Categories
Fanfiction na sygnale

Rozdział 15

Minęło kilka godzin od tragicznego wypadku Moniki. Kobieta była cały czas nieprzytomna, lekarze stwierdzili, że upadek nie był aż tak poważny i rdzeń kręgowy nie został uszkodzony.
– Co z nią?
Zapytał stojący przed salą Banach.
– Wybacz Wiktor ale nie jesteś z rodziny i nie powinienem ci mówić…- Sambor odwrócił się od Wiktora i jeszcze raz spojrzał na nieprzytomną Monikę.
– Michał, proszę cię… powiedz mi tylko czy ona przeżyje… Zosia nie chciała… ona też będzie chciała wiedzieć…

Minęło kilka godzin od tragicznego wypadku Moniki. Kobieta była cały czas nieprzytomna, lekarze stwierdzili, że upadek nie był aż tak poważny i rdzeń kręgowy nie został uszkodzony.
– Co z nią?
Zapytał stojący przed salą Banach.
– Wybacz Wiktor ale nie jesteś z rodziny i nie powinienem ci mówić…- Sambor odwrócił się od Wiktora i jeszcze raz spojrzał na nieprzytomną Monikę.
– Michał, proszę cię… powiedz mi tylko czy ona przeżyje… Zosia nie chciała… ona też będzie chciała wiedzieć…
– Nie mój interes… wybacz Wiktor ale, ja nie mogę…
– Kochanie, co z nią?
Anna podeszła do Banacha i położyła mu ręce na ramiona.
– Anka! Czemu ty wstałaś z łóżka? przecież wiesz że nie możesz…
– Mogę, sama wiem co jest dla mnie dobre…
Ania spojrzała się na Wiktora, wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
– Spokojnie… wyjdzie z tego…
Powiedziała Ania.
– Wiktor, a tak właściwie to, dlaczego ty się tak o nią martwisz?
– Michał bo… bo to moja wina… jakbym był milszy dla tego całego Marcina to nic by się nie wydarzyło…
– Wiktor, przestać się obwiniać. To był Wypadek… Zosia też nie chciała… targały nią za duże emocje…
– A co z nią?
Spytał z miną zatroskanego Ojca.
– Śpi, kazałam jej podać leki uspokajające i usypiające…
– Bardzo dobrze zrobiłaś… Ty zawsze wiesz co robić w takich sytuacjach…
Wiktor przytulił się do niej mocno.
– Dobrze, niesterczmy tak pod tymi drzwiami… chodźmy stąd…
Rozkazał Sambor i cała trójka poszła.
– No nareszcie, już myślałem, że już nigdy nie odejdą…
Marcin wyłonił się zakamarków ciemnego korytarza i bez mrugnięcia okiem, wszedł do sali Moniki.
usiadł na krześle i złapał Monikę za ręke.
– Monika… proszę obudź się… to nie może tak się skończyć… Przysięgam że… że ona zapłaci nam za to co ci zrobiła… przysięgam…
– Co pan tu robi?
Do sali Moniki wbiegła pielęgniarka.
– Proszę opuścić tą salę, pan tu nie może przebywać…
– Dobrze, już dobrze, zaraz sobie pójdę tylko…
– Nie, nie ma tylko… proszę w tej chwili opuścić salę albo wezwę ochronę…
– Dobrze, dobrze, już sobie idę.
Marcin wstał, pochylił się i złożył na ustach nieprzytomnej Moniki, pocałunek.
– Już sobie idę droga pani.
– to świetnie…
Pielęgniarka zamknęła drzwi i patrzyła się jak Marcin odchodził.
Wiktor i Anna siedzieli przy łóżku śpiącej Zosi.
– Co… co się stało? Czemu mi się tak przyglądacie?
Zosia obudziła się i zdziwiła się widząc że Anna i Wiktor siedzą przy niej.
– Zosieńko jak się czujesz skarbie? Wiktor objął ją ramieniem.
– Już lepiej, a co z… z nią?
– pytasz o Monike?
– Tak tato, właśnie o nią…
– jest nieprzytomna ale… ale chyba nic poważnego sobie nie zrobiła.
– Chyba chciałeś powiedzieć że… że ja nic jej nie zrobiłam.
Zosia wtuliła się w Ojca.
– Zosiu, nie mów tak, działałaś w nerwach… wszyscy to zrozumieją…
Anna spojrzała się na nią ze współczuciem.
Do sali wpadł Marcin, stanął naprzeciwko Zosi.
– Co ty jej zrobiłaś idiotko… jak mogłaś jej to zrobić! Szmato!
– Ej, Opanuj się człowieku… Nie masz prawa się tak odzywać do mojej córki!
Wiktor wstał gwałtownie.
– Tato… tato zostaw… on ma racje, zasłużyłam sobie na to co on mówi…
– Przestań Zośka… nie pozwolę by tak mówił!
– nie pozwolisz?! a ja nie pozwolę by jej to uszło na sucho… to co zrobiła…
– Ale ona nic nie zrobiła, na pewno nic specjalnie…
– Wiktor! Przestań jej bronić…
– Panie Marcinie…- Wiktor zaczął ale nie dokończył, przerwała mu Anna, która wstała, stanęła pomiędzy nimi, spojrzała się w oczy Marcinowi i przytuliła go mocno.
– Anka!- Oburzył się Wiktor.
– Nie ankuj mi tu teraz… nie widzisz że on jest rozbity… w cale nie chciał powiedzieć tych wszystkich słów w kierunku Zosi… Prawda Marcin?
– T… Tak… prawda…- Marcin mówił płacząc w ramie Ani.
– Zosiu, ja… ja przepraszam… Ale ja nie mogę… ja nie mogę się pozbierać… zdałem sobie sprawę że Monika jest dla mnie ważna a po chwili… uświadomiłem sobie że mogę ją stracić… rozumiesz?! Rozumiesz mnie? ja nawet nie zdążyłem jej tego powiedzieć!
– Rozumiem… ja rozumiem… ja przepraszam…- Zośka puściła Wiktora i podeszła do Marcina przytulonego do Ani, Pociągnęła go za koszule, mężczyzna puścił Anię i padł w ramiona Zosi.
– Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? ona z tego wyjdzie… a… a jeśli nie to… to ja poniose wszelkie konsekwencje… – Zosia rozpłakała się.
Anka z Wiktorem stali i nie wierzyli własnym oczom.
– Może ich zostawimy? Zapytała Anka szeptem.
– Oszalałaś? nie zostawię Zosi z tym…
– Wiktor! przestań… jak widzisz on w cale nie jest taki zły…
– No powiedzmy… powiedzmy.
Oboje wyszli, Zosia i Marcin dalej stali przytuleni w sali.
– Wiktor… Monika się obudziła… chciała cię zobaczyć.- Za plecami pojawił się Sambor .
– Tak… rozumiem, już idę… Aniu? Pójdziesz tam ze mną?
– Nie Wiktor. idź sam, ja tu poczekam i… przekaże reszcie dobrą wiadomość.
Wiktor udał się do pani sierżant. Stał chwilę przed salą, obawiał się tego co od niej usłyszy.
– Cześć… jak się czujesz? Powiedział, wreszcie wchodząc do sali.
– Cześć… Wi… Wiktor… Sama nie wiem… Słabo mi… i boli mnie wszystko ale… na szczęście obyło się bez żadnych złamań… jestem tylko trochę poobijana… i… ręka złamana…
– monika, ja… ja cię przepraszam za Zosie… ona… ona nie chciała… Tak mi przykro…
– Wiktor… Nie przepraszaj mnie, ja… zasłużyłam sobie na to… Przecież wiem jakie potrafią być zranione nastolatki…
– Zosia boi się że…- Wiktor urwał bo przed salą pojawiła się Zosia.
– Mogę…? Spytała stojąc w drzwiach.
– Chodź… Wiktor, zostaw nas same… Proszę…
– Dobrze, tylko nie bądź dla niej za ostra, bardzo przeżywa to co się stało…
– Wiem Wiktor. Wiem.
Wiktor wyszedł, minął się w drzwiach z Zosią, spojrzał się jej w oczach, dało się wyczytać z jej spojrzenia ból i smutek, tak bardzo mu było szkoda jego małej dziewczynki.
– Ja… ja…- Zosia starała się coś powiedzieć ale nie mogła.
– Chodź, usiądź tu…- wskazuje Zosi miejsce, ona podchodzi i ostrożnie siada.
– Zosiu… wiem, że zrobiłaś to przypadkowo…
– Ja jestem gotowa ponieść konsekwencje…
– Jakie konsekwencje? o czym ty mówisz? Zdziwiła się Zawadzka.
– No pracuje pani w policji i pewnie już napisała pani raport…
– Zośka co ty mówisz… nie napisałam i nie napiszę żadnego raportu o tej sytuacji…
– Ale… ale jak to?
– no wiesz… każdy był kiedyś młody i… nawet ja robiłam w przeszłości takie głupie rzeczy z zazdrości… takie rzeczy podobne do tego co ty zrobiłaś.
– Tak bardzo panią przepraszam…
– Mam do ciebie dwie prośby… Zaczęła Monika.
– Jakie?
Zosia podniosła głowę, otarła łzy i spojrzała się pytająco na nią.
– Po pierwsze skończ mnie przepraszać, a po drugie… a po drugie to nie jestem żadna pani, tylko Monika.
Podała Zosi ręke.
– Ale ja… ale ja nie mogę…
– Możesz…- Monika uśmiechnęła się, Zosia podała jej rękę.
Do sali wszedł Marcin, Wiktor i Anna.
– No, widzę że kryzys zażegnany?
Powiedział Wiktor uśmiechając się na widok pogodzonych Zosi i Moniki.
– A czego się spodziewałeś Wiktor? hmm? że będziemy skakać sobie do gardeł? Zaśmiała się Monika.
– no skakać to jeszcze pani nie wolno, pani sierżant.
Wtrąciła się Anna.
– Tak wiem, wiem, pani doktor… do pracy też od razu nie wrócę… ja nie wiem co ja będę robić przez ten czas…- westchnęła.
– Ja wiem co będziesz robiła, a raczej co my będziemy robili…
Marcin podszedł bliżej.
– Co? o co ci chodzi? Nie rozumiem…
Monika patrzyła na niego pytająco.
– No wiesz… będziemy pewnie bardzo zajęci.
Położył jej rękę na ramieniu.
– Nie dotykaj mnie człowieku… Co ty sobie myślisz! jak mnie raz pocałowałeś… to… to już jestem twoją własnością! a może ja wolę dojrzalszych
mężczyzn hmm?- zażartowała i spojrzała na Banacha.
– Monika… no wiesz co?! Przecież mój tata jest zajęty!
– Zosiu, spokojnie, przecież ja tylko żartowałam… a twój tata zna się na żartach, prawda Wiktor?
– No jasne.- Wiktor roześmiał się i spojrzał na Annę, której w cale do śmiechu nie było.
– Oj… Aniu… czy ja widzę zazdrość na twojej twarzy?
– A jak myślisz?!
– No… myślę że… że powinniśmy już iść.
Pocałował ją, objął w pasie i życząc Monice zdrowia, wyszli z sali.
– No na szczęście twój tata, wie jak ją ułaskawić… nie darowałabym sobie tego jakby przeze mnie go rzuciła, przez jakąś głupią bezpodstawną zazdrość.
– No… ja ją trochę rozumiem… ta zazdrość nie jest tak do końca bezpodstawna.
– Oj Zośka, no i ty też zaczynasz… nie bądź jak Doktor Reiter…- Monika i Zosia wybuchnęły śmiechem.
– Zosia… mogłabyś mnie na chwilę zostawić z Moniką? Spytał Marcin, stojąc przy oknie.
– Jasne… wpadnę tu jeszcze później.
Zośka wstała i wyszła.
– no to o co chodzi?
Spytała niepewnie Zawadzka.
– Ty się mnie pytasz o co chodzi? to ja nie wiem o co chodzi tobie… przecież… ja widziałem…. że wtedy w sali u Anny… podrywałaś mnie… potem ja cię pocałowałem, myślałem że…
– Marcin… nie myśl za dużo. Nie jestem Tobą zainteresowana… Przykro mi.
Odpowiedziała mu szybko i stanowczo, z nadzieją że zrozumie i sobie pójdzie.
– Rozumiem… wolisz Wiktora, tak?
– Oszalałeś?! już mówiłam, ja i Wiktor się tylko przyjaźnimy… z resztą nie miałabym serca odbierać go Annie…
– No tak, jak by to wyglądało gdyby dziecko wychowywało się bez ojca.- Powiedział Marcin a na twarzy Moniki malowało się zdziwienie.
– jakie dziecko?
– No co? twój przyjaciel nie powiedział ci, że Anka jest z nim w ciąży… ach, nie powiedział ci… bardzo mi przykro…
– Wyjdź…!- Wskazała ręką drzwi.
– Nie wyjdę!
– Wyjdź powiedziałam!
Podniosła się i wstała z łóżka, była jeszcze bardzo osłabiona, nie mogła utrzymać się na własnych nogach.
– Trzymam cię!
Krzyknął Marcin i złapał upadającą Monikę.
Trzymał ją w swoich objęciach a ona patrzyła na niego ze zdziwieniem i strachem w oczach.
– Odpuść sobie Wiktora… Przecież wiesz, że to nie ma sensu…- Mówił do niej, a onapróbowała sama utrzymać równowagę.
– Nie mogę… rozumiesz… nie mogę… nie potrafię…
– Pomogę ci.- Powiedział, całując ją w usta. Ona chwilę się zastanawiała, ale odwzajemniła ten gest.
– A teraz powoli… cofamy się do tyłu… no jeszcze trochę… o świetnie…- Posadził ją na łóżku, pomógł się położyć. Usiadł koło niej i cały czas trzymał ją za rękę.
– Dziękuję…- Powiedziała cicho
– Jeszcze nie masz za co… Odpowiedział.

6 replies on “Rozdział 15”

Coś za szybko się rozwija ta relacja Marcina i Moniki w moim odczuciu, ale różnie to bywa tak z drugiej
strony.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink