(W stacji)
Od pojawienia się Marcina minął prawie tydzień. Podejrzenia Wiktora o jego złych zamiarach, na razie się nie sprawdziły, jednak lekarz cały czas trzymał rękę na pulsie i ciągle obserwował nowego kolegę.
– Panie Marcinie… proszę iść sprawdzić stan leków w karetce.
– Panie Banach, sprawdzałem wczoraj, wszystko się zgadzało.
– To było wczoraj. Proszę iść sprawdzić jeszcze raz…
– Ale po co?
– Po to, że jak wyjedziemy na jakieś wezwanie to nie może nam niczego brakować…- Wiktor wstał z kanapy i podszedł no Marcina.
– No dobrze no… to idę…
– No ja myślę…
– Wiktor… co ty taki ostry jesteś dla tego Marcina?
– Piotr, nie jestem ostry tylko konsekwentny. Jak damy mu sobie wejść na głowę od początku to…
– Ale on nikomu na głowę nie wchodzi.- wtrąciła się Lidka.
– I uważam, że jest doktor dla niego za surowy… czemu nie był jeszcze z nami na żadnej akcji od tygodnia?
– Lidka, nie przesadzaj… Ratowników mamy dużo i zespoły wyjeżdżające na wezwania są w pełnym składzie, a papiery same się nie uporządkują, ktoś to musi zrobić…
– Ale doktorze…
– Pani Chowaniec, a może niech Pani pójdzie i pomoże koledze? skoro się tak pani o niego martwi
– Drugi Góra się znalazł.- odparła Lidka, wzruszyła ramionami i poszła.
– Mówiła coś? bo nie dosłyszałem?- Wiktor udał że nie usłyszał tego co powiedziała Lidka, spojrzał się na Piotra, ale on nie chciał tego powtórzyć, nawet jeśłi uważał tak jak ona.
(szpital)
Anna z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Miała bóle brzucha i głowy, codziennie łykała proszki przeciwbólowe by jakoś funkcjonować w pracy.
– Aniu… przywieźli pacjenta z raną klatki piersiowej, jesteś potrzebna.- Michał wszedł do jej gabinetu.
– Tak, już idę…- powiedziała łykając kolejną tabletkę.
– Która to już dzisiaj?
– Co? nie wiem o czym mówisz.
– Anka… Nie możesz pracować jak łykasz tyle proszków… jesteś tak otumaniona że…
– Michal? możesz zająć się swoim życiem?
Ania minęła go w drzwiach i poszła na oddzial.
– Co mamy?
– Pacjentka, Halina Nowakowska. Twierdzi że spadła przy wieszaniu firanek i że nadziała się na…
– Tak tak, jasne.- Anka spojrzała na kobietę leżącą na noszach.
– Mowi pani, że spadła i wbiła sobie w klatke piersiową nożyczki? Mamy w to uwierzyć?
– Niech… Pani sobie… wierzy w co… aaaaauuuła… w co chce…- Pacjentka zwijała się z bólu.
– Proszę unieruchomić pacjentkę, żeby nie narobiła sobie większych szkód i jedziemy na sale operacyjną… szybko!
-Anka złapała się za brzuch.
– Pani doktor, a z panią wszystko w porządku?- zagadnęła pielęgniarka.
– Tak… no szybko, jedźcie, zaraz tam przyjdę.
– Ale jeśli się pani źle czuje to…
– Czy ja do cholery mowię niewyraźnie?!
– nie no skąd… mówi pani całkiem wyraźnie…
– Jakiś problem Aniu?
– Czy ja wyrażam się nie po polsku, że personel szpitala nie chce wykonywać moich poleceń?
– Nie ale… idź odpocznij, ja wezmę za ciebie tą operacje. Proszę zabrać pacjentkę na salę.
– Tak jest doktorze Sambor.
– Świetnie… – Anna westchnęła.
Wróciła do swojego gabinetu, stanęła przed drzwiami i usiadła na podłodze, zrobiło jej się ciemno przed oczami, ból brzucha był tak duży że nie miała siły się podnieść.
– Pani doktor? wszystko w porządku?- przechodząca pacjentka ukucnęła obok niej.
– Tak… wszystko w porządku, proszę wracać do sali….
Nie było w porządku, czuła się coraz gorzej, ale nie mówiła o tym nikomu.
– Ale ja jednak pojdę po kogoś…- Kobieta wstała i poszła szukać lekarza.
– Nie trze…- Anka opadła na ziemię, nieprzytomna.
– Matko boska… Pani Doktor! Halo?! Czy ktoś tu jest? Czy ktoś może tu podejść?! Lekarz potrzebuje pomocy.
– Sara Mandel, jestem lekarzem, co się stało?- Podeszła do nich Sara, była ginekologiem w szpitalu w Leśnej Górze i akurat szła do swojej pacjentki.
– Ja nie wiem co się stało… siedziała a a teraz leży…
– Pani Stasiu, spokojnie, ja się nią zajmę, proszę iść do siebie.
– Dobrze pani doktor.
(W domu Banacha)
Zosia nie poszła dziś do szkoły, powiedziała Ani i Wiktorowi że źle się czuje, tak na prawdę to czuła się świetnie. Siedziała teraz w salonie popijając herbatę, jedyne o czym a raczej o kim teraz myślała to Marcin.
Nie mogła dać sobie z nim spokoju. Miała nadzieję że jeszcze kiedyś ich odwiedzi… ale nie chciała tyle czekać. Postanowiła że zrobi to sama, ubrała się, zrobiła kanapki i zapakowała je do woreczka. Chciała iść do stacji i zanieść je tacie, wiedziała że Wiktor często zapomina zjeść czegoś w pracy. To był doskonały plan, zaniesie tacie kanapki a potem pójdzie porozmawiać z Marcinem.
(W stacji)
– Hej, daj, pomogę ci.- Lidka weszła do karetki.
– Dzięki ale nie musisz mi pomagać, poradzę sobie. Z resztą ty masz chyba jakieś inne zajęcie…
– No tak się składa że na razie nie mam…
– Wiktor… znaczy, doktor Banach cie tu przyszłał byś mnie skontrolowała?
– Nie… przyszłam sama z własnej nieprzymuszonej woli.- Wzięła od niego jedną torbę i zaczęła sprawdzać stan leków.
– Wszystko się zgadza… ja nie wiem co on się ciebie tak uczepił.
– Jestem nowy…
– Każdy z nas był kiedyś nowy…
– No ale ja jestem nowy i jestem bratem Stanisława… nie dziwię się że tak mnie traktuje…
– Słuchaj, nawet jakbyś był bratem lorda Voldemorta…. to on nie może tak robić.- Oboje się zaśmiali.
– Cześć Marcin, Cześć Lidka! – Przywitała ich radośnie Zosia.
– Cześć Zośka, a ty dzisiaj nie w szkole?
– Nie, źle się czułam i zostałam w domu, ale teraz czuje się lepiej i przyniosłam tacie kanapki bo jak zwykle zapomniał.
– No proszę, nawet Voldemort dostaje pod nos kanapki.- zażartował Marcin.
– Kto? co?- uśmiechnęła się do niego Zosia.
– A żartujemy tak sobie, bo twój tata mnie ewidentnie nie lubi.
– No właśnie wiem ale… nie mam pojęcia dlaczego, przecież jesteś taki fajny i w ogóle…
– No, Zośka… to może idź daj tacie te kanapki?- Lidka, zaobserwowała że Zosi chyba spodobał się Marcin i postanowiła popsuć jej plan poderwania go.
– Tak no… już idę.
– Ej… czy tylko mi się zdaje czy ona cię…
– No mi też się tak zdaje…
– No ale ty chyba nie…
– No coś ty, po pierwsze jest dla mnie za młoda a po drugie to…
(W szpitalu)
Doktor Mandel zaopiekowała się nieprzytomną Anią, podała jej leki i płyny by lepiej się poczuła.
Anka leżała w jednoosobowej sali a Sara ciągle przy niej siedziała.
– Co się stało?- Powiedział, gdy tylko się obudziła i rozejrzała po pomieszczeniu w którym się znalazła.
– Zemdlałaś, pacjentka cię znalazła… Zrobiłam ci komplet badań, zaraz powinny przyjść wyniki.
– Niepotrzebnie zawracasz sobie głowe… ja się już dobrze czuje, jestem po prostu trochę przepracowana.
– No to powinnaś iść na urlop.
– Byłam trzy dni… tak się wynudziłam że aż zatęskniłam za tym szpitalem.
– No uważaj byś nie stała się więźniem tego szpitala, jako jedna z pacjentek.- zażartowała Sara, ale tak na prawdę w cale do śmiechu jej nie było. Martwiła się o koleżankę.
– Pani doktor, przyszły wyniki doktor Reiter.- pielęgniarka podała Sarze karke z wynikami.
– I jak to wygląda?
– no… nieciekawie, zrobię ci jeszcze kilka badań… ale… będę musiała też zbadać cie ginekologicznie.
– Ale, po co?
– żeby się upewnić. Zaraz wrócę…
Sara wyszła, a Anka zastanawiała się czy o całej akcji dnia dzisiejszego, powinna poinformować Wiktora.
(W stacji)
– Cześć Tato, mam coś dla Ciebie.
– Zośka, miałaś odpoczywać, przecież się źle czujesz…
– No ale już mi lepiej, a ty? jak się czujesz? pewnie jesteś głodny… trzymaj…- podała mu kanapki.
– Dziękuje Zosiu…
– No to… cześć, wracam do domu.
– Zośka! A to nie był pretekst żeby spotkać się z Marcinem?
– Nie no, co ty tato…
– Jasne, jasne…
Zosia wyszła i poszła znowu w kierunku karetki w której siedzieli Lidka z Marcinem.
– no i jak wam idzie?- spytała, patrząc się cały czas na mężczyznę.
– Całkiem nieźle, a co chcesz nam pomuc?
– To nie jest dobry pomysł.- sprostowała Lidka.
– No przecież wiem, tylko żartowałem.
– Chowaniec, skończyłaś już nie swoją robotę? to dalej, mamy wezwanie…- Góra podszedł do nich i pogonił koleżankę.
– No to… miłej jazdy…
– No będzie bardzo miła, coś tak czuje.
– Chowaniec? czy ty chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
– Nie doktorku, niegorączkuj się tak, już idę.
– Chowaniec…
Lidka z Arturem odeszli, a Zosia usiadła w karetce obok Marcina.
– no i co tam, mloda damo?
– No nic, jakoś nie chce mi się jechać do domu…
– To idź do stacji bo zmarzniesz…
– spokojnie, jestem odporna na mrozy.- uśmiechnęła się do niego i przybliżyła.
– a ja jestem odporny na zaloty tak młodych i pięknych kobiet.- Odpowiedział jej rownież z uśmiechem.
– jakie zaloty? że ja? że do ciebie? no coś ty…
– Jasne jasne… Nawet Lidka to zauważyła.- roześmiali się oboje.
– Nie no, bez przesady.- Zosia jeszcze bardziej się do niego zbliżyła.
– Ale wiesz co Zosiu? To mi nawet pochlebia, że mimo iż jestem bratem Stanisława, to cię nie odpycha.
– No tak… jakoś tak nie czuję do ciebie tej nienawiści którą czułam do niego… od razu zauważyłam że jesteście zupełnie różni…
– Miło mi to słyszeć.
– A może miałbyś ochotę iść do kina? mam dwa bilety na jakiś podobno fajny film.
– A nie wolisz iść z chłopakiem albo z jakąś koleżanką?
– Nie mam chłopaka… jeszcze…
– Jeszcze? aha… rozumiem.- uśmiechnął się i dalej porządkował leki.
– To co? wpadniesz do nas o 17?
– O 17? a po co?
– No żebyśmy poszli do tego kina…
– Zosiu… Wybacz ale ja jestem…
– No wiem że jesteś trochę starszy… ale to chyba w niczym nie przeszkadza, prawda? Na pewno nie w tym żebyśmy poszli do kina jak ee… znajomi?
– Znajomi? czyli to nie było zaproszenie na randkę?
– Nie no coś ty…- Zosia zaczerwieniła się.
– Jasne jasne… Wiesz co, jesteś bardzo fajna i miła… i na prawdę świetnie mi się z Tobą rozmawia ale… niestety nie jestem zainteresowany…
– Chodzi o mojego tatę tak? Boisz się że on nas nie zaakceptuje? znaczy… och… nie to chciałam powiedzieć…
– Nie Zosiu, tu w cale nie chodzi o Wiktora… Tu chodzi o mnie… ja… Nie jestem zainteresowany bo… już się z kimś spotykam…
– A… masz już dziewczynę… no szkoda… to trzymaj, może film się jej spodoba…- Wręczyła mu dwa bilety.
– Zosiu… ja mam chłopaka…
Zośka podniosła głowę i spojrzała się na niego z niedowierzaniem.
– Co? jak to… chlopaka?
– No… jestem Gejem… przykro mi… na prawdę mi przykro, że musiałaś się dowiedzieć tego w takiej sytuacji.
Zośka wstała z wrażenia, wyszła z karetki i dalej nie mogło do niej dojść to, co właśnie usłyszała.
– Ja…. Ja… Wybacz, ale ja… już chyba muszę iść…- odwróciła się i pobiegła.
– Zosia, poczekaj…- Wołał ją ale bez skutecznie.
(W szpitalu)
– i co? badasz mnie i badasz i nic…
– Aniu… ja nie wiem jak mam ci to powiedzieć…
– Normalnie… mam raka tak?
– Oszalałaś… nie masz raka… Ale moje badanie właśnie wyjaśniło twoje wszystkie objawy…
– No to mów wreszcie…
– Anka, ty jesteś w ciąży… to jakiś 5 tydzień…
6 replies on “Rozdział 12”
hahaaaa to ją zgasił 😀
siedziała ale teraz leży sikam. Placzę, z resztą jesteś śiadkiem. Boże Natali kocham cię, a tak myślałam,
że będzie w ciąży 😀
hahahahhaahahahaa, Zosiu ja mam chłopaka. Nieee no rozwaliło mnie to! Nie, umarłam inie wstałam.
Padłam i nie wstałam, no padłam i nie wstałam. 😀
Natalko, jesteś wariatką 😀
uwielbiam cię <3