Zosiu… jak się czujesz kochanie? Wiktor podszedł do łóżka córki.
Zosiu… proszę cię… Pogłaskał ją po głowie, ale ta nie reagowała.
Zośka… nie możesz udawać że mnie tu nie ma…
Zostaw mnie!! Krzyknęła dziewczyna i schowała się pod kołdrę.
Wiktor… daj jej spokój. Do sali weszła Anna i położyła mu dłoń na ramieniu.
Anka.. ale ona tak nie może… nie je, nie pije… odtrąca wszystkich… nawet mnie…
Spokojnie, przejdzie jej… Musimy jej tylko dać trochę czasu… Anna wyprowadziła Wiktora na korytarz.
A jak Artur?
Bez zmian… jak się wybudzi, czeka go ciężka rehabilitacja… Westchneła.
Jest silny… da radę… A będzie mówić?
Tak… myślę że tak.
No to o tyle dobrze…
A co ze stacją? Spytała Anna podchodząc do automatu z kawą.
Dostaniemy budynek zastępczy… ale dopiero za tydzień, bo muszą wszystko przygotować, także na razie mamy tydzień wolnego. Wiktor uśmiechnął się do Ani, dając jej tym samym znak że chciałby by i ona sobie wzięła wolne w szpitalu.
O nie nie… Nie ma tak dobrze, ja nie wezmę wolnego, jestem tu potrzebna…
Ach… skąd wiedziałaś co chce powiedzieć… Speszył się Banach.
Bo już cię trochę znam i twoja mina mówi wszystko. Uśmiechnęła się.
Lidka przez pół dnia wahała się czy powinna przyjść do szpitala do Artura. Bardzo przeżyła jego wypadek i bała się że już go nigdy nie zobaczy. Wreszcie wezbrała się w sobie i poszła. Chwilę stała tak przed wejściem do jego sali i wptryała się w niego.
Wejdź tam… pewnie się ucieszy jak cię… usłyszy. Za Lidką stała Anna i Wiktor.
Nie wiem czy… czy powinnam… Kobiecie trzęsł się głos.
Lidka… ty nie wiesz? Lidka którą znamy już dawno by tam siedzała i go pilnowała. Powiedziała Anna i powoli otworzyła jej drzwi do sali.
No w sumie racja… nie wiem czego ja się obawiam… Głos jej się na chwilę załamał.
Może tego… że się nigdy nie obudzi… nigdy nic nie powie i… że nigdy nie będzie chodzić… Dodała i otarła łzę ściekającą z jej policzka.
Lidka! Nie wolno ci się zastanawiać nad takimi rzeczami… Pouczył ją Wiktor, próbując przy tym się uśmiechnąć.
Lidka weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi, chwilę jeszcze patrzyła się przez szybę na Anę i Wiktora.
Myślę że dzięki niej, Artur będzie miał siłę do walki…
Mmhm… Szkoda że ja tak nie mogę pomóc Zosi… Banach westchnął i spóściła głowę.
Porozmawiam z nią… może uda mi się coś zdziałać…
Dobrze kochanie…Wiktor pocałował ją w czoło i odszedł.
Zosia leżała nieruchomo, wsłuchiwała się w swój równomierny oddech i ciszę która panowała w jej sali. Zamknęła oczy, tylko tam mogła go jeszcze zobaczyć… tylko wtedy czuła się szczęśliwa… Nie mogła pogodzić się z tym co się stało, nie potrafiła znieść faktu, że Aleks już nigdy do niej nie przyjdzie, nigdy jej nie obejmie, nie powie jak bardzo ją kocha…
Poderwała się z łóżka i podeszła do okna. Uderzyła pięścią w szybę. Nie rozpadła się. Zaczęła nerwowo chodzić po pomieszczeniu, z jej oczu zaczęły płynąć łzy, niczym płynąca nurtem rzeka.
W swojej głowie słyszała tylko jego głos… mówił do niej, „Przyjdź do mnie”, „Już zawsze będziemy razem”… te słowa nie dawały jej spokoju… Złapała się za głowę i padła na kolana. W tym momencie do jej sali weszła Anna.
O Boże… Zosia… Podbiegła do niej, Zosia wyciągnęła rękę by ją zatrzymać. Anna stanęła, patrzyła się na nią z przerażeniem.
Zosiu… to ja… Ania… spokojnie… nie chcę zrobić ci krzywdy…
Odejdż…!!! Wykrzyczała dziewczyna i położyła się na ziemi, zakrywając głowę rękoma.
Anna wyszła z sali, poszła po leki uspokajające i zadzwoniła po Wiktora, który przyszedł tak szybko jak to możliwe.
Co się dzieje? Zapytał zdyszany, wchodząc do szpitala. Przy wejściu stała Anna, kończyła palić papierosa.
Anka! W twoim stanie nie możesz palić… jesteś w ciąży… zapomniałaś?!
Wiktor… jakbyś widział to samo co ja. To… też byś musiał zapalić… Spojrzała na niego, w jej oczach dało się zobaczyć przerażenie.
Coś z Zosią?
Tak… Musiałam jej podać leki uspokajające… trzymały ją trzy pielęgniarki… zachowywała się jak… jak nie ona… jak opętana…
O Boże… Moja biedna córeczka… wiedziałem że mocno przeżyje śmierć Aleksa ale że aż tak… Wiktor podrapał się po głowie i wziął od Anny papierosa. Zaciągnął się i wypuścił dym ku górze.
Chyba powinienem ją zabrać do domu…
Nie ma takiej opcji… Zareagowała od razu Anna.
Ale w domu będę miał ją cały czas na oku… a tutaj nie zawsze ktoś przy niej siedzi… Starał się wytłumaczyć jej Banach.
***
Co z nią teraz?
Nie wiem, doktor Reiter powiedziała że będzie spała jeszcze kilka godzin…
Dobrze, w takim razie nie musimy tu siedzieć… Zostawmy to tutaj, nie chce mi się co chwila do niej latać z lekami uspokajającymi…
No w sumie masz rację.
Po tych słowach dwie pielęgniarki opuściły salę Zosi, zostawiając na stoliku strzykawkę i leki.
Po jakimś czasie Zosia obudziła się, podniosła się powoli i rozejrzała, była sama. Gdy spała, spotkała się z Aleksem, przyżekła mu, że wkrótce do niego dołączy.
Wstała i podeszła do stolika. Spostrzegła leki, wzięła je do ręki, zastanawiała się jak może ich użyć. Wróciła do łóżka, nabiła jedną strzykawkę i wbiiła sobie w rękę, opróżniając ją całą. Lekko zakręciło jej się w głowie, ale na tym nie poprzestała. Zrobiła to ponownie… i ponownie… Za trzecim razem, jęknęła z bólu. Wyrwała igłę z ręki i rzuciła Strzykawkę na podłogę. Sama, z ledwością położyła się na łóżku i okryła niezdarnie kocem. Miała Nadzieję że to co zrobiła pozwoli się jej spotkać z ukochanym.
Anna podążała korytarzem, rozglądając się po salach. Stanęła przed dyżurką pielęgniarek i sporzała się na kobiety, które w spokoju Piły sobie kawę.
Jak tam Zosia Banach? Spytała a dwie pielęgniarki spojrzały się na siebie.
Śpi… Powiedziała jedna niepewnie.
Jeszcze? Przecież dawka leków nie była tak mocna by spała do tej pory… Anna zrobiła się jeszcze bardziej podejżliwa.
No śpi… Zostawiłyśmy u niej leki i do tej pory śpi… Powiedziała druga z kobiet.
Jakto zostawiłycie u niej leki! Oszalałyście?! Anka krzyknęła i pobiegła ile sił w nogach do Zosi.
Wbiegła do sali a za nią inni lekarze i pielęgniarki, wcześniej zaalarmowani.
Zosia… Zosia… Obudź się… Anna patrzyła się na nią, nie widziała niczego podejrzanego.
Pani doktor… mamy problem… Oznajmiła pielęgniarka i wskazała na leżącą na ziemi strzykawkę i połamaną igłę.
Jasna cholera… ile tego wzięła…?
Trzy ampułki są puste…
jak mogłam do tego dopuścić… Wiktor mnie zabije… Powiedziała po cichu i zaczęła badać nieprzytomną Zosię.
Nie oddycha…!! Krzyknęła i przystąpiła do reanimacji.
Po kilku próbach reanimacji, oddech wrócił, tętno było słabo wyczówalne ale jej życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo… najbliższe kilka godzin było teraz najważniejsze. Najważniejsze było teraz też to by o wszystkim dowiedział się wiktor.
Znowu zadzwoniła po niego i znowu przyszedł jak najszybciej mógł.
Anka… Co tym razem…
Wiktor… ja… ja… Przepraszam… Ania rozpłakała się.
Co się stało… Wiktor złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie.
Wiktor… Zo… Zosia… ja… ja nie… niedopilnowałam… pielęgniaaarek i… zostawiły u niej leki… w sali… Anka płakała coraz mocniej.
Powiedz, błagam… powiedz… że nic się jej nie stało…!
Reiter milczała, powstrzymując płacz.
Anka do cholery…!
Miała zapaść… Wykrztusiła szybko i wyrwała się Wiktorowi. Odwróciła się i złapała za brzuch.
Aniu… ja… przepraszam… nie powinienem tak impulsywnie reagować… Przytulił ją delikatnie i pocałował w ucho.
Nie Wiktor, to ja przepraszam… że nie upilnowałam Zosi… Mówiła z lekkim trudem, brzuch ją bolał, ale w ramionach Wiktora czuła ukojenie.
Kochanie… idź odpocznij a ja do niej zajrzę… Powiedział wypuszczając ją z objęć.
Dobrze… tylko nie siedź Za długo… na razie i tak się nie powinna obudzić… a potem… Anna spóściła wzrok.
A potem będę musiała umówić jej wizytę u psychologa…Dodała.
Po co…
Wiktor… znasz procedury… Rzuciła i poszła. Banach powoli wchodził do sali Zosi. Leżała na łóżku podłączona kolorowymi kabelkami do monitora.
Usiadł na krześle złapał ją delikatnie za rękę.
Zosiu kochanie… dlaczego to zrobiłaś… dlaczego chciałaś mnie zostawić… mnie, Anie… Gdybyś umarła… cały mój świat by się zawalił… Obudź się… Proszę… Obiecuję, że nie zostaniesz z tym sama… ze wszystkim sobie poradzimy… razem… tylko… tylko mnie nie zostawiaj…
Wiktor położył głowę na ramieniu córki, płacząc z bezradności powoli zasypiał.
6 replies on “Rozdział 25”
Boże, to jest straszne… Moja Zosia…
jak mogłaś to jest straszne ;( po prostu straszne ;( ja nie chcę żeby Zosia umarła. ;(
Zosia nie umrze 🙂 fajne ty powinnaś pisać scenariusze do seriali 🙂
hmm no i co ja mam napisać. Hmm Zosia wyjdzie z tego, alle Anna moja Aneczka mam nadzieję, ze nie poroni 😀
przeżywacie 😀 to tylko postacie są.
Piękne! Niechaj padnie w rzece na dnie 😀 Bełzulki mi nie szkoooda 😀