Month: September 2018
Znowu się zakochałam :) „Jedno z Nas”
Sorry że tak, ale nie chce mi się odpalać programu by wstawić jeden plik audio 🙂
Wystarczy że skopiujecie link i wkleicie do przeglądarki 🙂
32
Piotrek biegł do do karetki ile sił w nogach. Morawska czekała na niego z kubkiem kawy w ręku, cały czas spoglądając na zegarek.
Spóźniłeś się. Oznajmiła, gdy zdyszany dobiegł na miejsce.
Ile?
Minutę…
No to to jeszcze nie jest spóźnienie… Powiedział, łapiąc oddech.
Wylatujesz.
Co? No chyba żartujesz…
Czy ja o czymś zapomniałam?
Nie rozumiem… odrzekł zdezorientowany.
No nie przypominam sobie żebyśmy przechodzili na „ty”.
24 Es. Starsza kobieta zasłabła na chodniku przed supermarketem.
Podaj adres. Morawska przyjęła wezwanie.
Paderewskiego 1 A.
Przyjęłam, jedziemy.
Strzelecki, nie słyszałeś że jedziemy? Bierz Kubicką i do roboty.
No przecież ja już tu nie pracuje. Oznajmił.
Nie dyskutuj ze mną bo naprawdę cię zwolnię.
Ja pojadę. Wtrącił się Adam, stając przed Lekarką.
Ktokolwiek… jedziemy.
W drodze nikt do nikogo się nie odzywał. Piotr jechał ostrożnie, by nie dać nowej szefowej powodu do przyczepienia się.
No Strzelecki, od kiedy ty tak dobrze jeździsz? Zagadnęła go.
Przepraszam, nie rozmawiam w czasie jazdy. Odparł.
Nie wiem od kiedy… Morawska pokręciła głową.
Gdy dojechali na miejsce, przed sklepem zobaczyli zbiegowisko ludzi. Przedarli się przez tłum gapiów i odnaleźli swoją pacjentkę. Leżała zostawiona sama sobie, nieprzytomna.
Co tu się stało, dlaczego Nikt nic nie robi? Zdziwiła się Gabi i spoglądała na ludzi, którzy zaczęli się rozchodzić.
A bo to pijaczka jest…
Krzyknęła jakaś kobieta stojąca najbliżej.
Tak, i to upoważnia was wszystkich byście tak stali i się patrzyli? Oburzyła się Gabi.
Pani… tu spokojna dzielnica jest, nie miejsce na takich jak ta baba…
Dodała druga kobieta.
A czy ktoś z was od tej kobiety poczuł alkohol? Gabi zadała pytanie ale nikt nie odpowiedział.
No już Wszołek, Strzelecki… parametry… na zaproszenie czekacie?
Nie… Bo… pacjentka się obudziła… Adam odsunął się od kobiety, która otworzyła oczy i powoli wstawała.
Proszę pani, proszę nie wstawać… Piotr starał się wpłynąć na kobietę.
Zoooossstaw mnie paann… Kobieta wstała i kołysząc się w lewo i prawo chciała ominąć Ratownika.
Proszę pani proszę dać się zbadać. Nalegał.
Piotr, zostaw panią, widzisz że nic jej nie jest i naprawdę jest pijana.
Pani doktor, sama pani powiedziała że nie czuć alkoholu… Adam Stanął za kobietą.
Słuchajcie, jak przywieziemy pijaną kobietę na SoR to urwą mi głowę… próbowała bronić się Gabi.
Dobrze, w takim razie my zbadamy pacjentkę a pani doktor podpisze że odmówiła pomocy…
Piotr podał jej formularz.
Możesz nie robić cyrków Strzelecki?
Nie nie mogę… zachowujesz się nieodpowiedzialnie… i odpowiesz za to!
Ale ta kobieta jest po prostu wczorajsza… Gabi wzięła formularz i podpisała.
Świetnie, a teraz… Adam zaprowadź panią do karetki…
Piotr widząc że kolega sobie nie radził, bo starsza pani się wyrywała, pomógł koledze, i po chwili siedzieli już z nią w karetce. Gabi stała przed, z założonymi rękoma.
Ciśnienie 180 na 160. Puls 200… Proszę pani, proszę złapać moją dłoń i ścisnąć.
Kobieta chwyciła rękę Piotrka i ścisnęła.
Świetnie, a teraz to samo drugą ręką.
Tego już kobieta nie była w stanie zrobić.
A czuje pani to?
Dotknął jej lewej nogi.
Taa… szuje… Powiedziała, nie mogąc złapać oddechu.
A to? Dotknął drugiej nogi.
Njee… oznajmiła.
A może pani poruszyć tą nogą lub ręką?
Nie…
Mamy paraliż prawej strony, zaburzenia mowy… Ile widzi pani palców?
Zapytał pokazując jeden palec.
trzy…
I do tego zaburzenie widzenia. Adaś, co to oznacza?
Mi to wygląda na udar.
No mnie też… czyli pani doktor się pomyliła.
Dobra przestańcie się wydurniać, jedziemy, nie ma czasu. Morawska wsiadła do karetki.
No ale mówiła pani że…
Wszołek nie dyskutuj, ja tylko was sprawdzałam. Powiedziała.
Sprawdzałeś nas? Na pewno… po prostu nie rozpoznałaś objawów… jakbyśmy nic nie zrobili to byś miała tą kobietę na sumieniu.
Panie Strzelecki, przypominam że nie przeszliśmy na ty…
Po kilku minutach byli już w szpitalu. Kobieta została oddana pod opiekę specjalisty. Ratownicy dowiedzieli się że mało brakowało a nie byłoby kogo ratować.
Piotr stanął koło Gabi, w ręku trzymał podpisany przez nią formularz.
I co ja mam teraz z tym zrobić?
Rób co chcesz… Spojrzała się na niego groźnie.
Piotr! Wszędzie cię szukam!
Wiktor podbiegł do niego.
Co się stało?
Martyna jest na prześwietleniu…
co? Jak to? Zdziwił się.
Noga zaczęła ją boleć coraz bardziej, podejrzewam że za szybko wróciła do karetki, przeforsowała się… Wiktor odchrząknął i zwrócił uwagę na teczkę w jego ręce.
Co tam masz Piotr?
Nic… znaczy później, ja… muszę do niej iść.
Mówił splątany, ze strachu o ukochaną, przekazał teczkę Gabi i pobiegł do Martyny.
To co tam jest? Wiktor popatrzył na zdziwioną Morawską.
A nie wiem… Odparła i podarła teczkę z papierami.
Rozumiem…
Banach nie wierzył jej ale nie nalegał na odpowiedź.
Piotr szybko znalazł Martynę, była już po badaniu i leżała na sali.
Martynka… co się stało… czemu mi nie powiedziałaś że boli cię noga…
Usiadł obok niej na łóżku zmartwiony.
Oj Piotruś… bo miałam już dość siedzenia w domu… tęskniłam za pracą… ale chyba się przetrenowałam.
Spuściła wzrok.
Co mówią lekarze?
Nic… musieli nastawić i… mam zakaz biegania… pracowania i… wszystkiego bo źle się zrośnie…
Martynka, mówiłem ci… – ujął jej twarz w ręce i pocałował namiętnie.
Odpoczywaj, a ja muszę rozprawić się z Morawską.
Co? Co ty wymyśliłeś? Zdziwiła się.
Zobaczysz… już niedługo się z nią pożegnamy. Oznajmił i wybiegł z sali.
Morawską znalazł stojącą przed szpitalem.
I co, koniec zabawy? Powiedział z uśmiechem.
Nie wiem o czym mówisz?
No jak to nie wiesz… to Wiktor cię nie podał do góry za twój błąd?
Patrzył na nią niepewnie.
Nie… a za co?
Wzruszyła ramionami i odgarnęła blond włosy do tylu.
Przecież dałem mu pismo podpisane przez ciebie, że odmówiłaś udzielenia pomocy pacjentce!
Nie przypominam sobie… a Doktor Banach żadnego PIsma nie dostał…
Strzelecki przypomniał sobie, że przez przypadek teczkę podał Gabi, zamiast Wiktorowi.
Cholera jasna! Jak mogłem to spieprzyć…
No widzisz… także będziesz musiał się ze mną jeszcze trochę pomęczyć, bo przez swoją własną głupotę nic mi nie udowodnisz.
Gabi uśmiechnęła się i zostawiła wściekłego Piotra przed szpitalem.
Rozdział 31
Jak się czujesz Artur? Lidka weszła do domu Góry i położyła zakupy w kuchni.
A jak mam się czuć… w stacji panoszy się jakaś baba, a ja… ja przez jakiegoś durnego żółwia jestem uziemiony w domu. Artur westchnął ciężko.
Nie przesadzaj doktorku… zrobię ci pyszny rosołek i zaraz będzie ci lepiej.
Chowaniec… mój rosołek jest najlepszy, pamiętaj o tym.
Twój to jest przesolony… ja się dziwię że od nadmiaru tej soli to jeszcze chory nie jesteś.
Lidka czy możesz się nie wyzłośliwiać?
Ale ja się nie wyzłośliwiam. Ja po prostu się martwię o twoje zdrowie. Lidka podeszła do Artura i położyła mu rękę na ramieniu.
No dobrze, dobrze… Przepraszam… ja już po prostu nie mogę znieść tego że tu siedzę cały czas sam…
Nie jesteś sam, przecież ja cię odwiedzam… a dzisiaj jeszcze zapowiedział się Piotrek z Adamem.
No i jeszcze ich mi tu potrzeba… Westchnął.
No wiesz… wszystkim w stacji ciebie brakuje.
Jakoś nie wierze… wiem że nie jestem idealnym szefem.
No nie jesteś, ale Gabi jest sto razy gorsza od ciebie… bardziej przestrzega regulaminów i ustawia wszystkich po kątach.
Oj Chowaniec, Chowaniec, może ktoś was w końcu nauczy porządku. Skoro ja nie umiałem… to może ona…
Artur wyciągnął się wygodnie na kanapie.
Ty sobie chyba żartujesz… musisz szybko wrócić, bo obiecuje ci… że ja jako pierwsza złoże wypowiedzenie…
Lidka spojrzała się na niego z wyrzutem, a on uśmiechnął się.
No nie wiem kiedy wrócę… może za pół roku… ten żółw zniszczył mi życie…
Doktorku nie zachowuj się jak dziecko, masz tylko złamaną nogę, tylko w jednym miejscu, szybko się wszystko zrośnie i wrócisz do nas… chociaż jak tak będziesz to rozwlekać to ja nie wiem czy będziesz miał do kogo wrócić…
Lidka wstała i poszła do kuchni robić rosół.
Artur po 25 minutach zasnął i zaczął chrapać. Lidka okryła go kocem i lekko pogłaskała go po głowie. Patrzyła się na niego przez chwile i wróciła do kuchni.
Przeglądała szafki w poszukiwaniu przypraw i makaronu do rosołu, poddała się i szybko wyskoczyła do sklepu, zostawiając gotującą się w garnku kurę.
Artur… obudź się, zrobiłam rosół. Oznajmiła i postawiła na stole przed nim miskę z zupą.
O… dziękuję… Powoli się podniósł i jęcząc jak zarzynany zwierz usiadł przy stole.
Na prawdę aż tak cię boli? Zdziwiła się Lidka.
No a co ty myślisz…
Artur wziął do ust łyżkę zupy.
Łapczywie wciągał jedną łyżkę za drugą.
Artur wolniej bo się udławisz…
No to przecież jesteś ratownikiem medycznym… wiesz jak kogoś uratować. Zaśmiał się.
Ale powiem ci Chowaniec źe ten rosołek z całej kury jest całkiem niezły… oczywiście nie tak dobry jak mój… ale spokojnie, jak będziesz u mnie częstym gościem to jeszcze się nauczysz.
Artur, ja cię lojalnie uprzedzam, że nie będę codziennie gotować ci obiadków. Oburzyła się Lidka.
Cho… cho… – Artur chciał coś powiedzieć ale dostał nagle kataru.
Na zdrowie…
Dzie…dziękuje…a… psik… psik… psik… Co ty Chowaniec! Kilo pieprzu tam dodałaś…
Na zdrowie… Lidka podała mu chusteczkę.
Cho… Chowaniec… pomóż mi wstać… szybko!
Się robi. Kobieta objęła Artura w pasie i podniosła do góry. Artur wziął kule i najszybciej jak mógł popędził do łazienki.
Lidka nie rozumiała o co chodzi, stała i patrzyła się na toaletę z której dało się słyszeć wrzask Artura.
Doktorku, w porządku?
Nie! Chowaniec… masz zadanie specjalne… musisz… musisz…
No wysłów się, co muszę…
Musisz… znaleźć mi dolne części garderoby.
Co ty bredzisz…
Zdziwiła się.
No ja nie żartuje… Dalej Chowaniec… proszę…
Lidka poszła i zaczęła przeglądać szafę i szuflady, znalazła majtki i spodnie i stanęła przed łazienka.
No mam…
No to daj…
No ale musisz otworzyć, przecież nie wrzucę ci ich przez zamknięte drzwi…
Dobra… ale zamknij oczy…
Serio? Myślisz że nie widziałam w swoim życiu faceta na kiblu…
Swojego szefa, na pewno nie widziałaś.
Nie jesteś jak na razie moim szefem…
Chowaniec zamknęła oczy a Artur otworzył drzwi.
Góra zabrał od niej swoje rzeczy.
A… Artur… co tak cuchnie…? Zdziwiła się gdy zamknął drzwi.
Nie pytaj… mały wypadek przy pracy…
Z łazienki dało się słyszeć odgłosy rozwolnienia.
Po 15 minutach Góra wyszedł z toalety, był blady i trzymał się za brzuch.
Lidka… ja nie wiem co ty dosypałaś do tego rosołu…
O boże… Artur… ty… widziałeś się w lustrze?
No jakoś nie miałem czasu się przeglądać. Odparł, odkładając kule i siadając na kanapę.
Masz czerwone plamy na twarzy…
Nie przesadzaj, trochę swędzi ale to nic takiego… a… psik!
Artur… czy ty jesteś na coś uczulony? Spytała, ale nie uzyskała odpowiedzi, Artur zaczął obficie wymiotować na swoje nowo przebrane spodnie.
Doktorku, co się dzieje… zaraz chwila… biegunka… wymioty… wysypka… te wszystkie objawy coś łączy, ale co…
Lidka nie czekała dłużej, zadzwoniła po karetkę.
Halo, Ruda, tu Lidia Chowaniec! Potrzebuje Karetkę do domu Doktora Góry…
Rozumiem, a co się dzieje?
Wymioty, biegunka… chyba go… otrułam… Powiedziała trzęsącym się głosem.
Dobrze, już wysyłam 21 Es, Lidka, monitoruj sytuację.
Jasne.
Rozłączyła się i podeszła do Artura który nadal ostro wymiotował.
Artur… musisz mi powiedzieć… na co jesteś do jasnej cholery uczulony…
Lidka ja… umieram… wykrztusił pomiędzy wymiotami.
Przestań pieprzyć! Tylko mów…!
G… gluten… ale tu nie było nic…
o cholera! Krzyknęła.
Trzymaj się doktorku, wszystko będzie dobrze…
Lidka nie zdążyła nic więcej powiedzieć, Artur zemdlał na kanapie.
Przerażona w oczekiwaniu na karetkę, zdjęła go na podłogę i sprawdziła parametry.
Puls szalał, oddech był szybki i spłycony, zauważyła obrzęk warg.
Szybko wstała i zaczęła szukać apteczki.
Co się tu dzieje? Lidka? Artur?
Do domu wpadł Wiktor z Piotrem i Martyną.
Martyna Piotr, parametry, Lidka, co wziął?
Wpada we wstrząs… zróbcie coś… podajcie mu adrenalinę… szukałam ale nie ma…
Lidka spokojnie… powiedz od czego to się mogło stać.
Doktorze, mamy obrzęk języka i ust, nie miarowy oddech, puls skacze…
Martyna 3 jednostki adrenaliny i do karetki. Cały czas monitorujcie jego oddech… może będzie trzeba go zaintubować.
Wiktor ja go otrułam…
Lidka zaczęła płakać.
uspokój się, jesteśmy tu, na pewno nic mu nie będzie… powiedz co mu dałaś…
Nie powiedział mi że ma uczulenie na ten pieprzony gluten…
Wiktor złapał ją za ramiona.
Posłuchaj mnie, to nie twoja wina… powinien ci powiedzieć… wyjdzie z tego, to jeszcze go za to opieprzysz.
Doktorze gotowe, jedziemy. Powiedział Strzelecki i wszyscy skierowali się do karetki.
Mogę jechać z wami?
Możesz Lidka, wsiadaj z Martyną.
Przyjechali do szpitala, odstawili Artura na Sor, i wszyscy czekali na jakiekolwiek wieści.
Boże co ja zrobiłam… nigdy sobie tego nie wybaczę…
Lidka chodziła w kółko.
Spokojnie, Góry diabli nie biorą. Zażartował Piotrek.
Nie pocieszyłeś mnie jakoś…
Lidka, uspokój się… Piotrek ma racje, na pewno nic mu nie będzie.
Pewnie tak, ale ja nie wiem jak mu spojrze w oczy…
Lidka, mówiłem ci że to nie twoja wina… to Artur nikomu nie powiedział o swojej przypadłości. Wiktor podszedł do niej i przytulił ją. Wtuliła się w niego i starała się uspokoić.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich doktor Agata Woźnicka.
Co z nim? Spytała Martyna.
Spokojnie, na szczęście udało nam się go uratować, jego życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo. Przewieziemy go zaraz na sale.
Czy możemy go zobaczyć?
Możecie Piotr, ale tylko na chwile… jest jeszcze słaby.
Dzięki Agata. Powiedział Wiktor i wypuścił z objęć Lidkę.
Artur został umieszczony na jednoosobowej sali. Wszyscy stali przed nią i przygotowywali się do wejścia.
To kto pierwszy idzie go opieprzyć? Zapytał strzelecki , gdy Lidka już otwierała drzwi.
Weszła do środka i zamknęła drzwi. Stanęła przed łóżkiem Góry i wpatrywała się w niego z wściekłością.
Ty kretynie! Rzuciła.
Mi też miło cię widzieć.
Zaraz zobaczysz jak mi miło… ja ci pokażę… zaraz będziesz w jeszcze cięższym stanie, niż zanim cię tu przywieźliśmy! Podeszła do niego bliżej i usiadła na jego łóżku.
Lidka ja… przepraszam, nie wiedziałem że tak to się skończy…
Masz szczęście że tylko tak to się skończyło… Wiesz jak się o ciebie bałam!
Przytuliła się do niego mocno. Artur objął ją i wdychał kwiatowy zapach jej szamponu do włosów.
Pięknie pachniesz… powiedział.
Lidka rozpłakała się.
Nigdy więcej masz niczego przede mną nie ukrywać! Rozumiesz!
Mówiła przez łzy, nadal wtulona w niego.
No już dobrze, dobrze… następnym razem napisze ci wszystko na co mam uczulenie i nie tylko i powieszę na lodówce, jak przyjdziesz mi gotować.
Gotować? Już nigdy nic ci nie ugotuje… Powiedziała i próbowała się uśmiechnąć.
Wiktor i reszta ekipy czekali na zewnątrz.
Myślicie że już go zabiła?
Piotruś… No coś ty… Pewnie teraz ją przeprasza na kolanach. Odpowiedział koledze Banach.
Ja nie wiem… wy mężczyźni to jesteście tacy niedojrzali… przez takie sytuacje, rozwija się uczucie.
Uświadomiła kolegów Martyna.
Ech, zaraz sprawdzę… Piotr podszedł do drzwi i lekko je otworzył. Zobaczył Lidkę, która leżała w łóżku obok Góry.
Już się napatrzyłeś? Martyna zamknęła drzwi.
No… tego się nie spodziewałem… odrzekł.
Bo widzisz Piotruś… to po prostu miłość…
Martynka, ja nie wiem czy doktor Góra kocha coś poza paragrafami, zasadami i ciasteczkami…
Najwyraźniej mało znasz naszego doktorka. Wtrącił się Wiktor.
A wy co tu tak stoicie? Podeszła do nich wściekła Gabi.
Pani doktor my właśnie zdaliśmy pacjenta. Próbował tłumaczyć się Piotr.
Strzelecki, o ile mi wiadomo, waszym pacjentem był Góra… i jesteście wolni od pół godziny! Kto ma za was jeździć na wezwania… i gdzie jest Chowaniec! Zaczyna dyżur za 5 minut!
Pani doktor, spokojnie, jeszcze nie dostaliśmy wezwania, a Lidka ma dzisiaj wolne.
Banach stanął pomiędzy Gabi a Piotrem i Martyną.
przepraszam doktorze, ale ja sobie nie przypominam, bym dawała jej wolny dzień.
To wyjątkowa sytuacja, papierek doniesie pani później.
No to chyba jakiś żart! Morawska ominęła wszystkich i weszła do sali Góry.
Chowaniec! Natychmiast na dyżur.
Lidka poderwała się z łóżka Artura i patrzyła z niedowierzaniem na Gabi. Artur obudził się i był gotów na konfrontacje z nową szefową..
Biorę dzisiaj dzień wolny. Oznajmiła spokojnie Lidka.
Słucham? To kto ma za ciebie jeździć dzisiaj?
Morawska patrzyła się na nią z niedowierzaniem.
Pani doktor, przepraszam że się wtrącę, ale… każdy pracownik ma prawo do dnia wolnego.
Doktorze Góra, niech pan się nie wtrąca, pan jest teraz pacjentem a nie lekarzem i nie ma pan prawa decydować o moim grafiku.
Pani doktor, radzę pani przystosować się do zasad działania stacji i do ludzi którzy tam pracują bo inaczej… to ciężko to widzę. Pani Chowaniec dzisiaj zostaje ze mną, jak ma pani z tym problem… to proszę oddać władzę Wiktorowi.
Jest pan bezczelny! Morawska oburzyła się i wyszła z sali.
Artur, ona jest…
Chora na głowę… chyba ma uczulenie sama na siebie. Wtrącił się w słowo Góra.
I co? Nic pani jak widać nie uzyskała? Uśmiechnął się Piotrek.
Strzelecki, nie denerwuj mnie… bo przejmiesz obowiązki pani Chowaniec.
Jak będę jeździł na wezwania z panią doktor to… biorę już teraz, to będzie dla mnie prawdziwy zaszczyt.
Piotr starał się zachować powagę, w odróżnieniu od Martyny, która odwróciła się i zaczęła się śmiać.
Grabisz sobie i działasz mi na nerwy… jeszcze zobaczymy czy będzie tak miło i przyjemnie…
Morawska odwróciła się i odeszła.
Strzelecki, za 5 minut widzę cię w 24 Es… jak nie, to się pożegnasz z pracą.
Dodała i wyszła.
No to Piotrek masz problem… będziesz musiał się rozdwoić… zażartowała rozbawiona Martyna.
Spokojnie, idź, przywołam do nas Adama.
Dzięki doktorze.
Strzelecki spojrzał na zegarek, ucałował Martynę i szybko pobiegł do nowej szefowej.
Zapowiada się jeden z najgorszych dyżurów na świecie, albo ja zabije ją albo ona mnie.
Rozdział 30
Czy w końcu moźemy porozmawiać? Młoda pani psycholog pochyliła się nad łóżkiem Zosi.
Nie! Krzyknęła i zasłoniła twarz rękoma.
Zosia, wiesz że im dłużej odmawiasz terapii, tym dłużej tu zostaniesz?
Mam to gdzieś, ja nie chcę tu być. Nienawidzę was wszystkich!
Zosiu… spokojnie, porozmawiajmy, postaram ci się jakoś pomóc. Kobieta usiadła na łóżku przy Zosi.
Po co pani chce ze mną rozmawiać… przecież jestem pieprzoną alkoholiczką… Mój ojciec specjalnie mnie tu oddał… chciał się mnie pozbyć, by prowadzić swoje idealne życie!
Czyli mam rozumieć że nie chcesz zobaczyć swojego braciszka?
Zosia podniosła głowę i od razu jej twarz spogodniała.
Co? Czyli Ania już urodziła… Ale to o miesiąc za wcześnie.
Zdziwiła się.
Spójrz, twój tata dzisiaj mi to wysłał dla ciebie. Nie chciał z tym czekać aż przyjdzie.
Zosia wzięła telefon kobiety do ręki i patrzyła na małą istotkę zawiniętą w koc.
Jaki piękny… a jak… jak się nazywa?
Franek.
Jest piękny… może pani… przekazać gratulacje ode mnie… W jej głosie dało się słyszeć wzruszenie.
Sama możesz to zrobić. Powiedziała, wzięła swój telefon i zadzwoniła do Banacha.
Ale przecież ja nie powinnam…
Zosiu, uznajmy że to część terapii.
Kaja dała dziewczynie telefon i wyszła z jej sali.
Cześć Tato… tu Zosia…
Zosia? Kochanie, co się stało że dzwonisz, myślałem że nie moźna mieć tam telefonu. Zdziwił się Wiktor.
Bo nie można, ale pani psycholog pozwoliła mi zadzwonić po tym jak pokazała mi zdjęcie Frania. Jest cudowny.
Tak to prawda, jest tak samo piękny jak ty kiedy byłaś dzieckiem.
A jak się czuje Ania?
Jestem teraz u niej w szpitalu… znaczy nie wychodziłem z niego od wczorajszego porodu… Ania śpi, ale przekaże że dzwoniłaś.
Przekaż. Zosia uśmiechnęła się.
A jak ty się czujesz kochanie?
Sama nie wiem… chciałabym już stąd wyjść… Powiedziała zrezygnowana.
Wiem słoneczko, ale jeszcze nie możesz.
Zosiu, już czas. Kaja weszła do sali i pogoniła ją gestem ręki.
Tato… muszę kończyć.
W porządku, przyjadę tak szybko jak się da. Kochamy cię.
Ja was też…
Rozłączyli się, a Zosia oddała telefon.
Bardzo Pani dziękuje.
Nie ma za co. Przestań z tą panią… Kaja jestem. Wyciągnęła rękę w jej stronę.
Zosia. Podała jej rękę.
To co, może pójdziemy na spacer? Na tyłach ośrodka jest śliczny park? Kaja pokazała widok za oknem.
No… może… najwyższy czas się stąd ruszyć… Dziewczyna wstała, narzuciła na siebie bluzę i obie wyszły.
Usiadły na ławce i chwile patrzyły na siebie w millczeniu.
Jesteś bardzo piękną kobietą.
Dziękuje… ale ja tak w całe nie uważam. Zosia pokręciłam przecząco głową.
Dlaczego tak nie uważasz?
Bo jestem… zwyczajna… nic we mnie wyjątkowego i wspaniałego… nikt mnie nie uważa za taką, No może poza… Urwała i spojrzała się na swoje nogi.
Poza Aleksem? Kaja dotknęła jej ramienia.
Skąd wiesz jak on ma na imię… znaczy miał…
Zosia wyraźnie posmutniała.
Twój tata mi mówił… przepraszam, nie chciałam by zrobiło ci się przykro…
Nie. Nic nie szkodzi… muszę w końcu zacząć normalnie o nim rozmawiać.
Znowu spojrzały się na siebie, a Zosia poczuła, że może kobiecie zaufać.
To co się stało… ja nie wiem… nie potrafię jeszcze o tym mówić.
Spokojnie, mamy dużo czasu… Nie każe ci opowiadać o wszystkim już teraz.
Ja tylko chciałam by ktoś mnie pokochał, chciałam być dla kogoś ważna… tak jak Ania jest ważna dla mojego taty… Na mojej drodze pojawił się Aleks… i byłam taka szczęśliwa. A teraz… a teraz to już nic nie ma sensu.
Mówiła a łzy spływały jej po policzkach.
Zosiu, zapewniam cię że jeszcze kiedyś znajdziesz kogoś kto tak cię pokocha.
Skąd wiesz? Popatrzyła się zapłakanych oczami z niedowierzaniem.
Bo jesteś młoda i taka śliczna, na pewno kogoś. Iedługo poznasz.
A… ty… masz kogoś? Zagadnęła Zosia.
Ja nie… mężczyźni mnie nigdy jakoś nie interesowali.
Jak to? Zdziwiła się.
Od zawsze wiedziałam, ze jestem inna niż wszystkie moje koleżanki… od zawsze wiedziałam że bardziej podobają mi się kobiety.
Zosia odsunęła się gwałtownie.
Nie bój się… to nic strasznego zakochać się w kobiecie. To przyjemne uczucie.
Ja nigdy nie…
Jąkała się i zaczęła się bać tej znajomości.
Nie bój się… przecież niczego nie sugeruje. Kaja przesunęła się bliżej.
A czy… czy związek z kimś tej samej płci jest taki sam jak z mężczyzną? Zapytała niepewnie.
Wiesz… nie wiem… nigdy nie byłam z mężczyzną, więc nie mam porównania.
To brzmi strasznie absurdalnie… nie mogłabym całować się z kobietą…
Mówisz tak, bo nigdy tego nie próbowałaś.
No bo… nie miałam okazji… Wykrztusiła.
Pokaże ci… Kaja przesunęła się do niej jeszcze bliżej, wzięła jej twarz w swoje ręce i spojrzała jej w oczy.
Zosiu, jeszcze możesz się wycofać.
Nie chce… chce spróbować. Oznajmiła i ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
Po kilku sekundach ich usta rozłączyła się
No, i jak było?
Sama nie wiem… inaczej…
No dobrze, to na dzisiaj dość przyjemności, czas zabrać się do pracy młoda damo. Powiedziała Kaja i zabrała Zosię do jej sali by przeprowadzić z nią pierwszą część terapii.
Wiktor po rozmowie z Zosią, postanowił zobaczyć jak czuje się Franek. Zrobiono mu badania i jak na wcześniaka, trzymał się zaskakująco dobrze. Nie Budząc Anny wyszedł z jej sali.
Doktorze! Usłyszał za sobą znajomy głos.
Marcin? Co ty tu robisz… Zdziwił się na widok kolegi.
Przywieźliśmy pacjenta z doktor Morawską.
Ach tak… i jak się jeździ z nową panią doktor?
Proszę cię… nie wiem z której choinki urwała się ta babka…
ciiszej, ściany mają uszy. Uświadomił kolegę Banach.
No tak, zapomniałem że wiedźmy wszystko słyszą. Po tych słowach oboje się zaśmiali.
No już już, spokój… nie może być przecież taka zła. Wiktor zastanawiał się przez chwilę.
Marcin, może chcesz iść ze mną do Franka?
Serio? Bardzo chętnie. W stacji tylko o tym dzisiaj gadają. Mężczyzna ochoczo pokiwał głową, i obaj udali się na oddział noworodkowy.
Cicho weszli do sali pełnej dzieci w inkubatorach. Przy niektórych siedzieli zatroskani rodzice, lub pielęgniarki.
Wiktor podszedł do inkubatora w którym powinno leżeć jego dziecko, jednak ku jego zdziwieniu, Franka tam nie było.
Przepraszam, gdzie jest mój syn. Skierował się w stronę pielęgniarek.
No jakto gdzie, powinien być na swoim miejscu. Odrzekła oschle jedna z kobiet.
No ale jak się pani przyjrzy… to jego miejsce jest puste.
O cholera! Musiałyśmy pomylić dzieci. Zorientowała się druga.
Jak to pomylić? Wtrącił się Marcin.
No… bo jedno dziecko zostało dziś zabrane do domu i…
i zamiast prawidłowego dziecka, zostało zabrane moje, które nie powinno być stąd zabierane?!
Banach zaczerwienił się ze złości.
ja przepraszam, ja nie wiem jak to się stało…
Wiktor nie chciał słuchać tłumaczenia tępych pielęgniarek i poszedł szukać lekarza.
Znalazł go w szpitalny, bufecie, przy spożywaniu obiadu, usiadł i ze stoickim spokojem, na jaki teraz było go tylko stać, wytłumaczył w czym jest problem.
Lekarz gwałtownie wstał i wypluł na talerz to co właśnie przeżuwał.
Razem udali się sprawdzić kto ostatnio był wypisywany z oddziału.
Znaleźli, było to młode małżeństwo z dzieckiem.
Zadzwonili i poprosili by państwo wrócili do szpitala.
Pół godziny później, para przyszła. Kobieta trzymająca dziecko na rękach była wściekła.
Panie Banach, proszę się przyjźeć, czy to pański syn?
Wiktor podszedł do kobiety i spoglądał na dziecko.
O czym pan mówi do cholery… to moja córeczka Lilka… dzisiaj zabraliśmy je stąd.
Jest pani tego pewna? Spytał Wiktor.
A czy pan myśli że nie poznałabym własnego dziecka?!
Spokojnie, ja tylko chciałem…
nie interesuje mnie co pan chciał! To pogwałcenie mojej i dziecka prywatności!
Kochanie, a może po prostu sprawdzimy? Wtrącił się mąż kobiety.
Sam przynosiłeś mi dziecko… czyli jak się pomyliłeś to cię zabije…! Rozwścieczona kobieta oddała dziecko lekarzowi, który poszedł za parawan sprawdzić płeć dziecka.
Wszyscy czekali w niepokoju.
Chłopiec. Najwidoczniej ktoś źle założył bransoletę z imieniem dziecka. Przepraszam w imieniu personelu, Panie Banach.
Lekarz oddał dziecko Wiktorowi.
nic nie szkodzi… dobrze, że tylko tak to się skończyło. Wiktor westchnął i przytulił swojego synka.
Jak pan mógł nie poznać że to nie jest pana córka? Spytał się roztrzęsionego mężczyzny Marcin.
Panie… dla mnie wszystkie te dzieci wyglądają tak samo… oznajmił drżącym głosem.
To w takim razie, gdzie nasza Lilka? Spytała nerwowo kobieta.
Proszę chwilę poczekać, na pewno się znajdzie. Starał się uspokoić ją lekarz.
Wiktor i Marcin wyszli z oddziału i stanęli na zewnątrz. Banach z nerwów odpalił papierosa.
To było całkiem zabawne. Marcin uśmiechnął się pod nosem.
Oszalałeś. Pogadamy jak tobie zaginie dziecko.
Oj nie mówię o tym, tylko o tym, że nie potrafili rozpoznać swojego dziecka.
No może to i trochę nawet zabawne… ale… nie mów o niczym Annie, nie chcę jej niepotrzebnie denerwować.
W porządku.