Categories
Fanfiction na sygnale

Rozdział 17

Zosia mimo że pogodziła się z faktem, iż Marcin spotyka się z Moniką, nadal chodziła smutna i przygaszona.
Wszyscy starali się ją jakoś pocieszyć, no ale jak się okazało nie było to takie łatwe.
W stacji, Wiktor nie mógł skupić się na pracy, cały czas miał przed oczami, tą zapłakaną i bezradną Zosię, która cierpiała z powodu złamanego serca.
Co doktor dzisiaj taki zamyślony?
Zapytała się Martyna.

Zosia mimo że pogodziła się z faktem, iż Marcin spotyka się z Moniką, nadal chodziła smutna i przygaszona.
Wszyscy starali się ją jakoś pocieszyć, no ale jak się okazało nie było to takie łatwe.
W stacji, Wiktor nie mógł skupić się na pracy, cały czas miał przed oczami, tą zapłakaną i bezradną Zosię, która cierpiała z powodu złamanego serca.
Co doktor dzisiaj taki zamyślony?
Zapytała się Martyna.
A bo martwię się o Zośkę… wiesz… ta sprawa z…
Wiktor rozejrzał się po stacji.
Spoko doktorze, dzisiaj go nie ma, wziął wolne bo musiał jechać coś załatwić.
No i bardzo dobrze, im mniej go widzę tym lepiej. Banach westchnął z niemocy.
Martyna… jesteś kobietą… weź coś wymysł, jak mogę poprawić humor zośce… bo mi się na prawdę już skończyły pomysły…pizza, lody, kino… wszystko było.
Doktorku, pizza i lody to w średniowieczu pomagały. Wtrąciła się przechodzącą obok nich Lidka.
Lidka, serio? Wiktor spojrzał na nią z niedowierzaniem.
No w sumie… ona ma trochę racji doktorze…
Martyna potwierdziła słowa koleżanki, jednak w jej głosie dało się słyszeć lekką niepewność.
No to… Lidka, wymysł coś kreatywnego i na nasze czasy i standardy, a ja idę bo… bo… no bo Artur mnie wołał. Wiktor wstał z kanapy i poszedł. Jak się później okazało w cale nie poszedł do Góry, po prostu nie chciał uczestniczyć w tych babskich spiskach.
Dobra… To może…
Martyna się zastanawiała ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Ja mam genialny pomysł… Tylko Wiktor się chyba nie zgodzi… chociaż w sumie… czy on musi o tym wiedzieć?
Lidka, co ty kombinujesz? Zdziwiła się Martyna.
Ja? No przecież że nic, weźmiemy młodą na imprezę, wytańczy się, wykrzyczy, a i nam się to przyda.
Nam?
No a co ty myślisz? Że pójdę tam z nią tylko ja?
No wiesz… ja nie wiem czy…
Spokojnie twój Rycerz na białym koniu, albo raczej w białej karetce, też cię puści. Załatwię to… a i jeszcze Baśka i Doktor Reiter by się przydały… zadzwonisz?
Lidka, czy ty nie przesadzasz/
No co ty… zapewniam cię że Zośka od razu zapomni o tym całym Marcinie i jego pani sierżant.
Skoro tak mówisz…
Martyna westchnęła i zaczęła dzwonić po wszystkich.
Anka, stwierdziła że to Głupi pomysł, ale jak to jedyny sposób by pomóc Zosi, to się zgadza, A Baśka, zostaje z Tadziem bo Adam ma dzisiaj dyżur w stacji, więc odpada.
No szkoda, to będziemy we cztery. To jeszcze trzeba zawiadomić Zośkę… Przyjdzie tu?
Tak Wiktor powiedział że ma wpaść po szkole.
Oznajmiła Martyna. Cały ten pomysł wydawał się jej kompletnie szalony, ale wiedziała, że jak Lidka coś postanowi to już nie ma odwrotu.
Po kilku godzinach, do stacji weszła Zosia. Szła wolno, ze spuszczoną głową, niosła w ręku kanapki, bo Wiktor jak zwykle ich zapomniał.
Tato. Trzymaj. Powiedziała i powoli podała mu reklamówkę.
Dzięki Zośka, a jak ty się właściwie czujesz?

Zapytał z troską w głosie.
A nie widać? Całkiem nieźle…
No właśnie nie widać. Zosia, martwię się o ciebie… Pamiętaj że na jednym facecie świat się nie kończy…
No wiem tato… ale to nie jest wszystko takie proste… przecież wiesz… wiesz jak to było z tobą kiedy nie układało ci się z Anią…
Tak… Wiem.
O Cześć Zośka… Chodź na chwile, mam do ciebie ważną sprawę. Zagadnęła do dziewczyny Martyna.
Teraz? Chyba nie mam ochoty na jakiekolwiek sprawy…
Zosia, pokręciłam przecząco głową.
No dawaj, nie pożałujesz. Przekonywała Kubicka.
no sama nie wiem..
W końcu uległa i obie poszły do gabinetu doktora Góry, którego akurat nie było w stacji, bo pojechał na wezwanie. Na fotelu doktora, siedziała Lidka, tak się wczuła w role szefowej stacji, że nawet zaczęła zajadać się Artura ciastkami.
Najpierw powoli weszła Zosia a za nią Martyna, która wybuchnęła śmiechem, gdy tylko zobaczyła w jakiej pozycji siedzi Chowaniec. Lidka na wpół siedziała a na wpół leżała na fotelu, jej nogi były położone na biurku a ręce splecione za głową, w ustach trzymała kawałek ciastka. Zerwała. Się do normalnej pozycji, gdy tylko je zobaczyła.
Kubicka, bo ci z pensji potrącę, jak możesz się śiać z funkcjonariusza publicznego. Powiedziała Lidka, parodiując Artura Górę. Tego nawet Zosia nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.
A co tu się dzieje moje panie? Do gabinetu niespodziewanie wszedł Wiktor.
Lidka, rozumiem, że teraz zastępujesz Artura? Zapytał z uśmiechem.
Jasne Wiktor, Może ciasteczko? A może rosołek? Jest w lodówce, no chyba że Strzelecki i jego niepohamowany apetyt… już się nim zajął…
Lidka dalej ciągnęła rozmowę, jako Artur.
Wiktor starał się być poważy, ale nie potrafił. Przyłączył się do Zosi i Martyny, które prawie już ze śmiechu leżały na podłodze.
A co tu się dzieje pod moją nieobecność? Chowaniec, Kubicka… co wy…
Artur stanął w drzwiach i nie wiedział o co chodzi, wszyscy na jego widok wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem.
Nic nic, doktorku, spokojnie, przygotowuję się do roli… w kabarecie…
Jakiej roli Chowaniec? O czym ty mówisz…
No… będę występować w kabarecie jako ee…
Jako kto?
No jako… Ty, doktorku…
Chowaniec! Czy ja ci nie mówiłem, że żartowanie sobie z szefa może się skończyć tragicznie?
Doktorku wyluzuj… ja tylko żartowałam…
W takim razie teraz patrz mi na usta… i to co ja teraz powiem to nie będzie żart! W tej chwili razem z Kubicką idziecie myć wszystkie karetki…!
A to rozumiem że doktor Banach i Zosia idą z nami?
Chowaniec do jasnej…
Artur spokojnie… bez nerwów… Przynajmniej, Lidce udało się rozbawić Zośkę. Banach spojrzał się na córkę, która o mało co nie popłakała się ze śmiechu.
No… dobrze… niech to będzie okoliczność łagodząca… no już… wracajcie do pracy
Wszyscy zgodnie z rozkazem opuścili gabinet Artura.
Zośka… to jeszcze nie koniec wrażeń na dziś. Oznajmiła Martyna. Zosia spojrzała się to na jedną, to na drugą, nie spodziewała sę tego, co one zaplanowały.
No to tak… mam nadzieję że masz wolny wieczór, a jak nie masz to… już masz zarezerwowany z nami… Dzisiaj wieczorem, Ty, Anna, Martyna i Ja… idziemy do najlepszego klubu w mieście… i zamierzamy się dobrze bawić!
Oznajmiła Lidka głośno i radośnie.
Co? Jaki znowu klub? Co wyście wymyśliły? Zdziwił się Wiktor, który od razu chciał zaprotestować.
Doktorze, każdy protest z pana strony zostaje od razu odrzucony. Zośka w końcu musi się rozerwać… a co może się jej złego stać w towarzystwie pani doktor Reiter i dwóch tacy cudownych ratowniczej jak my.
Wiesz co Lidka… obawiam się że…
Tato… No we…- Wiktor nie skończył swojego zdania, bo. Od razu przerwała mu Zosia.
No dobrze… ale… macie na nią uważać.
Tato… przecież już nie jestem małą dziewczynką…
Jasne jasne ośmiu…

Pod wieczór wszystkie panie stały już przed wejściem do klubu nocnego. Anna przed wyjściem z domu, została poinstruowana przez Wiktora, co może w ciąży a czego nie, jak i co ma robić Zosia i 50000 innych oczywistych rzeczy, które zapomniała, chwilę po wyjściu z domu.
Mówię Wam! To będzie niezapomniana noc!
Ekscytowała się Martyna.
No mam nadzieję… – Odpowiedziała jej Zosia, po której już nie było widać śladów załamania. Teraz była rozpromieniona i radosna jak nigdy dotąd.
Tylko pamiętajcie… nie spuszczamy wzroku z naszej Zosi, musimy ją pilnować jak oka w głowie bo inaczej…
Tak Aniu, wiemy… bo inaczej Wiktor nam nie da żyć- Zaśmiała się Martyna.
Nie no, oczywiście żartowałam. Zośka, ty masz się po prostu dobrze bawić i tyle. Ania uśmiechnęła się do Zosi, która odetchnęła z ulgą, że nie będzie pilnowana. Wiedziała że tata się o nią martwił, ale to zaczynało już ją powoli denerwować… była już prawie dorosła a on czasem chyba o tym zapominał. Po kilku minutach stawia na dworze, weszły do środka. W klubie było mnóstwo ludzi, niektórzy już od samego początku imprezy, ledwo trzymali się na nogach.
No to co? Bawimy się! Powiedziała Zosia i tanecznym krokiem ruszyła na parkiet, wtapiając się w t…u, ludzi.
No… a nie mówiłam, że to genialny pomysł?
Lidka… czemu ja mam wrażenie że wydarzy się coś złego? Spytała Anka, gasząc entuzjazm w koleżance.
No… nie wiem… ale teraz nie czas ani miejsce o tym myśleć…
Lidka, również wtopiła się w tańczący tłum.
no świetnie… Martyna?
Anna odwróciła się, ale Martyny też już przy niej nie było.
Pozostawiona przez dziewczyny, postanowiła pójść do baru i zamówić sobie coś do picia.
Podchodząc bliżej, zobaczyła Zosię w towarzystwie jakiegoś młodego mężczyzny, który wyglądał jakby go wyciągnęli z jakiegoś balu przebierańców. Chłopak był ubrany na czarno, miał ostry makijaż i długie czarne włosy.
O Zosia, tu jesteś, wszędzie cię szukałam. Oznajmiła, podchodząc bliżej.
A my się znamy? Zosia spojrzała na Annę ze zdziwieniem.
Zośka… no co ty?
Przepraszam, nie widzisz że ona nie chce z Tobą rozmawiać? Wtrącił siędę rozmowy, chłopak, który właśnie podał jej drinka.
Zośka nie możesz pić alkoholu, jesteś niepełnoletnia…
Przestań kobieto… Zostaw mnie… mogę robić co i z kim chce..
No nie wierze…
Anka osłupiała ze zdziwienia, zachowanie Zosi było bardzo dziwne. Natychmiast wyciągnęła telefon i zadzwoniła po Lidke i Martynę, które zjawiły się kilka minut później.
Co się stało Aniu? Spytała Martyna.
Zosia… ona… ona… coś z nią jest nie tak…
Nie tak? Czyli jak? Za bardzo się wyluzowała?
Lidka, to nie jest śmieszne, podeszłam do niej, była z jakimś dziwnym chłopakiem, Piła alkohol i w ogóle mnie nie… nie poznała. Anna mówiła trzęsącym się głosem.
Spokojnie, ty jesteś w ciąży, nie możesz się denerwować. Martyna, zostań z nią a ja pójdę wybadać sytuację. Lidka podeszła do Zosi, przyglądała się jej bardzo uważnie, nie zauważyła niczego dziwnego.
Co mi się tak przyglądasz paniusiu? Zosia nie poznawała nawet jej. Lidka nie wiedziała jakie są tego przyczyny, ale wiedziała kto jest za to odpowiedzialny.
Co jej podałeś gnoju?! Spojrzała się na dziwnie ubranego chłopaka.
Ja? Nie wiem o czym mówisz…
Nie udawaj… co jej dałeś?!
Nic, odczep się Kobieto! Chłopak chciał zabrać Zosię odejść, ale Lidka nie dawała za wygraną. Złapała chłopaka za rękę prawie mu ją wykręciła.
Oszalałaś kobieto! Chłopak odwrócił się i wyrwał rękę z uścisku Lidki.
No.. to może teraz mi powiesz… co jej dałeś?
On nic mi nie dał… proszę nas zostawić. Zosia była przestraszona i chowała się za plecami nowo poznanego kolegi.
Zośka… uwierz mi, że jak nie wrócisz z nami… to twój ojciec nas pozabija… No już. Koniec udawania że się nie znamy… Kolegę też było miło poznać ale… musimy już wracać.
Ale czy pani nie rozumie, że ona nie chce z panią nigdzie iść…
Lidka nie wiedziała jak ma jeszcze przekonać Zosię… Odwróciła się na chwilę by spojrzeć na Martynę i Anię… Stały obie odwrócone plecami do tej całej sytuacji.
No dobra, koniec tego! Zośka, idziesz ze mną i już… Powiedziała ale… nikogo w pobliżu niej, już nie było.
Cholera jasna…! Krzyknęła, chwilę później dołączyły do niej dwie pozostałe kobiety.
Gdzie ona jest? Spytała Anna, rozglądając się po klubie.
Chyba uciekła z tym całym… księciem ciemności…
Jak to uciekła… przecież z nią rozmawiałaś… Oburzyła się Martyna.
Dobra nie ma czasu, ja dzwonię na policję…
Anka wyjęła telefon i wezwała do klubu policję.
Nie musiały Długo czekać, wyszły z klubu i za kilka minut podjechał radiowóz, z którego. Wysiadła Monika i jej starszy partner.
Starszy sierżant Monika Zawadzka… co się stało? Zapytała, widząc trzy przerażone kobiety. Nie musiała im się nawet przedstawiać, wszystkie się dobrze już znały z poprzednich akcji.
Zośka… ona… ona została porwana! Zaczęła Martyna.
Jaka Zośka? Mów powoli.
No Zosia Banach… Martynie zaczęły lecieć łzy.
W sensie Córka Wiktora?! Zdziwiła się Monika.
No tak! Wyszła z klubu z jakimś chłopakiem… Dodała Lidka.
No to wyszła czy została porwana…? Monika chciała ustalić jak najwięcej szczegółów zdarzenia.
A jakie to ma teraz znaczenie do cholery! Szukajcie jej!
Krzyknęła Anka.
Spokojnie, krzyki tu w niczym nie pomogą… potrzebuje jak najwięcej informacji o tym chłopaku i o tym jak się zachowywał on i Zosia…
Dobrze. Już będę spokojna… Zosia oddaliła się od nas… na jakiś czas… potem ją znalazłam… siedziała z tym chłopakiem i w ogóle mnie nie poznawała… podejrzewam że coś jej podał.
Doktor Reiter, od rzucania podejrzeń to jestem ja. Dobrze… a jak wyglądał ten chłopak?
Monika spojrzała się na Lidke i Martynę.
Był cały ubrany na czarno… długie czarne włosy… makijaż… No jakby wyszedł z horroru w każdym razie.
Tłumaczyła Lidka.
Dobrze, zaraz przyślę tu kogoś i zrobicie portret pamięciowy… będziemy go… ich szukać… a jeszcze jedna sprawa…
Zawadzka ucichła na chwilę i spojrzała si na Annę.
– Wiktor wie?

6 replies on “Rozdział 17”

Natalio, Nataleczko, jak mogłaś mi to zrobić? A właściwie nie mi, a mojej biednej Zosi? No nie mogę, nie mogę tego przeżyć. 🙁

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink