Cześć!
Z czym to ja dzisiaj do was przychodzę… ach no ta z kolejną recenzją książki.
Dokładnie w poniedziałek, czyli no prawie tydzień temu, postanowiłam sięgnąć po książkę Emily Koch „Czy umrę, nim się zbudzę”.
Wiecie zapewne jak to jest, przeglądacie sobie nowości z dostępnych bibliotek internetowych typu audioteka czy inne cuda… i nagle natrafiacie na tytuł, który od razu wzbudza waszą ciekawość. Wchodzicie dalej… czytacie opis…
„Wszyscy są przekonani, że Alex nigdy nie wybudzi się ze śpiączki.Gdy jego rodzina rozważa odłączenie go od respiratora, a przyjaciele radzą jego dziewczynie, by zaczęła spotykać się z kimś innym, chłopak nie może nic zrobić, chociaż doskonale wie, co się dzieje dokoła.
Wkrótce zaczyna podejrzewać, że wypadek, przez który znalazł się w szpitalu, nie był wynikiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Co gorsza, winny nadal przebywa na wolności i stanowi zagrożenie nie tylko dla Alexa.
Chłopak, wracając do wydarzeń z przeszłości i wykorzystując pozostałe zmysły, próbuje odkryć, kto próbował go zabić, i ochronić najbliższych, zanim pozwolą mu odejść…”
I na opisie tej książki mogła bym zakoczyć, bo nie chce wam za dużo spojlerować… no ale mogę się trochę w tą książkę jeszcze zagłębić.
Jak już się dowiedzieliśmy, będzie to opowieść o młodym chłopaku: Aleksie, który uwielbiał się wspinać, niestety podczas jednej ze wspinaczek, coś poszło nie tak i nasz bohater spada… trafia do szpitala. Przez cały czas przebywa w stanie śpiączki. Jednak słyszy co się do niego mówi, czuje każdy dotyk… czuje wszelkie przewijające się w jego sali zapachy, a nawet czasem zapłacze.
Lekarze w szpitalu, robią mu różne badania, by wykazać jakąkolwiek pracę mózgu. Co jest w tym najdziwniejsze jak dla mnie? Na pewno to, jakim cudem chłopak wszystko słyszał i czuł, a nie wyszło to w żadnym badaniu… no nie ważne, można to wytłumaczyć zwyczajnym „bo autorka tak chciała”.
Odczepię się od medycyny i wrócę do samej fabuły.
Podczas pobytu Aleksa w szpitalu, odwiedzają go różne osoby, począwszy od jego dziewczyny Bei (skrót od Beatrice, jakby ktoś nie wiedział. Tak ja też na początku nie wiedziałam.) po jego przyjaciół, i rodzine.
O rodzinie chłopaka też mogę tutaj wspomnieć.
Ojciec, już schorowany ale nadal kochający, przychodzący do szpitala z gitarą, i młodsza siostra, rozżalona, obwiniające Aleksa o to że pozwolił umrzeć ich matce, która kilkanaście lat temu chorowała na raka.
Przychodzili do niego do szpitala, mówili do niego, opowiadali co się stało w przeciągu tych 2 lat, kiedy to on sam jest nieprzytomny. Aleks chciał dać znak rodzinie, przyjaciołom, lekarzom… że coś w nim nadal żyje… nie przynosiło to jednak żadnych efektów. Mimo jego szczerych chęci… nie miał na tyle siły by chociaż się poruszyć, potrafił tylko zmusić się do płaczu… niesłyszalnie, potrafił sprawić że z jego oczu popłyną łzy, jak pomyślał o matce… ale czy to wystarczy? Czy to będzie ostateczny dowód by wszyscy zrozumieli że chłopak żyje? Ja jak zwykle wam nie powiem. 😀
Aleks podczas śpiączki, stara się przypomnieć sobie, jak doszło do wypadku, zaczyna się zastanawiać czy to on sam popełnił jakiś błąd, czy w to wszystko były zamieszane osoby trzecie.
Wszystko zaczyna nabierać kolorów, gdy okazuje się, że jego dziewczyna, Bea, jest obserwowana… ona też stara się odkryć przyczyny wypadku.
Czy coś może jej grozić, za chęć odkrycia prawdy?
I tak i nie, można by powiedzieć. Morderca Aleks jest na wolności… kim jest… jaki jest jego następny ruch… i najważniejsze pytanie jakie się tu nasuwa, dlaczego chciał go zabić? Wszystko to, znajdziecie w tej książce. Ja sama powie wam, że jestem świeżo po jej przeczytaniu, i gdy już znam odpowiedzi na te pytania… nadal nie mogę w to uwierzyć. Przecież wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.
Ponarzekaliśmy już sobie na przypadek medyczny, to teraz sobie ponarzekam na długości książki.
Ja rozumiem, że autorka chciała wszystko przedstawić jak najlepiej… no i wielki plus i brawa dla niej, bo napisanie powieści z perspektywy chłopaka w śpiączce do łatwych nie należy, jednak uważam że można było zroić to trochę w skróconej wersji. Niekiedy to wszystko strasznie się dłuży i ja sama miałam ochotę, zostawić tą książkę, i faktycznie na dzień lub dwa ją zostawiałam, by odpocząć od tych przydługawych opisów i retrospekcji.
No dobra. Dość mojej bezsensownej pisaniny 😀
Jak ktoś jest chętny to oczywiście zapraszam do lektury. A jak ktoś jest leniwy tak jak ja, to do słuchania audiobooka też zapraszam.
Może właśnie to cudowny głos lektora, jakim jest Józef Pawłowski, przekona was do zapoznania się z całością.
P.S
Ninka, nie czytaj bo narzekam.
I nie, nie wiem czemu pisze to na końcu wpisu a nie na początku, haha 😀
5 replies on “Czy umrę nim się zbudzę”
Natalko, czy dysponujesz tą książką np. w audiobooku? Chętnie bym przygarnęła.
Tak, podesle na priv 🙂
ja też poproszę.
Ojej, dzięki z góry.
ha ha ha Natiś przeczytałam, przeżyłam i przeczytam książkę, a i wcale nie było tak źle z tym twoim narzekaniem 😀