Wiktor wszedł do domu, roześmiany od ucha do ucha. Anna stała w przedpokoju i bacznie go obserwowała.
Coś się stało? Spytała.
Nie uwierzysz… Wiktor podszedł do niej i wziął ją na ręce. Obkręcił się z nią parę razy, postawił na równę nogi i mocno przytulił.
Doktorze Banach, jako pana lekarz… śmiem twierdzić że jest pan chyba pod wpływem jakichś rozweselających substancji psychoaktywnych.
Anka… nie uwierzysz… dzisiaj w stacji odwiedził nas żółw.
Jaki żółw… Anna przyłożyła mu rękę do czoła.
Nie, nie masz gorączki.Wiktor, co ty brałeś…
Nic nie brałem… No Piotrek przywiózł dziś do stacji, żółwia Moniki…
No tak… i znowu ta Monika… Westchnęła ciężko.
Oj No już nie bądź o nią taka zazdrosna… przecież to tylko moja przyjaciółka…
Nie tłumacz się… ostatnio jak tylko coś się dzieje w twoim życiu, to tylko Monika i Monika…
Anka… proszę cię… Wiktor złapał ją za rękę, ale ta mu ją wyrwała.
Dobrze… skoro nie chcesz ze mną rozmawiać to ja wracam do stacji… Oburzony Wiktor odwrócił się i wyszedł z domu, czekał jeszcze chwilę, miał nadzieje że jego ukochana go zatrzyma… niestety się mylił.
Anna poszła do salonu, usiadła na fotelu i lekko masowała swój już duży jak na 8 miesiąc brzuch.
Poczuła jak dzidziuś ją energicznie kopie.
Wydała z siebie cichy jęk. Odczuwała ból, ale była szczęśliwa, że już za miesiąc na świat przyjdzie jej upragnione dziecko.
Wiktor wszedł do stacji, w której jeszcze trwały rozmowy na temat Moniki i jej żółwia. Nie chciał brać w nich udziału, więc schował się w szatni. Na szczęście cała stacja była już doprowadzona do porządku i było gdzie się ukryć.
Co pan tu… Oburzyła się Morawska, która przebierała się w szatni.
Yyy ja… przepraszam… Starał się wytłumaczyć, speszony Wiktor.
Stali przed sobą, Morawska, w samym staniku i czerwony ze wstydu Banach.
Doktorze ja… proszę się odwrócić…
Tak, ja… już idę… Wiktor odwrócił się i wpadł prosto na stojącą za nim Lidkę.
Chowaniec… yy… znaczy Lidka… co ty tu…
A co pan tu… z półnagą doktor Morawską… Zdziwiła się Lidka, dostrzegając zza pleców kolegi, ubierającą się Gabi.
Ja nic, znaczy my nic…
Czy możecie dać mi się ubrać w spokoju? Wtrąciła się Lekarka.
Tak, już idziemy. Lidka wyprowadziła z szatni, dalej zszokowanego Wiktora.
Nie ładnie doktorze… chyba doniosę Annie. Zaśmiała się Lidka.
Nawet się nie waż… Powiedział całkiem poważnie Wiktor.
Okej okej… tylko żartowałam.
24 es… dało się słyszeć głos Rudej.
24 es zgłaszam się. Potwierdziła Gabi.
Wypadek drogowy. Zderzyły się dwa samochody osobowe przy ulicy Dekerta i Samotnej. Policja już tam jedzie.
Ilu jest poszkodowanych?
Nie wiem.
Okej, przyjęłam. Pani Chowaniec, wołaj Adama i jedziemy.
Lidka popatrzyła się z niedowieżaniem na nową szefową… zaczęła się zastanawiać czy Góra nie zostawił jej jakiejś listy, jak, co ma robić… tylko on tak na nią mówił… w jego ustach brzmiało to tak cudownie… w ustach Gabi, tak beznadziejnie, że miała ochotę zwymiotować na jej buty.
No co tak się patrzysz… ruchy Chowaniec… Pogoniła ją Morawska.
Po chwili cała trójka była już w karetce i dojeżdżali na miejsce wypadku.
Gabi jako pierwsza wyleciała z karetki i od razu zaczęła rozstawiać wszystkich po kątach.
Chowaniec, Wszołek… sprawdžcie tam, ilu jest poszkodowanych a ja porozmawiam z policją.
No tak, najgorsza robota zawsze my… prawie jak Góra. Westchnął Adam i zaczął badać starszego mężczyznę.
Nie przesadzaj… Góra by tak nie zrobił… Lidka podeszła do leżącej nieprzytomnej kobiety.
Pan ma tylko złamana nogę… podam leki, usztywnie i zawieziemy pana do szpitala jak nie będzie bardziej poszkodowanych. A jak u ciebie Lidka?
Kobieta nie żyje… Powiedziała smutno, wstając z kolan. Sprawdzę jeszcze czy wyciągnęli kogoś z tych roztrzaskanych samochodów.
Gabi podeszła do dwóch funkcjonariuszy stojących z młodym mężczyzna.
Dzień dobry, doktor Gabriela Morawska, chciałam się dowiedzieć, ile jest poszkodowanych?
Starszy sierżant Monika Zawadzka… tam jest dwójka, w samochodzie jeszcze dwójka… ale musimy ich najpierw wyjąć.
To na co czekacie? Zdziwiła się.
Może na straż pożarną pani doktor… Zawadzka spojrzała się na nią.
A to sami nie potraficie ich wyciągnąć… Pokaże wam jak to się robi… Morawska ominęła policjantów i podeszła do samochodu, którego drzwi były zablokowane przez drugi samochód.
Proszę tego nie dotykać… Zawadzka podbiegła i odciągnęła ją od miejsca wypadku.
Nie dotykaj mnie kobieto… Gabi krzyknęła i wyrwała się policjantce.
Lidka… Adam… przetłumaczciem swojej koleżance, że utrudnia nam pracę bawiąc się w bohaterkę.
Pani sierżant wybaczy ale to jest nasza nowa szefowa a nie koleżanka… Sprostowała Lidka.
To jakaś trochę niezrównoważona… Dodała Monika pod nosem.
Coś ty powiedziała? Oburzyła się Gabi.
To co słyszałaś… Monika machęła ręką i odeszła.
Gabi nie dała za wygraną starała się wydostać pozostałą dwójkę z samochodu.
Niech się pani odsunie! Za plecami usłyszała męski głos. Odwróciła się i zobaczyła za sobą trzech strażaków.
Jasne… powiedziała zrezygnowana i odeszła.
No widzi pani… mówiłam że zajmą się tym profesjonaliści. Monika stanęła koło niej.
Ty się lepiej nie odzywaj…
nie wydaje mi się że przeszłyśmy na ty. Zawadzka skrzywiła się.
A mi się wydaje że pani posterunkowa chyba nie ma co robić… złapaliście już tego kto spowodował ten wypadek?
Po pierwsze to posterunkowym jest mój kolega, a ja jestem starszym sierżantem. A po drugie, jakby pani doktor się chociaż trochę zainteresowała tym co robią pani ludzie… to by pani wiedziała ze właśnie badają tego człowieka bo stracił przytomność…
Niech mnie pani nie poucza… Morawska podeszła do Lidki i Adama.
Jaka sytuacja? Spytała.
Mężczyzna ze złamaną nogą, trzy osoby nie żyją… i sprawca tego całego zamieszania który leży już w karetce. Oznajmił spokojnie Adam.
A… Aha, to na co czekacie! Jedziemy.
No czekaliśmy aż pani doktor skończy bawić się w superbohatera… powiedziała rozbawiona Lidka.
To nie jest śmieszne Chowaniec…
Po kilkunastu minutach byli już w szpitalu i zdawali pacjenta.
Annę obudziły silne bóle brzucha, kobieta zasnęła w niewygodnej pozycji na fotelu. Czuła się okropnie. Nie miała siły wstać. Wszystko ją bolało i miała ochotę krzyczeć z bólu.
Wiktooor! Zawołała, ale przypomniało się jej, że się pokłócili i pojechał do stacji. Spojrzała się na stolik obok fotela, zobaczyła leżący na nim telefon. Wyciągnęła rękę po niego, jednak był za bardzo oddalony by mogła go dosięgnąć. Przesunęła się w fotelu i spadając z niego na podłogę, zrzuciła telefon ze stołu. Wzięła go i tak leżąc zadzwoniła do Wiktora.
Załoga 24 es wróciła na bazę, Lidka i Adam opowiadali Piotrkowi o wyczynach nowej pani doktor i o tym jaki popis dała przy sierżant Zawadzkiej.
No to się chyba nie polubią. Zażartował Strzelecki.
No chyba nie, Monika to o mało jej włosów nie wyrwała… ciągnął Adam.
W całe się nie dziwię… tak samo byś zareagował jakby ci ktoś pracować nie dawał i udawał ze pozjadał wszystkie rozumy świata. Piotr poklepał kolegę po ramieniu.
Nagle w stacji rozdzwonił się telefon.
Lidka odbierz, to pewnie twój.
Zwariowałeś Adaś… taki przedpotopowy dzwonek to ma tylko doktor Banach… Chwilę się zastanawiała…
O cholera! A może to Anna… Poderwała się i podbiegła do telefonu.
No i co że Anna? Zdziwił się.
No Moźe rodzi… uświadomiła go.
Ha… halo… Ania?
Lidka w słuchawce słyszała tylko ciężki oddech kobiety i co jakiś czas głośny jęk.
Spokojnie, leż, soedź czy co tam robisz nie wiem… spokojnie… już jedziemy. Rozłączyła się i pobiegła do Banacha który palił papierosa przed stacją.
Doktorze… Anna rodzi!
Co ty gadasz Lidka… przecież jeszcze nie czas… Wiktor spojrzał się na nią pytająco.
Dzwoniła do mnie… znaczy do pana i… rodzi…
co?! Jedziemy! Banach jak poparzony biegł do karetki.
Co się dzieje doktorze? Zatrzymała go Morawska.
Anna… znaczy No moja zanna… rodzi…
I chcesz jechać odebrać poród? Wykluczone Wiktor. Ja pojadę.
Jak to? Zdziwiła się Lidka.
Chowaniec nie zadawaj pytań tylko wsiadaj.
Strzeeeeelecki jedzieeemy! Krzyknęła a Piotr od razu przybiegł i stanął obok Wiktora.
Jadę z Wami… powiedział zestresowany Wiktor i wsiadł do karetki.
Doktorze, to wbrew przepisom…
Pani doktor… czy może pani choć raz pomyśleć… jedziemy do porodu dziecka Wiktora… czym on szybciej się tam dostanie jak nie właśnie karetką… Powiedział Piotr odpalając karetkę.
Niech wam, będzie. Westchnęła i też wsiadła.
Pięć minut później wszyscy byli już w mieszkaniu. Wiktor podbiegł do leżącej na ziemi Anny.
Lidka, Piotrek, zestaw porodowy…
No ty chyba żartujesz… skrzywiła się Gabi.
Nie będziesz odbierał porodu we własnym domu… dodała.
Oczywiście że będę… jak masz z tym jakiś problem to zejdź mi z oczu…
ale… ech… w porządku, róbcie co chcecie.
Gabi odsunęła się na bok i patrzyła na wszystko, czekała tylko na to aż doktor Banach popełni jakiś błąd.
Wiktor… aaaaa! Jak boli!
Aniu… kochanie, już spokojnie… jestem tu… zrobimy to razem…
Po chwili dało się w całym domu słyszeć płacz dziecka.
Kochanie… mamy ślicznego chłopca. Wiktor pokazał Annie małe różowe zawiniątko.
Jak damy mu na imię?
Franciszek… powiedziała Anna i wzięła dziecko na ręce.
No dobrze, na nosze i do karetki dzieciaki.
Doktorze Banach… i co ja mam napisać w raporcie z wezwania…
To że moje dziecko urodziło się zdrowe, pani doktor, i poród przebiegał bez zarzutów bo mama była silna a ekipa ratowników zgrana.
I że dobrze się pani stało i patrzyło. Dodał do wypowiedzi Wiktora Adam.
Gabi nie skomentowała, wsiadła do karetki i wszyscy pojechali do szpitala.
Mały Franciszek Banach został zabrany na badania a później położony do inkubatora. Wiktor przedtem zrobił mu jeszcze zdjęcie by pokazać Zosi.
Kochanie… a… czy ty nie będziesz miał problemów… Spytała Anna, leżąc już na sali.
Jakich problemów? Zdziwił się.
No wiesz… że przyjechałeś i odebrałeś poród… przecież…
Spokojnie, doktor Morawska nie napisze w raporcie nic co mogłoby nam zaszkodzić, a nawet jeśli to kto by się tym przejmował. Wiktor podszedł do leżącej Anny i pocałował ją w czoło.
Aniu… jeszcze jedno… Przepraszam cię za Monikę… i za wszystko…
nie Wiktor… to ja cię przepraszam… to wszystko przez te hormony… uroiłam sobie że Monika jest lepsza… ładniejsza… No wiesz… jest młodsza, chudsza… nie ma wielkiego ciążowego brzucha…
Zapewniam cię że twój ciążowy brzuszek pociąga mnie bardziej niż cokolwiek u Moniki.
Pocałował ją w usta i położył się obok niej na łóżku.
Doktorze Banach…
Do sali weszła Gabi.
Wiktor poderwał się z łóżka tak gwałtownie, że prawie z niego spadł.
Tak…
Ja przepraszam… nie wiem co we mnie dzisiaj wstąpiło, najpierw ta awantura z jakąś policjantką… a potem ten poród… Morawska spojrzała się w podłogę.
Nie szkodzi… pierwsze dni w pracy bywają ciężkie. Wiktor uśmiechnął się do niej.
A i… Gratuluje ślicznego synka.
Dziękujemy. Odpowiedzieli zgodnie.
Gdy Gabi wyszła, Wiktor znów położył obok Anny.
Jeszcze żeby tylko Zosia wróciła… to będzie idealnie… Powiedział i oboje zasnęli przedtem wpatrując się jeszcze w zdjęcie ich małego szczęścia .
5 replies on “Rozdział 29”
humf, niezła szefowa hehehehehe.
Gabi na dzieńn dobry robirozrubę, bo czemu nie. 😀 Ale rozdział super!
Gabi hmmm jak ja jej nie traaaaaweeeeeeee ha ha Frunuś Natalia ha ha ha
Haha, zabij Gabi, będzie dobrze. Noi no i franek małrycy i hawranek, jeszcze ich dorób :*
rozdział świetny.