Jak się czujesz Artur? Lidka weszła do domu Góry i położyła zakupy w kuchni.
A jak mam się czuć… w stacji panoszy się jakaś baba, a ja… ja przez jakiegoś durnego żółwia jestem uziemiony w domu. Artur westchnął ciężko.
Nie przesadzaj doktorku… zrobię ci pyszny rosołek i zaraz będzie ci lepiej.
Chowaniec… mój rosołek jest najlepszy, pamiętaj o tym.
Twój to jest przesolony… ja się dziwię że od nadmiaru tej soli to jeszcze chory nie jesteś.
Lidka czy możesz się nie wyzłośliwiać?
Ale ja się nie wyzłośliwiam. Ja po prostu się martwię o twoje zdrowie. Lidka podeszła do Artura i położyła mu rękę na ramieniu.
No dobrze, dobrze… Przepraszam… ja już po prostu nie mogę znieść tego że tu siedzę cały czas sam…
Nie jesteś sam, przecież ja cię odwiedzam… a dzisiaj jeszcze zapowiedział się Piotrek z Adamem.
No i jeszcze ich mi tu potrzeba… Westchnął.
No wiesz… wszystkim w stacji ciebie brakuje.
Jakoś nie wierze… wiem że nie jestem idealnym szefem.
No nie jesteś, ale Gabi jest sto razy gorsza od ciebie… bardziej przestrzega regulaminów i ustawia wszystkich po kątach.
Oj Chowaniec, Chowaniec, może ktoś was w końcu nauczy porządku. Skoro ja nie umiałem… to może ona…
Artur wyciągnął się wygodnie na kanapie.
Ty sobie chyba żartujesz… musisz szybko wrócić, bo obiecuje ci… że ja jako pierwsza złoże wypowiedzenie…
Lidka spojrzała się na niego z wyrzutem, a on uśmiechnął się.
No nie wiem kiedy wrócę… może za pół roku… ten żółw zniszczył mi życie…
Doktorku nie zachowuj się jak dziecko, masz tylko złamaną nogę, tylko w jednym miejscu, szybko się wszystko zrośnie i wrócisz do nas… chociaż jak tak będziesz to rozwlekać to ja nie wiem czy będziesz miał do kogo wrócić…
Lidka wstała i poszła do kuchni robić rosół.
Artur po 25 minutach zasnął i zaczął chrapać. Lidka okryła go kocem i lekko pogłaskała go po głowie. Patrzyła się na niego przez chwile i wróciła do kuchni.
Przeglądała szafki w poszukiwaniu przypraw i makaronu do rosołu, poddała się i szybko wyskoczyła do sklepu, zostawiając gotującą się w garnku kurę.
Artur… obudź się, zrobiłam rosół. Oznajmiła i postawiła na stole przed nim miskę z zupą.
O… dziękuję… Powoli się podniósł i jęcząc jak zarzynany zwierz usiadł przy stole.
Na prawdę aż tak cię boli? Zdziwiła się Lidka.
No a co ty myślisz…
Artur wziął do ust łyżkę zupy.
Łapczywie wciągał jedną łyżkę za drugą.
Artur wolniej bo się udławisz…
No to przecież jesteś ratownikiem medycznym… wiesz jak kogoś uratować. Zaśmiał się.
Ale powiem ci Chowaniec źe ten rosołek z całej kury jest całkiem niezły… oczywiście nie tak dobry jak mój… ale spokojnie, jak będziesz u mnie częstym gościem to jeszcze się nauczysz.
Artur, ja cię lojalnie uprzedzam, że nie będę codziennie gotować ci obiadków. Oburzyła się Lidka.
Cho… cho… – Artur chciał coś powiedzieć ale dostał nagle kataru.
Na zdrowie…
Dzie…dziękuje…a… psik… psik… psik… Co ty Chowaniec! Kilo pieprzu tam dodałaś…
Na zdrowie… Lidka podała mu chusteczkę.
Cho… Chowaniec… pomóż mi wstać… szybko!
Się robi. Kobieta objęła Artura w pasie i podniosła do góry. Artur wziął kule i najszybciej jak mógł popędził do łazienki.
Lidka nie rozumiała o co chodzi, stała i patrzyła się na toaletę z której dało się słyszeć wrzask Artura.
Doktorku, w porządku?
Nie! Chowaniec… masz zadanie specjalne… musisz… musisz…
No wysłów się, co muszę…
Musisz… znaleźć mi dolne części garderoby.
Co ty bredzisz…
Zdziwiła się.
No ja nie żartuje… Dalej Chowaniec… proszę…
Lidka poszła i zaczęła przeglądać szafę i szuflady, znalazła majtki i spodnie i stanęła przed łazienka.
No mam…
No to daj…
No ale musisz otworzyć, przecież nie wrzucę ci ich przez zamknięte drzwi…
Dobra… ale zamknij oczy…
Serio? Myślisz że nie widziałam w swoim życiu faceta na kiblu…
Swojego szefa, na pewno nie widziałaś.
Nie jesteś jak na razie moim szefem…
Chowaniec zamknęła oczy a Artur otworzył drzwi.
Góra zabrał od niej swoje rzeczy.
A… Artur… co tak cuchnie…? Zdziwiła się gdy zamknął drzwi.
Nie pytaj… mały wypadek przy pracy…
Z łazienki dało się słyszeć odgłosy rozwolnienia.
Po 15 minutach Góra wyszedł z toalety, był blady i trzymał się za brzuch.
Lidka… ja nie wiem co ty dosypałaś do tego rosołu…
O boże… Artur… ty… widziałeś się w lustrze?
No jakoś nie miałem czasu się przeglądać. Odparł, odkładając kule i siadając na kanapę.
Masz czerwone plamy na twarzy…
Nie przesadzaj, trochę swędzi ale to nic takiego… a… psik!
Artur… czy ty jesteś na coś uczulony? Spytała, ale nie uzyskała odpowiedzi, Artur zaczął obficie wymiotować na swoje nowo przebrane spodnie.
Doktorku, co się dzieje… zaraz chwila… biegunka… wymioty… wysypka… te wszystkie objawy coś łączy, ale co…
Lidka nie czekała dłużej, zadzwoniła po karetkę.
Halo, Ruda, tu Lidia Chowaniec! Potrzebuje Karetkę do domu Doktora Góry…
Rozumiem, a co się dzieje?
Wymioty, biegunka… chyba go… otrułam… Powiedziała trzęsącym się głosem.
Dobrze, już wysyłam 21 Es, Lidka, monitoruj sytuację.
Jasne.
Rozłączyła się i podeszła do Artura który nadal ostro wymiotował.
Artur… musisz mi powiedzieć… na co jesteś do jasnej cholery uczulony…
Lidka ja… umieram… wykrztusił pomiędzy wymiotami.
Przestań pieprzyć! Tylko mów…!
G… gluten… ale tu nie było nic…
o cholera! Krzyknęła.
Trzymaj się doktorku, wszystko będzie dobrze…
Lidka nie zdążyła nic więcej powiedzieć, Artur zemdlał na kanapie.
Przerażona w oczekiwaniu na karetkę, zdjęła go na podłogę i sprawdziła parametry.
Puls szalał, oddech był szybki i spłycony, zauważyła obrzęk warg.
Szybko wstała i zaczęła szukać apteczki.
Co się tu dzieje? Lidka? Artur?
Do domu wpadł Wiktor z Piotrem i Martyną.
Martyna Piotr, parametry, Lidka, co wziął?
Wpada we wstrząs… zróbcie coś… podajcie mu adrenalinę… szukałam ale nie ma…
Lidka spokojnie… powiedz od czego to się mogło stać.
Doktorze, mamy obrzęk języka i ust, nie miarowy oddech, puls skacze…
Martyna 3 jednostki adrenaliny i do karetki. Cały czas monitorujcie jego oddech… może będzie trzeba go zaintubować.
Wiktor ja go otrułam…
Lidka zaczęła płakać.
uspokój się, jesteśmy tu, na pewno nic mu nie będzie… powiedz co mu dałaś…
Nie powiedział mi że ma uczulenie na ten pieprzony gluten…
Wiktor złapał ją za ramiona.
Posłuchaj mnie, to nie twoja wina… powinien ci powiedzieć… wyjdzie z tego, to jeszcze go za to opieprzysz.
Doktorze gotowe, jedziemy. Powiedział Strzelecki i wszyscy skierowali się do karetki.
Mogę jechać z wami?
Możesz Lidka, wsiadaj z Martyną.
Przyjechali do szpitala, odstawili Artura na Sor, i wszyscy czekali na jakiekolwiek wieści.
Boże co ja zrobiłam… nigdy sobie tego nie wybaczę…
Lidka chodziła w kółko.
Spokojnie, Góry diabli nie biorą. Zażartował Piotrek.
Nie pocieszyłeś mnie jakoś…
Lidka, uspokój się… Piotrek ma racje, na pewno nic mu nie będzie.
Pewnie tak, ale ja nie wiem jak mu spojrze w oczy…
Lidka, mówiłem ci że to nie twoja wina… to Artur nikomu nie powiedział o swojej przypadłości. Wiktor podszedł do niej i przytulił ją. Wtuliła się w niego i starała się uspokoić.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich doktor Agata Woźnicka.
Co z nim? Spytała Martyna.
Spokojnie, na szczęście udało nam się go uratować, jego życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo. Przewieziemy go zaraz na sale.
Czy możemy go zobaczyć?
Możecie Piotr, ale tylko na chwile… jest jeszcze słaby.
Dzięki Agata. Powiedział Wiktor i wypuścił z objęć Lidkę.
Artur został umieszczony na jednoosobowej sali. Wszyscy stali przed nią i przygotowywali się do wejścia.
To kto pierwszy idzie go opieprzyć? Zapytał strzelecki , gdy Lidka już otwierała drzwi.
Weszła do środka i zamknęła drzwi. Stanęła przed łóżkiem Góry i wpatrywała się w niego z wściekłością.
Ty kretynie! Rzuciła.
Mi też miło cię widzieć.
Zaraz zobaczysz jak mi miło… ja ci pokażę… zaraz będziesz w jeszcze cięższym stanie, niż zanim cię tu przywieźliśmy! Podeszła do niego bliżej i usiadła na jego łóżku.
Lidka ja… przepraszam, nie wiedziałem że tak to się skończy…
Masz szczęście że tylko tak to się skończyło… Wiesz jak się o ciebie bałam!
Przytuliła się do niego mocno. Artur objął ją i wdychał kwiatowy zapach jej szamponu do włosów.
Pięknie pachniesz… powiedział.
Lidka rozpłakała się.
Nigdy więcej masz niczego przede mną nie ukrywać! Rozumiesz!
Mówiła przez łzy, nadal wtulona w niego.
No już dobrze, dobrze… następnym razem napisze ci wszystko na co mam uczulenie i nie tylko i powieszę na lodówce, jak przyjdziesz mi gotować.
Gotować? Już nigdy nic ci nie ugotuje… Powiedziała i próbowała się uśmiechnąć.
Wiktor i reszta ekipy czekali na zewnątrz.
Myślicie że już go zabiła?
Piotruś… No coś ty… Pewnie teraz ją przeprasza na kolanach. Odpowiedział koledze Banach.
Ja nie wiem… wy mężczyźni to jesteście tacy niedojrzali… przez takie sytuacje, rozwija się uczucie.
Uświadomiła kolegów Martyna.
Ech, zaraz sprawdzę… Piotr podszedł do drzwi i lekko je otworzył. Zobaczył Lidkę, która leżała w łóżku obok Góry.
Już się napatrzyłeś? Martyna zamknęła drzwi.
No… tego się nie spodziewałem… odrzekł.
Bo widzisz Piotruś… to po prostu miłość…
Martynka, ja nie wiem czy doktor Góra kocha coś poza paragrafami, zasadami i ciasteczkami…
Najwyraźniej mało znasz naszego doktorka. Wtrącił się Wiktor.
A wy co tu tak stoicie? Podeszła do nich wściekła Gabi.
Pani doktor my właśnie zdaliśmy pacjenta. Próbował tłumaczyć się Piotr.
Strzelecki, o ile mi wiadomo, waszym pacjentem był Góra… i jesteście wolni od pół godziny! Kto ma za was jeździć na wezwania… i gdzie jest Chowaniec! Zaczyna dyżur za 5 minut!
Pani doktor, spokojnie, jeszcze nie dostaliśmy wezwania, a Lidka ma dzisiaj wolne.
Banach stanął pomiędzy Gabi a Piotrem i Martyną.
przepraszam doktorze, ale ja sobie nie przypominam, bym dawała jej wolny dzień.
To wyjątkowa sytuacja, papierek doniesie pani później.
No to chyba jakiś żart! Morawska ominęła wszystkich i weszła do sali Góry.
Chowaniec! Natychmiast na dyżur.
Lidka poderwała się z łóżka Artura i patrzyła z niedowierzaniem na Gabi. Artur obudził się i był gotów na konfrontacje z nową szefową..
Biorę dzisiaj dzień wolny. Oznajmiła spokojnie Lidka.
Słucham? To kto ma za ciebie jeździć dzisiaj?
Morawska patrzyła się na nią z niedowierzaniem.
Pani doktor, przepraszam że się wtrącę, ale… każdy pracownik ma prawo do dnia wolnego.
Doktorze Góra, niech pan się nie wtrąca, pan jest teraz pacjentem a nie lekarzem i nie ma pan prawa decydować o moim grafiku.
Pani doktor, radzę pani przystosować się do zasad działania stacji i do ludzi którzy tam pracują bo inaczej… to ciężko to widzę. Pani Chowaniec dzisiaj zostaje ze mną, jak ma pani z tym problem… to proszę oddać władzę Wiktorowi.
Jest pan bezczelny! Morawska oburzyła się i wyszła z sali.
Artur, ona jest…
Chora na głowę… chyba ma uczulenie sama na siebie. Wtrącił się w słowo Góra.
I co? Nic pani jak widać nie uzyskała? Uśmiechnął się Piotrek.
Strzelecki, nie denerwuj mnie… bo przejmiesz obowiązki pani Chowaniec.
Jak będę jeździł na wezwania z panią doktor to… biorę już teraz, to będzie dla mnie prawdziwy zaszczyt.
Piotr starał się zachować powagę, w odróżnieniu od Martyny, która odwróciła się i zaczęła się śmiać.
Grabisz sobie i działasz mi na nerwy… jeszcze zobaczymy czy będzie tak miło i przyjemnie…
Morawska odwróciła się i odeszła.
Strzelecki, za 5 minut widzę cię w 24 Es… jak nie, to się pożegnasz z pracą.
Dodała i wyszła.
No to Piotrek masz problem… będziesz musiał się rozdwoić… zażartowała rozbawiona Martyna.
Spokojnie, idź, przywołam do nas Adama.
Dzięki doktorze.
Strzelecki spojrzał na zegarek, ucałował Martynę i szybko pobiegł do nowej szefowej.
Zapowiada się jeden z najgorszych dyżurów na świecie, albo ja zabije ją albo ona mnie.
4 replies on “Rozdział 31”
Uuuuu, to się porobiło. Uczulenie na gluten, no ładnie.
ciekawie ciekawie.
Boże daj mi nocnik w ostatniej mej godzinie, bo czytam i umieram 😀
ha ha ha o Matko Góra i gluten ha ha. Dobrze, że nie na glukoze ha ha