Nastał kolejny dzień, nikt jeszcze nie doszedł do siebie po dramatycznych wydarzeniach wczorajszego dnia. Anna całą noc spędziła w szpitalu, przy stole operacyjnym. Razem z Samborem, starała się uratować młodego chłopaka, który został postrzelony.
Ja nie wiem czy on kiedykolwiek z tego wyjdzie. Sambor spojrzał się na Annę, która zdejmowała zakrwawione rękawiczki.
Musi… rozumiesz, on musi z tego wyjść!
Odwzajemniła spojrzenie.
A to jakiś twój znajomy? Spytał zaciekawiony.
Nie to… to wybawca naszej Zosi.. Powiedziała smutno i wyszła z sali. Za drzwiami czekała na nią Zosia z Wiktorem. Banach chciał zabrać córkę do domu, ale ona się upierała, e nigdzie nie pójdzie dopóki nie dowie się czy Alex przeżyje.
Zośka… miałaś odpoczywać… Powiedziała Anka.
Ale… ale ja nie mogłam… powiedz, czy on… czy on z tego wyjdzie?
Nie wiem Zosiu… ciężko mi powiedzieć… robiliśmy wszystko żeby przeżył ale… kula zrobiła dużo szkód… ta doba będzie decydująca…
Powiedziała Anna i przytuliła Zosię mocno.
No dobrze, a teraz moje drogie panie, idziemy do domu… obie musicie odpocząć. Wiktor spojrzał się na nie, ale one nie reagowały na jego słowa.
Halo! Mówi się do was… idziemy do domu… Zośka! Anka! No… ruchy ruchy…
Wiktor ale ja mam jeszcze dyżur. Oznajmiła Anna.
A ja chce zostać przy Aleksie i… i ja muszę przy nim być jak się obudzi… Dodała Zosia.
No ja wiedziałem że kobiety są uparte… ale nie że aż tak. Wiktor skinął głową i sam udał się do domu.
Wiktor… Hej! Wiktor!
Wolała go Monika. Wiktor zatrzymał się kilka kroków przed swoim samochodem. Podeszła do niego i uściskała się na powitanie.
Jak się czujesz? Zapytała z troską, patrząc na niego. Widziała że od wczoraj nie spał ani minuty.
Daję radę… właśnie miałem jechać do domu się przespać bo za niedługo mam dyżur… Odrzekł
A… a ty jak się czujesz? Spojrzał na nią, nie mógł się oprzeć jej promiennemu uśmiechowi, który zawsze gościł na jej twarzy, gdy tylko go widziała. Nie wydawało mu się to w cale podejrzane, myślał, że ona chce być poprószy miła.
Ja? Jak zawsze świetnie. Oznajmiła i dodała z lekkim załamaniem w głosie: A jak ten cały Alex? Jak się tylko wybudzi… będę musiała go przesłuchać i… i twoją Zosię też to czeka… chcesz być przy tym?
Nie… Zosia sobie poradzi, wiem to… a co do niego… no operacja się udała, zobaczymy za kilka godzin… Lekarze niczego nie mogli nam obiecać. A czy ten chłopak miał jakąś rodzinę? Zapytał Wiktor.
Poza tą walniętą siostrą, która chciała wszystkich pozabijać… to nie.
A co z nią teraz?
No, zostały jej postawione bardzo mocne zarzuty… handel narkotykami… dwukrotna próba zabójstwa… nie wywinie się z tego…
Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się na pożegnanie. Wiktor odjechał a Monika weszła do szpitala.
Stanęła przed salą gdzie leżał Alex, spojrzała przez szybę, był nieprzytomny, popodłączany do wszelakiej aparatury podtrzymującej życie, kable były z każdej jego strony.
Nie wiadomo czy się w ogóle obudzi… Monika usłyszała za swoimi plecami głos Anny.
Rozumiem… jednak mam nadzieję że…
Tak… Wszyscy mamy nadzieję… największą chyba Zosia.
A gdzie ona jest? Chyba muszę ją przesłuchać… Monika westchnęła, w cale nie chciała tego robić, wiedziała jak teraz musi czuć się dziewczyna, niestety nie miała innego wyjścia, taka była jej praca.
Zosia… siedzi w moim gabinecie… jest zmęczona… i nie wiem czy będzie w stanie rozmawiać. Powiedziała Anna i wskazała Monice drogę.
Dzięki, mam nadzieję że coś jednak uzyskam… obiecuje, nie będę jej męczyć. Monika udała się do gabinetu Anny. Powoli i cicho otworzyła drzwi. Zobaczyła Zosię, która siedziała na fotelu ze łzami w oczach, patrzyła się w ścianę.
Zosia… czy… czy ja mogę z tobą porozmawiać? Zapytała, stając obok dziewczyny.
Ale… ale o czym… ja…
Spokojnie, powiesz tyle ile będziesz chciała, wiem że nie jesteś teraz w stanie…
Monika usiadła naprzeciwko Zosi, wyjęła notes i zaczęła przeliczanie.
W stacji panowała nerwowa atmosfera, Artur dał Wiktorowi wolne, żeby odpoczął, a sam zajmował się każdym wezwaniem. Był zmęczony i oczy same mu się zamykały, ale wiedział że nie może się poddać, bo stacja potrzebowała lekarza.
Doktorku, dobrze się czujesz? Spytała Lidka, która przyniosła mu do gabinetu, kubek goącej kawy.
Chowaniec… Czy ja mam paść na zawał… to już moja 6 kawa od… 3 godzin…
Spojrzał się na nią, Lidka zauważyła jego zmęczony wzrok.
Wybacz… rzeczywiście, nie powinieneś tył pić… i nie powinieneś tyle pracować, ja rozumiem że dałeś doktorowi Banachowi wolne ale…
Pani Lidio, nie ma żadnego ale… Banach musi odpocząć i spędzić czas z córką. A ja…
A ty też powinieneś odpocząć i zadbać o siebie… Popatrz jak ty wyglądasz…
Lidka podeszła do niego, poprawiła mu włoży i zdjęła okulary.
Pani Chowaniec… czy pani się czasem nie zapomina?
Przestań Artur, ja się tylko o ciebie martwię.. Powiedziała ze smutkiem w głosie.
Ale o mnie ma się kto martwić… niech się pani lepiej martwi o siebie.
Tak? A kto niby? Przecież nie masz nikogo. Lidka po tych słowach dopiero sobie uświadomiła jak bardzo musiało go to zranić.
Doktorku ja… ja przepraszam… ja nie chciałam, po prostu…
Po prostu co? Chowaniec… weź idź uporządkuj papiery, anie mi tu głowę zawracasz… Artur gwałtownie wstał, złapał się fotela i upadł na ziemię.
Artur! Lidka krzyknęła i podbiegła do niego.
Artur… Artur… popatrz na mnie… Na prawdę musisz się przespać…
Pomogła mu wstać i posadziła go na kanapie jego gabinecie.
Chowaniec… ale… ja… nie mogę… ta stacja potrzebuje… Lidka zakryła mu usta swoją ręką.
A ty doktorku potrzebujesz snu i odprężenia. Powiedziałam obróciła Artura na plecy.
Włożyła mu ręce za ubranie i zaczęła go delikatnie masować po plecach.
Lidka… przestań, co ty robisz… Artur był zdezorientowany, chciał protestować ale zaczęło mu się robić na prawdę przyjemnie.
Dobra doktorku… zdejmuj to…Oznajmiła i podwinęła mu ubranie.
No chyba oszalałaś… Artur wstali spojrzał się na nią. Ona w cale nie żartowała. Posłusznie zdjął górną część ubrania. Przed Lidką ukazała się naga klata Artura. Otworzyła lekko usta, ale nie dała po sobie poznać że jest w szoku.
Dobra… to teraz się kładź… i nie marudź… Nakazała.
Ale ja dalej uważam że to nie jest dobry pomysł… a jak ktoś wejdzie… może posądzić nas o… Arturowi ciężko przechodziły takie wyznania przez gardło. Lidka dobrze o tym wiedziała, przecież już raz próbowali być razem, ale to się nie udało. Ona nadal go kochała a on… nie wiedziała jak to nazwać.
A jak ktoś tu wejdzie to zaraz sobie pójdzie… no już… kładź się bo zaraz może być wezwanie a ty… nie możesz pojechać w takim stanie.
Góra się położyli całkowicie oddał się rozkoszy masażu. Lidka weszła na niego i usiadła mu na pośladkach, lekko pochylając się i masując mu plecy.
Chowaniec… och… nawet nie wieś jak mi teraz…
Artur, nie mów nic… staraj się odprężyć… pomyśl o czymś przyjemnym. Powiedziałam masował go dalej.
Doktorze… Do gabinetu wszedł Piotrek, otworzył usta ze zdziwienia.
Oj przepraszam… nie chciałem przeszkadzać… dodał i lekko się uśmiechnął.
Piotrek, to nie jest tak jak myślisz… Lidka spojrzała się na niego i przerwała masaż.
Strzelecki masz pięć sekund żeby wyjść, zamknąć za sobą drzwi i nikomu nie mówić o tym co widziałeś… albo swojej pensji i dnia wolnego od pracy nie zobaczysz do końca następnego roku… zrozumiano!
Tak jest doktorze… Piotrek zaśmiał się pod nosem, i wyszedł.
Martynka! Nie zgadniesz… no nie zgadniesz… co ja widziałem… Rozemocjonowany, podszedł do Martyny.
No co widziałeś Piotruś/
Lidka i Góra… oni…
Piotruś… proszę cię… przecież to było wiadomo od razu…
Ale ty nie rozumiesz… on leżał, Lidka na nim siedziała… on był prawie nagi…
Piotrek, proszę cię, na prawdę nie interesuje mnie życie intymne naszego doktorka.
Martyna spojrzała się na niego z poważną miną.
No jak chcesz… Odpowiedział jej.
Doktorku… skończyłam… jak się czujesz? Spytała Lidka, schodząc z Artura.
Usiadł i wyprostował się.
No… nigdy chyba nie czułem się tak wspaniale na dyżurze. Odparł.
To… jak tylko będziesz chciał to wiesz…
Tak wiem chowaniec, wiem… Dziękuje… a teraz… wybacz ale… ale muszę się ubrać…
No nie miałeś oporów żeby się przede mną rozbierać a… masz opory żeby się ubrać/
Ja… no tego… nie no skądże znowu. Artur wstał i chwycił ubranie. Lidka wstała i patrzyła się przez chwilę na jego nagie ciało.
Coś się stało? Tak się mi przyglądasz… Spytał.
Nie ja tylko… chyba usze już iść… Powiedziała Lidka. W pośpiechu pocałowała go w usta i natychmiast wybiegła z gabinetu.
Artur stał i nie wiedział co ma myśleć o tej sytuacji, która miała przed chwilą miejsce. Lubił Lidkę, ale to wszystko. Chciał spróbować z nią być, jednak nie potrafił zapomnieć o Renacie, a nie chciał udawać i oszukiwać. Starał się ją traktować jak koleżankę, a może i coś więcej, ale nie jest w stanie dać jej tego, czego ona od niego oczekuje. Postanowił że musi coś z tym zrobić, będzie jej unikał do czasu aż jej przejdzie, aż zrozumie, że on nie jest odpowiednim mężczyzną dla niej.
Wyszedł z gabinetu i podszedł do swoich ratowników.
Dzisiaj ze mną… będą jeździć…
Spoglądał na każdego po kolei, jego wzrok zatrzymał się na Lidce.
Strzelecki i Kubicka… Dokończył po krótkim zastanowieniu.
Co, ale jak to… przecież mieliśmy dzisiaj jeździć podstawą… Przypomniał mu Piotrek.
Strzelecki! Ja jestem kierownikiem i to ja ustalam kto z kim i gdzie… jasne?!
Tak doktorze… widzę że coś doktor dzisiaj wstał lewą nogą z kanapy… Piotr zaśmiał się i ruszył z Martyną do karetki.
I co? Teraz będziesz mnie unikał? Lidka podeszła do Artura i spojrzała mu w oczy.
Pani Chowaniec… jesteśmy w pracy a tu obowiązuje pewien regulamin. Oznajmił Artur obojętnym głosem.
Tak. Jasne. Oczywiście… Ale gdyby na moim miejscu była Renata to pewnie…
Lidka nie dokończyła swojej wypowiedzi, nie chciała by Artura to zabolało.
Renata nie żyje… przypominam… i… i niech się pani wreszcie weźmie do jakiejś pracy bo… bo ja nie wiem… nie potrzeba nam tu maruderów! Artur odwrócił się i z grobową miną ruszył do karetki. Lidka na złość Arturowi postanowiła zwolnić się dziś z dyżuru.
Adam… Adam… powiedz doktorowi Górze, że ja dzisiaj biorę wolne… i… i niech sobie radzi sam…
A co ty taka oficjalna do niego? Zdziwił się Wszołek.
Nie ważne… no przecież jesteśmy w pracy, a tu panują pewne zasady prawda? Odwróciła się i wyszła jak najszybciej. Miała ochotę płakać, ale wiedziała że nic jej to nie da.
Nie chciała wracać do domu, nie chciała być teraz sama. Postanowiła iść do jakiegoś baru i zatopić swoje wszystkie smutki w alkoholu.
W szpitalu Monika właśnie skończyła przesłuchanie Zosi.
Dziękuję ci Zosiu, bardzo mi pomogłaś. Powiedziała Monika i podała dziewczynie chusteczkę.
Mam… Mam nadzieję, że ona już nie wyjdzie na wolność… Powiedziała. I otarła łzy.
To już nie zależy ode mnie, zobaczymy co zadecyduje prokurator.
Obie wyszły z pokoju Anny. Zobaczyły pielęgniarki i Anne, która biegła prosto do sali w której leżał Alex.
O Boże… ja muszę tam iść! Krzyknęła Zosia i pobiegła. Monika szybko ją dogoniła i obie weszły do sali gdzie trwała już akcja reanimacyjna.
200 dżuli, odsunąć się… defibrylacja… Anna robiła wszystko, żeby uratować chłopakowi życie. Pielęgniarka, zaczęła robić mu masaż serca.
Zośka wyjdź… Monika, zabierz ją stąd! Ona nie może na to patrzeć. Rozkazała Anna i zajęła się dalej pacjentem.
Chodź… wyjdźmy stąd… Monika wzięła Zosię i próbowała ją wyciągnąć z sali.
Nie! A! Ja tu zostaje! Ja muszę… Zosia płakała i krzyczała jednocześnie. Nie chciała opuszczać swojego wybawcy w takiej chwili, ale wiedziała że stojąc tu i płacząc mu w niczym nie pomože.
Obie wyszły i usiadły przed salą. Monika przyniosła Zosi szklankę zimnej wody.
Masz… może to ci pomoże się uspokoić… Podała jej szklankę.
Dziękuję…
Anna wyszła z sali, spojrzała się na Zosie, która była w opłakanym stanie.
Wyjdzie z tego. Powiedziała i położyła jej rękę na głowie.
Czy ja mogę do niego wejść?
Nie… teraz to nie możliwe…
Aniu, Błagam!
Dobrze, ale nie siedź za długo.
Zosia weszła do sali, usiadła na krześle obok nieprzytomnego chłopaka, patrzyła się na niego z współczuciem. Czuła się winna całej tej sytuacji. Złapała go za rękę i ścisnęła mocno, z nadzieją że to poczuje i się obudzi. Monika też miała nadzieje, że chłopak odzyska przytomność, jego zeznania miały do końca rozwiązać całą sprawę. Ona nie weszła razem z Zosią. Stała i czekała na korytarzu.
Lidka po kilku godzinach chodzenia po mieście trafiła do baru, usiadła i zaczęła rozmawiać z barmanem, ten ochoczo nalewali jej jedną kolejkę wódki za drugą. Nie interesowało go to nawet co się z nią stanie jak już nie będzie mogła pić.
Artur, Piotr i Martyna, na nieszczęście dostali wezwanie do tego samego baru. Młody chłopak dostał zatrucia alkoholowego i musieli go natychmiast zabrać do szpitala. Piotr podszedł do barmana, prosząc by wezwał szefa, gdy zauważył Lidkę, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Od razu pobiegł oznajmić to Górze.
Co ty Piotrek… nienormalny jesteś? To jest niemożliwe… Przecież Chowaniec strzeliła focha i poszła do domu. Powiedział Artur, badając nieprzytomnego chłopaka.
Dobra zabieramy go… natychmiast.
Doktorze,,, ale Piotrek mówił prawdę… tam na prawdę jest Lidka… i chyba ma kłopoty… Powiedziała Martyna, która spojrzała się w stronę koleżanki, do której dosiadło się dwóch mężczyzn.
Artur w końcu spojrzał w tamtą stronę.
O jasna cholera! Kubicka, Strzelecki! Natychmiast na bombach do szpitala… a ja… a ja muszę to sprawdzić! Artur wstał i zmierzał w stronę Lidki.
Chowaniec! Co ty tu robisz do jasnej cholery! Tak to się teraz odpoczywa w domu tak!
Artur był wściekły, podszedł bliżej, wyczuł od niej zapach alkoholu. Zatkał nos z obrzydzenia.
Boże Chowaniec… coś ty narobiła…
Do… Doktorku… wyluzuj… i… zajmij ty się swoimi sprawami… Powiedziała Lidka zataczając się po dużej ilości alkoholu.
Panie… odpieprz się pan. Lalka idzie z nami. Oznajmił jeden dobrze umięśniony mężczyzna stojący obok. Drugi podszedł bliżej i odepchnął Artura.
Ej! Ej to jest napaść na funkcjonariusza publicznego na służbie! Góra odzyskał równowagę.
A wiesz ile nas to obchodzi?! Ona idzie z nami i koniec tematu. Powiedział jeden z nich i złapał Lidke za ramie.
Puść ją ty… ty… Gnoju! Artur rzucił się na niego i rozwalił mu nos.
DObra dobra… spokojni… człowieku… ja nie chce się bić! Chciałem się tylko z nią zabawić… ale jak ona jest twoja to wiesz…
Ona nie jest moja…ee znaczy jest… no już… spadać stąd!
Obaj mężczyźni oddalili się, jeden starał się opanować krwotok z nosa, a drugi idąc, co chwila się odwracał i patrzył czy Artur za nimi nie idzie.
No a teraz idziemy… Powiedział Góra, ściągając pijaną Lidkę z krzesła. Wyszli na zewnątrz, Artur oparł. Ją o ścianę budynku a sam zadzwonił po taksówkę.
Zosia cały czas czuwała przy Alexie, nie posłuchała się Anny i nie dała się wyrzucić z sali.
Ciągle trzymała go za rękę. Nagle, jego ręka poruszyła się. Zośka wstała i zadzwoniła szybko po Anie, która musiała go rozintubować.
Zosia… odejdź… powiedziała, wchodząc do sali.
Tak zrobiła, na chwile wyszła z sali i stanęła obok Moniki, która też cały ten czas siedziała w szpitalu.
Wybudził się, jest świadomy… Powiedziała doktor Reiter wychodząc od pacjenta.
Świetnie! Czyli mogę go przesłuchać. Monika poderwała się z miejsca.
Mogę… mogę najpierw ja? Zatrzymała ją Zosia.
Wybacz Zośka, ale ja mam jeszcze inne obowiązki, a i tak przesiedziałem tu za dużo czasu. Odpowiedziała i weszła do sali.
Witaj. Starszy sierżant Monika Zawadzka.
Usiadła obok niego na łóżku.
Jak się czujesz? Spytała
A jak mam się czuć? Własna siostra chciała mnie zabić…
Tak wiem, rozumiem… ja właśnie w tej… a właściwie nie tylko w tej sprawie… twoja siostra została zatrzymana i grozi jej bardzo długie więzienie…
No i bardzo dobrze. Powiedział Alex i padł na poduszkę.
Jak tylko poczujesz się lepiej… Jak wyjdziesz ze szpitala… zostaniesz… przesłuchany i… również poniesiesz konsekwencje swoich poczynań. Powiedziała Monika, zamykając notes. Nie chciała Chłopaka męczyć za długo, wiedziała że jest jeszcze bardzo osłabiony.
Rozumiem… kiwnął głową.
Nie zgadzam się! Nie możesz go zamknąć! Nie masz prawa! Zosia wpadła do sali.
Zosiu… nie nauczyli cię że nie ładnie podsłuchiwać? Monika spojrzała się na nią z wyraźną złością.
On mi życie uratował a ty chcesz go zamknąć w więzieniu razem z jego chorą siostrunią?! Jak możesz.
Zosia chciała wybiec z sali, ale Monika złapała ją.
Posłuchaj… ja tu nie mam nic do gadania… też nie chce żeby poszedł siedzieć, ale nie ode mnie to zależy rozumiesz? To że ci uratował życie… może to będzie jakaś okoliczność łagodząca ale… nie wiem…
Rozumiem… przepraszam… Zosia się uspokoiła.
Zawadzka zostawiła ich samych i wróciła do innych obowiązków.
Zosiu… Zosiu… chodź do mnie… Alex powoli podnosili się z łóżka.
Leż, nie możesz jeszcze wstawać. Podeszła do niego. Złapali się za ręce. Nie mówili nic przez długą chwilę. Patrzyli sobie głęboko w oczy.
Artur przywiózł Lidke do jej mieszkania, miał szczęście, że Martyna znała jej adres.
Znalazł u niej w torebce klucze i weszli do środka. Zdął z niej płaszcz i zaprowadził do pokoju. Położył na łóżku i ściągnął jej buty.
Artur… nie… nie musisz tego robić… Odezwała się wreszcie Lidka. Od czasu kiedy wyszli z baru, niezamieniła z nim ani słowa.
Jak się czujesz? Spytał.
Nie dobrze mi… kręci i się w głowie ale… ja sobie… poradzę…
Niewątpliwe pani Chowaniec, Niewątpliwe że sobie pani poradzi, ale ja jednak wole… pomóc. Wstał i okrył ją kocem.
Artur… nie musisz tego robić… idź do domu… do stacji… gdziekolwiek… gdzie mnie nie ma… powiedziała i zaczęła wymiotować.
Góra szybko poszedł znaleźć łazienkę i podał jej miskę.
Kiedy Lidka skończyła wymiotować, odstawił miskę i posprzątał początki jej rewolucji.
Pójdę ci może zrobić herbaty? Oznajmił
Nie musisz… już mi na prawdę lepiej… Lidia podniosła się z łóżka i wstała. Strasznie kręciło się jej w głowie i nie mogła utrzymać równowagi. Artur przyciągnął ją z powrotem na łóżko, bo widział że długo tak nie ustoi.
Weź mi tu chowaniec nie zgrywaj bohaterki, przecież każdy ma w życiu taki okres gdzie… gdzie musi się zresetować… jak to mówi młodzież. Artur siedział obok Lidki i patrzył się w podłogę.
Tak? Serio doktorku? A ty kiedy przestaniesz się resetować/ Spojrzała się na niego.
Nie wiem o czym mówisz… Odwzajemnił spojrzenie.
Mówię o tym… kiedy wreszcie pogodzisz się z tym… z tym że Renaty już nie, z y że odeszła… Artur do jasnej cholery! Przecież wszyscy w stacji widzą co się z tobą dzieje… i nie… nie chodzi tu o mnie, czy o nas… bo jest teraz nie ważne… najważniejszy teraz jesteś ty… rozumiesz?! To ty musisz zamknąć ten rozdział w swoi życiu, uśpisz pogodzić się ze stratą… tak jak ja to zrobiłam… Lidka urwała.
Kogo straciłaś? Spytał, jego głos drżał.
Na wojnie… mojego najlepszego przyjaciela… ale… nie chcę o tym mówić. Ja pozbierałam się po stracie kogoś ważnego, ty też dasz radę… wszyscy ci w tym pomożemy.
Dziękuję… Artur otarł łzy.
Tylko, doktorku… jedna sprawa… jak zamierzasz mnie dalej unikać to… Lidka spojrzała si na niego groźnie, jednak z lekkim uśmiechem.
No ale co z tobą i…
Poradzę sobie, już nie takie rzeczy mnie w życiu spotykały. Powiedziała i położyła się dołóżmy.
Dobrze w… w takim razie… ja… ja wracam do siebie… bo.. muszę coś jeszcze załatwić.
W porządku doktorku, i dziękuje za dzisiaj. Powiedziała, rzucając mu klucze od mieszkania.
A po co mi to? Złapał klucze i spojrzał się pytająco na Lidke.
No co? Przecież trzeba jakoś zamknąć drzwi co nie? No chyba że ma mnie ktoś ukraść?
Uśmiechnęła się do niego.
Nie no oczywiście że tego nie chce…
No właśnie… a tylko wiesz… nie mam zapasowych a jutro mam dyżur więc musisz po mnie przyjechać.
Co prozę? Artur prawie co nie wybuchnął ze złości, ale szybko mu przeszło, zdał sobie sprawę z tego, że Lidka na prawdę go lubi i powinien jej zaufać w każdym aspekcie.
A wiesz co Chowaniec… nie chce mi się… ja nigdzie nie idę… Oznajmił i usiadł na łóżku.
O jaka zmiana. Zaśmiała się
W takim razie przygotuję ci łóżko w pokoju obok. Dodałam wstała.
Kiedy poszła, Artur wziął jej telefon by sprawdzić godzinę. Zobaczył na tapecie ich wspólne zdjęcie po jakiejś udanej akcji.
Chowaniec! A to to musi stąd zniknąć. Powiedział i pokazał jej telefon.
Oj tam doktorku, nie przesadzaj, to tak Wiesz… żebym przypadkiem nie zapomniała kto jest moim najwspanialszym i najlepszym szefem na świecie.