Categories
Znalezione w internetach

Z życia zespołu ratownictwa medycznego

marek1987 pisze: Każdy ma jakieś wyobrażenie o Pogotowiu Ratunkowym, bardziej lub mniej trafne. Bywa strasznie, tak że i spać po nocy się nie da (na szczęście krótko), ale jest też sporo zabawnych sytuacji (już po fakcie. bo w trakcie akcji to najczęściej chce się użyć piącho-piryny i buta-pirazolu). Przynajmniej dla mnie. Do rzeczy!
Słowem wstępu do sytuacji: wyjazd zespołu S (specjalistyczny tzn. z lekarzem/sekretarzem niepotrzebne skreślić) do duszności. W wywiadzie chorobowym informacja, że pacjent choruje na POCHP (odsyłam do wujka Google i cioci Wikipedii po szczegóły – dość na teraz, że to przewlekła choroba i pacjentów “dusi” od 3-4 dni i w końcu stwierdzają, że już nie zdzierżą). Jedziemy, ale nie na sygnale.

Zajeżdżamy do niskiego bloczku mającego w porywach II piętra. Zgodnie z zasadami Murphy’ego pacjent mieszkał na samej górze. Zbieramy fanty, czyli plecak z lekami, aparatem do ciśnienia, etc. – sama podstawa. Opanowawszy chwilę zadyszki pukamy i czekamy, aż otworzą. Odpowiada tylko stłumione: “Proszę!”. Niepewnie wchodzimy i oczom naszym ukazuje się obrazek: kobieta wieku ~60 siedzi na tapczanie trzymając na kolanach głowę mężczyzny o gabarytach średniej wielkości wieloryba. Słowo daje, ze 160 kg! Ale najgorsza nie była waga, a fakt że kolor twarzy przypominający dojrzałą śliwkę czy jakiś podobny z palety barw Decoral.

marek1987 pisze: Każdy ma jakieś wyobrażenie o Pogotowiu Ratunkowym, bardziej lub mniej trafne. Bywa strasznie, tak że i spać po nocy się nie da (na szczęście krótko), ale jest też sporo zabawnych sytuacji (już po fakcie. bo w trakcie akcji to najczęściej chce się użyć piącho-piryny i buta-pirazolu). Przynajmniej dla mnie. Do rzeczy!
Słowem wstępu do sytuacji: wyjazd zespołu S (specjalistyczny tzn. z lekarzem/sekretarzem niepotrzebne skreślić) do duszności. W wywiadzie chorobowym informacja, że pacjent choruje na POCHP (odsyłam do wujka Google i cioci Wikipedii po szczegóły – dość na teraz, że to przewlekła choroba i pacjentów "dusi" od 3-4 dni i w końcu stwierdzają, że już nie zdzierżą). Jedziemy, ale nie na sygnale.

Zajeżdżamy do niskiego bloczku mającego w porywach II piętra. Zgodnie z zasadami Murphy'ego pacjent mieszkał na samej górze. Zbieramy fanty, czyli plecak z lekami, aparatem do ciśnienia, etc. – sama podstawa. Opanowawszy chwilę zadyszki pukamy i czekamy, aż otworzą. Odpowiada tylko stłumione: "Proszę!". Niepewnie wchodzimy i oczom naszym ukazuje się obrazek: kobieta wieku ~60 siedzi na tapczanie trzymając na kolanach głowę mężczyzny o gabarytach średniej wielkości wieloryba. Słowo daje, ze 160 kg! Ale najgorsza nie była waga, a fakt że kolor twarzy przypominający dojrzałą śliwkę czy jakiś podobny z palety barw Decoral.

Innymi słowy chłop się dusi jak jasna cholera! Szybki sprint po zestaw do udrożnienia dróg oddechowych i butlę z tlenem, kolega w międzyczasie zrobił dojście dożylne i wstępnie udrożnił drogi oddechowe. Szejk z leków podanych z prędkością wyłączanej stronki porno w pracy i podaż tlenu uspokoiły sytuację. Głęboki oddech kolegi utwierdził mnie w przekonaniu, zaraz będzie ostra zje*a dla kobiety za takie a nie inne wezwanie (jakoś nie wspomniała, że jest nieprzytomny).
[Pielęgniarz]: Czy pani do, męskiego przyrodzenia, jest ślepa czy niespełna rozumu?!!? Facet tutaj sinieje a pani tego nie widzi!!!
[Kobieta]: (zapłakana i ciągająca nosem) Ale proszę pana ja jestem niewidoma od urodzenia…

* * * * *

Wyjazd zespołu S do mrożącego krew w żyłach wezwania: przygnieciony przez koparkę.
Mężczyzna niestety zmarł na miejscu na skutek częściowej amputacji połowy klatki piersiowej (mnóstwo krwi, nawet niewykształcony człowiek z ulicy nie miałby wątpliwości co do rokowania). Zjechała się Straż Pożarna i Policja. Przychodzi jakiś strażak i widząc jak wygląda już niestety denat pyta się zespołu:
[Strażak]: O! I co żyje?
[ZRM]: …. E… No nie…
[S]: Aha!…. No i co? Nic się nie da zrobić?

* * * * *

Dyżur nocny na zespole P (podstawowy, czyli bez lekarza) obfitował w wyjazdy.
O ile 2 wyjazdy od godziny 19 do 24 można uznać za spokój na mieście, o tyle 5 wylotów na pozostałej części dyżuru (czyli do 7 rano) to już lekki zapie*dol.
Pamiętam tylko 2 z nich. Jeden to pijany pan o 2 w nocy stwierdził, że go brzuch boli. Pytam nieśmiało od kiedy? Godziny? 2 godzin? Od wczoraj? Odpowiedział, że od dwóch. Ale co dwóch? Odpowiedź zagotowała we mnie krew… Szanownego pana pijaka brzuch bolał od dwóch LAT.

Drugi już miał miejsce o 5:30. Pijany, uraz głowy, w piwnicy. Przyjeżdżamy pod wskazany adres. Subtelny aromat denaturatu dochodzący z piwnicy bloku potwierdza, że dobrze trafiliśmy. Za kolejnym zaułkiem znaleźliśmy, leżącego w małej kałuży krwi, nieprzytomnego od alkoholu delikwenta. Nieprzytomny oczywiście, dopóki się go nie zbadało na reakcję na ból. Rana banalna, opatrunek wystarczył by się pozbyć krwawienia. No ale chłop na oko ze 2 metry, ciutkę ciężko taki bagaż brać na plecy. Przez radio poprosiliśmy o pomoc przy załadunku, w odpowiedzi dyspozytor wysłał nam na odsiecz policję. No to czekamy. Ale smród niemiłosiernie drażni nos. I jeszcze za flaszką widać nadgryzioną cebulę… Nie wytrzymałem i wyszedłem wyżej. Tam spotkałem kolegę (na oko ze 45 lat) od flachy naszego klienta. Chuch utwierdził mnie w przekonaniu, że to on używał cebuli jako zagrychy. Niestety stwierdził, że lepiej zrozumiem co się stało z jego kumplem, jak będzie w odległości 10 cm od mojej twarzy. Może i jestem nietolerancyjny ale o 5 nad ranem nie znam takich co są, odepchnąłem gościa. Zdziwienie gościa nie miało granic. Złapał równowagę, spojrzał na mnie z gniewem i zakrzyknął na całą klatkę schodową:
– Co mnie turkasz?! Co mnie turkasz?! Zaraz zobaczysz!!!! (głęboki wdech) MAAAAAAAAAAAAAAAAAMOOOOOOOOO!!!!! MAAAAAAAAMOOOOO!!!

* * * * *

Wyjazd zespołu S do zasłabnięcia.
Przyjechali, badania, pytania, wywiady, etc. W końcu pada pytanie:
[ZRM]: Z czym pani wiąże te zasłabnięcie?
[Pacjentka]: Bo ja trupa widziałam.
[ZRM]: WTF??
A tu w sąsiednim pokoju leży ciało 30-latka… Policję wezwano na miejsce.

Więcej grzechów na chwilę obecną nie pamiętam.

5 replies on “Z życia zespołu ratownictwa medycznego”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink