Categories
Fanfiction na sygnale

Rozdział 8

Rozdział 8

– Martyna!
– Tak, doktorze Góra?
– Gdzie do jasnej cholery jest Banach? Szukam go od rana i dzwonie i nic…

Rozdział 8

– Martyna!
– Tak, doktorze Góra?
– Gdzie do jasnej cholery jest Banach? Szukam go od rana i dzwonie i nic…
– Ależ doktorze, ja nie wiem… może niech się pan zapyta Doktor Anny?
– Nie będę kobiecie głowy zawracał…
– Jak pan chce… ale jak doktor Banach się nie pojawi to nie będziemy mieli karetki…- Martyna westchnęła z rezygnacją.
– Kubicka, no nie marz się jak dziecko, jak raz pojedziesz podstawą ze strzeleckim, bez waszeggo wspaniałego doktora Banacha, to nic wam się nie stanie.
– Doktorku… wezwanie mamy…
– Chowaniec! Nie widzisz że prowadzę konwersacje… A! jasny Szlag… tak, wezwanie… już idziemy… Chowaniec! co się ociągasz!
Martyna spojrzała się na doktora Górę, próbowała powstrzymać śmiech…

(W tym samym czasie w domu Banacha)
– Obudź się… no już- jakiś mężczyzna, oblał Wiktora zimną wodą.
Banach, leżał związany na podłodze, nie mógł się ruszyć, czuł silny ból z tyłu głowy.
– Noo co się nie odzywasz? przecież ust ci jeszcze nie zakneblowałem! Wiesz w ogóle kim ja jestem? Śmieciu!
– Nie… nie wiem kim jesteś… i nie wiem czy chce to wiedzieć… jedyne co chcę to… wypuść mnie… natychmiast! Muszę iść do pracy, moi pracownicy będą się martwić… Zaraz moja córka wróci ze szkoły…
– Przestań pieprzyć Banach! Jeśli nie wiesz kim jestem, to ja ci powiem… pamiętasz… rok temu miałeś wezwanie do pewnego pacjenta z dusznościami i kłuciem w klatce…
– Człowieku, czy ty myślisz że ja pamiętam swoich wszystkich pacjentów!
– No jego powinieneś pamiętać do końca życia, gnoju! Zostawiłeś go na pastwę swoich ratowników i poszedłeś do jakiegoś dzieciaka by strugać przed nim bohatera, zamiast ratować mojego brata… i wiesz co się z nim stało?
– Nie… nie pamiętam…
– Nie przeżył podróży do szpitala, bo twoi ludzie nie potrafili go poprawnie zdjagnozować… Rozumiesz! on nie żyje przez Ciebie! teraz ty mi za to zapłacisz!
Mężczyzna wyciągnął pistolet i wycelował w Wiktora.

(W stacji)
– Chowaniec! Zadzwoń ty do tego Banacha… bo przecież ja się nie rozdwoje no…
– Doktorze, dzwoniłam ale telefon milczy…
– A weź ktoś zadzwoń do Zośki…
– Ale przecież młoda jest w szkole…
– Strzelecki… to jest rozkaz!
– Tak jest szefie…
Piotrek wyciągnął telefon i zadzwonił do Zosi:
– Halo, cześć młoda, tu Piotrek.
– No hej, Piotr, co się stało, coś z tatą?
– No właśnie nie wiem…
– jak to nie wiesz?
– no nie wiem… bo nie zjawił się dziś w stacji i Góra szaleje…
– Co? przecież Tata nie ma dzisiaj wolnego… Ja… zaraz to sprawdzę
– Zośka spokojnie, na pewno nic mu nie jest… nie panikujmy.
– No przez ciebie tak panikuje. ja… ja jadę do domu… może coś mu się stało… może leży gdzieś pod stołem i potrzebuje mojej pomocy…
Zosia rozłączyła się i nic nie mówiąc nikomu, pognała do domu.

– No i co Strzelecki, ustaliłeś gdzie znajduje się Banach?
– Nie doktorze, Zośka też nic nie wie, a mój telefon jeszcze sprawił że zerwała się ze szkoły…
– No strzelecki… ty to nie masz podejścia do młodzierzy… No nic, trudno, skoro Banach się zerwał z pracy to ja jeżdżę dzisiaj z Kubicką i wszołkiem a ty z Chowaniec.
– Ale doktorze…
– Piotr… czy ty kwestionujesz moje decyzje jako kierownika stacji?
– Nie no ależ skąd…
– Jakbym cię nie znał, to bym uwierzył, a teraz jakby to powiedział Wiktor… Ruchy Ruchy…
– No żeby brzmieć jak Wiktor to Pan musi jeszcze trochę poćwiczyć- Powiedział Piotr i poszeł w stronę wyjścia ze stacji.

(W domu Banacha)
Zosia najszybciej jak tylko się dalo, przyjechała do domu, martwiła się, bo nie wiedziała co zastanie jak wejdzie do środka. Wiedziała że coś złego musiało się stać, bo jej ojciec nigdy bez ważnego powodu nie opuścił by dnia pracy, uwielbiał swoją pracę, karetkę i swoich współpracownikow…
– No i jak ja mam cię teraz wykończyć co… banach?
– Nie rób tego… jak mnie zastrzelisz to… znajdą cię… wsadzą za kratki… tego właśnie chcesz?
– Pieprzysz! Wiesz czego ja chce? ja chcę tylko by morderca mojego brata smarzył się w piekle!
– Ale ja nie zabiłem twojego brata! nie rozumiesz tego… czlowieku!
– Nie udzieliłeś mu pomocy… to tak jakbyś go zabił!! Zapłacisz mi za to! Z wieklą chęcią, będę się patrzył jak umierasz w męczarniach.
Nagle obaj mężczyźni usłyszeli, przekręcanie klucza w zamku.
– O Mamy chyba gościa.
– O nie… Zośka… jasna cholera… ona nie może nas tak zobaczyć!
– Twoja żona?
– Nie… to… to moja córka…
– O świetnie… czyli jednak przeżyjesz…
– Co?! co masz na myśli?
– Zobaczysz… Ja widziałem jak umiera moj brat! Ty też zobaczysz… jak umiera ci ktoś bliski! HAHAHA
Mężczyzna powoli podszedł do drzwi.
– Nie! Proszę… Zostaw ją! Nie masz prawa!
– Zamknij się… ja mam prawo do wszystkiego…
W tym właśnie momencie do domu weszła spanikowana Zosia, rzuciła plecak pod drzwiami i ruszyła pewnym krokiem przed siebie. Mężczyzna stanął za nią, przykładając jej pistolet do pleców.
– No moja mała… Nie waż się nawet drgnąć! rozumiesz?
Zośka spanikowana, nie miała pojęcia co robić, była sparaliżowana ze strachu i nie mogła wykonać żadnego ruchu.
Mężczyzna złapał ją za szyję i zaprowadził do pokoju, gdzie na podłodze, związany leżał Wiktor.
Przywiązał Zosię do kaloryfera i celował w nią.
– Zośka… o boże… Zośka… przepraszam…
– Tato… Tato co się tu dzieje… ja, ja chciałam tylko przyjść sprawdzić czemu cię nie ma w pracy… Piotrek do mnie dzwonił…
– Och jakie to wzruszające, normalnie zaraz się popłaczę… Koniec gadania! Banach, chcesz coś powiedzieć, zanim zrobię sobie z twojej córki ruchomą tarczę?
– Nie rób tego! Błagam cię… jak już masz kogoś zabijać… to zabij mnie… przecież to ja! to ja zaniedbałem czynności lekarskich… i to przeze mnie twój brat nie żyje…. Zrób ze mną co tylko chcesz ale… proszę, zostaw Zosię w spokoju… ona nie jest niczemu winna!
– no proszę, jaki przykladny tatuś, szkoda tylko że nie jest z ciebie taki dobry lekarz…
A ty słonko, chcesz coś powiedzieć, przed śmiercią?
– Proszę… wypuść nas… to wszystko nie może się tak skończyć… przecież w ten sposób nie przywrócisz swojego brata do życia a pójdziesz siedzieć na długie lata do więzienia i… Zośka nie zdążyła nic powiedzieć, dostała z pistoletu w głowę, tak mocno, że padła na ziemie i zemdlała…

Ciąg dalszy nastąpi

7 replies on “Rozdział 8”

natalia nie kuwa nie zajebie cię. Sory za słownictwo ale ryczę cała się trzęsę i nie mogę tego opanować.
Dlaczego?, Dlaczego. Ty, ty mi to robisz?

No już już… spokojnie, przecież wszystko będzie dobrze 😉 to tylko moja chora na łeb inwencja twórcza 😀

Monia padłam z ciebie. 😀

Natalko jest taka piosenka ich troje. Zastrzel mnie

Zastrzel mnie dziś, na co nam jutro, 😀

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink