Od wyprowadzki Zosi minął już drugi tydzień. Wiktor nie potrafił znaleźć sobie miejsca we własnym domu. Większość czasu spędzał w stacji i brał dyżur za dyżurem by nie siedzieć bezczynnie.
Doktorze? A dzwonił Pan do niej? Adam spojrzał się na niego, chciał mu jakoś pomóc, ale nie miał doświadczenia bo jego dziecko było jeszcze za małe by się wyprowadzać z ledwo poznanym chłopakiem.
Tak dzwoniłem i… mówiła że jest wszystko w porządku ale…
Brakuje panu dzieci w domu? No przecież doktor Anna jest w ciąży. Piotr radośnie wszedł do stacji.
Piotr… Adam… A wy nie macie jakiegoś wezwania? Wiktor wstał i wyszedł przed stacje. Stanął, sięgnął do kieszeni, ale nic w niej nie było.
Może tego pan szuka? Podszedł do niego Marcin i podał mu papierosa.
Dzięki… chyba tylko to mi już dzisiaj pomóże, a swoich nie zabrałem… Wiktor wziął papierosa i włożył do ust, Marcin mu podpalił i Banach zaciągnął się porządnie.
Spokojnie, bo wciągnie pan całego od razu. Zaśmiał się Marcin.
Młody, nie ucz ojca dzieci robić. Powiedział i odszedł.
Pomocy! Pooomocy! Po… mo… cy…
Nagle w ich kierunku biegł mały chłopiec z krwawiącą ręką. Marcin podszedł bliżej i uklęknął koło chłopca.
Spokojnie, jak się nazywasz. Zapytał, ale chłopiec nie odpowiadał, tylko oddychał coraz głośniej i coraz szybciej.
Doktorze! Zawołał do Wiktora, który był kilka metrów od niego i nie widział co się dzieje.
Doktorze! Ponownie krzyknął, ale nikt nie przychodził.
Złapał chłopaka i chciał go zaprowawdzić do karetki by opatrzeć mu krwawiącą ranę. Podszedł i otworzył drzwi pojazdu.
Co do jasnej..! Martyna! Piotr co wy robicie w karetce! Oburzył się młody ratownik, zakrywając pacjentowi oczy.
Martyna z Piotrkiem leżeli na noszach, prawie nadzy.
No ten… nie słyszałeś że najpierw się puka? Piotrek wstał z noszy i zaczął się ubierać.
Piotruś spokojnie, to w sumie my powinniśmy znaeźć sobie inne miejsce na spędzenie przerwy.
Dodała Martyna, która szukała swojej bluzki.
No właśnie powinniście być bardziej… Ach dobra… już nie ważne… Marcin odsłonił oczy chłopaka, widząc że koledzy już się ubrali.
A co młody… ty z panią sierżant nie ten… no wiesz… w radiowozie?
Piotrze Strzelecki… Radiowozy przeznaczone są do przewozu przestępców, a karetki do przewozu pacjentów… zrozumiano?! Zza pleców Marcina dało się słyszeć wściekły głos Góry.
Ja nie wiem, jak wy możecie tak łamać procedury… to jest karygodne… Ja wam z premii potrącę, ja was zwolnię… Do cholery, żeby moi szanowni ratownicy urządzali sobie w karetce… jakieś seks schadzki…
Artur cały poczerwieniał ze złości.
A co to seks schadzki? Zapytał chłopiec i zemdlał.
Jasna cholera! Potocki! Czy ty nie umiesz zajmować się pacjentami…? Artur kucnął obok chłopca i zaczął badanie.
Kubicka, Strzelecki! Deske dawać… o ile na niej tego nie robiliście oczywiście…!
Nie doktorze… no skąd… Piotr wyjął z karetki deske i powoli położył na niej chłopaka.
Szybko do szpitala, trzeba zrobić coś z tym krwawieniem… Ta ręka może być złamana… krzyczał dalej Artur, wsiadając do karetki..
Kilka minut później, byli już w szpitalu. Zdali małego pacjenta Annie i czekali aż będą mogli odebrać sprzęt.
Wiktor przez ten cały czas stał w tym samym miejscu i trzymał spalonego już papierosa.
A ty tak tu stoisz bo nie masz co robić czy bo unikasz pracy? Do Wiktora podeszła Monika i poklepała go po plecach.
Też miło mi cię widzieć… Wiktor spojrzał się na nią i rzucił peta przed siebie.
Góra chyba nie będzie zachwycony, że mu śmiecisz a w ogóle to za niszczenie środowiska, powinnam cię wsadzić na jakieś 2 4. Zaśmiała się Zawadzka.
A w sumie to… wszystko mi jedno. Wiktor westchnął ciężko.
Co ci jest doktorze Banach? Zawsze taki pełen życia i uśmiechnięty a teraz co? Umarł ktoś?
Nie… tylko, Zośka się wyprowadziła do tego swojego Alexa i… jakoś tak mi jej brakuje…
Ach rozumiem, czyli to się nazywa depresja bo dziecko wyfrunęło z gniazda. Spokojnie, wiem jak ci pomóc. Uśmiechnęlła się i złapała go za rękę.
Ale Monika… mi nie trzeba pomagać… ja sobie poradzę… już niedługo będzie następne dziecko i…
Jasne jasne… teraz już się nie wymigasz… zróbmy tak… ja dzisiaj wieczorem zjawiam się u ciebie z najlepszym lekarstwem na świecie a ty… a ty masz wolną chatę i dobrą kolacje.
Wiktor zmierzył ją wzrokiem.
Ale o czym ty…
Nie o czym ja, tylko to jest rozkaz doktorze Banach. No to… do wieczora. Powiedziała i pocałowała go w policzek.
Tak… do wieczora…
Westchnął i poszedł do stacji skreślić się z wieczornego dyżuru.
Gdzi jest Artur? Spytał, rozglądając się po pomieszczeniu.
Nie ma, pojechał do szpitala z Martyną, Piotrem i Marcinem.
Oznajmiła Lidka która siedziała na kanapie i przeglądała jakąś kolorową gazetę.
A to czemu oni wszyscy tam pojechali? Zdziwił się.
Nie mam pojęcia… Zabrali jakiegoś chłopaka który im zszedł przed stacją… i Martyna z Piotrem chcą się pewnie wykazać…
Wykazać? O czym ty mówisz Lidka?
A nic nic doktorze… nic takiego… oni po prostu za bardzo myli karetkę… Lidka wstała i śmiejąc się udała się w kierunku gabinetu Artura.
Za bardzo myli karetkę…jasne… no to ja nie chce być w ich skórze.
W szpitalu, cała czwórka czekała na jakieś wieść od doktor Reiter.
Nic mu nie będzie, ma złamaną rękę, ale wsadzimy w gips i powinno być w porządku. Tylko jeszcze jest jedna sprawa… muszę skontaktować się z jego rodzicami… ktoś coś wie? Anna spojzała się po ratownikach.
No nie… on sam przyszedł a raczej przybiegł do stacji…Powiedział Marcin.
I co? Nie sprawdziłeś czy tam skąd przybiegł nie było kogoś kto się nim zajmował? Anna popatrzyła się na niego ze zdziwieniem.
Potocki! Może w tej chwili ktoś potrzebuje naszej pomocy, a my o tym nie wiemy! Artur był coraz bardziej wściekły.
Spokojnie doktorze, pojedźmy tam i to sprawdźmy. Wtrącił się Piotrek, który miał nadzieję że zapunktuje swoim pomysłem i Góra nie wyciągnie żadnych konsekwencji z wcześniejszego zdarzenia.
Strzelecki! Ale gdzie? I nie wiesz że może być już za późno! Ja wiedziałem… wiedziałem, że trzeba było się słuchać Wiktora i nie zatrudniać tego… tego…
Właśnie… a może Wiktor to sprawdzi. Anna wyjęła z kieszeni telefon i przekazała Wiktorowi by się rozejrzał w okolicach stacji. Tak zrobił, wziął ze sobą Lidke i Adama i cały sprzęt, nie wiedział dokładnie czego ma szukać.
Doktorze… tam…! Krzyknął Adam, który w krzakach znalazł nieprzytomną kobietę.
Proszę pani… słyszy mnie pani? Adam sprawdził oddech u kobiety, nie oddychała. Była zimna i blada, nie miała też wyczuwalnego pulsu.
Podeszli do niego Wiktor z Lidką, Adam zaczął robić kobiecie masaż serca.
Adam… przestań… Ona już nie żyje… nie wiemy jak długo tu leży… ale na pewno nie 15 minut… Wiktor chciał go Odciągnąć od kobiety.
Nie… Ona… Ona… musi żyć… dla swojego syna! Trzeba coś zrobić żeby przeżyła… 22… 23… 24…
Lidka, zrób wkłucie… parametry… skoro doktor nie chce nam pomóc to… to sami się nią zajmiemy.
Adaś… ale doktor Banach ma racje, ta kobieta już nie żyje od dobrej godziny albo więcej. Lidka położyła rękę na ramieniu Adama i powoli go przyciągnęła w swoją stronę.
Wiktor zbadał pacjentkę i potwierdził, że kobieta musiała już nie żyć od kilku godzin.
Widzieliście? Coś się jakby poruszyło w krzakach … Lidka rozejrzała się uważnie i podeszła w tamto miejsce.
Lidka daj spokój, nie ma czasu, trzeba stąd zabrać te kobietę… i ustalić tożsamość. Wiktor z Adamem wzięli zmarłą na nosze.
Doktorze, ale tu jest jakaś dziewczynka… Powiedziała Lidka i podeszła do nich z małą dziewczynką na rękach.
Oddycha, ale jest bardzo wyziębiona. Oznajmiła.
Dobrze, ją też zabierzemy do szpitala. Ty to jednak masz nosa Chowaniec. Uśmiechnął się do niej Banach.
W szpitalu Anna czekała już na karetkę. Wszyscy mieli podejrzenia że zmarła kobieta i mała dziewczynka to rodzina, chłopaka którego przywieźli wcześniej.
No, to jak się nazywasz młody człowieku? Marcin usiadł koło chłopaka.
Damian proszę pana… Odpowiedział bardzo niepewnie.
A gdzie mieszkasz? Gdzie twoja mama?
Mama? Chłopiec spojrzał się na niego. Mama śpi, Diana jej pilnuje. Dodał.
Diana to twoja siostra, tak? Zapytała Martyna.
Tak prze pani. Martyna, chodź. Przywołała ją Anna.
Co jest? Martyna stanęła koło niej ale cały czas oberwowała chłopca.
Wiktor dzwonił… znaleźli niedaleko stacji kobietę i dziewczynkę…
No tak, to pewnie jego matka i siostra, jadą z nimi? Idę mu powiedzieć.
Martyna poczekaj! Kobieta nie żyje…
O jasna cholera… To trzeba wezwać policję… niech się przyjżą tej sprawie…
Tak, już to zrobiłam, policja będzie tu za kilka minut. Powiedziała Anna a Martyna wróciła do chłopca.
Kiedy przyjedzie moja mama? Mały Damian, przytulił się do Martyny.
No, masz podejście do dzieci, lubią cię. Stwierdził Marcin.
Daj spokój… jego matka nie…
Martyna nie dokończyła, nie chciała by Damian to słyszał.
Jasne… rozumiem…
Marcin westchnął ciężko.
Do szpitala przyjechał Wiktor, Lidka i Adam ze zmarłą kobietą i śpiącą dziewczynką.
Damian, spójrz… to twoja siostra? Martyna pokazała mu dziewczynkę, która spała w ramionach Lidki.
Tak to moja siostra, a to mama… Pokazał palcem na kobietę, którą właśnie pielęgniarki wiozły do kostnicy.
Gdzie ją zabierają? Spytał i rozpłakał się.
Martyna? Może zabierz go stąd… a my dalej, jedziemy bo trzeba zobaczyć co z tą małą…
Tak Aniu, masz racje.
Martyna wstała i wzięła płaczącego chłopca za ręce.
Nikt się stąd nie rusza… Dzień dobry wszystkim… Na oddział weszła policja. Monika od razu zatrzymała wzrok na Wiktorze.
Co się stało? Spytała, dalej patrząc się na niego.
To ja po was dzwoniłam, przywieźli do nas kobietę… była martwa… zostawiła dwójkę dzieci… Powiedziała Anna, spoglądając to na Monike, to na Wiktora.
Rozumiem… a jakieś dokumenty ta kobieta miała?
Nie, kompletnie nic.
Gdzie jest moja mama? Już się wyspała? Damian wyrwał się Martynie i podbiegł do zamkniętych drzwi za którymi zniknęła jego mama.
To ten chłopiec? Monika wskazała na niego palcem.
Tak… i jest jeszcze jego siostra. Anna stanęła obok Wiktora.
Znam go. Oznajmiła Zawadzka i podeszła do niego.
Hej. Pamiętasz mnie?
Tak… pamiętam… ciocia Monika…
Tak, dokładnie… gdzie jest tatuś?
Nie wiem, przyszedł do domu… bardzo krzyczał na mamę… zamknął się z nią w pokoju… a potem powiedział że mama zasnęła i że idziemy wszyscy razem na spacer.
Tak… i co było dalej? Monika wypytywała cały czas chłopca.
A dalej to poszliśmy i położył mamę na trawie, powiedział że mamy tu z nią siedzieć a jak się obudzi to wrócimy do domu…
Dobrze Dziękuję ci.
Wstała od chłopca i podeszła do Anny i Wiktora.
Co za skurwysyn…
Panuj nad słownictwem, jesteś w szpitalu. Uspokajała ją Anna.
Czego się dowiedziałaś?Zapytał Wiktor.
Wszystko już wiem… Facet już od dawna znęca się nad żoną i dziećmi ale kobieta nigdy nie złożyła zawiadomienia… wszyscy sąsiedzi o ty wiedzieli… Kilka razy facet już sieział u nas na dołku, ale nigdy nie było podstaw by go zatrzymać na dłużej. A teraz proszę… Dobrze wiedział że żona już nie żyje, i chciał się też pozbyć dzieci, wiedział że by zamarzły… Wyjaśniła.
A wiadomo już jak zginęła kobieta? Na jej ciele nie znalazłem zupełnie niczego, no… oprócz kilkunastu siniaków. Wtrącił się Adam.
Jeszcze nie wiemy, ale sekcja nam powie. Odpowiedziała mu Anna.
Pewnie została otruta… już nie raz tego próbował, ale zawsze jakoś się udawało jej pomóc, zawsze dzwoniła… Monika chodziła w kółko z założonymi rękoma.
Dobra! Jedziemy zatrzymać tego faceta, tym razem nam się nie wywinie… A ty, pamiętaj o naszym spotkaniu. Dodała Zawadzka i spoglądając na Wiktora, wybiegła ze szpitala.
O jakim spotkaniu ona mówiła? Zdziwiła się Anna.
A wiesz… miała dzisiaj wpaść i porozmawiać o… o… o naszej dawnej wspólnej sprawie, bo w papierach ma jakieś nieścisłości. Wiktor plątał się w zeznaniach.
Tak, jasne… Nie za dobrze ci? Ja będę na dyżurze a ty? Z młodą i atrakcyjną panią sierżant? Ania uśmiechnęła się do niego.
No coś ty. Przecież wiesz że i tak będę myślał tylko o tobie. Oznajmił i dał jej całusa na pożegnanie.
Dzieciaki zostały położone w jednej sali, do której cały czas ktoś zaglądał.
Wieczorem Wiktor czekał na Monikę. W domu nikogo nie było, Anna miała dyżur do rana a Zosia… zabrała już wszystko, więc nie musiała przyjeżdżać.
Cześć. Powiedział Banach całując Monikę na powitanie.
Hej. No to zaczynamy terapie… Monika wyciągnęła z torby butelkę szkockiej Whisky.
Ale ja mam jutro dyżur…
No to będziesz musiał szybko wytrzeźwieć. Weszła do kuchni i schowała butelkę do lodówki.
Po kilkunastu minutach i zjedzonej kolacji, Monika wyjęła butelkę i zaczęła nalewać jej zawartość do szklanek.
Ja dalej nie wiem czy to dobry pomysł. Wiktor wziął jedną szklankę i spojrzał się do środka.
Nie panikuj, ja też mam jutro służbę, no ale nie mogłam przegapić takiej okazji. Powiedziała i usiadła obok niego na kanapie w salonie.
Okazji mówisz? No dobrze, to wypijmy za tą okazje.
Dokładnie, twoje zdrowie Wiktor.
Oboje wzięli spory łyk trunku.
To co tam z tą Zosią? Spytała po chwili.
No… musiałem jej pozwolić się wyprowadzić… bo inaczej to sama by uciekła…
Wiktor wypił zawartość szklanki i odstawił ją na stół.
No tak uparta jak jej ojciec. Monika uśmiechnęła się i polała następną kolejkę.
Czy ty mi coś sugerujesz?
Nie no Wiktor, coś ty… przecież wiesz że uważam cię za najlepszego faceta na ziemi…
Jakbym nie był pod wpływem alkoholu, to pewnie bym nie uwerzył. Oboje roześmiali się radośnie.
Kolejna godzina upłynęła im na rozmowach i piciu. Wiktor wiedział, że jest już bardzo pijany, ale cały czas starał się zachować trzeźwość umysłu. Wiedział że podoba się pani sierżant a i ona nie pozostawała mu obojętna, jednak miał na uwadze że Anna by mu tego nie wybaczyła, gdyby coś między nimi zaszło.
Wiktor? czemu nie pijesz? Coś nie tak? Monika podała mu szklankę.
Ja… Ja ch… chyba już ziękuje wiesz… pójdę się… położyć. Wstał, zachwiał się i upadł spowrotem na kanapę.
Ha ha… chodź pomogę ci… Monika podtrzymała Wiktora i zaprowadziła do sypialni, położyła na łóżku i powoli rozpinała mu koszule. Banach był już nie świadomy co się z nim dzieje. Monika ściągnęła mu koszule i rzuciła na podłogę. Przez chwile patrzyła się na niego, delikatnie zmierzwiła palcami jego włosy na głowie i pochyliła się. Słyszała jego miarowy oddech. Teraz jedyne czego pragnęła to położyć się obok niego i poczuć jego ciepło.
Myślała że jak go upije to będzie łatwiejszy i nie będzie myślał o Annie.
Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i zaczęła palcami kręcić kółeczka. Jeszcze raz się pochyliła i pocałowała go w usta. Wiktor wydał z siebie cichy jęk, ale nie obudził się.
Zawadzka wstała, okryła go kocem i powoli wychodziła z domu.
Cześć… Nie przeszkadzam Wam? W korytarzu spotkała Anie, która wcześniej skończyła dyżur.
Nie. Ja już właśnie wychodziłam.
Monika zaczęła się ubierać.
A gdzie Wiktor? Spytała Anna podejrzliwie.
Trochę go zmęczyłam rozmową i… poszedł spać.
Dobrze że rozmową… Anna nie wiedziała co ma o tym myśleć, jak najszybciej chciała pozbyć się jej z mieszkania i poszukać Wiktora.
To na razie… Monika uśmiechnęła się na pożegnanie. Anna odwzajemniła uśmiech i zamknęła drzwi.
Weszła do salonu i zobaczyła pustą butelkę whisky i dwie szklanki.
No to ładnie sobie rozmawiali… Powiedziała sama do siebie, zajrzała do sypialni. Wiktor leżał na plecach, rozebrany od pasa w górę. Ciekawe czy sam się rozebrałeś czy ktoś ci pomógł… Znowu powiedziała do siebie i poszła spać do pustego pokoju Zosi, bo nie chciała go obudzić
9 replies on “Rozdział 21”
ojojoj nie dobrze pani sierżant zadużo sobie pozwala.
Też tak twierdzę. Pani sierżant na za dużo sobie pozwala. Tak czy inaczej, rozdział emocjonujący. 🙂
Biedne rodzeństwo.
oj bidne dzieciaki. Natalia nie, nie waż się, ona jest w ciąży
No i niech sobie będzie w tej ciąży 😀 kto jej broni 😀
Natalia, nie rób tego, proszę… Nie możesz, bo straci dziecko i co wtedy?
Spokojnie… przestańcie panikować no 😀
Nataleczko. Moj Wiktorku. Nie zdradzajmnie.
A ja lubiłam tą sierżant. Szkoda słów…
Mnie to najbardziej tych dzieci szkoda. A ta sierżant to jakaś nie zrównoważona zalotnica :D. tu z Marcinem. Tu WIktorka by chciała. No no.