Zosia od kilku godzin nie wychodziła z łazienki, Wiktor nie zwracał na to uwagi, bo za bardzo był zaabsorbowany rozmową przez telefon z Anią, która cały czas leżała jeszcze w szpitalu.
– Kochanie, co mówią lekarze? Jak tam nasze maleństwo?
– Mówią że miałam dużo szczęścia. Uśmiechnęła się.
– no tak tak…. ech, wszystko przez tego Marcina…
Westchnął Banach.
– Ale Wiktor to nie jest jego wina przecież…
– No tak no, wiem. To moja wina…
– Wiktor… przestań… Lepiej byś przyszedł do mnie a nie… siedzisz w domu i trujesz Zosi głowę…
– Ale Zośka siedzi w łazience i się szykuje na spotkanie z tym…
– Doktorze Banach, proszę się ładnie wyrażać.
– Dobrze pani doktor. Wpadnę do ciebie jak tylko zwolni mi łazienkę.
– No jakbyś nie mógł swojej potrzeby załatwić w szpitalu… tu też są łazienki.- roześmiała się Anna.
– A czyli mam rozumieć że pójdziesz ze mną pod prysznic w szpitalu?
– Wiktor… no wiesz co…
– No co? przecież sama powiedziałaś że…
– No już dobrze dobrze, przyjdziesz to pomyślimy nad tym.
Po tych słowach Anna rozłączyła się i położyła się na łóżku.
– Zośka… wychodź… szybciej, bo ja zaraz muszę się zbierać!
Wiktor pukał w drzwi łazienki.
– No już już… Boże, żeby kobieta nie mogła we własnej łazience się przygotować na spotkanie…
Zosia otworzyła drzwi i wyszła. Stanęła przed Banachem a ten nie mógł wyjść z podziwu jak pięknie wyglądała jego córka.
– No… Zośka… ja nie wiedziałem że mam aż tak piękną córkę.
– Rozumiem że to był komplement?
– No oczywiście…
Dał jej całusa w policzek.
Zosia poszła do siebie do pokoju i zamknęła drzwi, po kilku minutach wyszła ubrana w jasno-niebieską sukienkę, która idealnie komponowała się z jej falującymi, rozpuszczonymi blond włosami, i pomalowanymi na lekki różowy kolor paznokciami.
– O jezus…
– Tak wiem tato… przesadziłam?
– Nie no coś ty… jest idealnie. Gdybyś nie była moją córką to chyba bym się z tobą umówił.
– To dobrze, że jednak jestem twoją córką hahaha . Tato, nie czekaj na mnie z kolacją , nie wiem kiedy wrócę.
– Zośka… ale uważaj na siebie…
– Dobrze.
Zosia wyszła z domu i skierowała się na przystanek autobusowy.
Jechała autobusem w miejsce spotkania z Marcinem. Mieli iść do kina, a ona miała nadzieję że jej wygląd go powali, nawet jeżeli jej powiedział że jest gejem. Chciała zrobić na nim jak najlepsze wrażenie.
– Cześć Zosiu, pięknie wyglądasz.
Powiedział Marcin, który czekał na nią przed wejściem do kina.
– Dziękuje ci… cieszę się że ci się podoba.
– Do seansu jeszcze 20 minut… to co może skoczymy do sklepiku po jakiś popcorn?
– Nie jadam popcornu, wiesz… dbam o linię czy coś.
– Ty? Proszę cię, przecież nie musisz…
– He He… no prawisz mi dzisiaj same komplementy…
– A no bo na to zasługujesz najwidoczniej.
Uśmiechnął się do niej, a ona już prawie zapomniała o tym że nie jest nią zainteresowany.
– Dzień dobry, podać coś Państwu? Zapytał gruby, niewysoki pan ze sklepiku w kinie.
– Tak, ja poproszę popcorn a… ty Zosiu, co byś chciała?
– A nie wiem… może Colę…
– Dobrze, tu jest pana popcorn i zaraz będzie cola dla corki.
– Córki?! oburzyła się Zosia.
– Przepraszam bardzo ale ja nie jestem jego córką…
– No skoro tak to… Proszę pana… czy panu nie wstyd umawiać się z młodymi dziewczynami?
– A to chyba nie pana interes z kim się umawiam?
– No… nie wiem… proszę już wyjść bo zaraz wezwę ochronę i powiem że pan ją tu przetrzymuje…
– Co pan? Marcin mnie nigdzie nie przetrzymuje…
– Zosiu, spokojnie, nie warto mu tłumaczyć i tak nie zrozumie.
A no tak… wiesz co, już mi się odechciało iść na ten film… Chodźmy stąd…
– W porządku. To na co masz ochotę?
– Odwiedźmy Anię w szpitalu…
– Ok… W sumie i tak miałem się do niej wybrać.
Skierowali się do Marcina samochodu.
– Zosiu, nie boisz się wsiadać do samochodu starszego mężczyzny?
Zażartował.
– No pewnie że się boję, nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Zaśmiała się i zapięła pasy.
Po kilku minutach byli już w szpitalu. Weszli razem do sali w której leżała Anna, wyglądała jakby na kogoś czekała.
– Cześć Wam… a co wy tu robicie tak no ee… razem?
– Ja się czujesz Aniu? Spytała Zosia i usiadła na łóżku.
– Zosia, nie zmieniaj tematu… a czuje się świetnie, powiedzieli że już niedługo będę mogła wyjść.
– No wiesz… bo ja i Zosia… mieliśmy iść do kina ale… jakiś facet się przyczepił że się umawiam z młodymi dziewczynami i że wezwie ochronę jak nie wyjdziemy… Ech, nie rozumiem niektórych ludzi.
– No wiesz, Marcim… Ja się w cale nie dziwie… Zosia mogłaby być twoją córką.
– No już nie przesadzaj… Aniu…
Oburzyła się Zosia.
– Wiesz Zosiu… Ania ma trochę racji…
W tym momencie do sali Anny, weszła Sierżant Zawadzka, spoglądała to na Zosię, to na Marcina.
– A przepraszam bardzo… Co pan tu? Jezus Maria… czy ja śnie?
– Nie, nie, pani sierżant spokojnie… to nie ten za którego go pani wzięła… – Broniła Marcina Zosia.
– No jak to nie? Czyli co? to całe morderstwo było ustawione?
Spojrzała się na Anke.
– Nie no co pani… jak pani może?!
– Pani Anno, spokojnie… ja niczego nie chciałam podwarzać … tylko się zdziwiłam bo…
– Może tak pani udowodnię że jestem kimś innym.
Marcin podaje Monice dowód osobisty.
– Marcin Potocki… mmhm… rozumiem… Dobrze, już wszystko wiem… bardzo pana przepraszam panie Marcinie… po prostu…
– Tak tak, wiem… wszystkim muszę tłumaczyć ciągle to samo, może sobie operacje plastyczną zrobię…
– nie!- krzyknęła Zosia.
– Zośka? spokojnie…- przywołała do porządku ją Anna.
– Nie no, bez przesady Panie Marcinie, nie musi pan tego robić… szkoda by było tak… yy to znaczy… może ja już pojdę… w sumie sama nie wiem po co tu przyszłam, miałam iść do innej sali bo przesluchanie… ofiara wypadku… ee… do do zobaczenia. Pani doktor szybkiego powrotu do zdrowia.
Monika wybiega z sali jak rakieta i wpada wprost w ramiona Wiktora.
– O! Cześć Monika… nie spodziewałem się takiego powitania…
– Wiktor… ja… przepraszam… Ja cię nie zauważyłam…
– No tak no, bo ja to taki niewidzialny jestem czasem.
Zaśmiał się Wiktor dalej w ramionach trzymając Zawadzką.
– Tato? słyszałam jak idziesz… ee… co się tu dzieje? Tato? Pani Moniko?- Z sali wyszła Zosia, stała i patrzyła się na tą jakże dwuznaczną sytuację.
– Nic się tu nie dzieje młoda damo, a twój tata właśnie mnie puszcza… Prawda, panie Banach?
– Tak, oczywiście, i o ile pamiętam to jeszcze chwilę temu byliśmy na ty…
Wiktor zmieszany, podchodzi do zosi, nieodrywając wzroku od młodej pani sierżant .
– No tak tak… wybacz, na chwilę się zapomniałam. to ja… to ja może już sobie pojdę. do zobaczenia… Wiktor… miło było cię spotkać w jakiejś innej sytuacji niż tylko w akcji ratunkowej.
– No oby takich spotkań było jak najwięcej pani sierżant.
– Tato…- Zosia spojrzała się na niego i dała mu kuksańca w żebra.
– Zośka, no przecież wiesz że ja jestem tylko miły… z resztą Monika wie że…
– Tak wiem, doskonale wiem… Ania… Cieszę się że już niedługo wyjdzie ze szpitala… a tak właściwie to… co się stało że tu trafiła?
– Miał miejsce mały wypadek…- powiedział Wiktor spuszczając wzrok.
– Wypadek? są jacyś podejrzani? mam kogoś zaaresztować? znaleźć winnego?
– No jakby trzeba było to musiałabyś… aresztować mnie…
– Wiesz co Wiktor… to może nie jest taki zły pomysł. Monika uśmiechnęła się ciepło do Wiktora i powoli poszła do innej sali.
– Tato! ona ewidentnie cię podrywa… a ty na to pozwalasz… i jeszcze to jak ją trzymałeś… no przesada…
– Zośka, po pierwsze, Monika na mnie wpadła… po drugie, my sobie tak tylko żartujemy… a po trzecie… to to chyba nie jest twoja sprawa, moja droga.- pocałował ją w czoło i skierował się do sali Anny.
– Cześć Kochanie… i… cześć Marcin.
– Witam doktorze.
– Cześć Wiktor, co tak długo?
– No bo tata musiał sobie jeszcze porozmawiać z panią sierżant…- wtrąciła się Zosia.
– Zosiu, nie bądź złośliwa…
– Tato, no przecież wiesz że żartuje…
– No właśnie nie wiem młoda damo…
– O co chodzi? ktoś nam wyjaśni? Anka spojrzała się na Wiktora.
– Nam? Spytał i odwzajemnił jej spojrzenie.
– No nam, bo ja też chętnie się dowiem o co chodzi. Powiedział Marcin, a jego słowa rozwścieczyły Wiktora.
– Słuchaj Pan… to nie jest pana sprawa… to że jest pan jakimś tam szwagrem Anny, to nie oznacza że od razu wejdzie pan do naszej rodziny…
– Ale ja… No dobrze… to może po prostu zejdę panu z oczu…- Marcin przygaszony wstał i wyszedł z sali.
– Wiktor! Jak mogłeś? Przecież wiesz, że on poza mną nie ma już nikogo…
– Aniu, wiesz jak on mi działa na nerwy…
– Dobrze. spokojnie, ja pójdę go poszukać…- Powiedziała Zosia i ruszyła w stronę wyjścia.
– Zośka… zostaw go… ja to później załatwie.
– Załatwisz? tak samo jak załatwiłeś to teraz? to że sobie poszedł? Świetnie… tato.
Marcin szwędał się po szpitalu, sam nie wiedział co ma ze sobą zrobić, zabolały go słowa Wiktora ale nie chciał się już więcej narzucać, ani jemu ani jego rodzinie.
Monika wychodziła z sali chorych od swojego pacjenta, ktorego miała przesłuchać. Stanęla za Marcinem.
– Przepraszam… coś się stało?
– Co? Nie…
Odpowiedział, a w jego głosie dało się słyszeć smutek i rozczarowanie.
– Na pewno? widzę że…
– Pani sierżant… na prawdę wszystko jest w najlepszym porządku.
– No skoro mnie pan zapewnia, to cóż… nie będę nalegać na rozmowę…
– Niech pani poczek?a chwile… mogę zadać pani jedno pytanie
– Jasne, słucham…
– Czy Wiktor Banach zawsze jest taki… nieprzyjazny?
Monika spojrzała się na niego z niedowierzaniem.
– Że jaki? serio pan mnie o to pyta? Wiktor to najwspanialszy człowiek jakiego znam… znaczy… No może trochę przesadziłam ale…
– Rozumiem… to co pani mówi jest bardzo interesujące.
– A co konkretnie pana interesuje? Zdziwiła się.
– Zastanawiam się po prostu co taka piękna i poukładana kobieta jak pani widzi w takim… nieczułym facecie jak on…
– Nie wiem o co panu chodzi…
– Przecież widziałem jak pani na niego patrzy …
– Wiktor to tylko mój dobry kolega…
– Jasne jasne… mi nie musi pani kłamać… a chyba by pani nie chciała, żeby Anna się dowiedziała o tym… prawda?
– Co mi tu pan…
– No czyli się rozumiemy… To zrobimy tak, Ja zapomnę o tym o czym myślę a pani… pójdzie ze mną na kawę…
– Słucham? No jeśli to miał być tekst na podryw, to jest naprawdę kiepski… a niech pan sobie mowi co i komu chce… jak pan myśli, komu uwierzą? z resztą… ja nic nie zrobiłam, to tylko pana chora wyobraźnia i…
Monika nie była w stanie dokończyć, Marcin zatkał jej usta, swoimi ustami.
– Co pan wyprawia! Monika odepchnęła go.
– No… za dużo pani mówi po prostu a za mało działa…
– nie życzę sobie takiego traktowania… nie jestem jakąś pana koleżanką żeby mnie znienacka całować!
– Całować? Co?!- zza rogu wyłoniła się Zosia.
– Co się tu stało? Marcin?
– Nic, zupełnie nic… Zosiu… co ty tu robisz…
– Nie zmieniaj tematu! kłamałeś tak? kłamałeś że jesteś gejem!?
– Co? Gejem?- zdziwiła się Monika.
– No jakto? nie powiedział Pani, że jest gejem, zanim się do pani dobrał?
– Przepraszam bardzo… ale ta rozmowa do niczego nie prowadzi… ja muszę już iść bo… działacie mi oboje na nerwy. Żegnam…
– Czekaj! stój! Co? najpierw chciałaś poderwać Tatę, a jak z nim nie wyszł bo was nakryłam… to teraz chcesz mi zabrać Marcina
?
– Zośka… jakie mi? przecież ci mówiłem że… że nie jestem Toą zainteresowany…- Marcin nie wiedział jak ma wybrnąć z tej sytuacji.
– No powiedziałeś, ale powiedziałeś też że jesteś gejem… a teraz … a teraz co? całujesz się z kobietą? jak możesz!
– Zosia, uspokój się… i o ile mi wiadomo… nie pozwoliłam ci mówić do siebie jak do koleżanki… więc uważaj na słowa, a to kto kim jest i jakie relacje kogo łączą, proszę sobie wyjaśnicie ale beze mnie, ja mam inne rzeczy do roboty…
– Niech sie Pani więcej nie zbliża do mojego Taty, ani do Marcina…
Młoda damo, ja się będę zbliżała kiedy i do kogo będę tylko chciała.
– Jeszcze zobaczymy!- Zośka rzuciła się na Monikę, która stała niebezpiecznie blisko schodów w dół. Popchnęła ją, Monika nie zdążyła się złapać poręczy i spadła na sam dół.
– Coś ty narobiła! Ty jesteś jakaś chora!- Marcin wydarł się na Zosię i zbiegł po schodach, zobaczyć co z kobietą.
– O Boże… ja… ja nie chciałam… biegnę po kogoś…
Zośka spanikowana całą sytuacją, niewiele myśląc wbiegła do sali gdzie siedzieli Wiktor i Anna.
– Tato, Tato! Monika…
– Co monika?
– Ona… Tato! ja zrobiłam coś strasznego!
– Zośka, o czym ty do cholery mówisz?!
Wiktor wstał, Anna podniosła się z łóżka przerażona.
– Bo ja ją przez przypadek zrzuciłam ze schodów… Bo to wszystko z nerwów…- Zosia rozpłakała się.
– Z nerwów?! Z nerwów zrzuciłaś kogoś ze schodów! Zośka! dziecko, co ty wyprawiasz…
– Bo ja byłam zazdrosna o Marcina… i o to że ona chciała cię poderwać…
– Jakto poderwać?! Zdziwiła się Anna.
– Nic, nie ważne… ona już nie wie co mówi…
Wiktor starał się uspokoić Anie.
– Gdzie ona leży? muszę iść zobaczyć co z nią!
– Przy schodach… znaczy… no na końcu korytarza…- Zosia przez płacz, mówiła tak nie składnie że Wiktorowi było bardzo ciężko ją zrozumieć, nagle zobaczył biegnące pielęgniarki, postanowił pobiec za nimi.
Zosia, płacząc i trzęsąc się cała, usiadła na łóżku obok Anny, kobieta przytuliła ją mocno i głaskała po głowie by ta się uspokoiła.
– Co tu się stało?! Proszę się odsunąć… jestem Lekarzem…
Wiktor, podbiegł do leżącej Moniki, odgonił pielęgniarki i zaczął ją badać.
– mmhm… dobrze, oddycha… nie krwawi… Przynieście deske! Niech nikt jej nie próbuje przesuwać bez mojej zgody! może mieć uszkodzony kręgosłup!
monika została zabrana na badania, a Wiktor stał jeszcze na korytarzu, razem z Marcinem, który dalej nie mógł uwierzyć w to co się stało.
– Jak do tego doszło?- Spytał Wiktor.
– Zosia… ona się na nią żuciła… bredziła coś że… że monika chciała poderwać ciebie… ee… znaczy Pana, a jak z panem jej nie wyszło to wzięła się za mnie…
– No ale przecież ty jesteś…
– No… też tak myślałem ale… jak tylko pocałowałem Monike…
– Całowaliście się? Zdziwił się Banach.
– No tak jakoś wyszło… Bo ona za dużo gada i trzeba jakoś ją zamknąć- powiedział uśmiechając się.
– I Zosia was widziała?
– Niestety… ja na prawdę nie chciałem żeby tak wyszło, no ale… teraz już nic na to nie poradzę… już wiem że kocham Monikę i… i dla niej jestem w stanie się zmienić…
– Jesteś w stanie zmienić całe swoje dotychczasowe życie, dla jednej kobiety którą widzisz pierwszy raz na oczy…
Wiktor patrzył się na niego z niedowierzaniem i otwartymi ustami.
– Tak… to właśnie jest miłość Doktorze… Odpowiedział Marcin i odszedł.
9 replies on “Rozdział 14”
Ten funfick jest cudowny. Inny od mojego, ale fajnie się go czyta. Uśmiałam się haha
hmmm brzuch mnie bli przez ciebie
A kto ci kazał się tyle śmiać? 😀
Padłam i nie wstałam, oczywiście zapomniałam skomentować. 😀
jak to kto? YYY ty? 😀
Eeeeeee zejszczałam sie xd
O masakro… W sumie sama nie wiem, jak zareagowałabym na miejscu Zosi.
ja już nie mogę ze śmiechu.
kurde co ty z tym robisz! Akcje jak z jakiegoś bitewnego filmu czy coś, ale fajne.