Witaj Zosiu… Powiedział młody mężczyzna wchodząc do sali.
Zosia spojrzała się na niego, ale nie odezwała się ani słowem.
Pewnie doktor Reiter mówiła ci że cię odwiedzę… Usiadł na krześle obok łóżka i wyjął z teczki czarny notes i długopis.
Nie pamiętam… Powiedziała Zosia, tak cicho że prawie nie było jej słychać.
Nic nie szkodzi… Masz prawo nie pamiętać. Przeżyłaś ostatnio trudne chwile i…
Nie dokończył, cały czas patrząc na dziewczynę.
Po co pan tu przyszedł?
Nie mów do mnie pan… Jestem Eryk… Wyciągnął rękę w jej stronę, ale szybko ją schował, bo Zosia nie miała ochoty podawać mu ręki.
I dlaczego Pan się tak na mnie patrzy… dodała po chwili i odwróciła głowę w stronę okna.
Jak już mówiłem, jestem Eryk… a nie żaden pan, przyszedłem z tobą Porozmawiać.
Ale po co? Mój Ojciec pana tu przysłał tak? Sam nie potrafi ze mną porozmawiać?
Zosiu, to nie tak, doktor Banach czuwał przy twoim łóżku przez całą noc, i chciał z tobą porozmawiać jak tylko Się obudzisz ale musiał iść…
No tak, jak zawsze praca ważniejsza. Westchnęła.
Zosiu… powiedz mi… jak ty się czujesz?
Do dupy! A jak mam się czuć! Krzyknęła.
Rozumiem… Pochylił się i zapisał coś w notesie.
Serio będziesz teraz wszystko opisywał…!
O, no widzisz, czyli przełamanie pierwszych lodów mamy już za sobą, wreszcie nie mówisz mi na pan. Eryk uśmiechnął się. Zosia nie odwzajemniła uśmiechu.
Nie będę zwierzać się jakiemuś psychiatrze…
Nie jestem psychiatrą tylko psychologiem. Poprawił ją.
Dobrze, wiemy już jak się czujesz… opowiesz mi o tym co się stało?
A jak to zrobię to znikniesz mi z oczu? I zrobisz coś bym stąd wyszła i wróciła do domu… mam już dość patrzenia jak wszyscy koło mnie skaczą…
Tego pierwszego nie mogę ci obiecać… ale nad tym drugim mogę pomyśleć.
***
Lidka przez całą noc siedziała przy Arturze, była zmęczona i ledwo widziała na oczy. Nie chciała jednak go Zostawiać na wypadek gdyby się obudził. Nie chciała by był sam.
Jest jakaś poprawa? Lidka usłyszała za sobą głos Martyny, która wjechała na wózku do sali.
Nie… dalej jest nieprzytomny… Ja tego dłużej nie wytrzymam… cały czas mam wrażenie że się nie obudzi…
Lidka, nawet nie wolno ci tak myśleć, Kubicka podjechała bliżej i położyła jej rękę na ramieniu.
Wiem… ale… to nie jest takie proste… A ty jak się czujesz? Lidka spojrzała się na nią.
No wiesz… Noga się powoli zrasta, ręka też… nie jest najgorzej… ale w karetce (w kartce xD) chyba mnie długo nie zobaczą…
Mnie też nie… Nie wracam do pracy bez Artura…
Lidka… wiesz że Góra by chciał byś tam wróciła…
Nie wrócę tam sama… wszystko będzie mi się z nim kojarzyć… jeśli on… urwała i posmutniała nagle.
Przestań tak mówić… wszyscy musimy być dobrej myśli…
Mmhm…
***
Anna stała przed salą Zosi i patrzyła na nią i Eryka. Widziała że dziewczyna o czymś mu energicznie opowiada, nie wiedziała o Czym, nie potrafiła czytać z ruchu warg… a może to I dobrze, sama nie wiedziała czy chce usłyszeć tę historię. Po chwili Eryk wyszedł z sali i stanął na przeciwko Anny.
I jak poszło? Spytała.
Było cieżko ale… chyba zdobyłem jej zaufanie… opowiedziała mi wszystko ze szczegółami i muszę To przetrawić… to co ta dziewczyna przeżyła jest… nawet nie wiem jak to opisać. O bardzo wiele obwinia. Swojego ojca… urwał.
Wiktora? Ale jak to… on nie jest niczemu winien… Zdziwiła się Anna.
Nie mogę ci za duż opowedzieć ale… ma żal do ojca, że praca w stacji jest ważniejsza niż ona.
Ale…. przecież. To kłamstwo… Wiktor poświęca jej każdą wolną chwilę…
A ile jest tych chwil? Czy wystarczająco dla dorastającej dziewczyny, wychowującej się bez matki?
Anna zamilkła i wzruszyła ramionami na znak bezradności. Wiedziała że Eryk ma rację. Wiktor kochał swoją córkę, ale nie miał dla niej tyle czasu ile ona mogła potrzebować. Starał się jakoś jej to zawsze wynagradzać… jednak nie zawsze to wychodziło… a jeszcze teraz… gdy spodziewali się dziecka…
Jedyne czego Zosia chce to… powrotu do domu… Dodał mężczyzna.
Nie jest to jeszcze możliwe, musimy ją jeszcze poobserwować…
Aniu, przecież Wiktor, znaczy doktor Banach ma tydzień wolnego… może wszystko się dobrze ułoży jak spędzą ze sobą trochę czasu…
No… może masz racje… Porozmawiam z innymi lekarzami i… z Wiktorem… Po tych słowach Anna oddaliła się.
Zosia siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i wpatrywała się w drzwi. Nie czóła się lepiej po rozmowie z psychologiem, nie zapałała też do niego sympatą. Powiedziała mu to co on sam chciał usłyszeć, nie to co ją na prawdę boli. Wiedziała że jak będzie kłamać zdziała więcej, niż jak będzie mówić prawdę. Chciała jak najszybciej opuścić szpital, chciała jak najszybciej spotkać z Aleksem, chciała dotrzymać obietnicy jaką mu złożyła, i wiedziała że nikt ani nic nie jest w stanie jej powstrzymać.
Gdy była nieprzytomna, słyszała wszystko, słyszała słowa jakie kierował do niej ojciec, wiedziała że kocha ją nad życie, ona też go kochała… ale nie mogła znieść tego że on jest szczęśliwy z Anną a ona… a ona już nigdy nie będzie szczęśliwa z Aleksem.
Kilka minut póżniej, drzwi otworzyły się a w nich stanęła Anna.
Zosiu, słoneczko… za pół godziny przyjedzie po ciebie Tata i pojedziesz do domu.
Jak to do domu?
Doszłam do wniosku, że pobyt w szpitalu ci nie służy… w domu będziesz mieć spokój, może poczujesz się lepiej. Wiktor się tobą zajmie… ma teraz trochę wolnego czasu po… po tym jak… Nie dokończyła, spojrzała na Zosię.
No dokończ… po tym jak stacja wyleciała w powietrze…- Zosia dokończyła za nią i wstała z łóżka.
Zosiu ja… ja nie chciałam ci o tym przypominać…
Nie szkodzi… to że nikt nie będzie o tym mówić, nie zmieni tego co się stało… i nie sprawi że ja nagle o tym wszystkim zapomnę. Zosia podeszła do Ani i przytuliła ją.
Anna Objęła dziewczynę i odetchnęła z ulgą.
No widzę że wszystko powoli wraca do normy. Powiedział Wiktor który stanął w drzwiach.
Tato… Zosia puściła Anne i podbiegła do Wiktora wtulając się w niego z całą siłą.
Zosiu… kochanie… jak dobrze cię widzieć w dobrej formie…
No, wizyty Eryka działają cuda. Anna sporzała się na nich.
Ale do nas do domu też będzie przychodzić, prawda?
Tak Wiktor, codziennie przez tydzień, a potem co drugi dzień.
Po co aż tyle? Nie potrzebuje go… oburzyła się Zosia.
Zosiu… jeszcze o tym nie wiesz że go potrzebujesz, rozmowy ze specjalistą mogą ci pomuc pozbierać się po tym wszystkim…
Tato… ty mi pomożesz… ty i Anna… wiem o tym… i od razu czuje się lepiej gdy mam was przy sobie. Zosia uśmiechnęła się.
Po kilkunastu minutach byli już w domu, Zosia powoli weszła do domu i skierowała się do swojego pokoju, nie była tam bardzo długo, ostatnie miesiące spędziła z Aleksem daleko od domu. Teraz w swoim pokoju czuła się obco, nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Usiadła na łóżku i wzięła do ręki ramkę ze zdjęciem, na którym była ona razem z mamą i tatą. Nikomu o tym nie mówiła, ale bardzo tęskniła za matką. Wiedziała że nikt nie jest w stanie jej zastąpić. Położyła się na łóżku i zaczęła cicho płakać.
Zosiu kochanie, co się stało? Wiktor podszedł do niej i usiadł na łóżku.
Tato… ja… ja nie chcę już nikogo stracić… rozumiesz… mam dość… najpierw mama… potem ty prawie zginąłeś w tych przeklętych górach… a teraz Aleks… ja nie wytrzymam…
Zosiu… spokojnie… już nikogo nie stracisz… mama i Aleks zawsze będą przy tobie… zawsze będą w twoim sercu… tak długo jak będziesz o nich pamiętać, tak długo będą przy tobie. Wiktor objął mocno córkę, tkwili w uścisku aż do momentu gdy Zosia przestała płakać.
Słoneczko… ja muszę na chwilę wyjść… muzę jechać na policję bo są jakieś nowe dowody w sprawie teg całegowypadku… Poradzisz sobie? Może zadzwonię po kogoś by z tobą posiedział…
Nie trzeba tato… poradzę sobie, a ty idź i się nie martw. Zapewniła go.
Wiktor wyszedł z domu, mając nadzieję że Zosi nie przyjdzie nic głupiego do głowy. Ufał jej na tyle że mógł ją zostawić samą.
Zosia poczekała jeszcze chwilę, wyszła z pokoju. Nie wiedziała czego szuka, chciała znaleźć cokolwiek, co pozwoli jej zapomnieć o wszystkim. Może jakieś leki… pomyślała. Znalazła jednak coś lepszego. W salonie, podeszła do barku, otworzyła go, Wiktor i Anna nie pili dużo, więc barek był pełny przeróżnych alkoholi. Wzięła jedną butelkę i odkręciła ją.
blee… Whisky… Powiedziała z obrzydzeniem i zakręciła butelkę, odstawiła ją na miejsce i wzięła następną.
Kolejnym trunkiem, okazała się wódka. Zabrała ją do swojego pokoju.
Ona sama nigdy nie przepadała za alkoholem, ale nie raz koledzy i koleżanki w szkole mówili jej, że wódka jest dobra na wszystko i że leczy wszystkie smutki. Kiedyś, Zosia mówiła im, że nie mają racji, ale teraz miała to gdzieś, chciała spróbować czegokolwiek co będzie jej w stanie pomuc uporać się ze stratą ukochanej osoby. Nie musiała się spieszyć, wiedziała że Wiktor szybko nie wróci, miała nadzieję że sierżant Zawadzka trochę go zatrzyma. Zosia podejrzewała że ją do niego ciągnie, ale nie martwiła się o to, jej ojciec to najporządniejszej człowiek na ziemi i nigdy w życiu nie poleciał by na inną, mając u boku kobietę którą kocha. Tak Było z mamą, i tak samo teraz jest z Anną.
Zamkęła drzwi od pokoju, i otworzyła Wódkę, powąchała… i odwróciła głowę z obrzydzeniem.
Zatkała sobie nos i wzięła dużego łyka.
Zakrztusiła się, ale to ją nie powstrzymało, powtórzyła tą czynność jeszcze kilka razy. Zaczęło kręcić jej się w głowie, ale nie czuła się źle, było jej w miarę dobrze, wreszcie poczuła to czego nie czuła już dawno, ulgę i lekkość. Teraz nie myślała o niczym złym… jej głowę zajmowały wszystkie miłe wspomnienia, zaczęła śmiać się sama do siebie.
***
Na komendzie Wiktor spotkał się z Moniką, jak zwykle na powitanie pocałował ją w policzek. Dla nich takie powitanie było czymś normalnym. Byli po prostu dobrymi przyjaciółmi i nie mieli z tym problemu. Monika zaprowadziła Wiktora do pustej sali, gdzie był tylko stół i dwa krzesła.
Macie coś nowego? Zapytał.
Na razie wiemy tylko tyle, że paczka była zaadresowana do ciebie, i przyniósł ją młody kurier, paczkę zaniósł do szatni i… tyle…
A wiemy kto go wpóścił do stacji?
Tak… Martyna, stała przed stacją, zbajerował ją i pozwoliła mu wejść.
Cholera… jakbym tam był to pewnie nic by się nie stało… zabrał bym tą przeklętą paczkę do domu… albo wsaził bym ją temu kurierowi w tyłek…
i wysadziła by ciebie i twój dom w powietrze. Monika spojrzała się na niego. Widziała ile musi go kosztować, ta rozmowa.
A rozmawialiście z tym facetem co przynósł paczkę?
Tak… ale nie chciał nam powiedzieć kto go wynajął… powiedział tylko że był to jakiś mężczyzna… siedzi u nas na dołku, może niedługo zacznie gadać.
To może ja z nim sobie porozmawiam. Banach wstał i podciągnął rękawy.
To nie jest dobry pomysł. Monika podeszła do niego i złapała go za rękę.
A jak się czuje Zosia?
Dzisiaj zabrałem ją ze szpitala… ma spotkania z psychologiem… sam nie wiem co mam o tym myśleć… Westchnął ciężko.
Wiktor… Wiem że sobie z tym poradzicie… jakbym tylko mogła coś da was zrobić… Nie dokończyła bo wikor wszedł jej w słowo.
Znajdź tego kto za tym wszystkim stoi.
Dobrze, zrobię co w mojej policyjnej mocy. Zapewniła go.
Zosia leżała nieprzytomna na podłodze w swoim pokoju, obok niej, leżała do połowy pusta butelka, nie była zakręcona, jej zawartość powoli spływała na podłogę.
Zosiu… wróciłem…! Banach wszedł do domu i poczół dziwny zapach alkoholu. Pomyślał, że musiało stać się coś złego, niezastanawiając się poszedł do pokoju córki.
Zośka! Co ci strzeliło do głowy…! Zobaczył jak Zosia leży bezwładnie na mokrej od alkoholu podłodze, podszedł do niej i sprawdził oddech. Oddychała ciężko i powoli. Podniósł ją i położył na łóżko, przykrył kocem i posprzątał rozlaną wódkę. Usiadł przy niej i pogłaskał ją po głowie.
Zosiu… co ci strzeliło do głowy… przecież ty nigdy nie piłaś alkoholu… nie w takich ilościach… Nie wiem co by było gdybym cię szybko nie znalazł…
Zosia otworzyła na chwilę oczy, spojrzała na ojca, był smutny i zawiedziony jej zachowaniem.
Tato ja… prze… prze… przepraszaaaaaam… Słowa przechodziły jej z ledwością przez gardło.
Nic nie mów… śpij… porozmawiamy rano…
***
W szpitalu, Anna przyszła do sali Artura, obudziła Lidkę i kazała jej jechać do domu, by odpocząć. Chowaniec nie wykonała polecenia, powiedziała że nie zostawi go dopóki się nie obudzi.
Lekarze postanowili że Artur jest już w dobrym stanie i można go rozintubować.
Na tę wiadomość, Lidka uśmiechnęła się, miała nadzieję że już niedługo się obudzi.
Nie wiem czy da radę się po tym pozbierać… Lidka spojrzała w stronę nieprzytomnego jeszcze Góry.
Myślę, że jak tylko ktoś przy nim będzie to na pewno będzie mu łatwiej, czeka go na prawdę ciężka rehabilitacja, by wrócić do pełnej sprawności. Anna popatrzyła na Lidkę, widziała w niej nie tylko oddanego pracownika, ale też kogoś więcej, dla Artura, kogoś kto na pewno będzie go wspierać.
Mogę do niego już iść?
A nie wolisz iść do domu i się przespać?
Jakbym chciała spać to bym się położyła na drugim łóżku… Lidka nie czekając dłużej na pozwolenie weszła do środka i usiadła na swoim miejscu przy łóżku.
Mam nadzieję że już niedługo się obudzisz… Powiedziała i pocałowała go w policzek. Widząc to, Anna uśmiechnęła się i postanowiła zawdzwonić do Wiktora.
Halo, Jak tam Zosia?
Śpi… odpowiedział krótko.
Była tak zmęczona?
Nie… była po prostu aż tak pijana…
Jak to pijana? Zdziwiła się Anna.
Musiałem jechać na policję, Monika miała dla mnie coś nowego w sprawie, zostawiłem Zosię samą… a kiedy wróciłem, ona była już pijana… wypiła pół lira wódki na raz…
Anna słuchała tego z przerażeniem.
Wiktor.. ja wiedziałam, Że zabieranie jej ze szpitala było złym pomysłem. Powiedziała z powagą w głosie.
Spokojnie, jutro obudzi się z mega kacem, to już nie wpadnie na tak głupi pomysł.
No… miejmy nadzieję że masz rację.
5 replies on “Rozdział 26”
hmm kartce i mono rozwaliły cały system 😀 😀 No biedny Wiktoś, ale mu na kłamała ta małpa 😀
Moniś, kartkę specjalnie dla ciebie zostawiłam w nawiasie hahaha 😀
Biedna Zosia…
Ojoj. Piekne to było. Oddam jej jakiegoś narząda jak przechleje wontrobę, nerki albo pęcherz z macicą jej wypadną. Bo od wódki się zaczyna, apotem to już tylko denaturat w proszku. xddddddd
rozdział jak zawsze piękny.