Anna siedziała w szpitalu pochłonięta jakimiś papierami, nie chciała żeby ktokolwiek jej przeszkadzał.
Czekała już tylko na koniec dyżuru, bo po nim miała nastąpić najprzyjemniejsza rzecz… umówiła się z Wiktorem, że spędzą ze sobą romantyczny wieczór tylko we dwoje, Zosia miała wyjść do koleżanki, telefony miały być wyłączone, tylko oni razem, wino i gorąca kąpiel w… Anna poderwała się znad papierów, uświadomiła sobie, że przecież Wiktor ma za małą wannę na ich dwójkę. Roześmiała się pod nosem i wzięła telefon by poinformować ukochanego że trzeba zmienić ich plany i znaleźć inne romantyczne miejsce na ich wspólną kąpiel.
– Banach, ja rozumiem, że twoja praca jest ważna… ale telefony ode mnie mógł byś odbierać…- Powiedziała i postanowiła zadzwonić do stacji.
– Ha… Halo… Wiktor to ty? Słuchaj no… zaraz ci z pensji po…
– Artur? co się dzieje?
– A… Anka… o cholera, przepraszam, myślałem że to nasz wagarowicz Banach.
– Wagarowicz? Artur co ty dzisiaj brałeś? Może podejdź do szpitala, zrobię ci badania krwii…- Anka roześmiała się do słuchawki.
– To nie jest śmieszne… wiktor nie pojawił się w pracy… Z Zośką Piotrek też utracił kontakt… coś tu jest nie tak…
– Co?! Dobra, ja… ja zaraz to sprawdzę… i tak siedzenie nad papierami mi się znudziło…- Rozłączyła się i westchnęła ciężko.
Szybko wstała i nieprzebierając się wybiegła ze szpitala.
Martwiła się o Wiktora i Zosię, miała w głowie najczarniejszy scenariusz…
(w domu Banacha)
– Zosiu… Zosiu, kochanie, obudź się…- Wiktor wołał do nieprzytomnej córki, ale ona niereagowała.
– No i co bohaterze? widzisz jak to jest, się martwić o to czy ktoś bliski przeżyje? widzisz?! Zapamiętaj sobie ten obrazek… bo możesz już nigdy jej nie zobaczyć.- mężczyzna roześmiał się i wziął nieprzytomną Zośkę na ręce.
– Co ty mi chcesz przez to powiedzieć? jak to mogę jej nie zobaczyć? Co ty chcesz zrobić?
– Zadajesz stanowczo za dużo pytań, Wiktor.
– Zostaw ją! proszę… ona ma jeszcze całe życie przed sobą!
– Mój brat tez miał przed sobą całe życie… ale ciebie to nie obchodziło… wolałeś ratować kogoś innego.
– Człowieku! nie rozumiesz że zrobiłem to bo musiałem! tamten chłopak bardziej potrzebował pomocy lekarza… rokowania u twojego brata były lepsze… musiałem tak postąpić!
– Przestań pieprzyć… bo mnie denerwujesz i zaraz zrobię coś innego niż zaplanowałem… A teraz wybacz, ale się trochę z Zosią śpieszymy.- Powiedział i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
– Wiktor! Zosia! jesteście tam? – Anna stała pod drzwiami, nie miała kluczy i nie mogła wejść do środka.
– Kogo do cholery tam niesie…
Mężczyzna wrócił do pokoju, rzucił Zośkę na podłogę i podszedł do związanego Wiktora.
– Wstawaj! trzeba spławić te babe…
Wiktor wstał.
– Tylko nie rób żadnych numerów… cały czas cię obserwuje, jeden fałszywy ruch a…- Wycelował nabity pistolet w nieprzytomną dziewczynę.
– Dobrze, nie zrobie nic głupiego, tylko nie strzelaj, i mnie rozwiąż… jak mam otworzyć drzwi?
– Nie cwaniakuj doktorku…- Rozwiązał go i Wiktor poszedł otworzyć drzwi.
– Anka? co ty tu robisz?
– Wiktor!- Anna rzuciła się mu na szyje.
– Tak się bałam… Artur mówił że nie pojawiłeś się w pracy… a że to do ciebie niepodobne to wszyscy się martwiliśmy. Co ty jakiś taki spanikowany jesteś?- Spojrzała się na niego. Wiktor wyglądał strasznie, był cały blady, zlewał go zimny pot i nie mógł ze strachu prawie nic powiedzieć, wiedział że jak tylko popełni jakiś błąd… będzie go to kosztowało życie jego ukochanej córki.
– Anka… nic mi nie jest, postanowiłem… zrobić sobie dzisiaj dzień wolnego, niezawiadomiłem Góry… ale zaraz to zrobię…
– Wiktor? wszystko w porządku? jesteś jakiś dziwny? ale… skoro zrobiłeś sobie wagary, to może przyspieszymy nasz romantyczny wieczór? ja też się szybciej zerwałam ze szpitala, ale i tak nie wytrzymałabym tam ani minuty dłużej- Złożyła na jego ustach pocałunek a Wiktor gwałtownie się odsunął.
– Co się z tobą dzieje?- Usłyszała jakieś odgłosy z głębi domu.
– Masz gości? Mogę wejść?
– nie… nie możesz… to…
– Doktorze Banach, ja widzę że coś przede mną ukrywasz… a miało już nie być żadnych tajemnic, rozumiesz? Odsun się… chcę wejść!- Anka przepchnęła się przez Wiktora i weszła do środka.
– Anka nie! wyjdź stąd! natychmiast!
– Nie będziesz mi mówił co mam robić! Przestań się zachowywać jakbyś coś przede mną ukrywał…- Weszła dalej do pokoju… To co zobaczyła ją zamurowało…
– Co tu się do cholery dzieje… Zośka… Zośka… co ty jej zrobiłeś?- Chciała zbliżyć się do nieprzytomnej Zosi, jednak mężczyzna wymierzył w nią broń i rozkazał się jej nie ruszać.
– Banach! Czy ja ci nie mówiłem że nie ma być żadnych numerów! No to komu teraz mam sprzedać kulkę w łeb?
– Przestań! nie rób im krzywdy, jak już chcesz kogoś zastrzelić to mnie… one obie nie są niczemu winne…
– Wiktor … czy ty… możesz mi powiedzieć co się tu dzieje?
– Aniu… ja cię tak bardzo przepraszam… mówiłem żebyś nie wchodziła…
– Och… to ja przepraszam… następnym razem cię posłucham… oczywiście jak dożyjemy…
– Koniec gadania… cierpliwość mi się kończy!
– A może chcesz coś w zamian? pieniądze… samolot?! Człowieku! mogę załatwić ci co chcesz tylko nas wypuść!
– Nie rozśmieszaj mnie Banach! Jedyne czego ja chcę to twojego cierpienia. Taak… widzę… Ja widzę jak ona na ciebie patrzy… i widzę jak ty patrzysz na nią…- Spojrzał się na Annę, która nie mogła powstrzymać łez.
– Nie rób jej nic! Ostrzegam Cię!
– Ty mnie ostrzegasz? nie bądź śmieszny… Teraz się zabawimy…- Podszedł do Zosi.
– Obudź się gówniaro… no już!- uderzył ją w twarz trzy razy. Zosia chwilę po tym zaczęła odzyskiwać przytomność.
– Co… co się… Tato! Anna!
– Zamknij się i stawaj plecami do ściany! Ty też blondyneczko! i bez żadnych numerów bo was obie zabije…
Anna podeszła do ściany i stanęła obok Zosi, trzymały się za ręce.
– Ty! Banach… masz jakąś opaskę w domu? Na pewno masz… przynieś… tylko pamiętaj, jeden fałszywy ruch
– Tak wiem… jeden fałszywy ruch i je obie zabijesz…- Wiktor posłusznie poszedł poszukać opaski do kuchni. Udawał że szuka czegoś w szufladzie, wyciągnął z kieszeni telefon i wysłał wiadomość SOS do Piotra, miał nadzieję że nie ma teraz żadnego wezwania i zrobi coś, zanim będzie za późno.
– Długo jeszcze! mam nadzieje że nic nie kombinujesz!
– Już już… – Wiktor wrócił z opaską w ręku.
– No to teraz stań tu i zakładaj…
– Ja?! Co ty… Oszalałeś człowieku?!
– Czy ja słyszę głos sprzeciwu?, w porządku, w takim razie… zginą obie…
– Tato! Rób co mówi!
– Wiktor… chociaż raz nie udawaj bohatera…
– No, słyszałeś?
– Tak, słyszałem…- Wiktor założył opaskę na oczy
***
(W tym samym czasie w stacji)
– Piotruś! dostałeś jakiegoś smsa…
– Pewnie znowu jakaś reklama, albo znowu wygrałem 100 000 złotych…
– Nie to… to od doktora Banacha…
– Co? Pokaż to Martynka!- Piotrek zabrał Martynie telefon
"SOS"
– hmm… chyba doktor Banach nieźle poimprezował i teraz mu się literki mylą.
– A co napisał?- spytała zaciekawiona Lidka
– Jakiś sos… czyli co? mam mu sos przywieźć? szkoda bo nawet nie wiem gdzie jest.- Piotr się roześmiał.
– Piotr, przestań błaznować… może to wezwanie pomocy… Szybko idziemy do Góry- Dziewczyny pobiegły do gabinetu doktora Góry. Powiedziały mu o tajemniczej wiadomości do Piotra, Artur sceptycznie nastawiony do takich żartów zadzwonił do Wiktora kilka razy, jednak ten nie odbierał.
– Cholera jasna! a może rzeczywiscie coś im się stało! Jadę tam…- Piotr, szybko wybiegł ze stacji.
– Ja wezwę policje… bo to może być niebezpieczne…
– Tak Kubicka… jasne, policja wejdzie do domu banacha i nakryje go na jakimś romantycznym obiadku z Anną…- Artur wrócił do czytania kart wyjazdowych.- A… Zadzwoń do Strzeleckiego, i powiedz mu że już może nie wracać do pracy… ani dziś, ani jutro ani za trzy lata! CO to za czasy, ze Ratownik opuszcza swoje miejsce pracy bo lekarz go prosi o Sos do… no… właśnie nawet nie wiem do czego…
– Doktorku, na prawdę od tych papierów to już ci padło na mózg…
– Chowaniec! czy ty też już nie chcesz przychodzić do pracy?!
– Ależ skąd… no przecież ja bym umarła z nudów bez doktorka.
Piotr stał już pod domem wiktora, czekał na policje.
– Starszy sierżant Monika Zawadzka! Co się dzieje? Mówiono, że coś dziwnego się tu dzieje?
– Dzień dobry pani sierżant. Tak… mam prawo sądzić że w tym domu dzieje się coś dziwnego…
– No dobrze, ale co dokładnie?
– No jakbym wiedział to bym nie wzywał policji… Może jakieś porwanie… Nie wiem, sprawdźcie to. Mieszkańcom tego domu może grozić niebezpieczeństwo.
– Dobrze, moi ludzie to sprawdzą… Hej! Rozejrzyjcie się wokoło domu… może są jakieś pootwierane okna… uchylone drzwi, cokolwiek…!
– Dziękuje pani sierżant…
– Ale jeśli pan kłamie i nic się tu nie dzieje to… ja bym nie chciała być w pana skórze panie… yy…
– Piotr, Strzelecki Piotr, jestem Ratownikiem Medycznym.
– No to świetnie się składa, sam pan sobie udzieli pierwszej pomocy, jak to wezwanie okaże się głupim kawałem. Myśli pan że ja to nie mam co robić?
– Ależ myślę że ma pani co robić…
– No właśnie…
Wiktor stał koło mężczyzny, miał zawiązane oczy, na przeciwko przy ścianie stały spanikowane Anka i Zośka.
– Co teraz?
– Teraz… zobaczymy jak strzelasz, doktorku…- Wyciągnął z kabury drugi pistolet i podał ostrożnie banachowi.- Tylko bez żadnych numerów… bo twoja głowa stanie się moją tarczą…
– Nie zrobię tego.
– Słucham?! śmiesz mi się sprzeciwiać?!
– nie będę strzelał do żadnej z nich… obie je kocham i nie wyobrażam sobie bez nich życia…
– Ciesz się, że przynajmniej nie widzisz do której strzelasz… ha ha ha
– Jesteś chory człowieku! Ciebie powinni leczyć- Zośka nie wytrzymała napięcia i odwróciła się gwałtownie, podbiegła do wiktora i przytuliła go mocno, wytrącając broń z jego rąk.
– Tato… Tato… przepraszam ale… ale ja tego dłużej nie wytrzymam…
– Zośka! miałaś się nie ruszać…
– Pani Sierżant, znaleźliśmy uchylone okno w kuchni na parterze… Wchodzimy?
– Poczekajcie na mój znak…
Nagle z domu dał się słyszeć odgłos strzału.
– Pieprzyć okno… wchodzimy przez drzwi!! Ty też Piotr! Będziesz potrzebny!
– Tak jest!
Wszyscy weszli do środka, Policja szybko obezwładniła mężczyznę i zabrała mu broń. Zośka i Wiktor nie mieli pojęcia co się stało…
– Wiktor! Nic Wam nie jest?! Piotr podbiegł do nich i rozglądał się po pomieszczeniu. Pod ścianą leżała zakrwawiona Anna z raną w klatce piersiowej.
– Cholera jasna! Szybko trzeba coś zrobić…- Piotr podbiegł do poszkodowanej.
– Ruda! Szybko dawaj mi tu karetkę… Mam ranną! Rana postrzałowa… nie mam żadnych leków… niczego… Szybko… dom banacha!
– Ok. Piotr. Przyjęłam.
– Panie Banach, proszę zabrać córkę i poczekać przed domem- Monika wyprowadziła wiktora ii Zosię z domu. Czekali na zewnątrz razem z jakimiś dwoma policjantami.
– Cholera… Anka!- Do Wiktora wreszcie dotarło co się stało. Wyrwał się z objęć Zośki i popędził w stronę domu.
– Nie możesz tu wejść! Trwają czynności…
– Pani sierżant! w dupie mam czynności… jestem lekarzem, tam jest ranna lekarka… muszę ją ratować!
– Nie! Jest pan w szoku, poza tym tam już jest ratownik!
– On nie ma sprzętu…. ja wiem gdzie co jest w moim własnym domu więc… mnie przepuść!
Wiktor dostał się siłą do domu, podbiegł do Piotrka, który starał się zatamować krwawienie.
– Piotr, w… w łazience… za lustrem… tam w szafce… jest sprzęt, rękawiczki… no Ruchy.
– Doktorze, jest pan pewny że da pan radę zrobić cokolwiek?
– Piotrek! niczego nie jestem już dzisiaj pewny!
***
Karetka przyjechała w ostatniej chwili, zabrali Annę do szpitala. Wiktor i Zosia również pojechali na rutynowe badania.
– Doktorze Banach… czy ja mogę porozmawiać z Panem lub pana córką w sprawie…
– Nie pani sierżant… wolał bym nie teraz…
– W porządku, w takim razie dam panu termin zgłoszenia się na komisariat.
– Ok… a, co z tym mężczyzną?
– Zabraliśmy go na przesłuchanie, wyszło że jest niepoczytalny… nasz policyjny psychiatra go ciągle bada… pewnie zostanie zamknięty w szpitalu psychiatrycznym.
– mmhm… rozumiem. Dziękuje pani Sierżant.
– Tato, co będzie z Anną? Czy ona?
– Tak Zosiu, kochanie… Nic jej nie będzie, właśnie jest operowana… Sambor robi co może.
– A ty, czemu ty nie mogłeś jej operować?
– Zosiu, przecież wiesz że to nie możliwe…
– Wiktor? Operacja skkończona…- Sambor stanął przed nimi z poważną miną.
– Co jest? nie wyglądasz na zadowolonego?
– No… wszystko się udało, tylko straciła dużo krwii… kula przeszła centymrtr od serca… to jakiś cud że żyje…
– Nienauczyłeś się jeszcze że cuda się zdarzają?
– No tak, przecież jeśli o ciebie chodzi to nie może być inaczej, Wiktor. W czepku urodzony doktor Wielki Banach- Obaj panowie wybuchnęli śmiechem.
– Czy… możemy do niej iść?
– Oczywiście Zosiu… pielęgniarka was zaprowadzi, tylko niesiedźcie za długo. Wy też musicie odpocząć po takiej przygodzie.
q
7 replies on “Rozdział 9”
uffff. Myslałem że nam tu doktorka uśmiercisz. 😀
Chciałam ale jakoś nie mam weny do uśmiercania kogokolwiek dzisiaj
Zabiłabym Cię, gdybyś to zrobiła. Zginęłabyś moją śmiercią. Znaczy no.
Hmm kusząca propozycja Zosiu 😀
ryczę, Natalia kurwa ryczę. Moja Ania, Aneczka żyje. IZosia i banach. Uratowałaś sobie czytelniczkę.
Nie rycz mała nie rycz 🙂 heh no tak no, musiałam tak zrobić, bo moi czytelnicy,a raczej ich życie jest
dla mnie najważniejsze 🙂
właśnie się popłakałam.