Witajcie.
Ja się melduje dziś z Malborka, i pozdrawiam Kasię, która siedzi właśnie koło mnie i która będzie musiała mnie znosić przez następne kilka dni 😀
Kilka godzin temu przyjechałam i już tyle emocji i wrażeń zostało mi zapewnionych.
Ale może od początku, jadąc z poznania do Malborka, poznałam bardzo fajnego studenta pedagogiki, Miłosza… i jak nie lubię jeździć pociągami, tak ta podróż minęła mi cudownie, tyle ile ja się naśmiałem i narozmawiałam podczas tych kilku godzin, to moje 🙂
Nawet nie wiedziałam że może mi się tak dobrze rozmawiać z kimś kogo nie znam 🙂
Nawet umówiliśmy się na spotkanie z nim i jego kolegą. mówię umówiliśmy, bo na spotkaniu była ze mną też Kasia.
Najpierw pizza, potem długi spacer i pyszna gorąca czekolada, bo bądź co bądź było trochę zimno 😉
Co się okazało, Miłosz też tak jak my, lubi serial na sygnale, i powiedział że tu (czyli na eltena) wpadnie i poczyta nasze fanficki 😉
Teraz chyba czas iść wreszcie spać, bo jutro kolejny cudowny i emocjonujący dzień 🙂
Month: March 2018
https://youtu.be/bRircB2hwSU
Sorry że tak ale jestem zbyt leniwa by włączać komputer 😛
I niech się owy dziekieć sam się domyśli że to do niego 😀
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi 😉
Nasz kochamy, cudowny, wspaniały Aloesik się do nas odezwał 🙂
Kilka minut rozmowy i od razu nasz świat staje się piękniejszy 😉
Aloesiku, wiem że nigdy nie przeczytasz tego wpisu, ale chciałam ci bardzo podziękować że kolorujesz nasz szary świat 🙂
A wczoraj jeszcze minął miesiąc od naszego poznania 😉
Nasze serca się uradowały i zesz…ały szczęściem bezgranicznym 😉
Oby więcej takich poranków jak ten dzisiejszy <3
Hejo 🙂
Postanowiłam dzisiaj wybrać się do sklepu, gdyż moja lodówka śwoeciła pustkami.
To czego byłam świadkiem i zarazem ofiarą, jest tak śmieszne że aż muszę się tym z wami podzielić.
Robiąc zakupy zaobserwowałam panią z wózkiem na zakupy, a w tym wózku chłopca, miał może z 6 lat i wrzeszczał jakby go wielka kara i krzywda spotkała.
Kobieta próbowała uspokoić go na kilka sposobów: brała go na ręce… posadziła na ziemi, nawet włożyła go w pewnym momencie do wielkiego koszyka z zabawkami, bo taki w tym sklepie się znajdował. Nic nie pomogło.
Obserwując te kobietę, miałam wrazenie że zaraz ją coś trafi i zostawi tego dzieciaka na środku sklepu.
W końcu mały krzykacz się zamknął, dlaczego spytacie…
A dlatego, że dostał pierogi…
Tak, Pierogi, jak zauważyłam, była to jakaś kilogramowa paczka, na szczęście nie mrożona. Mówię na szczęście, bo to co się później stało mogło by wtedy skończyć się źle.
W pewnym momencie, chłopiec otworzył paczkę… nie wiem jak…
i zaczął rzucać biednymi pierogami na prawo i lewo. Trafiając w innych klientów.
Tak, mi też się oberwało kilka razy, bo cały czas stałam dość blisko.
Spytacie pewnie co w tym czasie robiła jego matka?
Zostawiła chłopca samego w wózku z zakupami a sama poszła kilka kroków dalej szukać parówek 😀
Kiedy ludzie zaczęli kobiecie zwracać uwagę, ona wielce zdziwiona wróciła do syna, a ten trzymał już puste opakowanie po pierogach.
Pracownicy sklepu wyprosiła kobietę razem z dzieciakiem, oczywiscie bez wcześniej zebranych zakupów.
W pewnym momencie chciałam nawet zacząć nagrywać całą te sytuacje, ale stwierdziłam że lepiej nie bo mnie też wywalą 😀
Teraz właśnie wróciłam do domu, zdjęłam kurtkę i bluzę z kapturem, rzuciłam ją na łóżko, mój kot podszedł i zaczął coś macać swoją łapką. Co się okazało, w kaptuże mojej bluzy, leżał, jeden biedny pierożek 😀 Młody musiał mieć niezłego cela, że trafił, a ja… hmmm nie zauważyłam tego wcześniej 😀 😀
Czy ktoś zgadnie co to jest?
Rozdział 21
Od wyprowadzki Zosi minął już drugi tydzień. Wiktor nie potrafił znaleźć sobie miejsca we własnym domu. Większość czasu spędzał w stacji i brał dyżur za dyżurem by nie siedzieć bezczynnie.
Doktorze? A dzwonił Pan do niej? Adam spojrzał się na niego, chciał mu jakoś pomóc, ale nie miał doświadczenia bo jego dziecko było jeszcze za małe by się wyprowadzać z ledwo poznanym chłopakiem.
Tak dzwoniłem i… mówiła że jest wszystko w porządku ale…
Brakuje panu dzieci w domu? No przecież doktor Anna jest w ciąży. Piotr radośnie wszedł do stacji.
Piotr… Adam… A wy nie macie jakiegoś wezwania? Wiktor wstał i wyszedł przed stacje. Stanął, sięgnął do kieszeni, ale nic w niej nie było.
Może tego pan szuka? Podszedł do niego Marcin i podał mu papierosa.
Dzięki… chyba tylko to mi już dzisiaj pomóże, a swoich nie zabrałem… Wiktor wziął papierosa i włożył do ust, Marcin mu podpalił i Banach zaciągnął się porządnie.
Spokojnie, bo wciągnie pan całego od razu. Zaśmiał się Marcin.
Młody, nie ucz ojca dzieci robić. Powiedział i odszedł.
Pomocy! Pooomocy! Po… mo… cy…
Nagle w ich kierunku biegł mały chłopiec z krwawiącą ręką. Marcin podszedł bliżej i uklęknął koło chłopca.
Spokojnie, jak się nazywasz. Zapytał, ale chłopiec nie odpowiadał, tylko oddychał coraz głośniej i coraz szybciej.
Doktorze! Zawołał do Wiktora, który był kilka metrów od niego i nie widział co się dzieje.
Doktorze! Ponownie krzyknął, ale nikt nie przychodził.
Złapał chłopaka i chciał go zaprowawdzić do karetki by opatrzeć mu krwawiącą ranę. Podszedł i otworzył drzwi pojazdu.
Co do jasnej..! Martyna! Piotr co wy robicie w karetce! Oburzył się młody ratownik, zakrywając pacjentowi oczy.
Martyna z Piotrkiem leżeli na noszach, prawie nadzy.
No ten… nie słyszałeś że najpierw się puka? Piotrek wstał z noszy i zaczął się ubierać.
Piotruś spokojnie, to w sumie my powinniśmy znaeźć sobie inne miejsce na spędzenie przerwy.
Dodała Martyna, która szukała swojej bluzki.
No właśnie powinniście być bardziej… Ach dobra… już nie ważne… Marcin odsłonił oczy chłopaka, widząc że koledzy już się ubrali.
A co młody… ty z panią sierżant nie ten… no wiesz… w radiowozie?
Piotrze Strzelecki… Radiowozy przeznaczone są do przewozu przestępców, a karetki do przewozu pacjentów… zrozumiano?! Zza pleców Marcina dało się słyszeć wściekły głos Góry.
Ja nie wiem, jak wy możecie tak łamać procedury… to jest karygodne… Ja wam z premii potrącę, ja was zwolnię… Do cholery, żeby moi szanowni ratownicy urządzali sobie w karetce… jakieś seks schadzki…
Artur cały poczerwieniał ze złości.
A co to seks schadzki? Zapytał chłopiec i zemdlał.
Jasna cholera! Potocki! Czy ty nie umiesz zajmować się pacjentami…? Artur kucnął obok chłopca i zaczął badanie.
Kubicka, Strzelecki! Deske dawać… o ile na niej tego nie robiliście oczywiście…!
Nie doktorze… no skąd… Piotr wyjął z karetki deske i powoli położył na niej chłopaka.
Szybko do szpitala, trzeba zrobić coś z tym krwawieniem… Ta ręka może być złamana… krzyczał dalej Artur, wsiadając do karetki..
Kilka minut później, byli już w szpitalu. Zdali małego pacjenta Annie i czekali aż będą mogli odebrać sprzęt.
Wiktor przez ten cały czas stał w tym samym miejscu i trzymał spalonego już papierosa.
A ty tak tu stoisz bo nie masz co robić czy bo unikasz pracy? Do Wiktora podeszła Monika i poklepała go po plecach.
Też miło mi cię widzieć… Wiktor spojrzał się na nią i rzucił peta przed siebie.
Góra chyba nie będzie zachwycony, że mu śmiecisz a w ogóle to za niszczenie środowiska, powinnam cię wsadzić na jakieś 2 4. Zaśmiała się Zawadzka.
A w sumie to… wszystko mi jedno. Wiktor westchnął ciężko.
Co ci jest doktorze Banach? Zawsze taki pełen życia i uśmiechnięty a teraz co? Umarł ktoś?
Nie… tylko, Zośka się wyprowadziła do tego swojego Alexa i… jakoś tak mi jej brakuje…
Ach rozumiem, czyli to się nazywa depresja bo dziecko wyfrunęło z gniazda. Spokojnie, wiem jak ci pomóc. Uśmiechnęlła się i złapała go za rękę.
Ale Monika… mi nie trzeba pomagać… ja sobie poradzę… już niedługo będzie następne dziecko i…
Jasne jasne… teraz już się nie wymigasz… zróbmy tak… ja dzisiaj wieczorem zjawiam się u ciebie z najlepszym lekarstwem na świecie a ty… a ty masz wolną chatę i dobrą kolacje.
Wiktor zmierzył ją wzrokiem.
Ale o czym ty…
Nie o czym ja, tylko to jest rozkaz doktorze Banach. No to… do wieczora. Powiedziała i pocałowała go w policzek.
Tak… do wieczora…
Westchnął i poszedł do stacji skreślić się z wieczornego dyżuru.
Gdzi jest Artur? Spytał, rozglądając się po pomieszczeniu.
Nie ma, pojechał do szpitala z Martyną, Piotrem i Marcinem.
Oznajmiła Lidka która siedziała na kanapie i przeglądała jakąś kolorową gazetę.
A to czemu oni wszyscy tam pojechali? Zdziwił się.
Nie mam pojęcia… Zabrali jakiegoś chłopaka który im zszedł przed stacją… i Martyna z Piotrem chcą się pewnie wykazać…
Wykazać? O czym ty mówisz Lidka?
A nic nic doktorze… nic takiego… oni po prostu za bardzo myli karetkę… Lidka wstała i śmiejąc się udała się w kierunku gabinetu Artura.
Za bardzo myli karetkę…jasne… no to ja nie chce być w ich skórze.
W szpitalu, cała czwórka czekała na jakieś wieść od doktor Reiter.
Nic mu nie będzie, ma złamaną rękę, ale wsadzimy w gips i powinno być w porządku. Tylko jeszcze jest jedna sprawa… muszę skontaktować się z jego rodzicami… ktoś coś wie? Anna spojzała się po ratownikach.
No nie… on sam przyszedł a raczej przybiegł do stacji…Powiedział Marcin.
I co? Nie sprawdziłeś czy tam skąd przybiegł nie było kogoś kto się nim zajmował? Anna popatrzyła się na niego ze zdziwieniem.
Potocki! Może w tej chwili ktoś potrzebuje naszej pomocy, a my o tym nie wiemy! Artur był coraz bardziej wściekły.
Spokojnie doktorze, pojedźmy tam i to sprawdźmy. Wtrącił się Piotrek, który miał nadzieję że zapunktuje swoim pomysłem i Góra nie wyciągnie żadnych konsekwencji z wcześniejszego zdarzenia.
Strzelecki! Ale gdzie? I nie wiesz że może być już za późno! Ja wiedziałem… wiedziałem, że trzeba było się słuchać Wiktora i nie zatrudniać tego… tego…
Właśnie… a może Wiktor to sprawdzi. Anna wyjęła z kieszeni telefon i przekazała Wiktorowi by się rozejrzał w okolicach stacji. Tak zrobił, wziął ze sobą Lidke i Adama i cały sprzęt, nie wiedział dokładnie czego ma szukać.
Doktorze… tam…! Krzyknął Adam, który w krzakach znalazł nieprzytomną kobietę.
Proszę pani… słyszy mnie pani? Adam sprawdził oddech u kobiety, nie oddychała. Była zimna i blada, nie miała też wyczuwalnego pulsu.
Podeszli do niego Wiktor z Lidką, Adam zaczął robić kobiecie masaż serca.
Adam… przestań… Ona już nie żyje… nie wiemy jak długo tu leży… ale na pewno nie 15 minut… Wiktor chciał go Odciągnąć od kobiety.
Nie… Ona… Ona… musi żyć… dla swojego syna! Trzeba coś zrobić żeby przeżyła… 22… 23… 24…
Lidka, zrób wkłucie… parametry… skoro doktor nie chce nam pomóc to… to sami się nią zajmiemy.
Adaś… ale doktor Banach ma racje, ta kobieta już nie żyje od dobrej godziny albo więcej. Lidka położyła rękę na ramieniu Adama i powoli go przyciągnęła w swoją stronę.
Wiktor zbadał pacjentkę i potwierdził, że kobieta musiała już nie żyć od kilku godzin.
Widzieliście? Coś się jakby poruszyło w krzakach … Lidka rozejrzała się uważnie i podeszła w tamto miejsce.
Lidka daj spokój, nie ma czasu, trzeba stąd zabrać te kobietę… i ustalić tożsamość. Wiktor z Adamem wzięli zmarłą na nosze.
Doktorze, ale tu jest jakaś dziewczynka… Powiedziała Lidka i podeszła do nich z małą dziewczynką na rękach.
Oddycha, ale jest bardzo wyziębiona. Oznajmiła.
Dobrze, ją też zabierzemy do szpitala. Ty to jednak masz nosa Chowaniec. Uśmiechnął się do niej Banach.
W szpitalu Anna czekała już na karetkę. Wszyscy mieli podejrzenia że zmarła kobieta i mała dziewczynka to rodzina, chłopaka którego przywieźli wcześniej.
No, to jak się nazywasz młody człowieku? Marcin usiadł koło chłopaka.
Damian proszę pana… Odpowiedział bardzo niepewnie.
A gdzie mieszkasz? Gdzie twoja mama?
Mama? Chłopiec spojrzał się na niego. Mama śpi, Diana jej pilnuje. Dodał.
Diana to twoja siostra, tak? Zapytała Martyna.
Tak prze pani. Martyna, chodź. Przywołała ją Anna.
Co jest? Martyna stanęła koło niej ale cały czas oberwowała chłopca.
Wiktor dzwonił… znaleźli niedaleko stacji kobietę i dziewczynkę…
No tak, to pewnie jego matka i siostra, jadą z nimi? Idę mu powiedzieć.
Martyna poczekaj! Kobieta nie żyje…
O jasna cholera… To trzeba wezwać policję… niech się przyjżą tej sprawie…
Tak, już to zrobiłam, policja będzie tu za kilka minut. Powiedziała Anna a Martyna wróciła do chłopca.
Kiedy przyjedzie moja mama? Mały Damian, przytulił się do Martyny.
No, masz podejście do dzieci, lubią cię. Stwierdził Marcin.
Daj spokój… jego matka nie…
Martyna nie dokończyła, nie chciała by Damian to słyszał.
Jasne… rozumiem…
Marcin westchnął ciężko.
Do szpitala przyjechał Wiktor, Lidka i Adam ze zmarłą kobietą i śpiącą dziewczynką.
Damian, spójrz… to twoja siostra? Martyna pokazała mu dziewczynkę, która spała w ramionach Lidki.
Tak to moja siostra, a to mama… Pokazał palcem na kobietę, którą właśnie pielęgniarki wiozły do kostnicy.
Gdzie ją zabierają? Spytał i rozpłakał się.
Martyna? Może zabierz go stąd… a my dalej, jedziemy bo trzeba zobaczyć co z tą małą…
Tak Aniu, masz racje.
Martyna wstała i wzięła płaczącego chłopca za ręce.
Nikt się stąd nie rusza… Dzień dobry wszystkim… Na oddział weszła policja. Monika od razu zatrzymała wzrok na Wiktorze.
Co się stało? Spytała, dalej patrząc się na niego.
To ja po was dzwoniłam, przywieźli do nas kobietę… była martwa… zostawiła dwójkę dzieci… Powiedziała Anna, spoglądając to na Monike, to na Wiktora.
Rozumiem… a jakieś dokumenty ta kobieta miała?
Nie, kompletnie nic.
Gdzie jest moja mama? Już się wyspała? Damian wyrwał się Martynie i podbiegł do zamkniętych drzwi za którymi zniknęła jego mama.
To ten chłopiec? Monika wskazała na niego palcem.
Tak… i jest jeszcze jego siostra. Anna stanęła obok Wiktora.
Znam go. Oznajmiła Zawadzka i podeszła do niego.
Hej. Pamiętasz mnie?
Tak… pamiętam… ciocia Monika…
Tak, dokładnie… gdzie jest tatuś?
Nie wiem, przyszedł do domu… bardzo krzyczał na mamę… zamknął się z nią w pokoju… a potem powiedział że mama zasnęła i że idziemy wszyscy razem na spacer.
Tak… i co było dalej? Monika wypytywała cały czas chłopca.
A dalej to poszliśmy i położył mamę na trawie, powiedział że mamy tu z nią siedzieć a jak się obudzi to wrócimy do domu…
Dobrze Dziękuję ci.
Wstała od chłopca i podeszła do Anny i Wiktora.
Co za skurwysyn…
Panuj nad słownictwem, jesteś w szpitalu. Uspokajała ją Anna.
Czego się dowiedziałaś?Zapytał Wiktor.
Wszystko już wiem… Facet już od dawna znęca się nad żoną i dziećmi ale kobieta nigdy nie złożyła zawiadomienia… wszyscy sąsiedzi o ty wiedzieli… Kilka razy facet już sieział u nas na dołku, ale nigdy nie było podstaw by go zatrzymać na dłużej. A teraz proszę… Dobrze wiedział że żona już nie żyje, i chciał się też pozbyć dzieci, wiedział że by zamarzły… Wyjaśniła.
A wiadomo już jak zginęła kobieta? Na jej ciele nie znalazłem zupełnie niczego, no… oprócz kilkunastu siniaków. Wtrącił się Adam.
Jeszcze nie wiemy, ale sekcja nam powie. Odpowiedziała mu Anna.
Pewnie została otruta… już nie raz tego próbował, ale zawsze jakoś się udawało jej pomóc, zawsze dzwoniła… Monika chodziła w kółko z założonymi rękoma.
Dobra! Jedziemy zatrzymać tego faceta, tym razem nam się nie wywinie… A ty, pamiętaj o naszym spotkaniu. Dodała Zawadzka i spoglądając na Wiktora, wybiegła ze szpitala.
O jakim spotkaniu ona mówiła? Zdziwiła się Anna.
A wiesz… miała dzisiaj wpaść i porozmawiać o… o… o naszej dawnej wspólnej sprawie, bo w papierach ma jakieś nieścisłości. Wiktor plątał się w zeznaniach.
Tak, jasne… Nie za dobrze ci? Ja będę na dyżurze a ty? Z młodą i atrakcyjną panią sierżant? Ania uśmiechnęła się do niego.
No coś ty. Przecież wiesz że i tak będę myślał tylko o tobie. Oznajmił i dał jej całusa na pożegnanie.
Dzieciaki zostały położone w jednej sali, do której cały czas ktoś zaglądał.
Wieczorem Wiktor czekał na Monikę. W domu nikogo nie było, Anna miała dyżur do rana a Zosia… zabrała już wszystko, więc nie musiała przyjeżdżać.
Cześć. Powiedział Banach całując Monikę na powitanie.
Hej. No to zaczynamy terapie… Monika wyciągnęła z torby butelkę szkockiej Whisky.
Ale ja mam jutro dyżur…
No to będziesz musiał szybko wytrzeźwieć. Weszła do kuchni i schowała butelkę do lodówki.
Po kilkunastu minutach i zjedzonej kolacji, Monika wyjęła butelkę i zaczęła nalewać jej zawartość do szklanek.
Ja dalej nie wiem czy to dobry pomysł. Wiktor wziął jedną szklankę i spojrzał się do środka.
Nie panikuj, ja też mam jutro służbę, no ale nie mogłam przegapić takiej okazji. Powiedziała i usiadła obok niego na kanapie w salonie.
Okazji mówisz? No dobrze, to wypijmy za tą okazje.
Dokładnie, twoje zdrowie Wiktor.
Oboje wzięli spory łyk trunku.
To co tam z tą Zosią? Spytała po chwili.
No… musiałem jej pozwolić się wyprowadzić… bo inaczej to sama by uciekła…
Wiktor wypił zawartość szklanki i odstawił ją na stół.
No tak uparta jak jej ojciec. Monika uśmiechnęła się i polała następną kolejkę.
Czy ty mi coś sugerujesz?
Nie no Wiktor, coś ty… przecież wiesz że uważam cię za najlepszego faceta na ziemi…
Jakbym nie był pod wpływem alkoholu, to pewnie bym nie uwerzył. Oboje roześmiali się radośnie.
Kolejna godzina upłynęła im na rozmowach i piciu. Wiktor wiedział, że jest już bardzo pijany, ale cały czas starał się zachować trzeźwość umysłu. Wiedział że podoba się pani sierżant a i ona nie pozostawała mu obojętna, jednak miał na uwadze że Anna by mu tego nie wybaczyła, gdyby coś między nimi zaszło.
Wiktor? czemu nie pijesz? Coś nie tak? Monika podała mu szklankę.
Ja… Ja ch… chyba już ziękuje wiesz… pójdę się… położyć. Wstał, zachwiał się i upadł spowrotem na kanapę.
Ha ha… chodź pomogę ci… Monika podtrzymała Wiktora i zaprowadziła do sypialni, położyła na łóżku i powoli rozpinała mu koszule. Banach był już nie świadomy co się z nim dzieje. Monika ściągnęła mu koszule i rzuciła na podłogę. Przez chwile patrzyła się na niego, delikatnie zmierzwiła palcami jego włosy na głowie i pochyliła się. Słyszała jego miarowy oddech. Teraz jedyne czego pragnęła to położyć się obok niego i poczuć jego ciepło.
Myślała że jak go upije to będzie łatwiejszy i nie będzie myślał o Annie.
Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i zaczęła palcami kręcić kółeczka. Jeszcze raz się pochyliła i pocałowała go w usta. Wiktor wydał z siebie cichy jęk, ale nie obudził się.
Zawadzka wstała, okryła go kocem i powoli wychodziła z domu.
Cześć… Nie przeszkadzam Wam? W korytarzu spotkała Anie, która wcześniej skończyła dyżur.
Nie. Ja już właśnie wychodziłam.
Monika zaczęła się ubierać.
A gdzie Wiktor? Spytała Anna podejrzliwie.
Trochę go zmęczyłam rozmową i… poszedł spać.
Dobrze że rozmową… Anna nie wiedziała co ma o tym myśleć, jak najszybciej chciała pozbyć się jej z mieszkania i poszukać Wiktora.
To na razie… Monika uśmiechnęła się na pożegnanie. Anna odwzajemniła uśmiech i zamknęła drzwi.
Weszła do salonu i zobaczyła pustą butelkę whisky i dwie szklanki.
No to ładnie sobie rozmawiali… Powiedziała sama do siebie, zajrzała do sypialni. Wiktor leżał na plecach, rozebrany od pasa w górę. Ciekawe czy sam się rozebrałeś czy ktoś ci pomógł… Znowu powiedziała do siebie i poszła spać do pustego pokoju Zosi, bo nie chciała go obudzić
marek1987 pisze: Każdy ma jakieś wyobrażenie o Pogotowiu Ratunkowym, bardziej lub mniej trafne. Bywa strasznie, tak że i spać po nocy się nie da (na szczęście krótko), ale jest też sporo zabawnych sytuacji (już po fakcie. bo w trakcie akcji to najczęściej chce się użyć piącho-piryny i buta-pirazolu). Przynajmniej dla mnie. Do rzeczy!
Słowem wstępu do sytuacji: wyjazd zespołu S (specjalistyczny tzn. z lekarzem/sekretarzem niepotrzebne skreślić) do duszności. W wywiadzie chorobowym informacja, że pacjent choruje na POCHP (odsyłam do wujka Google i cioci Wikipedii po szczegóły – dość na teraz, że to przewlekła choroba i pacjentów "dusi" od 3-4 dni i w końcu stwierdzają, że już nie zdzierżą). Jedziemy, ale nie na sygnale.
Zajeżdżamy do niskiego bloczku mającego w porywach II piętra. Zgodnie z zasadami Murphy'ego pacjent mieszkał na samej górze. Zbieramy fanty, czyli plecak z lekami, aparatem do ciśnienia, etc. – sama podstawa. Opanowawszy chwilę zadyszki pukamy i czekamy, aż otworzą. Odpowiada tylko stłumione: "Proszę!". Niepewnie wchodzimy i oczom naszym ukazuje się obrazek: kobieta wieku ~60 siedzi na tapczanie trzymając na kolanach głowę mężczyzny o gabarytach średniej wielkości wieloryba. Słowo daje, ze 160 kg! Ale najgorsza nie była waga, a fakt że kolor twarzy przypominający dojrzałą śliwkę czy jakiś podobny z palety barw Decoral.
Innymi słowy chłop się dusi jak jasna cholera! Szybki sprint po zestaw do udrożnienia dróg oddechowych i butlę z tlenem, kolega w międzyczasie zrobił dojście dożylne i wstępnie udrożnił drogi oddechowe. Szejk z leków podanych z prędkością wyłączanej stronki porno w pracy i podaż tlenu uspokoiły sytuację. Głęboki oddech kolegi utwierdził mnie w przekonaniu, zaraz będzie ostra zje*a dla kobiety za takie a nie inne wezwanie (jakoś nie wspomniała, że jest nieprzytomny).
[Pielęgniarz]: Czy pani do, męskiego przyrodzenia, jest ślepa czy niespełna rozumu?!!? Facet tutaj sinieje a pani tego nie widzi!!!
[Kobieta]: (zapłakana i ciągająca nosem) Ale proszę pana ja jestem niewidoma od urodzenia…
* * * * *
Wyjazd zespołu S do mrożącego krew w żyłach wezwania: przygnieciony przez koparkę.
Mężczyzna niestety zmarł na miejscu na skutek częściowej amputacji połowy klatki piersiowej (mnóstwo krwi, nawet niewykształcony człowiek z ulicy nie miałby wątpliwości co do rokowania). Zjechała się Straż Pożarna i Policja. Przychodzi jakiś strażak i widząc jak wygląda już niestety denat pyta się zespołu:
[Strażak]: O! I co żyje?
[ZRM]: …. E… No nie…
[S]: Aha!…. No i co? Nic się nie da zrobić?
* * * * *
Dyżur nocny na zespole P (podstawowy, czyli bez lekarza) obfitował w wyjazdy.
O ile 2 wyjazdy od godziny 19 do 24 można uznać za spokój na mieście, o tyle 5 wylotów na pozostałej części dyżuru (czyli do 7 rano) to już lekki zapie*dol.
Pamiętam tylko 2 z nich. Jeden to pijany pan o 2 w nocy stwierdził, że go brzuch boli. Pytam nieśmiało od kiedy? Godziny? 2 godzin? Od wczoraj? Odpowiedział, że od dwóch. Ale co dwóch? Odpowiedź zagotowała we mnie krew… Szanownego pana pijaka brzuch bolał od dwóch LAT.
Drugi już miał miejsce o 5:30. Pijany, uraz głowy, w piwnicy. Przyjeżdżamy pod wskazany adres. Subtelny aromat denaturatu dochodzący z piwnicy bloku potwierdza, że dobrze trafiliśmy. Za kolejnym zaułkiem znaleźliśmy, leżącego w małej kałuży krwi, nieprzytomnego od alkoholu delikwenta. Nieprzytomny oczywiście, dopóki się go nie zbadało na reakcję na ból. Rana banalna, opatrunek wystarczył by się pozbyć krwawienia. No ale chłop na oko ze 2 metry, ciutkę ciężko taki bagaż brać na plecy. Przez radio poprosiliśmy o pomoc przy załadunku, w odpowiedzi dyspozytor wysłał nam na odsiecz policję. No to czekamy. Ale smród niemiłosiernie drażni nos. I jeszcze za flaszką widać nadgryzioną cebulę… Nie wytrzymałem i wyszedłem wyżej. Tam spotkałem kolegę (na oko ze 45 lat) od flachy naszego klienta. Chuch utwierdził mnie w przekonaniu, że to on używał cebuli jako zagrychy. Niestety stwierdził, że lepiej zrozumiem co się stało z jego kumplem, jak będzie w odległości 10 cm od mojej twarzy. Może i jestem nietolerancyjny ale o 5 nad ranem nie znam takich co są, odepchnąłem gościa. Zdziwienie gościa nie miało granic. Złapał równowagę, spojrzał na mnie z gniewem i zakrzyknął na całą klatkę schodową:
– Co mnie turkasz?! Co mnie turkasz?! Zaraz zobaczysz!!!! (głęboki wdech) MAAAAAAAAAAAAAAAAAMOOOOOOOOO!!!!! MAAAAAAAAMOOOOO!!!
* * * * *
Wyjazd zespołu S do zasłabnięcia.
Przyjechali, badania, pytania, wywiady, etc. W końcu pada pytanie:
[ZRM]: Z czym pani wiąże te zasłabnięcie?
[Pacjentka]: Bo ja trupa widziałam.
[ZRM]: WTF??
A tu w sąsiednim pokoju leży ciało 30-latka… Policję wezwano na miejsce.
Więcej grzechów na chwilę obecną nie pamiętam.
Rozdział 20
Lidka leżała jeszcze przez chwilę w łóżku, gdy zaczęły do niej docierać jakieś wspaniałe zapachy.
Wstała i przeciągnęła się leniwie. Nałożyła szlafrok, nie chciała by od rana doktorkowi skoczyło ciśnienie na widok jej skąpej różowej piżamki.
Poszła do kuchni, to co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Zobaczyła Artura, który właśnie przygotowywał śniadanie.
Cześć Doktorku… co ty spać nie możesz? Jest dopiero 5 rano.
Podeszła do niego i uśmiechnęła się na powitanie.
Dzień dobry. Ja… ten tego… pomyślałem, że… że zrobię śniadanie.
A jak ty się ogół czujesz?
Artur odwzajemnił uśmiech, Lidka zauważyła, że jest jakiś zestresowany.
Ja? No nigdy nie czułam sięlepiej. Odparła.
Ok, to ja w takim razie idę pod prysznic. Dodała i powoli zdejmując z siebie szlafrok, szła do łazienki.
Góra, spojrzał się na nią, wiedział że nie może dać po sobie poznać, że podnieca go jej ciało.
Lidka! Kawa, śniadanie… czeka w kuchni a ja… no ten… idę do stacji. Artur stanął przed drzwiami do łazienki, były lekko uchylone. Zobaczył Lidke siedzącą w wannie, piana zakrywała jej nagie ciało.
A myślałam, że poczekasz i mnie podrzucisz. Powiedziała, rzucając w niego pianą.
Lidka… No w sumie… chyba mogę poczekać, przecież po to chyba zostałem… chyba nic się nie stanie… to ja, będę w kuchni. Powiedział Góra i wytarł twarz z piany.
A już myślałam że chcesz mi umyć plecy. Lidka zaśmiała się a Artur zarumieniony, szybko się oddalił.
Po kilkunastu minutach, byli już w stacji. Wysiedli z samochodu Góry i natknęli się na Piotra.
O widzę Lidka, że miałaś podwózkę do pracy. Powiedział na przywitanie.
No coś tak jakby Piotrek. Lidka uśmiechnęła się do niego poszła do stacji.
Doktorek wreszcie wziął się do roboty. Piotr podszedł do Góry i poklepał go po ramieniu.
Strzelecki… nie pozwalaj sobie na za dużo.
Doktorze, ja? Chyba coś się panu pomyliło.
Strzelecki… chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? Artur spojrzał się na niego groźnie.
Nie no, chyba wszystko wiadomo. Piotr zaśmiał się.
Panie Piotrze… Jeśli to wszystko… to proszę zająć się czymś pożytecznym, bo ja chyba nie płacę panu za pogaduszki w pracy…
Artur ominął go i wszedł do stacji.
Martyna stała w kuchni i piła poranną kawę.
Lidka? Kawy? Zapytała koleżanki.
Nie dzięki, już piłam. Odparła i podeszła do niej, uśmiechając się.
A co ty dzisiaj taka rozpromieniona? Spytała.
Wiesz Martynka, jakbyś Piła poranną kawę z naszym doktorkiem to też byś była rozpromieniona. Piotr podszedł do nich i objął Martynę ramieniem, zabierając jej kubek z kawą.
O! Poranna kawa z Górą? O czym ja nie wiem? Zdziwiła się Kubicka.
O niczym o czym ja bym wiedziała… spokojnie, Piotruś po prostu ma wybujałą wyobraźnie, po tym jak zobaczył że przyjechaliśmy jednym samochodem. Odparła Lidka i opuściła ich.
Przyjechali jednym samochodem? O kurczę… to widzę że zaczyna się robić ciekawie. Martyna nie mogła powstrzymać się od komentarzy.
Co tam dzieciaki? Wiktor stanął obok nich.
Kogo obgadujecie? Spytał, patrząc na roześmianą Martynę.
No wie doktor… nowy romans w naszej stacji chyba się rozkręca.
A co Piotr, w końcu zrozumiałeś, że podobasz się Nowemu? Wiktor zaśmiał się lekko.
No wiesz co doktorze… a ja myślałem że chociaż pan będzie po mojej stronie.
Piotrek… proszę cię, na prawdę mnie nie interesuje, kto z kim, gdzie i co…
No właśnie Piotrek, nie nasza wina że twoje życie jest tak nudne, że bardziej interesuje cię życie innych. Powiedziała Lidka, która wróciła po herbatę.
Ha Ha… No i co teraz Piotruś odpowiesz? Lidka zawsze wie ja cię zagiąć. Martyna poklepała go po plecach.
Wiktor po kilku minutach słuchania dzieciaków, postanowił pójść do Artura i porozmawiać z nim.
Artur, mogę? Spytał, pukając do drzwi.
Jasne wejdź.
Banach wszedł do środka i usiadł na przeciwko Artura.
Co cię do nie sprowadza? Może chcesz ciasteczko? Zrobiłem dzisiaj rano… znaczy w nocy bo jakoś spać nie mogłem.
Wyciągnął w jego stronę słoik z ciasteczkami.
Nie dzięki, wiesz, dbam o linię. A to czemu spać nie mogłeś? Miałeś jakieś… ee… inne ciekawsze zajęcia? Wiktor spojrzał się na niego podejrzliwie.
No wiesz… jakoś kiepsko sypiam kiedy nie śpię u siebie, we własnym łóżku.
A to gdzie wylądowałeś? Zainteresował się Wiktor.
No u Lidki… wiesz… ja… my… ona…
No tak tak, słyszałem od Piotra, i właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
Ale chwila! Chwila! Wiktor! My nic… to znaczy… Strzelecki ma za bardzo wybujałą wyobraźnie. Ja tylko u niej zostałem na noc, po tej wiesz… po tej całej akcji w klubie… chciałem się nią zająć…
Artur, spokojnie, nie musisz się tłumaczyć, ja nie wnikam w wasze prywatne relacje.
Ale nie ma żadnych prywatnych relacji, przecież wiesz że ja…
No wiem wiem… praca przede wszystkim. Powiedział Wiktor i wstał.
Skoro tak to… już jestem spokojny. Tyle chciałem… tylko uświadom jeszcze o tym resztę stacji… wiesz plotki chyba nie wyjdą wam na dobre albo…
Wiktor urwał.
Albo co?
Albo zrób tak by plotki, plotkami nie były. Po tych słowach, Wiktor wyszedł.
W szpitalu Zosia czekała na Alexa, aż wróci z ostatnich badań. Spędzała z nim, każdą wolną chwilę. Niewyobrażalne sobie by to się kiedykolwiek już zmieniło. Bardzo się do chłopaka przywiązała i bardzo go polubiła.
Alex. Wszedł do sali w towarzystwie Anny.
No to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko iść i przygotować wypis. Powiedziała Anna i spojrzała na Zosię, która na dźwięk tych słów się uśmiechnęła.
To świetnie już chciałbym wrócić do domu.
A… czy ty z kimś mieszkasz? Spytała Ania.
Nie powinieneś być sam, po tym co przeszedłeś. Ktoś powinien się jeszcze tobą zająć.
No nie… tutaj akurat nie mam nikogo, oprócz mojej siostry która… no jak wszyscy wiemy siedzi w więzieniu. Oznajmił smutno chłopak.
Ale to nic nie szkodzi, ja mogę się tobą zająć. Powiedziała podekscytowana Zosia.
Zośka, ja nie wiem czy to doby pomysł… Tata się nie zgodzi… Anna zaprotestowała, ale wiedziała, że jak Zosia się na coś uprze to żadna siła jej nie powstrzyma. Była AK samo uparta jak jej ojciec.
Spokojnie, porozmawiam z tatą i na pewno się zgodzi.
Cześć. Aniu, przywieźliśmy ci pacjenta… zerkniesz… Nagle w sali pojawił się Marcin.
Tak jasne, już idę… Anna odwróciła się i wyszła.
O Hej Zosia… Marcin podszedł do niej i podał jej rękę.
Cześć Marcin… poznajcie się… to jest Marcin, mój kolega a to… Alex mój… Zosia zawahała się bo nie wiedziała jak go przedstawić.
Jestem jej chłopakiem. Odparł Alex i mocno przytulił Zosię.
A no to miło było poznać… Marcin był Wyraźnie zmieszany całą tą sytuacją, nikt mu nie wspominał że Zosia z kimś się spotyka, myślał, że dziewczyna nadal coś do niego czuje.
A jak tam ty i Sierżant Monika? Spytała Zosia.
No nie narzekam, bardzo dobrze, ale wiesz jak to jest, widujemy się rzadko i no…
No tak, wiadomo… wiesz jak chcesz mieć kobietę przy sobie to jest na to jeden sposób. Marcin spojrzał się na Alexa pytająco.
Co masz na myśli?
Zamieszkajcie razem. Rzucił Alex i pocałował Zosię w policzek.
A co wy już ze sobą mieszkacie? Zośka, nie jesteś trochę za młoda?
No jeszcze nie ale wiesz… wszystko przed nami.. Odpowiedziała.
W takim razie, szczęścia życzę i do zobaczenia, mam nadzieję w lepszym miejscu niż szpital.
Marcin minął się w drzwiach z pielęgniarką, która przyniosła wypis.
Zosia i Alex opuścili budynek szpitala.
Co to miało być? Spytała się, gdy tylko odeszli.
Ale co?
No te teksty o wspólnym mieszkaniu? Przecież on zaraz poleci do mojego taty, a jak on się o tym dowie…
Zosiu, słoneczko, spokojnie, ja to wszystko załatwię. Alex pocałował ją w czoło.
Chodź, pokażę ci coś… Wziął ją za rękę i zaprowadził w okolice małego domku na przedmieściach.
Po co mnie tu ściągnąłeś?
Po to… żebyś zobaczyła moje… a raczej nasze mieszkanie. Oznajmił jej i otworzył drzwi.
Jak to nasze mieszkanie? Przecież ja nie mogę z tobą zamieszkać…
Dlaczego nie? Przecież się kochamy… no… chyba że nie… Zosia usłyszała w jego głosie zwątpienie.
No przecież wiesz że cię kocham. Pocałowała go w usta.
Po paru godzinach spędzonych w nowym mieszkaniu, Zosia i Alex, Postanowili pójść, i oznajmić co postanowili Wiktorowi i Annie.
Weszli do domu i skierowali się do salonu, gdzie przy telewizorze, rozłożony na kanapie, odpoczywał Wiktor. Zośka podeszła do niego i pocałowała ojca w policzek.
Cześć Zośka, gdzie ty byłaś tak długo?
A no wiesz… bo ja i alex… Urwała.
Alex? A ten chłopak, no tak, Anka mówiła że go dzisiaj wypisała. No to wy… co?
Wiktor wstał z kanapy.
No my… byliśmy u Alexa w domu i… Znowu urwała i przyciągnęła do siebie chłopaka,który stał w korytarzu.
Dzień… znaczy dobry wieczór… Powiedział przestraszony.
No witaj witaj… Cieszę się że już się lepiej czujesz… Wiktor zmierzył go wzrokiem.
Tato bo ja… chcę z nim zamieszkać…
No ty chyba oszalałaś…
Ale wie pan… Alex wtrącił się do rozmowy ale Wiktor powstrzymał go gestem ręki.
A ty młody człowieku się nie wtrącaj, i zostaw mnie z moją córką na chwile…
Alex posłusznie wyszedł z salonu. Stał na korytarzu i nie wiedział co ma ze sobą zrobić, bał się, że tata Zosi, nie zrozumie jej decyzji.
Może herbaty? SPytała Anna, wychodząc z kuchni.
Pa… Pani Doktor, pani tutaj? Zdziwił się na widok swojej lekarki.
No widzisz, tak jakoś wyszło. Uśmiechnęła się do niego i zabrała go do kuchni.
To co wy tam kombinujcie?
Podała mu kubek herbaty.
Dziękuję… No my z Zosią… chcemy razem zamieszkać…
Serio? No to nie wróżę wam nic dobrego… Wiktor… znaczy tata Zosi się na pewno na to nie zgodzi. Zosia nie jest jeszcze pełnoletnia…
No ale będzie, już za trzy tygodnie. Wszedł jej w słowo.
Niby tak, ale wiesz jak to jest.. córeczka tatusia, jedyne dziecko… i tak dalej i tak dalej…
A może pani by mogła na niego jakoś wpłynąć?
Zapytał.
Wiesz… jakbym nie znała Wiktora Banacha, to może i bym próbowała ale… w tej sytuacji sam rozumiesz… nie ma takiej mocy która go do tego przekona.
W salonie, Zosia próbowała przekonać Wiktora, że przeprowadzka, to nie jest taki zły pomysł.
No ale tato no… Alex teraz nie może zostać sam.
To niech sobie znajdzie współlokatora.
No to ja będę jego współlokatorką…
Zośka, wykluczone!
Ale tato… my się kochamy!
No to się kochajcie, ale na odległość… przecież nie musisz od razu się do niego wprowadzać… przecież ty go ledwo znasz…
Tato, znam go już na tyle, że wiem, że mogę mu zaufać, wiem że mnie nie skrzywdzi…
Ale ja tego nie wiem… Wiktor objął Zosię ramieniem.
Zośka, skończ szkołę, skończ studia, znajdź pracę i dopiero Wtedy myśl o zamieszkaniu z jakimkolwiek chłopakiem.
Tato, jesteś taki staroświecki… Zosia odsunęła się od ojca z miną obrażonej dziewczynki.
Zośka no nie zachowuj się jak dziecko… ja tylko chcę byś była szczęśliwa…
Nie będę szczęśliwa bez Alexa. Oznajmiła popatrzyła się na Ojca.
Dobrze… dawaj go tu… Powiedział i usiadł bezradny na kanapie.
Zosia zawołała chłopaka, razem z nim do pokoju weszła Anna.
No, młody człowieku… Zaczął Banach.
Wiesz, że gdy zamieszkacie razem… to będzie to wielka odpowiedzialność… Zośka jeszcze chodzi do szkoły…
Tak wiem proszę pana, ja dopilnuje by dalej do niej chodziła, ja znajdę prace… damy radę…
Miło by było, gdybyś nie wcinał mi się w słowo, ale tak, to właśnie chciałem usłyszeć.
I żeby nie było że jestem zbyt pobłażliwym ojcem… zgadzam się… ale na razie na próbę… na dwa miesiące.
Może trzy? Poprawiła ojca Zosia.
Zośka… nie przeginaj.
Ale jak zobaczę, że coś jest nie tak… to od razu wracasz do domu, jasne?
Tak tato.
I… jak się dowiem, że coś jej zrobiłeś… to znajdę cię nawet na końcu świata… jasne?
Jasne, proszę pana.
Dziękuję tato, jesteś cudowny! Zosia przytuliła Wiktora.
Ale to też dla was lepiej… dodała.
Lepiej? Spojrzała na nią Anna.
No wiecie… będziecie mieć więcej czasu dla siebie i cały dom i… Przerwała, bo nie chciała przesadzić.
Zośka… nie przeginaj, bo jeszcze zmienię zdanie. Zaśmiał się wiktor.
No z tym czasem to tak niekoniecznie… ale może coś w tym jest. Anna podeszła i pocałowała Wiktora.
No właśnie, i jak macie trochę czasu teraz to… możecie mi pomóc się pakowa. Powiedziała i pobiegła szuka walizek.
Ale co? Teraz? Już?! Ja myślałem że to za rok dopiero?! Wiktor wstał i poszedł za córką.
Jak to za rok? Zdziwił się Alex.
Spokojnie, on żartował… ten typ tak ma, mówiłam ci… Odpowiedziała Anna i oboje zaczęli się śmiać.