można jakoś racjonalnie wyjaśnić…
– A… Annna
– No właśnie, Anna… ee co?
Artur rozejrzał się po sali, byli tutaj sami.
– Wiktor, czy ty… czy ty mnie słyszysz? Powiedz to jeszcze raz?!
Jednak nic już nie usłyszał.
***
Kolejnego dnia Piotr wraz z Martyną czekają na Annę przed aresztem, udało im się szybko załatwićnakaz na 3 godziny pobytu na wolności. Mają nadzieję, że gdy tylko Wiktor ją usłyszy, wróci mu chęćdo życia. Anna wyszła z Aresztu i razem bez zbędnego gadania udali się do szpitala. ***
– O, patrz kto idzie… – Sambor spojrzał na nadchodzącą trójkę
– Co ona tu robi? Nie pozwolę jej tam wejść, nie po tym, co mu zrobiła…- Zosia stanęła przed
drzwiami do sali ojca.
– Zosiu, proszę, pozwól mi tam wejść.
– Nie, idź stąd, idź tam, skąd przyszłaś… Myślisz, że jak zabiłaś doktora potockiego i prawie zabiłaś
tatę, to wszystko ci ujdzie płazem? Mylisz się, jeśli on umrze, ja dopilnuje tego, żebyś zgniła w wię
zieniu…
Zosia rozpłakała się, Anna podeszła bliżej i mocno przytuliła dziewczynę.
– Zosiu, kochanie, wiesz, że to nie tak, kocham ciebie i kocham twojego tatę nad życie, jesteście dla mnie jak rodzina, której… której przez Stanisława nigdy nie miałam? Proszę, uwierz mi… Daj mi
porozmawiać z Wiktorem…
Anna jeszcze mocniej przytuliła Zosię, a ta zaczęła jeszcze mocniej płakać.
– Aniu, chciałam ci tylko przypomnieć, że czas twojej przepustki się niedługo skończy – powiedziała Martyna, podchodząc i zabierając od niej Zosię.
– Tak, masz racje – odparła Anna i weszła do sali.
– O mój Boże, Wiktor…
Usiadła koło niego na łóżku, chwyciła jego rękę i mocno ścisnęła. Łzy nie pozwalały jej nic powiedzieć. – Ja… ja tak bardzo… tak bardzo cię przepraszam… Wiktor…
Pochyliła się nad nim i zdjęła mu maskę z twarzy, pocałowała go w usta i położyła głowę na jego
ramieniu. Leżała tak chwilę, cały czas ściskając jego dłoń.
– A… Aniu…Wstała, usłyszawszy swoje imię.
– Wiktor, ty… ty się obudziłeś? Naprawdę?
Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
– Myślałem, że… że już cie nie zobaczę. – Banach otworzył powoli oczy.
– Wiktor… Kochany… Wybacz mi… to wszystko to jedno wielkie nieporozumienie… Nigdy bym… nigdy nic z Potockim…
– Teraz wiem… I przepraszam, że… to zrobiłem, wiem, że byłem gł…- urwał w połowie słowa.
– Nic już nie mów, jesteś jeszcze zbyt słaby, odpoczywaj. Kocham Cię.- powiedziała, a do sali wszedłpolicjant, szarpiąc Annę i zakładając jej kajdanki.
Co pan robi, oszalał Pan?
– Miała pani tylko 3 godziny, mineły już 4… byłem zmuszony panią odnaleźć i doprowadzić do aresztu bo inaczej moi przełożeni urwali by mi głowe, i tak to zrobią za to w ogóle kogoś do pani wpóściłem , już wiemy że pan piotr strzelecki nie jest pani bratem. – To nie tak ! Dajcie mi się wytłumaczyć!- Anna szarpała się ale to było na nic, policjant był od niej silniejszy. – Wiktor leżąc bezwładnie, obserwowałcałą sytuację i nie mógł uwierzyć co się dzieje. Anna spojrzała ostatni raz na Wiktora i została
wyprowadzona z sali. Obudził się- zdążyła tylko powiedzieć na korytarzu do Zosi Martyny i Piotrka. Część trzecia Kilka dni później… Wiktor został wypuszczony ze szpitala, miał jeszcze przez chwile
pozostać w domu żeby odpocząć ale oczywiście się nie zgodził i stwierdziłże musi przyjść do pracy bo w domu by oszalał z tej bezsilności. Doktorze, może zrobić doktorowi herbaty? Pyta Martyna siadając obok. co? Nie dzięki. Nie mogę przestać myśleć o Ani, która teraz tak bardzo mnie potrzebuje…
wyniki sekcji zwłok Stanisława wykazały że miał on sporą ilość narkotyków w sobie… a jeszcze ta
pieprzona policja nie chce zrozumieć że Ania zrobiła to… bo bo musiała, inaczej ten bydlak nie dał by jej żyć. – Wiktor wzdycha ciężko i chowa głowę w ręce. Na pewno da się jakoś udowodnić że Jest
niewinna… na pewno… Martyna chyba sama w to nie wierzysz. Oczywiście że wierze. Doktorze jak Pan w ogóle może mówić że jest inaczej…- oburzyła się Martyna Och przepraszam cię ale od kilku dni jestem taki rozdarty i najchętniej każdego bym pozabijał. Może ja pójdę do domu…- Wstał i powoli wyszedł ze stacji. W drodze do domu postanowił sobie że nie ważne co się ma z nim stać wyciągnie ukochaną z aresztu. Jutro ma się odbyć rozprawa przeciwko Annie i Wiktor ma na niej zeznawać jako jeden z najważniejszych świadków. Przystanął i spojrzał się w zachmurzone niebo, dostrzegł małą
dziurę pomiędzy chmurami, z której przebijały się lekkie promienie słońca. Martyna…! No tak, czemu wcześniej na to nie wpadłem.- krzyknął i pobiegł z powrotem do stacji. ⁃Martyna! Martyna! Doktorze nie ma jej, pojechała z Piotrem do wezwania.- uświadomił go Adam który przyszedł akurat zrobić
sobie kawę. Gdzie jest to wezwanie? Yyy… nie wiem – Wszołek lekko zakłopotany pokręcił głową.
Ruda… tu Banach, gdzie pojechali Piotr z Martyną? Po chwili rozlega się głos Rudej. No przecież nie na kawę, mieli wezwanie. Ruda do cholery wiem… ale pytam się gdzie? Na… Towarową, jakaś próba są… to mnie już nie interesuje, bez odbioru. Adam, dawaj kluczyki od karetki. – Wyciągnął rękę w jego stronę. Ale doktorze, nie mogę… To rozkaz do cholery- Adam rzucił w jego stronę kluczyki Spokojnie jak się ktoś przyczepi powiem że ukradłem- oznajmił i wybiegł ze stacji. Kilka minut później Wiktor byłjuż na miejscu. Piotrek wzywałeś drugi zespół? Martyna spojrzała na parkującą eskę Nie… – Piotrek zmieszany dalej badał pacjenta. To Wiktor… jako kierowca…- Martyna z niedowierzaniem patrzyła na Banacha w cywilu wysiadającego z karetki.- Martyna do mnie- Stanął i czekał ale Martyna nie
reagowała. No na co czekasz! Doktor wybaczy ale mamy pacjenta. No przecież ślepy nie jestem a ty chyba za to głucha… do mnie to rozkaz…- Powiedział to tak stanowczym głosem że Martyna się
przestraszyła. Poradzisz sobie? Spojrzała na Strzeleckiego Tak idź, ciekawe co się mu stało że przywłaszczył sobie karetkę. Tak zrobiła, powoli podeszła do Wiktora, ten nakazał jej by wsiadła do karetki, nic z tego nie rozumiała ale to zrobiła. Wsiadł za nią i zamknął za sobą drzwi. O co chodzi? Wiesz że niedługo jest rozprawa Anny? Tak wiem… Zeznaje jako świadek… ale obawiam się że to co ja powiem i to co powie Anna na swoją obronę może nie wystarczyć.. I? – Martyna przyglądała się Wiktorowi z ciekawością I chciałem cię prosić byś ze… Nie doktorze… nie ma opcji żebym też zeznawała, mnie z Potockim nic poza jedną sytuacją nie łączyło a o tamtej sprawie chce już zapomnieć. Martyna ale nie rozumiesz że im więcej będzie świadków tym są większe szanse? Wiem ale… to co się stało pomiędzymną a potockim… nie Ja nie chce o tym mówić…proszę tylko nie mówić że to rozkaz bo… Tak to jest rozkaz… W takim razie doktorze- Martyna wstała i zdjęła z siebie kurtkę ratownika. W takim razie
jestem zmuszona odejść… nikt nie ma prawa zmuszać mnie bym powracała do tamtego feralnego
dnia… Opuściła karetkę i bez żadnego słowa wyjaśnienia dla Piotrka pobiegła przed siebie. Cholera
jasna…- Wiktor wyszedł z karetki i trzasnął drzwiami. Podszedł do Piotrka. Tu 21 es przyślijcie drugi
zespół Strzelecki został sam na polu bitw Jak to sam? A gdzie Martyna i… Doktorze co ty tam robisz?
Ruda weź ty mnie dzisiaj nie denerwuj, a i niech przyjedzie dodatkowo Adam i zabierze karetkę bo ja idę do… a do dupy idę. Jaką karetkę…? Ok przyjęłam… Gdzie Martyna? Zdziwiłsię Piotrek, Odeszła… – Oznajmił Wiktor i poszedł . Jak to odeszła, co jej powiedziałeś? Piotr wstał od pacjenta i podbiegł do
Banacha zatrzymując go Piotr nie zostawiaj pacjenta, to nieprofesjonalne zachowanie. Polecę ci zaraz po premii. W dupie mam premie , gadaj co z Martyną?! Odeszła bo nie mogła znieść że poprosiłem jąo pomoc. W sprawie Potockiego? Miała zeznawać? Tak…- w tym momencie Piotrek rozwścieczył się
do tego stopnia że uderzył Wiktora z pięści w twarz. Nie wiesz ile wycierpiała przez tą całą sytuację?
Nie wiesz? Co teraz martwisz się tylko o swoją dupę i o domowe obiadki gotowane przez Anne?
Wiktor nie został dłużny Piotrowi i popchnął go z całą swoją siłą. Strzelecki uderzył o drzewo. Leżał i
się nie ruszał. Cholera jasna… Piotrek, wstawaj… No rusz się…- Podszedł do rannego, który dalej leżałi się nie ruszał Psia dupa… Piotr No dalej nie ud… o nie… krew…- Zobaczył krew cieknącą z głowy
Piotrka. Sięgnął do kieszeni. Ruda co z tą karetką? No jedzie, będą za 7 minut. To nie wiem jak to
zrobisz ale ma tu być za 2minuty ta i jeszcze jedna. Kolejny ranny? Wiktor co tam się dzieje? Nie
zadawaj pytań tylko dawaj tu karetkę… Robię co mogę… To rób więcej. Ty jesteś lekarzem, zajmij się
rannymi z Piotrem i Martyną do przyjazdu karetek. No właśnie sam nie mogę… Martyny nie ma a
Piotr… a Piotr jest jednym z pacjentów więc do cholery ruchy… Jak to jednym z… a dobra już nie
zadaje żadnych pytań. No wreszcie. Po tych słowach Wiktor wstał i czekał na przyjazd karetek. Ruda
się tak postarała że obie dotarły w ciągu 3 minut. Pogotowie… cholera co się dzieje… Wiktor co ty tu? – Zdziwiony Góra podbiegł do leżącego Piotra. ⁃Artur nie zadawaj żadnych pytań.⁃ Chowaniec, Wszołek i ty… ty którego nazwiska nie pamiętam ruchy- wydarł się Artur Nowak… Nowak panie doktorze.⁃Dalej Nowak bo premii to ty nie zobaczysz do końca roku! Wiktor powiedz co tu się stało? Nie waż
ne…- Odpowiedział i odszedł Doktorku czekaj, każda para rąk się przyda.⁃ Pani Lidio proszę się
odpieprzyć z łaski swojej. ⁃Matko, gorszy niż Góra- stwierdziła Lidia i pobiegła do pacjenta którego
wcześniej ratował Piotrek z Martyną. Banach wrócił do domu, położył się na łóżku i zasnął. Do
rozprawy chciał wypocząć jednak nie było mu tom dane, miał straszne koszmary. ***Nastał dzień
rozprawy. Wiktor pojawiłsię w sądzie wcześniej bo liczył na to że zobaczy Anie albo Martynę.
Niestety ani jednej ani drugiej jeszcze nie było. Postanowił zadzwonić do Artura i dowiedzieć się o
stan Piotrka. Artur, co z Piotrem? ⁃Cześć… Wiktor jak mogłeś… Stan Piotra jest stabilny, stracił
wczoraj tak dużo krwi że mógł przez to umrzeć, czemu stałeś z założonymi rękami jak księżniczka i nic nie zrobiłeś dopóki nie przyjechaliśmy? ⁃Nie miałem głowy do tego. ⁃ Dupy… dupy nie miałeś
Banach, ja rozumiem że jest ci ciężko bo Ania… mi też było ciężko a nawet jeszcze ciężej bo Renata
zmarła ale jakoś mogłem pracować… twoje zachowanie było karygodne i… ⁃ Tak wiem potrącisz mi z premii… Ok… ⁃Wiktor to nie są żarty⁃ Artur ja nie mam nastroju na żarty, a powiedz mi Martyna jest tam gdzieś? Nie… dziś rano z nią rozmawiałem i złożyła słowne wymówienie… i tu też oczekuje od
ciebie wyjaśnień… ⁃Wyjaśnię ci jak powiesz jej że czekam w sądzie. ⁃A po co w sądzie na nią czekasz? Przecież nie ma zeznawać. No właśnie chciałem by to zrobiła i dlatego złożyła wymówienie. ⁃Banach ciebie to już do reszty powaliło. Artur rozłączył się. Martyna siedziała w domu, w ciemnym pokoju,
nie wiedziała nic o Piotrku nikt jej nie informował. Przez całą noc zastanawiała się czy jednak powinna zmienić zdanie i iść pomóc w uwolnieniu Anny. Miała mętlik w głowie. Wzięła telefon i zadzwoniła do Piotrka by się go poradzić i przeprosić że wczoraj uciekła bez słowa.⁃ Halo- w słuchawce rozległ się głos Lidki. Piotrek… Lidia? Daj mi Piotra. Martyna bo ja… bo on ⁃Co? Martyna, Piotr jest w szpitalu, jest nieprzytomny ⁃Jak to?!- Kubicka natychmiast zerwała się z łóżka na równe nogi. ⁃Co się stało? ⁃To ty
nic nie wiesz? – zdziwiła się Lidka Nie… ⁃Wczoraj podobno poszarpał się z Banachem i wyrżnął głową
o drzewo… mało brakowało a byłoby po nim… ⁃Cholera jasna, zabije tego Banacha… Ok. Lidka
czuwaj przy nim, nie wasz się od niego na krok odchodzić… ⁃Ok… a ty co chcesz zrobić? ⁃Czas by ktoś
kochanemu i wspaniałemu Banachowi przemówił wreszcie do tego zakutego łba, bo zaczyna się
zachowywać jak Potocki którego tak strasznie nienawidził. Po tych słowach Martyna rozłączyła się i w biegu wyszła z domu i udała się do sądu na rozprawę. Miała nadzieje ze jeszcze się nie zaczęła i bę
dzie mogła rozmówić się z Wiktorem. W sądzie Wiktor czekał na rozpoczęcie, był załamany całą
sytuacją, dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego ze Piotr mógł przez niego umrzeć. Po jego policzkach popłynęły łzy. ⁃Wiktor… na korytarzu rozległ się głos Anny Ania… – wstał z krzesła i podbiegł do niej
przytulając ją mocno.Anna była prowadzona w eskorcie przez dwóch policjantów. proszę pana,
proszę się odsunąć- powiedział jeden z nich. ⁃Proszę mi pozwolić z nią porozmawiać… ⁃Nie. Nie może pan rozmawiać z oskarżoną… Policjanci wprowadzili Annę do sali, Wiktor westchnął i wszedł za nimi. -Proszę wstać sąd idzie… Rozprawa się zaczęła a Wiktor wciąż wypatrywał Martyny. ⁃Otwieram
rozprawę przeciwko Annie Reiter której stawiam zarzut zamordowania swojego byłego męża Stanisł
awa Potockiego. Czy przyznaje się pani do popełnienia czynu?- sędzia i wszyscy na sali skierowali
wzrok na Annę. ⁃Tak wysoki sądzie przyznaje się ale… ale miałam ku temu miliard powodów. ⁃Czyż
by? Więc jeśli się pani przyznaje to proszę powiedzieć nam jak do tego doszło.⁃ Dobrze. Spotkałam
się ze Stanisławem po Pracy. Miałam już dosyć jego Gierek i zatruwania ludziom życia. Kiedy nie
patrzył na mnie przeszukałam jego szuflady i wsypałam mu jakiś biały proszek do wina. Wypił to
niczego nie podejrzewając i…- Anna przerwała I resztę już znamy… a ten biały proszek to
Amfetamina. Dziękuje Pani. Proszę na świadka Wiktora Banacha. Wiktor siedział bez ruchu. Czy ś
wiadek nie chce zeznawać? Wiktor dalej nic, siedział wpatrzony w podłogę ⁃No do cholery Wiktor
rusz się! ⁃Proszę o spokój oskarżoną bo postawie pani zarzut wpływania na świadka. – Yyy tak wysoki
sądzie będę zeznawał. Wiktor wreszcie wstał i podszedł do barierki. ⁃więc bez zbędnych ceregieli
panie Banach proszę nam powiedzieć co pan wie w tej sprawie? Wiktor wziął głęboki oddech i zaczął
mówi: ⁃o samym morderstwie wiem niewiele jednak wiem o wiele więcej o samym zmarłym. Stanisł
aw Potocki był genialnym lekarzem lecz człowiek to z niego żaden. Kiedy Anna znaczy oskarżona była
z nim w związku małżeńskim bił ją wręcz katował, gwałcił i poniżał przy każdej nadarzającej się okazji. Czy był pan tego świadkiem- wtrącił się prokurator. Nie. Wtedy jeszcze Anny nie znałem. Więc skąd
takie słowa z pana ust? ⁃Ania znaczy oskarżona opowiadała, powiedziała mi wszystko z każdym
nawetnajdrobniejszym szczegółem. ⁃Czyli nie ma pan na to żadnych dowodów? ⁃Nie wysoki sądzie ⁃
Ale ja mam dowody! Nagle do sali wpadła Martyna z teczką w ręce. ⁃Kim pani jest? ⁃Martyna kubicka wysoki sądzie , chcę zeznawać. Mogę być ważnym świadkiem w tej sprawie. ⁃Proszę więc usiąść i
poczekać na swoją kolej. Tak więc zrobiła. Anna spojrzała się na Martynę z niedowierzaniem. Nikt nie
przypuszczał że Martyna będzie mieć tyle odwagi by raz na zawsze stanąć oko w oko ze swoim
strachem i krzywdą jaką wyrządził jej Stanisław. ⁃Panie Banach ma pan coś jeszcze do dodania? ⁃Nie
wysoki sądzie. ⁃Dobrze więc skończmy zabawę i zajmijmy się pracą, proszę usiąść a Panią pani…
Martyno poproszę o podanie dowodu osobistego i zajęcie miejsca pani poprzednika. Martyna wstała
i podeszła dać dowód osobisty, minęła się z Wiktorem podchodząc do barierki. Spojrzeli na siebie,
banach był załamany. ⁃Pani Martyno co pani wie w tej sprawie. ⁃Wiem dlaczego Anna to zrobiła.
Mam dowody które mogą pomoc ją stąd wydostać, dowody przeciwko Potockiemu. Pokazała teczkę.
⁃proszę podać mi dowody. I dlaczego przychodzi pani dopiero teraz, czemu nie zgłosiła się pani na
policję wcześniej? ⁃Bałam się wysoki sądzie, wie sąd jak to jest gdy jest się zastraszanym na każdym kroku? … a nie nie wie sąd, a ja i Anna wiemy. ⁃Do rzeczy proszę. Dobrze więc… Martyna wreszcie
poczuła że jest bezpieczna, ze ten koszmar z chwilą śmierci potockiego się skończył dla niej i może sięskończyć też dla Anny i Wiktora jeśli tylko ona powie wszystko co wie i pokaże wszystko co udało jej się zdobyć. ⁃więc ja poznałam doktora potockiegojeszcze zanim został lekarzem w szpitalu w leśnej
górze. Poznałam go dzień wcześniej. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze bo wtedy mój chłopak
bardzo mnie zranił… No ale ja nie o tym… byłam załamana i wsiadłam do samochodu, chwila nie
uwagi i uderzyłam w jakiś samochód. Wtedy właśnie pojawił się potocki, to był jego wóz. Podszedł domnie, nie chciał spisywać protokołu przy policji, chciał iść ze mną na kawę… ⁃Tak… co było dalej ⁃
Dalej, pamietam tylko że z nim poszłam i… i dalej że obudziłam się w jego mieszkaniu zupełnie naga… Martyna z ledwością powstrzymywała łzy. ⁃proszę kontynuować. ⁃Tak przepraszam… Później szantażował mnie moimi rozbieranymi zdjęciami, groziłże zrobi ze mnie pośmiewisko… jak… jak nie pójdę z nim znowu do łóżka kolejny raz i jak nie będę robiła tego co chce… Była coraz bardziej roztrzęsiona i spanikowana, słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. ⁃Martyna starczy! Nie musisz tego robić
…- Rozległsię głos Anny ⁃Nie musisz tego robić, wiem ile cię to kosztuje. ⁃ Wiem że nie muszę… ale
chce to zrobić dla świętego spokoju i dla ciebie Wiktora i Piotrka… ⁃Czy może pani kontynuować? ⁃
Tak mogę. Widzi sąd jedną sytuację, tą moją… jednak to nie wszystko… Stanisław Potocki poniżał tez swoją żonę… w teczce którą dałam są zdjęcia na których widać jak ją szarpie, jest też dyktafon gdzie są nagrania które na pewno sąd zainteresują. Anna nie wiedziała o czym Martyna mówi, o ile o zdję
ciach wiedziała bo Martyna sama je zrobiła tamtej feralnej nocy w szpitalu tak o nagraniach nie miała pojęcia. ⁃ Proszę o odtworzenie nagrań. Na nagraniach jasno było udokumentowane jak Stanisław
Potocki obraża Annę, wyzywa ją, znalazły się tam również odgłosy ich bójki. – dziękuje starczy. W
teczce są również jakieś dokumenty… ⁃Tak wysoki sądzie , są to dokumenty które zostały sfał
szowane przez doktora potockiego. ⁃Dobrze przejrzę je. ⁃Mam nadzieje ze te dowody pozwolą
wszystkim zrozumieć jakim człowiekiem był Stanisław. Czy ma pani jeszcze coś do dodania? ⁃Nie dziękuje. ⁃Także to wszystko, wyrok zostanie ogłoszony po przerwie. Wszyscy wyszli z sali, Anna dalej była pilnowana przez policję. Martyna stała oparta o ścianę, podszedł do niej Wiktor. ⁃Dziękuje ci… w
imieniu swoim i Anny… dzięki tobie może się udać. Wiktor przytulił Martynę. – O wiesz doktorze,
zrozumiałam że przeszłość trzeba w końcu zamknąć i zostawić za sobą… a to było najlepsze rozwią
zanie. ⁃Martyna przepraszam cię za wczoraj… przepraszam za to co zrobiłem Piotrowi… Nie byłem
wtedy sobą… ⁃Wiem doktorze, ja w takiej sytuacji pewnie nie zachowałabym się lepiej. ⁃Koniec
przerwy zapraszamy na sale!! I wszyscy weszli spowrotem. ⁃Po zapoznaniu się ze wszystkimi
dowodami i po przesłuchaniu świadków sąd… Zapadła cisza, wszyscy stali i czekali w napięciu… ⁃ sąd uznaje oskarżoną… Wiktor spojrzał na Annę…miał złe przeczucia ⁃sąd uznaje oskarżoną za niewinną i tym samym zwalnia z aresztu. Wszyscy odetchnęli z ulgą… Rozprawa się skończyła . Wiktor Anna i
Martyna opuścili budynek sądu szczęśliwi i pewni że wszystko wreszcie się ułoży. – Martynka nie
wiem jak ci dziękować ⁃Nie musisz, Wiktor to już zrobił. Przed budynkiem stała karetka. ⁃a co ta
karetka tu robi? Zdziwił się Wiktor podchodząc do niej i otwierając drzwi. Gdy je otworzył ze środka
wyskoczyli Adam, Piotrek z bandażem na głowie, zosia, Lidka, Artur Basia a za nimi klusek który szczęśliwie merdał ogonem i biegał wokoło wszystkich.⁃ i wszyscy zmieściliście do jednej karetki? ⁃
Martynka wątpisz w nasze możliwości? – Piotr objął ją ramieniem. ⁃Wiedziałem że dasz sobie radę
kochanie- dodał. ⁃A powie mi ktoś jakim cudem mieliście jakieś nagrania? Zapytała zdziwiona Anka. No wiesz, aktorzy z nas to są zajebiści. Zaśmiałsię Piotrek. A właśnie doktorze Góra… – zaczęła
Kubicka nieśmiało. ⁃Tak. Co do mojego wypowiedzenia… Jakiego wypowiedzenia… ja nic nie widział
em i nic nie słyszałem. No wiesz Martyna doktorkowi przeczyścilo umysł bo niedawno myli z Lidką
karetkę.- wtrącił się Adam. Nikt nie mógł opanować śmiechu. Wszyscy weszli do karetki, został tylko
Wiktor z Anną. No a wy co? Jedziemy na stacje robić imprezę. Tak tak Adam, ale wiesz co…
przyjdziemy później bo… Bo pan doktor ma brudny samochód- zaśmiała się Lidka. Pani Chowaniec…
Spoko doktorku, przecież oni się nie obrażą, co niej? Lidia spojrzała w stronę Wiktora i Anny ale ich
już tam nie było. Zniknęli i… kto wie gdzie poszli świętować swoje zwycięstwo.
Rozdział 1
– miałaś wybór, wybrałaś.
Po tych słowach Wiktor odwrócił się i gapiąc się w podłogę, powoli odchodził. – Stanisław! Przestań się tak głupio uśmiechać, to wszystko to jest twoja wina Rozumiesz? Rozumiesz? – Anna wpadła w szał i zaczęła okładać Potockiego pięściami. Ten stał bez ruchu i patrzył na nią dalej ze swoim głupim uśmieszkiem. – Doktor Raiter, Aniu, czy możesz już sięUspokoić? – Odrzekł wreszcie, ujął jej ręce w swoje i przyciągnął do siebie. – Puść mnie, idioto! – Krzyknęła, ale ten nie słuchał. Chwile tak stali, Annie spłynęły łzy po policzkach. Na korytarzu pojawiła się Martyna, niezauważenie, gdy ich tylko ujrzała, schowała się i obserwowała ich jakąś chwile. – Stanisław, zostaw mnie w spokoju! To, że pracuje teraz na SORze to nie znaczy, że…Urwała, a ich usta złączyły się w pocałunku. Obserwująca całą akcję Martyna sięgnęła po telefon i zrobiła kilka zdjęć.
– ja nie wieże, Anka, jak mogłaś… – Wyszeptała do siebie Kubicka, po czym szybko wybiegła ze szpitala. Wpadła prosto w ramiona Piotra, który czekał na nią przed szpitalem. – No cześć, słońce- powiedział i pocałował ją w czoło.- Daj spokój, Piotrek, sprawa jest zbyt poważna. – Ale co się dzieje? – Zapytał i po chwili zobaczył, że ze szpitala wychodzi Anna ze Stanisławem. Mężczyzna czule obejmuje Annie ramieniem, wsiadają do samochodu i odjeżdżają. – O cholera…
– No właśnie o tym mówiłam, mam jeszcze zdjęcia, ale nie będę ci ich pokazywać, bo boje się, że wpadniesz w szał i zrobisz coś głupiego, wariacie. – No, bo zrobię, pojadę za nim i mu dupę skopie… – Piotrek, Anna sama wybrała, nie była jakaś niezadowolona, gdy z nim teraz szła, więc…- O mój Boże, biedny Wiktor. Trzeba mu powiedzieć. – Piotrek ruszył gwałtownie w stronęsamochodu.
Ani mi się wasz! – Martyna zaszła mu drogę. – to nie jest nasza sprawa… Są dorośli i sami doskonale sobie to rozwiążą, a ty może jakbyś się zajął mną? Co z tym masażem stup, który mi obiecałeś jakiś
miesiąc temu?
– Oo tak! – Piotr wziął Martynę na ręce i zaniósł do samochodu na tylne siedzenie.
W tym samym czasie Stanisław przywiózł Annę do swojego domu.
– Po co tu? Nie mogliśmy porozmawiać w szpitalu?
– Nie, Aniu, tu jest lepszy klimat.
Podszedł do wierzy stereo, włączył muzykę i otworzył butelkę wina.
– W co ty grasz? Mieliśmy rozmawiać o pracy?! – Anna wściekła zaczęła kierować się w stronę wyjścia. – Ależ Aniu, zostań, będziemy rozmawiać o pracy, tylko poczekaj chwile, pójdę jeszcze po coś. – Rzekł i wręczył jej dwie lampki czerwonego wina.
Anna nie wiedząc, co ma o tym myśleć próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie z tej koszmarnej
sytuacji. Rozglądała się po pokoju, poznawała to miejsce, to był salon pełen różnych dokumentów
medycznych i leków niewiadomego pochodzenia. Stanisław zawsze lubił trzymać tu różne rzeczy i nie lubił jak mu w nich grzebała. Zazwyczaj się go słuchała, ale teraz, teraz było inaczej. Odłożyła wino na szklany stolik pod oknem i zaczęła nerwowo szukać czegoś po szufladach, czegoś, co pozwoli jej raz
na zawsze pozbyć się Potockiego ze swojego życia. Pomiędzy różnymi opakowaniami leków znalazła
biały proszek w przezroczystym woreczku, nie wahając się ani chwili wsypała całą
Zawartość do kieliszka Stanisława. – Nie wiem, co to, ale mam nadzieje, że będziesz umierać w mę
czarniach, ty gnoju – powiedziała do siebie i odetchnęła z ulgą.
– Doktorze Banach! Wiktor! Otwórz! Do drzwi Banacha dobijał się Piotrek, a za nim stała przygnę
biona Martyna.
– Czego chcesz, Piotr? Wiesz, która jest godzina? Zosię obudzisz.
Wiktor otworzył drzwi, widać było, że ta cała sytuacja z Anną bardzo go dotknęła. – Doktorze, bo ja
muszę panu coś pokazać- oznajmił Piotr i wyjął telefon.
– Piotrek, nie rób tego!- Martyna do ostatniej chwili próbowała go powstrzymać, ale jej się nie udało.- Co… Co to jest, do cholery… Dzieciaki, jeżeli robicie sobie ze mnie jaja, to…
– To nie są jaja, doktorze, Martyna zrobiła to zdjęcie, sama ich widziała, Anka nawet nie próbowała siębronić…
– To prawda, Martyna?
– Doktorze, ja…
– To prawda! – Wiktor wydarł się na Martynę, a ona tylko pokiwała głową.
– Dzięki, dzieciaki, dzięki, że chociaż wy byliście ze mną szczerzy.
Banach zamknął drzwi, był kompletnie rozdarty, kochał Anie i wiedział, że ona tak samo jak on nie nawiedziła Potockiego, ale to, co zobaczył kompletnie go rozbiło. Po chwili szedł do sypialni, zajrzałjeszcze tylko do sypialni Zosi, była pusta…
– No tak, pewnie znowu zapomniała mi powiedzieć, że nocuje u tego swojego Marcela. – Westchnąłcicho i udał się do swojego pokoju.
Usiadł na krańcu łóżka i podparł głowę rękami, zaczął cichutko płakać. Otworzył szufladę koło łóżka i wyjął kartkę, długopis i kilka opakowań leków nasennych.
Anna dalej czekała na Stanisława, ale już pewna siebie i zadowolona.
– No to, kochanie, co dzisiaj świętujemy? – Powiedziała, gdy Stanisław przyniósł półmisek z jedzeniem i postawił go na stole.
– Kochanie? O, czyli jednak zrozumiałaś wreszcie, kto był i zawsze będzie twoim Panem? Bardzo
dobrze, lepiej późno niż wcale.
Wziął od niej jeden kieliszek z winem.
– Oczywiście, że zrozumiałam… – powiedziała Anna i z uśmiechem napiła się Wina.
Potocki uczynił to samo. Na raz ze szczęścia ze swojego triumfu wypił wszystko z kieliszka i postawiłgo na stoliku.
– A teraz, Aniu…
Urwał w połowie zdania, złapał się za serce, oczy o mało nie wyszły mu z orbit
– Teraz, Stanisław, to jest twój koniec, już nigdy nie staniesz pomiędzy mną a Wiktorem, już nigdy
nikogo nie zaszantażujesz i już nigdy nikt przez ciebie nie umrze. – Mówiła to z przekonaniem w gł
osie, patrząc jak Potocki powoli osuwa się na ziemie i dostaje drgawek. – Powinnam ci wsypać tego o wiele więcej, ale niestety się nie przygotowałam.
Po tych słowach wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Nie wróciła do domu. Wróciła do
szpitala, by wreszcie pobyć trochę sama.
Nad ranem obudził ją telefon.
– Anna Raiter, słucham?
– Ania? Tu Zosia… Tata… Tata on… On nie żyje!
Po tych słowach ledwo wypowiedzianych przez córkę swojego ukochanego Anna rzuciła telefonem o ścianę i szybko wybiegła ze szpitala.
– Stój! Wiesz, co się stało? Potocki nie żyje! – Mówił Piotrek, który zatrzymał Annę.
– Puść mnie… Muszę… Musze…
– Co musisz?
Wiktor…
Tyle udało jej się wydusić z siebie, spojrzała na Piotrka… Zrozumiał, że stało się coś strasznego. – Zawiozę cię.
Razem pobiegli do jego samochodu, gdzie już czekała Martyna. Spojrzała na zapłakaną Anie. – Co się dzieje, gdzie jedziemy? A dyżur?
Nikt jej nie odpowiedział. Przed domem Wiktora stała karetka i radiowóz policji. Zapłakana Zosia rozmawiała z policjantem i gdy tylko zobaczyła Annę, podbiegła do niej i dała jej w twarz. – To wszystko twoja wina! On cie kochał, a ty co…! Rzuciła w nią listem. Piotrek i Martyna stali z boku i patrzyli na tą całą sytuacje. Gdy Martyna wreszcie zrozumiała, co się stało, przytuliła się do Piotra i zaczęła płakać. Anna zachowując zimną krew po uderzeniu, otrzeźwiła się i otworzyła list.
„Aniu, kochanie, nie umiem żyć bez Ciebie. Jeśli wybrałaś jego, wystarczyło mi to powiedzieć. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego i nie chce tego rozumieć, już nic nie chce… Proszę cie tylko o jedno, zaopiekuj się czasem Zosią, teraz nie ma już nikogo. Gdy to czytasz, to ja pewnie już nie żyje… Przepraszam, że nie byłem wystarczająco dobry, że nie byłem jak On… ten, którego wybrałaś”. Anna zgniotła list, padła na kolana.
– Anna Raiter? – rozległ się za nią jakiś głos
– T… tak.
– Jest pani zatrzymana pod zarzutem morderstwa Stanisława Potockiego, pani odciski palców są w całym jego domu.
– Tak, to ja to zrobiłam, z premedytacją i już mi wszystko jedno, co ze mną zrobicie, mam to w dupie. – Pójdzie pani więc z nami.
Zakuli Annę w kajdanki i wsadzili do radiowozu.
Witam wszystkich bardzo serdecznie. Wreszcie po wszelkich próbach udało mi się okiełznać eltena z komputera 😀 (brawa i oklaski dla mnie) a nie było to w całe takie łatwe, bo mój komputer nie chciał ze mną współpracować.
Dziwnie się czuje korzystając z programu który nic mi nie pokazuje a tylko do mnie mówi ale… co mi tam, prawda… kwestia przyzwyczajenia.
A więc tak… kompletnie nie umiem pisac tego typu powitalnych wpisów więc musicie mi wybaczyć.
Nie wiem czy systematycznie będę coś wrzucać na tego bloga, no ale się postaram 😉
Dobra, może to tyle w kwestii przywitania… bo się jeszcze skompromituje haha…
Do następnego wpisu ^^
~Shell