Minęło kilka godzin od tragicznego wypadku Moniki. Kobieta była cały czas nieprzytomna, lekarze stwierdzili, że upadek nie był aż tak poważny i rdzeń kręgowy nie został uszkodzony.
– Co z nią?
Zapytał stojący przed salą Banach.
– Wybacz Wiktor ale nie jesteś z rodziny i nie powinienem ci mówić…- Sambor odwrócił się od Wiktora i jeszcze raz spojrzał na nieprzytomną Monikę.
– Michał, proszę cię… powiedz mi tylko czy ona przeżyje… Zosia nie chciała… ona też będzie chciała wiedzieć…
– Nie mój interes… wybacz Wiktor ale, ja nie mogę…
– Kochanie, co z nią?
Anna podeszła do Banacha i położyła mu ręce na ramiona.
– Anka! Czemu ty wstałaś z łóżka? przecież wiesz że nie możesz…
– Mogę, sama wiem co jest dla mnie dobre…
Ania spojrzała się na Wiktora, wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
– Spokojnie… wyjdzie z tego…
Powiedziała Ania.
– Wiktor, a tak właściwie to, dlaczego ty się tak o nią martwisz?
– Michał bo… bo to moja wina… jakbym był milszy dla tego całego Marcina to nic by się nie wydarzyło…
– Wiktor, przestać się obwiniać. To był Wypadek… Zosia też nie chciała… targały nią za duże emocje…
– A co z nią?
Spytał z miną zatroskanego Ojca.
– Śpi, kazałam jej podać leki uspokajające i usypiające…
– Bardzo dobrze zrobiłaś… Ty zawsze wiesz co robić w takich sytuacjach…
Wiktor przytulił się do niej mocno.
– Dobrze, niesterczmy tak pod tymi drzwiami… chodźmy stąd…
Rozkazał Sambor i cała trójka poszła.
– No nareszcie, już myślałem, że już nigdy nie odejdą…
Marcin wyłonił się zakamarków ciemnego korytarza i bez mrugnięcia okiem, wszedł do sali Moniki.
usiadł na krześle i złapał Monikę za ręke.
– Monika… proszę obudź się… to nie może tak się skończyć… Przysięgam że… że ona zapłaci nam za to co ci zrobiła… przysięgam…
– Co pan tu robi?
Do sali Moniki wbiegła pielęgniarka.
– Proszę opuścić tą salę, pan tu nie może przebywać…
– Dobrze, już dobrze, zaraz sobie pójdę tylko…
– Nie, nie ma tylko… proszę w tej chwili opuścić salę albo wezwę ochronę…
– Dobrze, dobrze, już sobie idę.
Marcin wstał, pochylił się i złożył na ustach nieprzytomnej Moniki, pocałunek.
– Już sobie idę droga pani.
– to świetnie…
Pielęgniarka zamknęła drzwi i patrzyła się jak Marcin odchodził.
Wiktor i Anna siedzieli przy łóżku śpiącej Zosi.
– Co… co się stało? Czemu mi się tak przyglądacie?
Zosia obudziła się i zdziwiła się widząc że Anna i Wiktor siedzą przy niej.
– Zosieńko jak się czujesz skarbie? Wiktor objął ją ramieniem.
– Już lepiej, a co z… z nią?
– pytasz o Monike?
– Tak tato, właśnie o nią…
– jest nieprzytomna ale… ale chyba nic poważnego sobie nie zrobiła.
– Chyba chciałeś powiedzieć że… że ja nic jej nie zrobiłam.
Zosia wtuliła się w Ojca.
– Zosiu, nie mów tak, działałaś w nerwach… wszyscy to zrozumieją…
Anna spojrzała się na nią ze współczuciem.
Do sali wpadł Marcin, stanął naprzeciwko Zosi.
– Co ty jej zrobiłaś idiotko… jak mogłaś jej to zrobić! Szmato!
– Ej, Opanuj się człowieku… Nie masz prawa się tak odzywać do mojej córki!
Wiktor wstał gwałtownie.
– Tato… tato zostaw… on ma racje, zasłużyłam sobie na to co on mówi…
– Przestań Zośka… nie pozwolę by tak mówił!
– nie pozwolisz?! a ja nie pozwolę by jej to uszło na sucho… to co zrobiła…
– Ale ona nic nie zrobiła, na pewno nic specjalnie…
– Wiktor! Przestań jej bronić…
– Panie Marcinie…- Wiktor zaczął ale nie dokończył, przerwała mu Anna, która wstała, stanęła pomiędzy nimi, spojrzała się w oczy Marcinowi i przytuliła go mocno.
– Anka!- Oburzył się Wiktor.
– Nie ankuj mi tu teraz… nie widzisz że on jest rozbity… w cale nie chciał powiedzieć tych wszystkich słów w kierunku Zosi… Prawda Marcin?
– T… Tak… prawda…- Marcin mówił płacząc w ramie Ani.
– Zosiu, ja… ja przepraszam… Ale ja nie mogę… ja nie mogę się pozbierać… zdałem sobie sprawę że Monika jest dla mnie ważna a po chwili… uświadomiłem sobie że mogę ją stracić… rozumiesz?! Rozumiesz mnie? ja nawet nie zdążyłem jej tego powiedzieć!
– Rozumiem… ja rozumiem… ja przepraszam…- Zośka puściła Wiktora i podeszła do Marcina przytulonego do Ani, Pociągnęła go za koszule, mężczyzna puścił Anię i padł w ramiona Zosi.
– Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? ona z tego wyjdzie… a… a jeśli nie to… to ja poniose wszelkie konsekwencje… – Zosia rozpłakała się.
Anka z Wiktorem stali i nie wierzyli własnym oczom.
– Może ich zostawimy? Zapytała Anka szeptem.
– Oszalałaś? nie zostawię Zosi z tym…
– Wiktor! przestań… jak widzisz on w cale nie jest taki zły…
– No powiedzmy… powiedzmy.
Oboje wyszli, Zosia i Marcin dalej stali przytuleni w sali.
– Wiktor… Monika się obudziła… chciała cię zobaczyć.- Za plecami pojawił się Sambor .
– Tak… rozumiem, już idę… Aniu? Pójdziesz tam ze mną?
– Nie Wiktor. idź sam, ja tu poczekam i… przekaże reszcie dobrą wiadomość.
Wiktor udał się do pani sierżant. Stał chwilę przed salą, obawiał się tego co od niej usłyszy.
– Cześć… jak się czujesz? Powiedział, wreszcie wchodząc do sali.
– Cześć… Wi… Wiktor… Sama nie wiem… Słabo mi… i boli mnie wszystko ale… na szczęście obyło się bez żadnych złamań… jestem tylko trochę poobijana… i… ręka złamana…
– monika, ja… ja cię przepraszam za Zosie… ona… ona nie chciała… Tak mi przykro…
– Wiktor… Nie przepraszaj mnie, ja… zasłużyłam sobie na to… Przecież wiem jakie potrafią być zranione nastolatki…
– Zosia boi się że…- Wiktor urwał bo przed salą pojawiła się Zosia.
– Mogę…? Spytała stojąc w drzwiach.
– Chodź… Wiktor, zostaw nas same… Proszę…
– Dobrze, tylko nie bądź dla niej za ostra, bardzo przeżywa to co się stało…
– Wiem Wiktor. Wiem.
Wiktor wyszedł, minął się w drzwiach z Zosią, spojrzał się jej w oczach, dało się wyczytać z jej spojrzenia ból i smutek, tak bardzo mu było szkoda jego małej dziewczynki.
– Ja… ja…- Zosia starała się coś powiedzieć ale nie mogła.
– Chodź, usiądź tu…- wskazuje Zosi miejsce, ona podchodzi i ostrożnie siada.
– Zosiu… wiem, że zrobiłaś to przypadkowo…
– Ja jestem gotowa ponieść konsekwencje…
– Jakie konsekwencje? o czym ty mówisz? Zdziwiła się Zawadzka.
– No pracuje pani w policji i pewnie już napisała pani raport…
– Zośka co ty mówisz… nie napisałam i nie napiszę żadnego raportu o tej sytuacji…
– Ale… ale jak to?
– no wiesz… każdy był kiedyś młody i… nawet ja robiłam w przeszłości takie głupie rzeczy z zazdrości… takie rzeczy podobne do tego co ty zrobiłaś.
– Tak bardzo panią przepraszam…
– Mam do ciebie dwie prośby… Zaczęła Monika.
– Jakie?
Zosia podniosła głowę, otarła łzy i spojrzała się pytająco na nią.
– Po pierwsze skończ mnie przepraszać, a po drugie… a po drugie to nie jestem żadna pani, tylko Monika.
Podała Zosi ręke.
– Ale ja… ale ja nie mogę…
– Możesz…- Monika uśmiechnęła się, Zosia podała jej rękę.
Do sali wszedł Marcin, Wiktor i Anna.
– No, widzę że kryzys zażegnany?
Powiedział Wiktor uśmiechając się na widok pogodzonych Zosi i Moniki.
– A czego się spodziewałeś Wiktor? hmm? że będziemy skakać sobie do gardeł? Zaśmiała się Monika.
– no skakać to jeszcze pani nie wolno, pani sierżant.
Wtrąciła się Anna.
– Tak wiem, wiem, pani doktor… do pracy też od razu nie wrócę… ja nie wiem co ja będę robić przez ten czas…- westchnęła.
– Ja wiem co będziesz robiła, a raczej co my będziemy robili…
Marcin podszedł bliżej.
– Co? o co ci chodzi? Nie rozumiem…
Monika patrzyła na niego pytająco.
– No wiesz… będziemy pewnie bardzo zajęci.
Położył jej rękę na ramieniu.
– Nie dotykaj mnie człowieku… Co ty sobie myślisz! jak mnie raz pocałowałeś… to… to już jestem twoją własnością! a może ja wolę dojrzalszych
mężczyzn hmm?- zażartowała i spojrzała na Banacha.
– Monika… no wiesz co?! Przecież mój tata jest zajęty!
– Zosiu, spokojnie, przecież ja tylko żartowałam… a twój tata zna się na żartach, prawda Wiktor?
– No jasne.- Wiktor roześmiał się i spojrzał na Annę, której w cale do śmiechu nie było.
– Oj… Aniu… czy ja widzę zazdrość na twojej twarzy?
– A jak myślisz?!
– No… myślę że… że powinniśmy już iść.
Pocałował ją, objął w pasie i życząc Monice zdrowia, wyszli z sali.
– No na szczęście twój tata, wie jak ją ułaskawić… nie darowałabym sobie tego jakby przeze mnie go rzuciła, przez jakąś głupią bezpodstawną zazdrość.
– No… ja ją trochę rozumiem… ta zazdrość nie jest tak do końca bezpodstawna.
– Oj Zośka, no i ty też zaczynasz… nie bądź jak Doktor Reiter…- Monika i Zosia wybuchnęły śmiechem.
– Zosia… mogłabyś mnie na chwilę zostawić z Moniką? Spytał Marcin, stojąc przy oknie.
– Jasne… wpadnę tu jeszcze później.
Zośka wstała i wyszła.
– no to o co chodzi?
Spytała niepewnie Zawadzka.
– Ty się mnie pytasz o co chodzi? to ja nie wiem o co chodzi tobie… przecież… ja widziałem…. że wtedy w sali u Anny… podrywałaś mnie… potem ja cię pocałowałem, myślałem że…
– Marcin… nie myśl za dużo. Nie jestem Tobą zainteresowana… Przykro mi.
Odpowiedziała mu szybko i stanowczo, z nadzieją że zrozumie i sobie pójdzie.
– Rozumiem… wolisz Wiktora, tak?
– Oszalałeś?! już mówiłam, ja i Wiktor się tylko przyjaźnimy… z resztą nie miałabym serca odbierać go Annie…
– No tak, jak by to wyglądało gdyby dziecko wychowywało się bez ojca.- Powiedział Marcin a na twarzy Moniki malowało się zdziwienie.
– jakie dziecko?
– No co? twój przyjaciel nie powiedział ci, że Anka jest z nim w ciąży… ach, nie powiedział ci… bardzo mi przykro…
– Wyjdź…!- Wskazała ręką drzwi.
– Nie wyjdę!
– Wyjdź powiedziałam!
Podniosła się i wstała z łóżka, była jeszcze bardzo osłabiona, nie mogła utrzymać się na własnych nogach.
– Trzymam cię!
Krzyknął Marcin i złapał upadającą Monikę.
Trzymał ją w swoich objęciach a ona patrzyła na niego ze zdziwieniem i strachem w oczach.
– Odpuść sobie Wiktora… Przecież wiesz, że to nie ma sensu…- Mówił do niej, a onapróbowała sama utrzymać równowagę.
– Nie mogę… rozumiesz… nie mogę… nie potrafię…
– Pomogę ci.- Powiedział, całując ją w usta. Ona chwilę się zastanawiała, ale odwzajemniła ten gest.
– A teraz powoli… cofamy się do tyłu… no jeszcze trochę… o świetnie…- Posadził ją na łóżku, pomógł się położyć. Usiadł koło niej i cały czas trzymał ją za rękę.
– Dziękuję…- Powiedziała cicho
– Jeszcze nie masz za co… Odpowiedział.
Categories
Rozdział 15
Minęło kilka godzin od tragicznego wypadku Moniki. Kobieta była cały czas nieprzytomna, lekarze stwierdzili, że upadek nie był aż tak poważny i rdzeń kręgowy nie został uszkodzony.
– Co z nią?
Zapytał stojący przed salą Banach.
– Wybacz Wiktor ale nie jesteś z rodziny i nie powinienem ci mówić…- Sambor odwrócił się od Wiktora i jeszcze raz spojrzał na nieprzytomną Monikę.
– Michał, proszę cię… powiedz mi tylko czy ona przeżyje… Zosia nie chciała… ona też będzie chciała wiedzieć…
6 replies on “Rozdział 15”
Boże, się wzruszyłam.
hmmm moje reakcje znacie. dzin były i różne 🙂
Piękne to było i jak zwykle hebam
Coś za szybko się rozwija ta relacja Marcina i Moniki w moim odczuciu, ale różnie to bywa tak z drugiej
strony.
takie romantyczne.
Wzruszyłam się!