Minęło kilka godzin od tragicznego wypadku Moniki. Kobieta była cały czas nieprzytomna, lekarze stwierdzili, że upadek nie był aż tak poważny i rdzeń kręgowy nie został uszkodzony.
– Co z nią?
Zapytał stojący przed salą Banach.
– Wybacz Wiktor ale nie jesteś z rodziny i nie powinienem ci mówić…- Sambor odwrócił się od Wiktora i jeszcze raz spojrzał na nieprzytomną Monikę.
– Michał, proszę cię… powiedz mi tylko czy ona przeżyje… Zosia nie chciała… ona też będzie chciała wiedzieć…
– Nie mój interes… wybacz Wiktor ale, ja nie mogę…
– Kochanie, co z nią?
Anna podeszła do Banacha i położyła mu ręce na ramiona.
– Anka! Czemu ty wstałaś z łóżka? przecież wiesz że nie możesz…
– Mogę, sama wiem co jest dla mnie dobre…
Ania spojrzała się na Wiktora, wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
– Spokojnie… wyjdzie z tego…
Powiedziała Ania.
– Wiktor, a tak właściwie to, dlaczego ty się tak o nią martwisz?
– Michał bo… bo to moja wina… jakbym był milszy dla tego całego Marcina to nic by się nie wydarzyło…
– Wiktor, przestać się obwiniać. To był Wypadek… Zosia też nie chciała… targały nią za duże emocje…
– A co z nią?
Spytał z miną zatroskanego Ojca.
– Śpi, kazałam jej podać leki uspokajające i usypiające…
– Bardzo dobrze zrobiłaś… Ty zawsze wiesz co robić w takich sytuacjach…
Wiktor przytulił się do niej mocno.
– Dobrze, niesterczmy tak pod tymi drzwiami… chodźmy stąd…
Rozkazał Sambor i cała trójka poszła.
– No nareszcie, już myślałem, że już nigdy nie odejdą…
Marcin wyłonił się zakamarków ciemnego korytarza i bez mrugnięcia okiem, wszedł do sali Moniki.
usiadł na krześle i złapał Monikę za ręke.
– Monika… proszę obudź się… to nie może tak się skończyć… Przysięgam że… że ona zapłaci nam za to co ci zrobiła… przysięgam…
– Co pan tu robi?
Do sali Moniki wbiegła pielęgniarka.
– Proszę opuścić tą salę, pan tu nie może przebywać…
– Dobrze, już dobrze, zaraz sobie pójdę tylko…
– Nie, nie ma tylko… proszę w tej chwili opuścić salę albo wezwę ochronę…
– Dobrze, dobrze, już sobie idę.
Marcin wstał, pochylił się i złożył na ustach nieprzytomnej Moniki, pocałunek.
– Już sobie idę droga pani.
– to świetnie…
Pielęgniarka zamknęła drzwi i patrzyła się jak Marcin odchodził.
Wiktor i Anna siedzieli przy łóżku śpiącej Zosi.
– Co… co się stało? Czemu mi się tak przyglądacie?
Zosia obudziła się i zdziwiła się widząc że Anna i Wiktor siedzą przy niej.
– Zosieńko jak się czujesz skarbie? Wiktor objął ją ramieniem.
– Już lepiej, a co z… z nią?
– pytasz o Monike?
– Tak tato, właśnie o nią…
– jest nieprzytomna ale… ale chyba nic poważnego sobie nie zrobiła.
– Chyba chciałeś powiedzieć że… że ja nic jej nie zrobiłam.
Zosia wtuliła się w Ojca.
– Zosiu, nie mów tak, działałaś w nerwach… wszyscy to zrozumieją…
Anna spojrzała się na nią ze współczuciem.
Do sali wpadł Marcin, stanął naprzeciwko Zosi.
– Co ty jej zrobiłaś idiotko… jak mogłaś jej to zrobić! Szmato!
– Ej, Opanuj się człowieku… Nie masz prawa się tak odzywać do mojej córki!
Wiktor wstał gwałtownie.
– Tato… tato zostaw… on ma racje, zasłużyłam sobie na to co on mówi…
– Przestań Zośka… nie pozwolę by tak mówił!
– nie pozwolisz?! a ja nie pozwolę by jej to uszło na sucho… to co zrobiła…
– Ale ona nic nie zrobiła, na pewno nic specjalnie…
– Wiktor! Przestań jej bronić…
– Panie Marcinie…- Wiktor zaczął ale nie dokończył, przerwała mu Anna, która wstała, stanęła pomiędzy nimi, spojrzała się w oczy Marcinowi i przytuliła go mocno.
– Anka!- Oburzył się Wiktor.
– Nie ankuj mi tu teraz… nie widzisz że on jest rozbity… w cale nie chciał powiedzieć tych wszystkich słów w kierunku Zosi… Prawda Marcin?
– T… Tak… prawda…- Marcin mówił płacząc w ramie Ani.
– Zosiu, ja… ja przepraszam… Ale ja nie mogę… ja nie mogę się pozbierać… zdałem sobie sprawę że Monika jest dla mnie ważna a po chwili… uświadomiłem sobie że mogę ją stracić… rozumiesz?! Rozumiesz mnie? ja nawet nie zdążyłem jej tego powiedzieć!
– Rozumiem… ja rozumiem… ja przepraszam…- Zośka puściła Wiktora i podeszła do Marcina przytulonego do Ani, Pociągnęła go za koszule, mężczyzna puścił Anię i padł w ramiona Zosi.
– Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? ona z tego wyjdzie… a… a jeśli nie to… to ja poniose wszelkie konsekwencje… – Zosia rozpłakała się.
Anka z Wiktorem stali i nie wierzyli własnym oczom.
– Może ich zostawimy? Zapytała Anka szeptem.
– Oszalałaś? nie zostawię Zosi z tym…
– Wiktor! przestań… jak widzisz on w cale nie jest taki zły…
– No powiedzmy… powiedzmy.
Oboje wyszli, Zosia i Marcin dalej stali przytuleni w sali.
– Wiktor… Monika się obudziła… chciała cię zobaczyć.- Za plecami pojawił się Sambor .
– Tak… rozumiem, już idę… Aniu? Pójdziesz tam ze mną?
– Nie Wiktor. idź sam, ja tu poczekam i… przekaże reszcie dobrą wiadomość.
Wiktor udał się do pani sierżant. Stał chwilę przed salą, obawiał się tego co od niej usłyszy.
– Cześć… jak się czujesz? Powiedział, wreszcie wchodząc do sali.
– Cześć… Wi… Wiktor… Sama nie wiem… Słabo mi… i boli mnie wszystko ale… na szczęście obyło się bez żadnych złamań… jestem tylko trochę poobijana… i… ręka złamana…
– monika, ja… ja cię przepraszam za Zosie… ona… ona nie chciała… Tak mi przykro…
– Wiktor… Nie przepraszaj mnie, ja… zasłużyłam sobie na to… Przecież wiem jakie potrafią być zranione nastolatki…
– Zosia boi się że…- Wiktor urwał bo przed salą pojawiła się Zosia.
– Mogę…? Spytała stojąc w drzwiach.
– Chodź… Wiktor, zostaw nas same… Proszę…
– Dobrze, tylko nie bądź dla niej za ostra, bardzo przeżywa to co się stało…
– Wiem Wiktor. Wiem.
Wiktor wyszedł, minął się w drzwiach z Zosią, spojrzał się jej w oczach, dało się wyczytać z jej spojrzenia ból i smutek, tak bardzo mu było szkoda jego małej dziewczynki.
– Ja… ja…- Zosia starała się coś powiedzieć ale nie mogła.
– Chodź, usiądź tu…- wskazuje Zosi miejsce, ona podchodzi i ostrożnie siada.
– Zosiu… wiem, że zrobiłaś to przypadkowo…
– Ja jestem gotowa ponieść konsekwencje…
– Jakie konsekwencje? o czym ty mówisz? Zdziwiła się Zawadzka.
– No pracuje pani w policji i pewnie już napisała pani raport…
– Zośka co ty mówisz… nie napisałam i nie napiszę żadnego raportu o tej sytuacji…
– Ale… ale jak to?
– no wiesz… każdy był kiedyś młody i… nawet ja robiłam w przeszłości takie głupie rzeczy z zazdrości… takie rzeczy podobne do tego co ty zrobiłaś.
– Tak bardzo panią przepraszam…
– Mam do ciebie dwie prośby… Zaczęła Monika.
– Jakie?
Zosia podniosła głowę, otarła łzy i spojrzała się pytająco na nią.
– Po pierwsze skończ mnie przepraszać, a po drugie… a po drugie to nie jestem żadna pani, tylko Monika.
Podała Zosi ręke.
– Ale ja… ale ja nie mogę…
– Możesz…- Monika uśmiechnęła się, Zosia podała jej rękę.
Do sali wszedł Marcin, Wiktor i Anna.
– No, widzę że kryzys zażegnany?
Powiedział Wiktor uśmiechając się na widok pogodzonych Zosi i Moniki.
– A czego się spodziewałeś Wiktor? hmm? że będziemy skakać sobie do gardeł? Zaśmiała się Monika.
– no skakać to jeszcze pani nie wolno, pani sierżant.
Wtrąciła się Anna.
– Tak wiem, wiem, pani doktor… do pracy też od razu nie wrócę… ja nie wiem co ja będę robić przez ten czas…- westchnęła.
– Ja wiem co będziesz robiła, a raczej co my będziemy robili…
Marcin podszedł bliżej.
– Co? o co ci chodzi? Nie rozumiem…
Monika patrzyła na niego pytająco.
– No wiesz… będziemy pewnie bardzo zajęci.
Położył jej rękę na ramieniu.
– Nie dotykaj mnie człowieku… Co ty sobie myślisz! jak mnie raz pocałowałeś… to… to już jestem twoją własnością! a może ja wolę dojrzalszych
mężczyzn hmm?- zażartowała i spojrzała na Banacha.
– Monika… no wiesz co?! Przecież mój tata jest zajęty!
– Zosiu, spokojnie, przecież ja tylko żartowałam… a twój tata zna się na żartach, prawda Wiktor?
– No jasne.- Wiktor roześmiał się i spojrzał na Annę, której w cale do śmiechu nie było.
– Oj… Aniu… czy ja widzę zazdrość na twojej twarzy?
– A jak myślisz?!
– No… myślę że… że powinniśmy już iść.
Pocałował ją, objął w pasie i życząc Monice zdrowia, wyszli z sali.
– No na szczęście twój tata, wie jak ją ułaskawić… nie darowałabym sobie tego jakby przeze mnie go rzuciła, przez jakąś głupią bezpodstawną zazdrość.
– No… ja ją trochę rozumiem… ta zazdrość nie jest tak do końca bezpodstawna.
– Oj Zośka, no i ty też zaczynasz… nie bądź jak Doktor Reiter…- Monika i Zosia wybuchnęły śmiechem.
– Zosia… mogłabyś mnie na chwilę zostawić z Moniką? Spytał Marcin, stojąc przy oknie.
– Jasne… wpadnę tu jeszcze później.
Zośka wstała i wyszła.
– no to o co chodzi?
Spytała niepewnie Zawadzka.
– Ty się mnie pytasz o co chodzi? to ja nie wiem o co chodzi tobie… przecież… ja widziałem…. że wtedy w sali u Anny… podrywałaś mnie… potem ja cię pocałowałem, myślałem że…
– Marcin… nie myśl za dużo. Nie jestem Tobą zainteresowana… Przykro mi.
Odpowiedziała mu szybko i stanowczo, z nadzieją że zrozumie i sobie pójdzie.
– Rozumiem… wolisz Wiktora, tak?
– Oszalałeś?! już mówiłam, ja i Wiktor się tylko przyjaźnimy… z resztą nie miałabym serca odbierać go Annie…
– No tak, jak by to wyglądało gdyby dziecko wychowywało się bez ojca.- Powiedział Marcin a na twarzy Moniki malowało się zdziwienie.
– jakie dziecko?
– No co? twój przyjaciel nie powiedział ci, że Anka jest z nim w ciąży… ach, nie powiedział ci… bardzo mi przykro…
– Wyjdź…!- Wskazała ręką drzwi.
– Nie wyjdę!
– Wyjdź powiedziałam!
Podniosła się i wstała z łóżka, była jeszcze bardzo osłabiona, nie mogła utrzymać się na własnych nogach.
– Trzymam cię!
Krzyknął Marcin i złapał upadającą Monikę.
Trzymał ją w swoich objęciach a ona patrzyła na niego ze zdziwieniem i strachem w oczach.
– Odpuść sobie Wiktora… Przecież wiesz, że to nie ma sensu…- Mówił do niej, a onapróbowała sama utrzymać równowagę.
– Nie mogę… rozumiesz… nie mogę… nie potrafię…
– Pomogę ci.- Powiedział, całując ją w usta. Ona chwilę się zastanawiała, ale odwzajemniła ten gest.
– A teraz powoli… cofamy się do tyłu… no jeszcze trochę… o świetnie…- Posadził ją na łóżku, pomógł się położyć. Usiadł koło niej i cały czas trzymał ją za rękę.
– Dziękuję…- Powiedziała cicho
– Jeszcze nie masz za co… Odpowiedział.
Author: Shel
Rozdział 14
Zosia od kilku godzin nie wychodziła z łazienki, Wiktor nie zwracał na to uwagi, bo za bardzo był zaabsorbowany rozmową przez telefon z Anią, która cały czas leżała jeszcze w szpitalu.
– Kochanie, co mówią lekarze? Jak tam nasze maleństwo?
– Mówią że miałam dużo szczęścia. Uśmiechnęła się.
– no tak tak…. ech, wszystko przez tego Marcina…
Westchnął Banach.
– Ale Wiktor to nie jest jego wina przecież…
– No tak no, wiem. To moja wina…
– Wiktor… przestań… Lepiej byś przyszedł do mnie a nie… siedzisz w domu i trujesz Zosi głowę…
– Ale Zośka siedzi w łazience i się szykuje na spotkanie z tym…
– Doktorze Banach, proszę się ładnie wyrażać.
– Dobrze pani doktor. Wpadnę do ciebie jak tylko zwolni mi łazienkę.
– No jakbyś nie mógł swojej potrzeby załatwić w szpitalu… tu też są łazienki.- roześmiała się Anna.
– A czyli mam rozumieć że pójdziesz ze mną pod prysznic w szpitalu?
– Wiktor… no wiesz co…
– No co? przecież sama powiedziałaś że…
– No już dobrze dobrze, przyjdziesz to pomyślimy nad tym.
Po tych słowach Anna rozłączyła się i położyła się na łóżku.
– Zośka… wychodź… szybciej, bo ja zaraz muszę się zbierać!
Wiktor pukał w drzwi łazienki.
– No już już… Boże, żeby kobieta nie mogła we własnej łazience się przygotować na spotkanie…
Zosia otworzyła drzwi i wyszła. Stanęła przed Banachem a ten nie mógł wyjść z podziwu jak pięknie wyglądała jego córka.
– No… Zośka… ja nie wiedziałem że mam aż tak piękną córkę.
– Rozumiem że to był komplement?
– No oczywiście…
Dał jej całusa w policzek.
Zosia poszła do siebie do pokoju i zamknęła drzwi, po kilku minutach wyszła ubrana w jasno-niebieską sukienkę, która idealnie komponowała się z jej falującymi, rozpuszczonymi blond włosami, i pomalowanymi na lekki różowy kolor paznokciami.
– O jezus…
– Tak wiem tato… przesadziłam?
– Nie no coś ty… jest idealnie. Gdybyś nie była moją córką to chyba bym się z tobą umówił.
– To dobrze, że jednak jestem twoją córką hahaha . Tato, nie czekaj na mnie z kolacją , nie wiem kiedy wrócę.
– Zośka… ale uważaj na siebie…
– Dobrze.
Zosia wyszła z domu i skierowała się na przystanek autobusowy.
Jechała autobusem w miejsce spotkania z Marcinem. Mieli iść do kina, a ona miała nadzieję że jej wygląd go powali, nawet jeżeli jej powiedział że jest gejem. Chciała zrobić na nim jak najlepsze wrażenie.
– Cześć Zosiu, pięknie wyglądasz.
Powiedział Marcin, który czekał na nią przed wejściem do kina.
– Dziękuje ci… cieszę się że ci się podoba.
– Do seansu jeszcze 20 minut… to co może skoczymy do sklepiku po jakiś popcorn?
– Nie jadam popcornu, wiesz… dbam o linię czy coś.
– Ty? Proszę cię, przecież nie musisz…
– He He… no prawisz mi dzisiaj same komplementy…
– A no bo na to zasługujesz najwidoczniej.
Uśmiechnął się do niej, a ona już prawie zapomniała o tym że nie jest nią zainteresowany.
– Dzień dobry, podać coś Państwu? Zapytał gruby, niewysoki pan ze sklepiku w kinie.
– Tak, ja poproszę popcorn a… ty Zosiu, co byś chciała?
– A nie wiem… może Colę…
– Dobrze, tu jest pana popcorn i zaraz będzie cola dla corki.
– Córki?! oburzyła się Zosia.
– Przepraszam bardzo ale ja nie jestem jego córką…
– No skoro tak to… Proszę pana… czy panu nie wstyd umawiać się z młodymi dziewczynami?
– A to chyba nie pana interes z kim się umawiam?
– No… nie wiem… proszę już wyjść bo zaraz wezwę ochronę i powiem że pan ją tu przetrzymuje…
– Co pan? Marcin mnie nigdzie nie przetrzymuje…
– Zosiu, spokojnie, nie warto mu tłumaczyć i tak nie zrozumie.
A no tak… wiesz co, już mi się odechciało iść na ten film… Chodźmy stąd…
– W porządku. To na co masz ochotę?
– Odwiedźmy Anię w szpitalu…
– Ok… W sumie i tak miałem się do niej wybrać.
Skierowali się do Marcina samochodu.
– Zosiu, nie boisz się wsiadać do samochodu starszego mężczyzny?
Zażartował.
– No pewnie że się boję, nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Zaśmiała się i zapięła pasy.
Po kilku minutach byli już w szpitalu. Weszli razem do sali w której leżała Anna, wyglądała jakby na kogoś czekała.
– Cześć Wam… a co wy tu robicie tak no ee… razem?
– Ja się czujesz Aniu? Spytała Zosia i usiadła na łóżku.
– Zosia, nie zmieniaj tematu… a czuje się świetnie, powiedzieli że już niedługo będę mogła wyjść.
– No wiesz… bo ja i Zosia… mieliśmy iść do kina ale… jakiś facet się przyczepił że się umawiam z młodymi dziewczynami i że wezwie ochronę jak nie wyjdziemy… Ech, nie rozumiem niektórych ludzi.
– No wiesz, Marcim… Ja się w cale nie dziwie… Zosia mogłaby być twoją córką.
– No już nie przesadzaj… Aniu…
Oburzyła się Zosia.
– Wiesz Zosiu… Ania ma trochę racji…
W tym momencie do sali Anny, weszła Sierżant Zawadzka, spoglądała to na Zosię, to na Marcina.
– A przepraszam bardzo… Co pan tu? Jezus Maria… czy ja śnie?
– Nie, nie, pani sierżant spokojnie… to nie ten za którego go pani wzięła… – Broniła Marcina Zosia.
– No jak to nie? Czyli co? to całe morderstwo było ustawione?
Spojrzała się na Anke.
– Nie no co pani… jak pani może?!
– Pani Anno, spokojnie… ja niczego nie chciałam podwarzać … tylko się zdziwiłam bo…
– Może tak pani udowodnię że jestem kimś innym.
Marcin podaje Monice dowód osobisty.
– Marcin Potocki… mmhm… rozumiem… Dobrze, już wszystko wiem… bardzo pana przepraszam panie Marcinie… po prostu…
– Tak tak, wiem… wszystkim muszę tłumaczyć ciągle to samo, może sobie operacje plastyczną zrobię…
– nie!- krzyknęła Zosia.
– Zośka? spokojnie…- przywołała do porządku ją Anna.
– Nie no, bez przesady Panie Marcinie, nie musi pan tego robić… szkoda by było tak… yy to znaczy… może ja już pojdę… w sumie sama nie wiem po co tu przyszłam, miałam iść do innej sali bo przesluchanie… ofiara wypadku… ee… do do zobaczenia. Pani doktor szybkiego powrotu do zdrowia.
Monika wybiega z sali jak rakieta i wpada wprost w ramiona Wiktora.
– O! Cześć Monika… nie spodziewałem się takiego powitania…
– Wiktor… ja… przepraszam… Ja cię nie zauważyłam…
– No tak no, bo ja to taki niewidzialny jestem czasem.
Zaśmiał się Wiktor dalej w ramionach trzymając Zawadzką.
– Tato? słyszałam jak idziesz… ee… co się tu dzieje? Tato? Pani Moniko?- Z sali wyszła Zosia, stała i patrzyła się na tą jakże dwuznaczną sytuację.
– Nic się tu nie dzieje młoda damo, a twój tata właśnie mnie puszcza… Prawda, panie Banach?
– Tak, oczywiście, i o ile pamiętam to jeszcze chwilę temu byliśmy na ty…
Wiktor zmieszany, podchodzi do zosi, nieodrywając wzroku od młodej pani sierżant .
– No tak tak… wybacz, na chwilę się zapomniałam. to ja… to ja może już sobie pojdę. do zobaczenia… Wiktor… miło było cię spotkać w jakiejś innej sytuacji niż tylko w akcji ratunkowej.
– No oby takich spotkań było jak najwięcej pani sierżant.
– Tato…- Zosia spojrzała się na niego i dała mu kuksańca w żebra.
– Zośka, no przecież wiesz że ja jestem tylko miły… z resztą Monika wie że…
– Tak wiem, doskonale wiem… Ania… Cieszę się że już niedługo wyjdzie ze szpitala… a tak właściwie to… co się stało że tu trafiła?
– Miał miejsce mały wypadek…- powiedział Wiktor spuszczając wzrok.
– Wypadek? są jacyś podejrzani? mam kogoś zaaresztować? znaleźć winnego?
– No jakby trzeba było to musiałabyś… aresztować mnie…
– Wiesz co Wiktor… to może nie jest taki zły pomysł. Monika uśmiechnęła się ciepło do Wiktora i powoli poszła do innej sali.
– Tato! ona ewidentnie cię podrywa… a ty na to pozwalasz… i jeszcze to jak ją trzymałeś… no przesada…
– Zośka, po pierwsze, Monika na mnie wpadła… po drugie, my sobie tak tylko żartujemy… a po trzecie… to to chyba nie jest twoja sprawa, moja droga.- pocałował ją w czoło i skierował się do sali Anny.
– Cześć Kochanie… i… cześć Marcin.
– Witam doktorze.
– Cześć Wiktor, co tak długo?
– No bo tata musiał sobie jeszcze porozmawiać z panią sierżant…- wtrąciła się Zosia.
– Zosiu, nie bądź złośliwa…
– Tato, no przecież wiesz że żartuje…
– No właśnie nie wiem młoda damo…
– O co chodzi? ktoś nam wyjaśni? Anka spojrzała się na Wiktora.
– Nam? Spytał i odwzajemnił jej spojrzenie.
– No nam, bo ja też chętnie się dowiem o co chodzi. Powiedział Marcin, a jego słowa rozwścieczyły Wiktora.
– Słuchaj Pan… to nie jest pana sprawa… to że jest pan jakimś tam szwagrem Anny, to nie oznacza że od razu wejdzie pan do naszej rodziny…
– Ale ja… No dobrze… to może po prostu zejdę panu z oczu…- Marcin przygaszony wstał i wyszedł z sali.
– Wiktor! Jak mogłeś? Przecież wiesz, że on poza mną nie ma już nikogo…
– Aniu, wiesz jak on mi działa na nerwy…
– Dobrze. spokojnie, ja pójdę go poszukać…- Powiedziała Zosia i ruszyła w stronę wyjścia.
– Zośka… zostaw go… ja to później załatwie.
– Załatwisz? tak samo jak załatwiłeś to teraz? to że sobie poszedł? Świetnie… tato.
Marcin szwędał się po szpitalu, sam nie wiedział co ma ze sobą zrobić, zabolały go słowa Wiktora ale nie chciał się już więcej narzucać, ani jemu ani jego rodzinie.
Monika wychodziła z sali chorych od swojego pacjenta, ktorego miała przesłuchać. Stanęla za Marcinem.
– Przepraszam… coś się stało?
– Co? Nie…
Odpowiedział, a w jego głosie dało się słyszeć smutek i rozczarowanie.
– Na pewno? widzę że…
– Pani sierżant… na prawdę wszystko jest w najlepszym porządku.
– No skoro mnie pan zapewnia, to cóż… nie będę nalegać na rozmowę…
– Niech pani poczek?a chwile… mogę zadać pani jedno pytanie
– Jasne, słucham…
– Czy Wiktor Banach zawsze jest taki… nieprzyjazny?
Monika spojrzała się na niego z niedowierzaniem.
– Że jaki? serio pan mnie o to pyta? Wiktor to najwspanialszy człowiek jakiego znam… znaczy… No może trochę przesadziłam ale…
– Rozumiem… to co pani mówi jest bardzo interesujące.
– A co konkretnie pana interesuje? Zdziwiła się.
– Zastanawiam się po prostu co taka piękna i poukładana kobieta jak pani widzi w takim… nieczułym facecie jak on…
– Nie wiem o co panu chodzi…
– Przecież widziałem jak pani na niego patrzy …
– Wiktor to tylko mój dobry kolega…
– Jasne jasne… mi nie musi pani kłamać… a chyba by pani nie chciała, żeby Anna się dowiedziała o tym… prawda?
– Co mi tu pan…
– No czyli się rozumiemy… To zrobimy tak, Ja zapomnę o tym o czym myślę a pani… pójdzie ze mną na kawę…
– Słucham? No jeśli to miał być tekst na podryw, to jest naprawdę kiepski… a niech pan sobie mowi co i komu chce… jak pan myśli, komu uwierzą? z resztą… ja nic nie zrobiłam, to tylko pana chora wyobraźnia i…
Monika nie była w stanie dokończyć, Marcin zatkał jej usta, swoimi ustami.
– Co pan wyprawia! Monika odepchnęła go.
– No… za dużo pani mówi po prostu a za mało działa…
– nie życzę sobie takiego traktowania… nie jestem jakąś pana koleżanką żeby mnie znienacka całować!
– Całować? Co?!- zza rogu wyłoniła się Zosia.
– Co się tu stało? Marcin?
– Nic, zupełnie nic… Zosiu… co ty tu robisz…
– Nie zmieniaj tematu! kłamałeś tak? kłamałeś że jesteś gejem!?
– Co? Gejem?- zdziwiła się Monika.
– No jakto? nie powiedział Pani, że jest gejem, zanim się do pani dobrał?
– Przepraszam bardzo… ale ta rozmowa do niczego nie prowadzi… ja muszę już iść bo… działacie mi oboje na nerwy. Żegnam…
– Czekaj! stój! Co? najpierw chciałaś poderwać Tatę, a jak z nim nie wyszł bo was nakryłam… to teraz chcesz mi zabrać Marcina
?
– Zośka… jakie mi? przecież ci mówiłem że… że nie jestem Toą zainteresowany…- Marcin nie wiedział jak ma wybrnąć z tej sytuacji.
– No powiedziałeś, ale powiedziałeś też że jesteś gejem… a teraz … a teraz co? całujesz się z kobietą? jak możesz!
– Zosia, uspokój się… i o ile mi wiadomo… nie pozwoliłam ci mówić do siebie jak do koleżanki… więc uważaj na słowa, a to kto kim jest i jakie relacje kogo łączą, proszę sobie wyjaśnicie ale beze mnie, ja mam inne rzeczy do roboty…
– Niech sie Pani więcej nie zbliża do mojego Taty, ani do Marcina…
Młoda damo, ja się będę zbliżała kiedy i do kogo będę tylko chciała.
– Jeszcze zobaczymy!- Zośka rzuciła się na Monikę, która stała niebezpiecznie blisko schodów w dół. Popchnęła ją, Monika nie zdążyła się złapać poręczy i spadła na sam dół.
– Coś ty narobiła! Ty jesteś jakaś chora!- Marcin wydarł się na Zosię i zbiegł po schodach, zobaczyć co z kobietą.
– O Boże… ja… ja nie chciałam… biegnę po kogoś…
Zośka spanikowana całą sytuacją, niewiele myśląc wbiegła do sali gdzie siedzieli Wiktor i Anna.
– Tato, Tato! Monika…
– Co monika?
– Ona… Tato! ja zrobiłam coś strasznego!
– Zośka, o czym ty do cholery mówisz?!
Wiktor wstał, Anna podniosła się z łóżka przerażona.
– Bo ja ją przez przypadek zrzuciłam ze schodów… Bo to wszystko z nerwów…- Zosia rozpłakała się.
– Z nerwów?! Z nerwów zrzuciłaś kogoś ze schodów! Zośka! dziecko, co ty wyprawiasz…
– Bo ja byłam zazdrosna o Marcina… i o to że ona chciała cię poderwać…
– Jakto poderwać?! Zdziwiła się Anna.
– Nic, nie ważne… ona już nie wie co mówi…
Wiktor starał się uspokoić Anie.
– Gdzie ona leży? muszę iść zobaczyć co z nią!
– Przy schodach… znaczy… no na końcu korytarza…- Zosia przez płacz, mówiła tak nie składnie że Wiktorowi było bardzo ciężko ją zrozumieć, nagle zobaczył biegnące pielęgniarki, postanowił pobiec za nimi.
Zosia, płacząc i trzęsąc się cała, usiadła na łóżku obok Anny, kobieta przytuliła ją mocno i głaskała po głowie by ta się uspokoiła.
– Co tu się stało?! Proszę się odsunąć… jestem Lekarzem…
Wiktor, podbiegł do leżącej Moniki, odgonił pielęgniarki i zaczął ją badać.
– mmhm… dobrze, oddycha… nie krwawi… Przynieście deske! Niech nikt jej nie próbuje przesuwać bez mojej zgody! może mieć uszkodzony kręgosłup!
monika została zabrana na badania, a Wiktor stał jeszcze na korytarzu, razem z Marcinem, który dalej nie mógł uwierzyć w to co się stało.
– Jak do tego doszło?- Spytał Wiktor.
– Zosia… ona się na nią żuciła… bredziła coś że… że monika chciała poderwać ciebie… ee… znaczy Pana, a jak z panem jej nie wyszło to wzięła się za mnie…
– No ale przecież ty jesteś…
– No… też tak myślałem ale… jak tylko pocałowałem Monike…
– Całowaliście się? Zdziwił się Banach.
– No tak jakoś wyszło… Bo ona za dużo gada i trzeba jakoś ją zamknąć- powiedział uśmiechając się.
– I Zosia was widziała?
– Niestety… ja na prawdę nie chciałem żeby tak wyszło, no ale… teraz już nic na to nie poradzę… już wiem że kocham Monikę i… i dla niej jestem w stanie się zmienić…
– Jesteś w stanie zmienić całe swoje dotychczasowe życie, dla jednej kobiety którą widzisz pierwszy raz na oczy…
Wiktor patrzył się na niego z niedowierzaniem i otwartymi ustami.
– Tak… to właśnie jest miłość Doktorze… Odpowiedział Marcin i odszedł.
Hej.
Mam dla was test wiedzy z uniwersum Star Wars. Jeśli ktoś bedzie chciał się pobawić i go rozwiązać to odpowiedzi proszę na priv 😉
1. Do kogo należał przedstawiony na zdjęciu miecz świetlny?
A) Obi-Wana Kenobiego
B) Luke’a Skywalkera
C) Dartha Vadera
D) Mistrza Yody
2. Ile lat żył Yoda?
A) 100
B) 460
C) 900
D) 1002
3. Jakiego koloru mieczem posługiwał się Qui-Gon Jinn, mistrz Obi-Wana Kenobiego?
A) Zielonym
B) Niebieskim
C) Różowym
D) Złotym
4. Jak nazywa się postać która wspólnie z Lando Calrissianem pilotowała Sokoła Millennium podczas bitwy o Endor.
A) Lobot
B) Bossk
C) Nein Numb
D) Wedge Antilles
5. Jak nazywała się planeta, na której w “Zemście Sithów” doszło do finałowego pojedynku pomiędzy Obi-Wanem Kenobim a Anakinem Skywalkerem?
A) Lothal
B) Geonosis
c) Mustafar
D) Mon Cala
6. Kto dowodził pierwszą Gwiazdą Śmierci w „Nowej nadziei”?
A) Admirał Ackbar
B) Tarkin
C) Lor San Tekka
D) Generał Hux
7. Czyim synem jest Kylo Ren?
A) Luke’a Skywalkera i Lei Organy
B) Obi-Wana Kenobiego i Lei Organy
C) Hana Solo i Luke’a Skywalkera
D) Hana Solo i Lei Organy
8. Jak nazywa się pilotowany przez Herę Syndullę słynny statek rebeliantów z Lothal?
A) Fantom
B) Duch
C) Sokół
D) Snake
9. Kim w świecie „Gwiezdnych wojen” byli Inkwizytorzy?
A) Mieli stać na straży pokoju w galaktyce i w razie potrzeby chronić ją przez powrotem ciemnej strony Mocy
B) Mieli wytropić i wybić wszystkich pozostałych przy życiu Jedi
C) Były to zbrojne siły klonów podległe wyłącznie Imperatorowi
D) Byli to zatrudnieni przez Jabbę Hutta do złapania Hana Solo najsłynniejsi łowcy nagród
10. Jak nazywała się planeta, na której Luke Skywalker szkolił się pod okiem Yody?
A) Dagobah
B) Bespin
C) Yavin
D) Tatooine
11. Kosmoport, często określany jako „plugawe siedlisko największych łotrów w galaktyce” to…
A) Baza Starkiller
B) Stacja Tosche
C) Mos Eisley
D) Kryjówka Sawa Gerrery na Jedha
12. Jak nazywała się gra, dzięki której Han Solo wygrał od Lando Calrissiana Sokoła Millennium?
A) Poker
B) Szachy
C) Sabaka
D) Sudoku
13. Który z bohaterów serialu „Star Wars. Rebelianci” dysponował największą siłą fizyczną?
A) Ezra Bridger
B) Jarrus
C) Chopper
D) Zeb Orrelios
14. Jak nazywa się największa międzynarodowa organizacja, która skupia osoby przebierające się w jak najwierniej odtworzone kostiumy z gwiezdnego uniwersum?
A) Legion 501
B) Rozkaz 66
C) Jack-14
D) Czerwony 5
15. Kto rozpoczął prace nad stworzeniem sojuszu rebeliantów, kiedy wielki kanclerz palpatine rozwiązał republikę?
A) Luminara Onduli
B) Padme Amidala
C) Shaak Ti
D) Mon Mothma
16. Gdzie lord Vader wyjawił Luke’owi Skywalerowi, że jest jego ojcem?
A) w Mieście w Chmurach
B) Na Gwieździe Śmierci
C) Na Tatooine
D) Przekazał mu tę informację za pośrednictwem Mocy
17. Kim była Ahsoka Tano?
A) Łowczynią nagród
B) Jednym z pilotów, którzy walczyli w bitwie o Yavin
C) Młodą Togrutanką, w której zakochał się Chewbacca
D) Padawanką Anakina Skywalkera
18. W którym mieście odbywa się Star Force – największy zlot polskich fanów „Gwiezdnych wojen”?
A) Gniezno
B) Toruń
C) Wrocław
D) Częstochowa
Powodzenia 😀
Rozdział 13
Zosia od momentu gdy dowiedziała się kim tak na prawdę jest Marcin, była smutna i nie chciała wychodzić z pokoju.
– Zosiu? Wszystko w porządku?
Zagadnął Wiktor, który wszedł do jej pokoju z kubkiem gorącej czekolady.
– Tak tato… możesz…- Zosia podniosła się z łóżka i otarła łzy.
– Co się stało kochanie?- Usiadł koło niej i podał jej czekoladę.
– Dzięki, ale czekolada chyba tu nic nie pomoże…- wzięła kubek i odstawiła go na szawkę koło łóżka.
– Co się stało? od wczoraj jesteś jakaś smutna… martwię się o ciebie…
– Nic mi nie jest, serio… mam taki jakiś ciężki dzień dziś… i wczoraj też…
– No wczoraj to ty byłaś pełna energii i uśmiechu jak przyszłaś do mnie do stacji… Zośka? Czy to chodzi o Marcina?
– Nie tato… Skądże znowu… ale masz pomysły…- Próbowała się uśmiechnąć.
– Nie kłam… przecież widzę… jestem twoim ojcem i mnie nie oszukasz…
– Tato, proszę cię, nie wierć mi dziury w brzuchu…
– Jak chcesz… ale jak się tylko dowiem że coś ci zrobił… to poślę go na cmentarz i będzie leżał w jednym grobie z tym swoim zasranym braciszkiem.
– Tato… Zośka rozpłakała się.
– Zosiu… proszę powiedz mi, co on ci zrobił?
– Nic mi nie zrobił, nie chcę o tym mowić…
– To nic ci nie zrobił, czy nie chcesz o tym mówić?
– No…
– Idę go zabić… nikt nie będzie ranił mojej zosieńki… Wiktor wstał i wyszedł z pokoju córki. W tym samym momencie do domu wróciła Anna.
– Wiktor… musimy porozmawiać…
Powiedziała, całując go w policzek.
– Anka, nie mam teraz czasu… muszę iść obić komuś śliczną mordę…
ubrał się i wyszedł z domu.
– Co? o czym ty mówisz…? Wiktor, wracaj tu!
Wołała za nim ale on już jej nie słyszał. Pojechał samochodem prosto do stacji.
– Zosiu… co się stało tacie?- Ania weszła do pokoju Zosi, która próbowała się uspokoić po rozmowie z Wiktorem.
– Nic… nie wiem… on… pojechał do stacji… bo myśli… bo myśli że Marcin… że on coś mi…
– Zośka… czy on coś ci zrobił?- Ania usiadła obok niej i ją przytuliła.
– Nie, nic mi nie zrobił… on… wiedziałaś że on jest gejem?
– Tak, wiedziałam… a… a ty skąd o tym wiesz?- zdziwiła się Anka.
– No bo wczoraj… chciałam zaprosić go do kina i… i mi to powiedział…
– Zosiu… tak mi przykro… ale wiesz że nawet jakby nie był tym kim jest to… nie powinnaś się z nim spotykać?
– No wiem… jest starszy ode mnie ale… Aniu, co ja na to poradzę że się zakochałam…- Zosia wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Przytuliła się mocniej do Ani.
– Przynajmniej ci powiedział jak jest na prawdę… wiesz… zawsze mógł cię oszukiwać…
– No wiem ale… ja tego dłużej nie zniosę, każdy chłopak który mi się podoba… rozumiesz?! Każdy nie jest dla mnie… Najpierw był Marcel… a teraz Marcin… A może ja też powinnam zmienić orientacje, skoro nie mam szczęścia do facetów to może jakaś kobieta mnie pokocha…
– Zosia… proszę cię, nie gadaj głupot.
– O! albo wiem, zostanę mężczyzną i będziemy z Marcinem szczęśliwi…
– Błagam cię dziewczyno, o czym ty mówisz… połóż się i odpocznij bo… bo na prawdę gadasz takie głupoty…
– Ania, a jak ty byś się czuła gdyby mój tata okazał się gejem?
– Wiktor gejem? No wiesz… nie mogę sobie tego jakoś wyobrazić.- Ania roześmiała się, a na twarzy Zosi pojawił się lekki uśmiech.
– Ania!
– Co się stało młoda?
– Tata… on pojechał do stacji… jedźmy tam… przecież on myśli, że Marcin coś mi zrobił…
– Zapomniałam o tym zupełnie… Tak jedźmy…
Obie wstały z łóżka, Ania zatrzymała Zosie, odwróciła ją do siebie i położyła jej ręce na ramionach.
– Zosiu… jest jeszcze jedna sprawa o której ci nie mówiłam…
– Co się stało?
– Jestem w ciąży…
– Z Tatą?
– No a niby z kim? haha, oczywiście że z tatą. Dowiedziałam się dzisiaj.
– O jak fajnie, a tata wie?
– Nie, nie zdążyłam mu powiedzieć…
Wyszły z domu i pojechały do stacji, z nadzieją że nie jest jeszcze za późno.
Wiktor wbiegł do stacji jak poparzony.
– Gdzie on jest?
– No to zależy kogo ma pan na myśli doktorze…
– Martyna, nie żartuj sobie, to oczywiste że pytam o tego całego Potockiego…
– No jest w kuchni razem z Adamem…
– Bardzo dobrze, będę miał świadka…
– Ale co się stało…
– Nie pozwolę aby taki typ jak on, krzywdził moją córkę…
Wiktor podwinął rękawy i ruszył w stronę kuchni.
– Ty, Marcin… mamy do pogadania chyba…
– Dzień dobry doktorze… a przecież pan już po dyrzuże… co pan tu robi…
– Dla kogo dobry dlatego dobry… dla ciebie zaraz chyba dzień będzie nie najlepszy… zaraz ci zejdzie ten uśmieszek z twarzy…
– Ale, chwila… o co chodzi…
– Doktorze, spokojnie.- Adam stanął pomiędzy Wiktorem a Marcinem.
– Adaś odsuń się… nie pozwolę aby taki zwyrodnialec jak on, chodził po tej ziemi…
– Doktorze Banach ja na prawdę nie wiem…
– No to zaraz się dowiesz jak nie wiesz…
Wiktor odepchnął Adama i rzucił się na Marcina, dając mu w twarz raz za razem.
– Doktorze! Co pan robi…
– To za moją córkę…
– ale ja nic Zosi nie zrobiłem!
– Nie waż się wymawiać jej imienia…- Wiktor nie przestawał, wpadł w szał.
– Wiktor! Głupi jesteś, zostaw pana Marcina w spokoju!
– Doktorze Góra ja radzę się nie wtrącać bo jeszcze pan oberwie…
– Wszołek, w stacji nie można tolerować takich zachowań…
– Wiktor zostaw go! oszalałeś…
Do stacji wpadły Anka i Zosia.
– Tato on mi nic nie zrobił… uspokój się.
– Wiktor… przestań!- Anka podeszła i złapała Wiktora za ramie. Ten odepchnął ją, tak że Ania upadła uderzając się o szafkę z naszyniami.
– O jezus maria! Ania!… Przepraszam… ja nie… ja nie chciałem…- Wiktor puścił w końcu Marcina i podbiegł do leżącej nieopodal nieprzytomnej Ani.
Leżała na podłodze z krwawiącą raną na głowie. Wokoło były porozbijane naczynia.
– Wiktor, nie zbliżaj się do niej… Strzelecki! Wszołek! Zabierzcie go stąd i podajcie mu coś na uspokojenie, dawkę potrójną najlepiej.
zarządził Artur i sam podszedł do Anny.
– Chowaniec! Kubicka! Do mnie szybko… i sprzęt weźcie…
– Nic… nic jej nie jest?- Zosia spojrzała się jak Adam i Piotr szarpią się z Wiktorem.
– On nie chciał tego zrobić… Marcin… ciebie też za niego przepraszam… myślał że coś mi zrobiłeś…
– i nie powiedziałaś mu jak było?
– no, chciałam ale… nie zdążyłam… Mocno cię boli?
– nie, spokojnie, nic mi nie będzie, teraz zajmijmy się Anią… nie wybaczę sobie jeśli coś jej się przeze mnie stanie…
– Doktorze Góra… bo Ania jest w ciąży…
– Zośka, czy ty sobie ze mnie żartujesz?
– nie, mowię serio, powiedziała mi dziś rano.
– No czy ten Banach jest niepoważnny?!- zdziwiła się Martyna.
– On jeszcze nie wie…
– No to będzie miał niespodziankę.- powiedziała Lidka i pobiegła po nosze do karetki.
– Panowie… puśćcie mnie wreszcie… już się uspokoiłem…
– Na pewno doktorze?
– Tak Adam, na pewno… muszę iść zobaczyć co z Anią…
– Tato… bo ja ci nie zdążyłam powiedzieć… Marcin nic mi nie zrobił… on jest gejem i ja…
– Zośka! Czy ty mi chcesz powiedzieć, że ja pobiłem faceta tylko dlatego, że dał ci kosza bo ma inną orientację seksualną?!
– Na to wychodzi… ee znaczy … ja się już nie odzywam…- Adam odszedł od nich, piotr poszedł za nim. Zosia, mocno przytuiła tate. Wiktor Wstał i podszedł do Marcina.
– Prze… Przeprasza… ja nie wiedziałem… myślałem że…
– Tak, wiem co pan myślał… myślał pan że jestem taki sam jak mój brat? i że nie zawacham się przed niczym żeby skrzywdzić pana rodzine? No to się pan grubo pomylił…
– Na prawdę przepraszam…
– W porządku, teraz najważniejsze jest zdrowie Ani, jedziemy do szpitala… Zosia, idziesz z nami?
– Tak… Zośka podeszła do nich i przytuliła się do taty.
Po chwili, wszyscy byli już w szpitalu. Ania przeszła badania i teraz leżała na sali.
– Michał? co z nią?- Zapytał Wiktor przyjaciela.
– jest w porządku, zaszyłem ranę, podałem jej leki… oczywiście takie które jej nie zaszkodzą… Wiktor… w tym stanie, Anka musi na siebie uwarzać…
– W jakim stanie? o czym ty mówisz…
– No jak to? nie wiesz? Będzesz ojcem…
– Anka jest w ciąży?- Zdziwił się Banach.
– No… raczej że jest w ciąży, no chyba że ty swoje dzieci znajdujesz w kapuście.- Roześmiali się obaj.
– Mogę do niej wejść?
– Idź, ale nie siedź za długo, musi dużo odpoczywać…
Wiktor wszedł do sali, usiadł na łóżku koło Ani i złapał ją za rękę.
– Aniu, kochanie… ja cię przepraszam… Tak bardzo cię przepraszam…
– Wiktor, spokojnie… wszystko jest w porządku.
– Nie jest… wpadłem w taki szał… że nawet nie zauważyłem jak zrobiłem ci krzywdę… przecież jakby coś się stało Tobie albo naszemu dziecku…
– Czyli już wiesz?
– Tak wiem, Sambor mi powiedział.
– Ja chciałam ci to powiedzieć w domu ale… nie zdążyłam.
– Och Aniu, Tak się cieszę.
– A co z Marcinem?
– To twardy zawodnik, wyjaśniliśmy sobie wszystko i nawet go przeprosiłem.
– To dobrze, nie poturbowałeś go za mocno?
– niee nie… do wesela się zagoi.
Przed salą czekała Zosia i marcin.
– Przepraszam cię że ci się dostało… to moja wina…
– Zosiu, nie przepraszaj mnie, na prawdę nic się nie stało. Szkoda tylko że wtedy… tak szybko wybiegłaś… mogliśmy o tym porozmawiać, może by wtedy do tego nie doszło.
Marcin objął Zosię ramieniem.
– no… może. Sama nie wiem, tak strasznie się przed Tobą wygłupiłam… ja na prawdę nie jestem taka pusta, żeby od razu zapraszać nowopoznanego faceta na randki…
– Wiem Zosiu, wiem… jesteś taka jak twój tata, bezpośrednia i odważna i bardzo mi się to w tobie podoba.
– Serio? podobam ci się? znaczy ten… ech, znowu palnęłam głupotę…
– Nic się nie stało… haha, wyluzuj. Jeśli chcesz… to może jednak pójdziemy do kina? Jak… hmm… Przyjaciele?
– A twój chłopak?
– Nie obrazi się, wszystko mu wytłumacze.
– Super! to jesteśmy umówieni!- Zosia uśmiechnęła się.
– A teraz chodź, sprawdzimy co z Anią. Powiedziała i oboje z Marcinem weszli do sali. Zobaczyli Wiktora i Annę, leżeli obok siebie w jednym małym szpitalnym łóżku.
– Serio? oni mogą na tym łóżku spać?- zdziwił się Marcin.
– No jak widać… To co… idziemy do tego kina?
– Tak to świetny pomysł. Obrucili się i razem skierowali się w stronę wyjścia ze szpitala.
Rozdział 12
(W stacji)
Od pojawienia się Marcina minął prawie tydzień. Podejrzenia Wiktora o jego złych zamiarach, na razie się nie sprawdziły, jednak lekarz cały czas trzymał rękę na pulsie i ciągle obserwował nowego kolegę.
– Panie Marcinie… proszę iść sprawdzić stan leków w karetce.
– Panie Banach, sprawdzałem wczoraj, wszystko się zgadzało.
– To było wczoraj. Proszę iść sprawdzić jeszcze raz…
– Ale po co?
– Po to, że jak wyjedziemy na jakieś wezwanie to nie może nam niczego brakować…- Wiktor wstał z kanapy i podszedł no Marcina.
– No dobrze no… to idę…
– No ja myślę…
– Wiktor… co ty taki ostry jesteś dla tego Marcina?
– Piotr, nie jestem ostry tylko konsekwentny. Jak damy mu sobie wejść na głowę od początku to…
– Ale on nikomu na głowę nie wchodzi.- wtrąciła się Lidka.
– I uważam, że jest doktor dla niego za surowy… czemu nie był jeszcze z nami na żadnej akcji od tygodnia?
– Lidka, nie przesadzaj… Ratowników mamy dużo i zespoły wyjeżdżające na wezwania są w pełnym składzie, a papiery same się nie uporządkują, ktoś to musi zrobić…
– Ale doktorze…
– Pani Chowaniec, a może niech Pani pójdzie i pomoże koledze? skoro się tak pani o niego martwi
– Drugi Góra się znalazł.- odparła Lidka, wzruszyła ramionami i poszła.
– Mówiła coś? bo nie dosłyszałem?- Wiktor udał że nie usłyszał tego co powiedziała Lidka, spojrzał się na Piotra, ale on nie chciał tego powtórzyć, nawet jeśłi uważał tak jak ona.
(szpital)
Anna z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Miała bóle brzucha i głowy, codziennie łykała proszki przeciwbólowe by jakoś funkcjonować w pracy.
– Aniu… przywieźli pacjenta z raną klatki piersiowej, jesteś potrzebna.- Michał wszedł do jej gabinetu.
– Tak, już idę…- powiedziała łykając kolejną tabletkę.
– Która to już dzisiaj?
– Co? nie wiem o czym mówisz.
– Anka… Nie możesz pracować jak łykasz tyle proszków… jesteś tak otumaniona że…
– Michal? możesz zająć się swoim życiem?
Ania minęła go w drzwiach i poszła na oddzial.
– Co mamy?
– Pacjentka, Halina Nowakowska. Twierdzi że spadła przy wieszaniu firanek i że nadziała się na…
– Tak tak, jasne.- Anka spojrzała na kobietę leżącą na noszach.
– Mowi pani, że spadła i wbiła sobie w klatke piersiową nożyczki? Mamy w to uwierzyć?
– Niech… Pani sobie… wierzy w co… aaaaauuuła… w co chce…- Pacjentka zwijała się z bólu.
– Proszę unieruchomić pacjentkę, żeby nie narobiła sobie większych szkód i jedziemy na sale operacyjną… szybko!
-Anka złapała się za brzuch.
– Pani doktor, a z panią wszystko w porządku?- zagadnęła pielęgniarka.
– Tak… no szybko, jedźcie, zaraz tam przyjdę.
– Ale jeśli się pani źle czuje to…
– Czy ja do cholery mowię niewyraźnie?!
– nie no skąd… mówi pani całkiem wyraźnie…
– Jakiś problem Aniu?
– Czy ja wyrażam się nie po polsku, że personel szpitala nie chce wykonywać moich poleceń?
– Nie ale… idź odpocznij, ja wezmę za ciebie tą operacje. Proszę zabrać pacjentkę na salę.
– Tak jest doktorze Sambor.
– Świetnie… – Anna westchnęła.
Wróciła do swojego gabinetu, stanęła przed drzwiami i usiadła na podłodze, zrobiło jej się ciemno przed oczami, ból brzucha był tak duży że nie miała siły się podnieść.
– Pani doktor? wszystko w porządku?- przechodząca pacjentka ukucnęła obok niej.
– Tak… wszystko w porządku, proszę wracać do sali….
Nie było w porządku, czuła się coraz gorzej, ale nie mówiła o tym nikomu.
– Ale ja jednak pojdę po kogoś…- Kobieta wstała i poszła szukać lekarza.
– Nie trze…- Anka opadła na ziemię, nieprzytomna.
– Matko boska… Pani Doktor! Halo?! Czy ktoś tu jest? Czy ktoś może tu podejść?! Lekarz potrzebuje pomocy.
– Sara Mandel, jestem lekarzem, co się stało?- Podeszła do nich Sara, była ginekologiem w szpitalu w Leśnej Górze i akurat szła do swojej pacjentki.
– Ja nie wiem co się stało… siedziała a a teraz leży…
– Pani Stasiu, spokojnie, ja się nią zajmę, proszę iść do siebie.
– Dobrze pani doktor.
(W domu Banacha)
Zosia nie poszła dziś do szkoły, powiedziała Ani i Wiktorowi że źle się czuje, tak na prawdę to czuła się świetnie. Siedziała teraz w salonie popijając herbatę, jedyne o czym a raczej o kim teraz myślała to Marcin.
Nie mogła dać sobie z nim spokoju. Miała nadzieję że jeszcze kiedyś ich odwiedzi… ale nie chciała tyle czekać. Postanowiła że zrobi to sama, ubrała się, zrobiła kanapki i zapakowała je do woreczka. Chciała iść do stacji i zanieść je tacie, wiedziała że Wiktor często zapomina zjeść czegoś w pracy. To był doskonały plan, zaniesie tacie kanapki a potem pójdzie porozmawiać z Marcinem.
(W stacji)
– Hej, daj, pomogę ci.- Lidka weszła do karetki.
– Dzięki ale nie musisz mi pomagać, poradzę sobie. Z resztą ty masz chyba jakieś inne zajęcie…
– No tak się składa że na razie nie mam…
– Wiktor… znaczy, doktor Banach cie tu przyszłał byś mnie skontrolowała?
– Nie… przyszłam sama z własnej nieprzymuszonej woli.- Wzięła od niego jedną torbę i zaczęła sprawdzać stan leków.
– Wszystko się zgadza… ja nie wiem co on się ciebie tak uczepił.
– Jestem nowy…
– Każdy z nas był kiedyś nowy…
– No ale ja jestem nowy i jestem bratem Stanisława… nie dziwię się że tak mnie traktuje…
– Słuchaj, nawet jakbyś był bratem lorda Voldemorta…. to on nie może tak robić.- Oboje się zaśmiali.
– Cześć Marcin, Cześć Lidka! – Przywitała ich radośnie Zosia.
– Cześć Zośka, a ty dzisiaj nie w szkole?
– Nie, źle się czułam i zostałam w domu, ale teraz czuje się lepiej i przyniosłam tacie kanapki bo jak zwykle zapomniał.
– No proszę, nawet Voldemort dostaje pod nos kanapki.- zażartował Marcin.
– Kto? co?- uśmiechnęła się do niego Zosia.
– A żartujemy tak sobie, bo twój tata mnie ewidentnie nie lubi.
– No właśnie wiem ale… nie mam pojęcia dlaczego, przecież jesteś taki fajny i w ogóle…
– No, Zośka… to może idź daj tacie te kanapki?- Lidka, zaobserwowała że Zosi chyba spodobał się Marcin i postanowiła popsuć jej plan poderwania go.
– Tak no… już idę.
– Ej… czy tylko mi się zdaje czy ona cię…
– No mi też się tak zdaje…
– No ale ty chyba nie…
– No coś ty, po pierwsze jest dla mnie za młoda a po drugie to…
(W szpitalu)
Doktor Mandel zaopiekowała się nieprzytomną Anią, podała jej leki i płyny by lepiej się poczuła.
Anka leżała w jednoosobowej sali a Sara ciągle przy niej siedziała.
– Co się stało?- Powiedział, gdy tylko się obudziła i rozejrzała po pomieszczeniu w którym się znalazła.
– Zemdlałaś, pacjentka cię znalazła… Zrobiłam ci komplet badań, zaraz powinny przyjść wyniki.
– Niepotrzebnie zawracasz sobie głowe… ja się już dobrze czuje, jestem po prostu trochę przepracowana.
– No to powinnaś iść na urlop.
– Byłam trzy dni… tak się wynudziłam że aż zatęskniłam za tym szpitalem.
– No uważaj byś nie stała się więźniem tego szpitala, jako jedna z pacjentek.- zażartowała Sara, ale tak na prawdę w cale do śmiechu jej nie było. Martwiła się o koleżankę.
– Pani doktor, przyszły wyniki doktor Reiter.- pielęgniarka podała Sarze karke z wynikami.
– I jak to wygląda?
– no… nieciekawie, zrobię ci jeszcze kilka badań… ale… będę musiała też zbadać cie ginekologicznie.
– Ale, po co?
– żeby się upewnić. Zaraz wrócę…
Sara wyszła, a Anka zastanawiała się czy o całej akcji dnia dzisiejszego, powinna poinformować Wiktora.
(W stacji)
– Cześć Tato, mam coś dla Ciebie.
– Zośka, miałaś odpoczywać, przecież się źle czujesz…
– No ale już mi lepiej, a ty? jak się czujesz? pewnie jesteś głodny… trzymaj…- podała mu kanapki.
– Dziękuje Zosiu…
– No to… cześć, wracam do domu.
– Zośka! A to nie był pretekst żeby spotkać się z Marcinem?
– Nie no, co ty tato…
– Jasne, jasne…
Zosia wyszła i poszła znowu w kierunku karetki w której siedzieli Lidka z Marcinem.
– no i jak wam idzie?- spytała, patrząc się cały czas na mężczyznę.
– Całkiem nieźle, a co chcesz nam pomuc?
– To nie jest dobry pomysł.- sprostowała Lidka.
– No przecież wiem, tylko żartowałem.
– Chowaniec, skończyłaś już nie swoją robotę? to dalej, mamy wezwanie…- Góra podszedł do nich i pogonił koleżankę.
– No to… miłej jazdy…
– No będzie bardzo miła, coś tak czuje.
– Chowaniec? czy ty chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
– Nie doktorku, niegorączkuj się tak, już idę.
– Chowaniec…
Lidka z Arturem odeszli, a Zosia usiadła w karetce obok Marcina.
– no i co tam, mloda damo?
– No nic, jakoś nie chce mi się jechać do domu…
– To idź do stacji bo zmarzniesz…
– spokojnie, jestem odporna na mrozy.- uśmiechnęła się do niego i przybliżyła.
– a ja jestem odporny na zaloty tak młodych i pięknych kobiet.- Odpowiedział jej rownież z uśmiechem.
– jakie zaloty? że ja? że do ciebie? no coś ty…
– Jasne jasne… Nawet Lidka to zauważyła.- roześmiali się oboje.
– Nie no, bez przesady.- Zosia jeszcze bardziej się do niego zbliżyła.
– Ale wiesz co Zosiu? To mi nawet pochlebia, że mimo iż jestem bratem Stanisława, to cię nie odpycha.
– No tak… jakoś tak nie czuję do ciebie tej nienawiści którą czułam do niego… od razu zauważyłam że jesteście zupełnie różni…
– Miło mi to słyszeć.
– A może miałbyś ochotę iść do kina? mam dwa bilety na jakiś podobno fajny film.
– A nie wolisz iść z chłopakiem albo z jakąś koleżanką?
– Nie mam chłopaka… jeszcze…
– Jeszcze? aha… rozumiem.- uśmiechnął się i dalej porządkował leki.
– To co? wpadniesz do nas o 17?
– O 17? a po co?
– No żebyśmy poszli do tego kina…
– Zosiu… Wybacz ale ja jestem…
– No wiem że jesteś trochę starszy… ale to chyba w niczym nie przeszkadza, prawda? Na pewno nie w tym żebyśmy poszli do kina jak ee… znajomi?
– Znajomi? czyli to nie było zaproszenie na randkę?
– Nie no coś ty…- Zosia zaczerwieniła się.
– Jasne jasne… Wiesz co, jesteś bardzo fajna i miła… i na prawdę świetnie mi się z Tobą rozmawia ale… niestety nie jestem zainteresowany…
– Chodzi o mojego tatę tak? Boisz się że on nas nie zaakceptuje? znaczy… och… nie to chciałam powiedzieć…
– Nie Zosiu, tu w cale nie chodzi o Wiktora… Tu chodzi o mnie… ja… Nie jestem zainteresowany bo… już się z kimś spotykam…
– A… masz już dziewczynę… no szkoda… to trzymaj, może film się jej spodoba…- Wręczyła mu dwa bilety.
– Zosiu… ja mam chłopaka…
Zośka podniosła głowę i spojrzała się na niego z niedowierzaniem.
– Co? jak to… chlopaka?
– No… jestem Gejem… przykro mi… na prawdę mi przykro, że musiałaś się dowiedzieć tego w takiej sytuacji.
Zośka wstała z wrażenia, wyszła z karetki i dalej nie mogło do niej dojść to, co właśnie usłyszała.
– Ja…. Ja… Wybacz, ale ja… już chyba muszę iść…- odwróciła się i pobiegła.
– Zosia, poczekaj…- Wołał ją ale bez skutecznie.
(W szpitalu)
– i co? badasz mnie i badasz i nic…
– Aniu… ja nie wiem jak mam ci to powiedzieć…
– Normalnie… mam raka tak?
– Oszalałaś… nie masz raka… Ale moje badanie właśnie wyjaśniło twoje wszystkie objawy…
– No to mów wreszcie…
– Anka, ty jesteś w ciąży… to jakiś 5 tydzień…
Rozdział 11
(Szpital)
– Pani doktor, gdzie pani położyła kartę pacjentki z pod 4?
Anna, siedziała przy biurku jakaś nieobecna. Od kilku dni nie mogła skupić się na pracy.
– A nie dawałam jej…
– no nie, ja jej nie dostałem a muszę ją mieć bo zabieram pacjentkę na badania.
– Doktorze Sambor, to nie wiem, może jakaś pielęgniarka ją wzięła… skąd ja mam wiedzieć?
– Może stąd że to twoja pacjentka i ty ostatnia miałaś jej kartę? Anka… popatrz na mnie. Co się z tobą ostatnio dzieje?
Michał podszedł do niej i spojrzał jej w oczy. Ania szybko odwróciła głowę.
– Daj spokój, po prostu coś kiepsko spałam zeszłej nocy.
– Zeszłej czy przez jakiś tydzień? Odkąd wróciłaś do pracy po tym postrzale, jest coś z Tobą nie tak. Potrzebujesz urlopu i to już.
– Oszalałeś? Ja nie mam czasu na takie rzeczy.
– Każdy kiedyś musi zrozumieć że praca nie jest najważniejsza. Przemyśl to…
Michał wyszedł a Anna wyjęła z torebki małe lusterko i popatrzyła na swoje wory pod oczami.
– Matko boska… kobieto jak ty wyglądasz…
Powiedziała do siebie.
Wstała i postanowiła przejść się chwile po dworze. Pomyślała że świeże powietrze dobrze jej zrobi.
Stanęła przed wejściem do szpitala, sięgnęła do kieszeni i wyjęła paczkę cienkich papierosów.
Włożyła jednego do ust i pomyślała sobie, że jak Wiktor ją zobaczy to się zdenerwuje, on bardzo nie chce by paliła. Teraz nie miało to dla niej dużego znaczenia, po prostu chciała tak stać, palić i nie myśleć o niczym, nawet o Wiktorze.
– Dzień dobry Pani Doktor.
Obok niej pojawił się wysoki mężczyzna, ubrany w garnitur. Trzymał w ręce teczkę a w drugiej walizkę.
– Dzień dobry.
Odpowiedziała przyglądając się mu bardzo uważnie. Do głowy przyszła jej myśl że skądś już go zna, ale nie miała pojęcia skąd. Nie mogła do końca zobaczyć jego twarzy, miał na sobie czarne okulary i szalik owinięty wokoło twarzy.
– Pani mnie nie pamięta?
– A powinnam? Wie pan co, nie kojarzę wszystkich swoich pacjentów.
Roześmiała się lekko.
– Ale Aniu, ja nie jestem twoim pacjentem.
– To kim pan znaczy kim jesteś?
Jegomość zdjął okulary i odsłonił twarz. Annie ukazał się widok który wręcz ją obrzydzał i którego miała nadzieje już nigdy nie oglądać.
– o Boże… Stanisław!
Krzyknęła i wypuściła palącego się jeszcze papierosa z ręki, prosto na buta mężczyzny.
– No takiego powitania się nie spodziewałem. Nie. Nie jestem Stanisław, wręcz przeciwnie, jestem Marcin, jego… jak pamiętasz… lepsza połowa.
Anna szybko podniosła papierosa i odetchnęła z ulgą.
– Och, przepraszam cię… nie poznałam… znaczy… jesteś tak podobny do brata…
– Spokojnie, nic się nie stało, nie ty jedna mylisz mnie z moim już zmarłym bratem bliźniakiem.
– No tak… ja…
– nie. Przestań. Nawet nie zaczynaj mi się tłumaczyć. Wiem jakim chamem i prostakiem był mój brat, wiem jakich szkód wyrządził tobie…
– W takim razie… jak juz ustaliliśmy kim jesteś to powiedz, co cię tu sprowadza?
– Przyjechałem bo chce pracować w stacji ratownictwa medycznego, a słyszałem że ta tutaj jest świetna.
– Tak… ta jest wspaniała… znaczy ratownicy są wspaniali…
– I oczywiście pomyślałem też o tobie…
Marcin z walizki wyciągnął pudełko czekoladek i wręczył je Annie.
– Dziękuje ale, nie musiałeś.
– Wiem. Ale chciałem. To gdzie jest ta stacja? Bo chyba muszę się pospieszyć…
Anna wytłumaczyła mu drogę i sama udała się z powrotem do szpitala.
Mężczyzna odchodził powoli, odwrócił się i jeszcze tylko rzucił przez ramie
– Aniu! Ślicznie dziś wyglądasz.
– Ta jasne.
Anka mu odpowiedziała, ale on tej odpowiedzi już nie usłyszał.
(W stacji)
Wiktor Banach cieszył się, bo dziś miał bardzo mało wezwań i miał nadzieję że wcześniej wyjdzie do domu.
Chciał spędzić trochę czasu z Zosią, bardzo żałował że tak ją zaniedbywał ostatnim czasem. Chciał jej wynagrodzić tą ostatnią stresującą sytuację.
– Co tak tu doktor sam siedzi?
– Piotr, czekam na to że już nie będzie dzisiaj żadnego wezwania i że wreszcie pójdę do domu.
– Aaa rozumiem… randka z doktor Anną dzisiaj
– Nie trafiłeś.
– O to teraz doktor uderza do pani sierżant?
– Piotr… Czy ty mógłbyś być poważny? W moim życiu są dwie kobiety… Ania i Zosia… Chcę po prostu pobyć trochę z córką…
– Aaa sorry doktorze…
Piotr poczuł się głupio i poszedł, zostawiając Wiktora samego.
– Dzień dobry! Czy ja dobrze trafiłem?
– A gdzie pan chciał… O cholera…
Piotr otworzył drzwi i zamarł ze zdziwienia.
– Spokojnie, nie jestem tym za kogo mnie Pan bierze.
– No ja mam nadzieję…
– Jestem Marcin i chcę być tu ratownikiem.
– Wiesz co Marcin… Chyba mamy jednak komplet, z resztą chyba nie chciał bym pracować z kimś kto wygląda jak Potocki.
– Strzelecki, idź zajmij się czymś pożytecznym a Pana zapraszam do mojego gabinetu.
Artur ręką pokazał drogę, Marcin poszedł we wskazane miejsce i usiadł na fotelu.
– przepraszam Pana za strzeleckiego… Jest taki nieogarnięty jak skaczące małpy w zoo… Może ciasteczko?
Artur wyciągnął w jego stronę słoik z ciastkami.
– nie dziękuję, nie jadam słodyczy… Dbam o linie… Doktorze, rozumiem że to Pan tu dowodzi… Więc jeśli mamy już za sobą chwilę zapoznawczą to… Chciałbym tu pracować.
– Rozumiem… Mogę prosić pańskie…
Góra nie zdąrzył dokończyć a na jego biurku już pojawiły się dokumenty nowego kandydata. Wziął je i zaczął przeglądać.
– Marcin Potocki, lat 38… Ukończone szkoły… Nagrody… No… To witam na okresie próbnym,
Mężczyźni wstali i uscisneli sobie ręce.
– Panie Marcinie tylko takie jedno ale…
– Co się stało?
– Jest Pan bratem Stanisława a on… No nie można źle mówić o zmarłych ale… Nie cieszył się dobrą reputacją w naszej stacji… Oczywiście jak ktoś będzie robił Panu jakieś problemy z tego powodu…
– Spokojnie, poradzę sobie. Potrafię pokazać że jestem zupełnie inny niż mój braciszek. Mam nadzieję że wszyscy się o tym przekonają.
Marcin opuścił gabinet i udał się na zapoznanie reszty ekipy.
– Witajcie, jestem Marcin Potocki, będę… znaczy mam nadzieję że będę nowym ratownikiem. I nie… Nie jestem taki jak mój brat.
– Cześć Marcin. Adam poklepał go po plecach.
– Witaj w drużynie. Ja jestem Lidka, ten to Adam, Piotra już poznałeś. Tam jest Martyna, i nowy, no i nasz nieoceniony doktor Wiktor Banach.
Wiktor wstał i podszedł do Marcina. Przyglądał mu się uważnie. Był tak podobny do Stanisława, że aż zaczął się zastanawiać czy to w ogóle możliwe.
– Doktorze, proszę się mi tak nie przyglądać, trochę mi niezręcznie.
– Wybacz… Nie chciałem. Ja tylko nie mogę wyjść z podziwu podobieństwa.
– Zapewniam Pana panie Banach, że jesteśmy podobni tylko na zewnątrz. W środku jesteśmy zupełnie różnymi osobami.
Gdy Marcin mówił, Wiktor cały czas patrzył mu w oczy. Wydawać się mogło że teraz przed nim stoi Stanisław. Postanowił przerwać ten dialog, jeszcze chwila a posądzał by siebie o to że zwariował.
– Dobrze… Przepraszam ale… Muszę iść wypełniać papiery.
Powiedział i odszedł.
Marcin usiadł na kanapie koło Martyny, wyciągnął telefon i napisał SMSa do Anny
"hej, dostałem te prace. Mam jeszcze jedną sprawę… Czy mógłbym prosić cie o nocleg, chociaż na kilka dni? Potem sobie coś znajdę."
(W szpitalu)
Anna siedziała z kubkiem kawy w dłoni, wzięła telefon do ręki i odczytała wiadomość, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Odpisała mu natychmiast:
"Tak, jasne. Spotkajmy się po pracy to dam ci te klucze, nie mam ich przy sobie."
Podała jeszcze w wiadomości adres mieszkania Wiktora i wysłała.
– Anka… rozmawiałem z dyrekcją szpitala…- Zaczął Sambor, usiadł na biórku i odłożył dokumenty którymi zajmowała się Anna.
– No i po co? mówiłam ci że nic mi nie jest…
– Nie twierdzę że coś ci jest, tylko że przyda ci się odpoczynek od pracy, Zgodnie wszyscy stwierdzili że zasłużyłaś na dwa tygodnie wolnego.
– Oszalałeś… A kto przejmie moich pacjentów?
– Spokojnie, przecież nie jesteś jedynym lekarzem… nie jesteś niezastąpiona.- Michał spojrzał się na Annę ktora posmutniała od razu.
– Przepraszam, nie chciałem cię urazić…
– Nie, nie o to chodzi że poczułam się urażona… ale o to że… co ja zrobię z takim czasem wolnym… przecież siedząc w domu to umrę z nudów.
– wyjedź gdzieś z Wiktorem…
– Z wiktorem… taak…
– Coś nie tak między Wami?
– Sama nie wiem… Nie rozmawiamy prawie w ogóle… w domu widzimy się raz na jakiś czas, bo tu moja praca, tu jego praca… On sam powinien iść na urlop bo jest bardziej przepracowany ode mnie…
***
Po pracy Anna wróciła do domu, była zdziwiona gdy zobaczyła w domu Wiktora.
– O a co ty tu robisz tak wcześnie? Góra też cię wysyła na urlop?
– Mnie? jaki urlop? nic mi o tym nie wiadomo…
– Wiktor podszedl do niej i pocałował ją w policzek.
– Urwałem się wcześniej, bo chciałem zrobić Zosi niespodziankę, w końcu tak mało czasu z nią spędzam, że zaraz zapomni jak wygląda jej staruszek.
– No już nie przesadzaj, nie jesteś taki stary.
Anna podeszła do niego i objęła go ramieniem.
– No no, ja już wiem co takie młode myślą…- Roześmiał się a Anna stała bez ruchu.
– Aniu, kochanie… wszystko w porządku?
– Tak, a czemu pytasz?
– Bo jakaś blada jesteś… zmęczona? źle się czujesz?
– Nie… nic mi nie jest… kiepsko spałam.
– A co z tym urlopem o którym mówiłaś?
– A uparli się… stwierdzili że jestem przepracowana.
– No i mieli racje. idź usiądź sobie, ja tu zaraz skończę bawić się w kucharza i razem poczekamy na Zośkę, a potem może jakieś kino, kolacja…
– Tak to dobry pomysł… ale jeszcze muszę poczekać na Marcina.
– Marcina? tego od Stanisława?
– Tak, widzę że już zdążyłeś go poznać.
Wiktor zmarszczył brwi i spojrzał się na Annę. Jego ciepłe spojrzenie od razu zmieniło się w zimne i obojętne.
– Tak poznałem, przylazł do stacji, owinął sobie Artura wokół palca i dostał pracę.
– Wiktor, nie mów tak, jest na prawdę dobry w tym co robi, a raczej był dobry w Stanach…
– Ciekawi mnie tylko, dlaczego zrezygnował z pracy w stanach i przyjechał tu… czy kolejny Potocki chce zamieszać w naszym życiu?
– Wiktor, nie bądź taki ostry… Marcin jest zupelnie inny niż Stanisław. Jak go poznałam na ślubie Moim i Stanisława i jeszcze poźniej… wydawał się bardzo sympatyczny i zupełnie inny niż jego brat.
– Tak tak… Stanisław też na początku ci się taki wydawał, ja cię tylko ostrzegam, nie wchodź z nim proszę w żadną relację… to może się źle skończyć…
– Wiktor… Czyli rozumiem że w pracy też będziesz do niego uprzedzony?
– Mam nadzieję że nie będę musiał z nim pracować. Po tym wszystkim co przeszliśmy przez Stanisława, nie zniosę tego że będę musiał oglądać jego parszywa gębę w karetce… no chyba że sobie zrobi operacje plastyczną…
Stali tak chwilę w ciszy patrząc się na siebie, żeby za chwię objąć się i wybuchnąć głośnym śmiechem.
– A wam co tak wesoło? tez bym się pośmiała, miałam dziś w szkole okropny dzień.
Do domu weszła Zosia, rzuciła torbę na podłogę i weszła do kuchni.
– Co tu tak ładnie pachnie?
– Zosiu, twój tata dzisiaj bawi się w kucharza- roześmiała się Anna, wyciągając talerze z szafki.
– Super, Tato dawno nic nie gotowałeś. Co to za okazja?
– Żadna, po prostu tak jakoś mi się zachcialo.
– Taak, jasne.
Zosia spojrzała się na Annę, obie nie mogły opanować śmiechu.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
– Ja otworzę.
Zośka wstała z krzesła i podbiegła do drzwi.
– Dzień dobry. Ja do Ani.
Marcin stał w drzwiach z tą samą walizką i teczką co wcześniej.
– Tak… już zaraz… zawołam…
– Coś się stało?
– Nie tylko…
– Tak mi się przyglądasz, młoda damo… ach przepraszam, nie przedstawiłem się, Marcin Potocki.
Wyciągnął rękę w jej stronę.
Zosia stała jak wryta, nie mogła uwierzyć że spotkała kogoś tak podobnego do Stanisława. otrząsnęła się z podziwu i również podała mężczyźnie rękę.
– Miło mi, Zosia… Zosia Banach…
– Piękne imię równie pięknej kobiety.
Marcin trzymał lekko rękę Zosi, uniósł ją a sam pochylając się, złożył na jej dłoni pocałunek.
– Zośka, kto przyszedł?
Anka podeszła do drzwi, Zosia jej nie odpowiadała, stała tylko i uśmiechała się do nowo poznanego mężczyzny.
– Cześć Marcin, wejdź, zaraz dam ci klucze.
Marcin wszedł do środka i poszedł za Anną, Zosia zamknęła drzwi i obserwując cały czas mężczyznę, szła za nim.
– Zośka, chodź bo ci zupa wystygnie…- Z kuchni zawołał ją Wiktor, ale ona nie reagowała, stała przy Ani i Marcinie jak zaczarowana.
– Och dziękuję, ratujesz mi życie.
– Nie ma sprawy, możesz tam zostać tak długo jak chcesz… Ja jak widzisz mieszkam tu z Wiktorem i Zosią, więc będziesz mieć cały dom dla siebie.
– Tak… tylko co ja zrobię z tak wielkim domem, jestem sam jeden- Roześmiał się ciepło.
– No… zawsze możemy pana kiedyś odwiedzić.- Powiedziała Zośka.
– Jaki tam pan… Marcin jestem, już ci mówiłem.
– A no… tak…
– Zosiu, chyba tata cię wołał…
– Tak Aniu już idę… to do zobaczenia… Marcin.
– Pa Zosiu.
Zośka poszła do kuchni, Marcin z Anną odprowadzili ją wzrokiem.
– Fajną masz tą córkę.
– To nie jest moja prawdziwa córka, tylko Wiktora i jego… zmarłej żony…
– Och, przepraszam… nie powinienem…
– Nie no spokojnie… nie jest moja ale bardzo bardzo ją kocham.
– Rozumiem… w takim razie ja już będę leciał, nie chcę wam przeszkadzać, spotkamy się kiedy indziej. Trzeba się wyspać przed pierwszym dniem nowej pracy.
– No uwarzaj bo doktor Góra ci nie podaruje spoźnienia…
– i z pensji potrąci- rozległ się głos Wiktora z kucni
– Tato…
– No co? ja tylko tłumaczę panu Marcinowi, jakie u nas w stacji panują zasady.
– mógłbyś być trochę milszy…
– Zośka… Czy ty wiesz kto to jest?
– No kto? bardzo miły i przystojny młody mężczyzna…
– Zośka! Po pierwsze za stary dla Ciebie, po drugie to brat bliźniak stanisława potockiego… o którym chyba nie muszę ci przypominać…
– Nie tato… nie musisz… ale to czy Marcin jest dla mnie za stary, to się jeszcze okaże.- Zosia uśmiechnęła się do ojca i wstała od stołu.
– Co ty kombinujesz?
– Ja? no przecież że nic…
Rozdział 10
Po postrzale minęło już kilka tygodni, Anna czuła się dobrze, wbrew zakazom Lekarzy, wyszła ze szpitala i wróciła do pracy. Obiecała, że będzie na siebie uważać.
Artur Góra siedział w swoim gabinecie i rozmyślał nad ostatnim spotkaniem z piękną blond panią sierżant. Nie wiedział czy powinien się odezwać pierwszy i zaproponować spotkanie, czy może dać w tej kwestii kobiecie pole do popisu.
Nie mógł się na niczym skupić, bo ciągle przed oczami miał jej piękną twarz.
– Doktorku… – zaczęła Lidka, wchodząc nieśmialo do gabinetu.
Artur jak zaczarowany, nie reagował, tylko patrzył się przed siebie.
– Rozumiem, że myślisz o zmianie wystroju tego pomieszczenia, bo tak ciągle gapisz się w ściane?
– ee… Co? Chowaniec? mówiłaś coś?
– Tak, mówiłam, że robimy strajk, i idziemy do domu, a co?
– A nic nic… ok, róbcie co chcecie…
– Pff… serio?- Lidka wzruszyła ramionami i wyszła.
– Co?! Chwila, jaki strajk? Chowaniec! mam nadzieję że to był żart?
– Oczywiście, sprawdzałam tylko twoją czujność!- Krzyknęła z innego pomieszczenia w stacji.
– Co nasz doktor Góra dzisiaj taki niebecny?
– Nie wiem, Adaś. W cale mi się to nie podoba…
– Może w końcu się zakochał- Zażartował Piotr.
– nasz Góra? No błagam…- Oburzyła się Lidka.
– no wiesz… to że twój urok na niego nie działa to nie znaczy że… ee… znaczy, może ja nic już nie będę mówił.
– No jak już zacząłeś to dokończ, proszę, ja zamieniam się w słuch.
– Lidka, no daj naszemu Piotrusiowi spokój, bo jak zwykle coś poplącze, a poza tym… Góra obecny czy nie, ale karetki same się nie umyją. No panie Strzelecki, idziemy bo coś czuje że o tym to nasz szefuncio nie zapomni.- Adam wziął Piotrka za kurtkę i poszli na zewnątrz.
– Co ty wyprawiasz? myślisz że mam czas i chęci myć karetke?
– Nie masz, ja wiem, ja też nie mam ale… jeszcze bardziej nie mam ochoty mówić jej o tym że Gora zakochał się chyba w tej całej pani sierżant.
– A myślisz że to coś poważnego?
– No nie wiem… przecież sam ich widziałeś jak rozmawiali pod szpitalem…
– Adam, ale to że rozmawiali, to jeszcze nic nie znaczy.
– A panowie nie mają niczego innego do roboty tylko rozmowy, kto z kim, i kiedy? oj nie ładnie.- ZZa ich pleców wyszła Martyna.
– Martynka, ale ty nie rozumiesz powagi sytuacji… nasz doktor głora się zakochał.
– Piotrek… to nie jest śmieszne, nie kpij sobie z Góry, bo jak się dowie to… no ja nie chce wiedzieć co ci zrobi.
– Taak, znowu zakręci kaloryfery w mieszkaniu, ha ha.
– To wy dalej u niego mieszkacie?
– No cały czas, i jeszcze ten nowy… no masakra jakaś, mowię ci stary. Zero prywatności.
– Nie przesadzaj kochanie, Nowy przynajmniej Robi codziennie rano dobrą kawusię.
– Ja też bym ci robił przecież…
– Tak jasne, tylko że zanim ty wstaniesz z łóżka to wiesz…
– No ale jak ja mam wstać z łożka, skoro koło mnie, codziennie leży taka piękność.
– Dobra, wiecie co, nie chce mi się was słuchać. Miłego mycia karetki a ja… idę się przespać.- Powiedział Adam i powoli odchodził.
– Ej Adam, poczekaj, mam świetny pomysł. Nowy mnie już tak denerwuje że… chętnie bym mu wyciął jakiś numer…
– O czym ty mowisz?
– No wiesz… dosypiemy mu czegoś tej jego zasranej kawy i… będzie śmiesznie.
– Piotrek! nie możesz tego zrobić, przecież Gora jak się dowie to… to go wyrzuci z pracy!
– Martynka, niedramatyzuj tak, zrobimy to jak już będzie koniec dyżuru…
– Wtedy też nie, bo może mu się coś stać.
– A co? Aż tak się o niego martwisz?
– No… ee… nie ale…
– No i świetnie. To kryjcie mnie przed Górą a ja zaraz wrócę…- Po tych słowach Piotr wsiadł na swój motor i odjechał. Martyna z Adamem stali tak jeszcze chwilę. Kubicka starała się przekonać kolegę, że to nie jest dobry pomysł, jednak, jak wiadomo, męska solidarność jest silniejsza i nic nie uzyskała.
(W gabinecie Góry)
Artur w końcu wziął się za siebie, postanowił zadzwonić do pani sierżant i zaprosić ją na romantyczną kolację u siebie w domu. Nie wiedział dokładnie, co kobieta lubi więc pomyślał że jak zamówi kilka rodzajów potraw z różnych kuchni, to będzie to jego randka marzeń. On sam w sobie gotować nie umiał a… potraktowanie takiego gościa, pudełkiem ciasteczek, wydało mu się słabym pomysłem.
– Ha… Halo?
– Słucham?
– Witam, tu Doktor Artur Góra…
– Taak? w czym mogę Panu pomóc?
– Czy rozmawiam z Panią Moniką Zawadzką?
– Eee… No a jak Pan myśłi? Wiadomo że jeśli to mój numer to…
– Ach no tak, przepraszam… Dzwonię bo chciałem zaprosić panią… znaczy ten…
– Zaraz zaraz… chwila, Artur Góra mówisz pan? czy to ten sam który tak niezgrabnie bajerował mnie przed szpitalem?- Monika roześmiała się cicho.
– No można tak powiedzieć.
– No to Artur, mów tak od razu, Nie pamiętasz że przeszliśmy na ty? Mów szybko o co chodzi bo mam urwanie głowy dzisiaj.
– No więc czy zechciałaby pani… znaczy, czy zechciałabyś dziś wieczorem… wpaść do mnie na kolacje? Z tego co pamiętam to, mieliśmy się spotkać i…
– A to tak od razu do ciebie? ha ha a nie wolał byś w jakimś innym miejscu?
– No wiesz, mam bardzo duże zdolności kulinarne…
– A no skoro tak mówisz… to ok, niech będzie i u ciebie. Wyślij mi smsem adres i godzinę, a teraz wybacz ale muszę już kończyć.- Monika rozłączyła się a Artur odłożył telefon i odetchnął z ulgą i otarł pot z czoła.
(przed stacją)
Martyna i Adam z niecierpliwością czekali na Piotrka, nie wiedzieli co mu strzeli do głowy i czym będzie chcial uraczyć nowego kolegę.
– No już jestem… A wy tu tak cały czas na mnie czekaliście? Trzeba było iść sobie kawy zrobić czy coś- Piotr roześmiał się, wymachując im przed oczami jakimiś tabletkami.
– Co to jest?
– Nie mam pojęcia, ale bracie… jakie po tym ma się odjazdy… znaczy ja tam nie wiem, bo nie biore ale… mój kumpel testował i powiedział że są idealne.
– Ale nic mu po tym nie będzie?
– Martynka… no pewnie że będzie, wyluzuje się trochę, polata sobie i wreszcie się zmęczy i pójdzie spać o normalnej porze a my… a my będziemy mieć chatę tylko dla siebie.- Piotr objął Martynę i pocałował ją.
Po tych słowach, wszyscy weszli do stacji i rozeszli się. Martyna usiadła na kanapie obok Lidki, która trzymając kubek z herbatą, była jakaś nieobecna, a Piotr z Adamem ruszyli do kuchni, by wcielić plan w życie.
– Oj Panowie, chyba nie wyjdzie wam to na dobre jak Góra się o tym dowie.
– Co? o czym ma się dowiedzieć?
– A nie pytaj lepiej… wpadli na jakiś durny pomysł apropo Nowego i…
– Nie przewiduje z tego nic dobrego. – Powiedziała Lidka i razem z Martyną zaczeły rozmawiać na inne tematy.
– No to co? skoro nikt nam już nie przeszkadza to… Rób kawe… a ja, dokończę dzieła zniszczenia.- Piotrek zaśmiał się, Adam patrzył na niego z niedowierzaniem.
– Ale pamiętaj, że jak to się wyda to ja nie miałem z tym nic wspólnego…
– Spokojnie Chłopie, biorę wszystko na siebie bo, to się nie wyda. To jest plan idealny, popatrz tylko, tu jest kubek Nowego, ja właśnie teraz dodam do niego taką jedną malutką tableteczkę i… się rozpuszcza… teraz tylko zamieszamy i…
– O Strzelecki, Wszołek, A czy wy już skończyliście na dziś swoją Pracę? – Artur stanął koło nich z dzziwnym uśmiechem na ustach.
– No tak doktorze i teraz…
– I teraz Panie Piotrze widzę, że zrobiłeś mi kawę… och dziękuje ale… podwyżki i tak nie będzie.
Artur wziął z blatu kubek z kawą, przeznaczoną dla Nowego i popijając powoli wracał do swojego gabinetu.
– O cholera… I co teraz, geniuszu zła?
– No teraz… będziemy mieli problem… dobrze przynajmniej że to koniec dyżuru, to nie pojedzie do żadnego pacjenta. Ale wiesz co? jest też dobra strona tego wszystkiego?
– Jaka niby?
– No… zobaczyć doktora Góre w stanie… takim… to jest warte każdej kary jaką mi wymierzy gdy tylko się obudzi z mega kacem w następnym dniu.
– Co? jakim znowu kacem? co wy chłopaki zrobiliście?
Zdziwiła się Lidka, która właśnie przyszła odstawić kubek z niewypitą herbatą.
– My? no nic…
– Piotr, daj spokój… Bo wiesz Lidka… Piotrek chciał nafaszerować nowego jakimiś proszkami by był weselszy… wyluzowany i w ogóle…
– No… i co dalej?
– No i Góra wziął tą miksturę więc… będzie jeszcze zabawniej… a potem mnie za to wyleje, więc ja idę się jeszcze nacieszyć tym że mam pracę… jakby ktoś mnie szukał to, będę w karetce.
– Czy wy do reszty zwariowaliście?! Oburzona Lidka szybko poszła do Artura.
– Doktorku? Nie pij tej Kawy czy co tam masz…
– Chowaniec, nie nauczyli cię że się puka? Zresztą… nie wiem o co ci chodzi, bo kawa była ale już jej nie ma , a nawet jakby była to nie widziałbym przeciwwskazań by się jej napić….
– A ty się dobrze czujesz?
– No oczywiście, właśnie wychodzę…- Minął ją i skierował się do drzwi.
– Czekaj! Nie możesz iść…- Starała się go jakoś zatrzymać, ale nie mogła na te chwile znaleźć żadnego sensownego powodu by został w stacji po godzinach.
– Daj spokój Chowaniec, mam zaraz bardzo ważne spotkanie i muszę się do niego dobrze przygotować…
Artur opuścił teren stacji i udał się samochodem do domu.
– Chłopaki… mam nadzieję że to co mu podaliście w cale nie będzie na niego działać…
– No spokojnie, przecież takiej Góry to nic nie jest w stanie ruszyć.- Zaśmiał się Adam.
(W domu Góry)
– To jest… to też… kuchnia chińska, Włoska… Jakieś pierogi… Kotlety… Ach i jeszcze wino do lodówki…- Wyciągnął z torby butelkę czerwonego wina i włożył do lodówki by się schłodziło.
Przystroił stół kwiatami, usiadł na fotelu i niczego nie świadomy, wysłał Monice adres.
Niespodziewanie, zadzwonił do niego telefon:
– Halo No i jak tam? Jedziesz do mnie, wiesz gdzie to jest? czy mam podjechać?- Zadowolony nawet nie zwrócił uwagi na to kto dzwoni.
– Doktorku… na pewno dobrze się czujesz?
– Pani Chowaniec! Przecież pani mówiłem że czuje się świetnie… a teraz przepraszam ale czekam na ważny telefon… mam bardzo poważne spotkanie…
– U siebie w domu? – zdziwiła się Lidka.
– No… A co… nie można? Nie zawracaj mi głowy…
Rozlączył się a Lidka nie wiedząc co ma o tym myśleć poszła do Piotra.
(W stacji)
– Zadowolony jesteś?
– No… jak na razie tak, a co? Góra już szaleje?
– Głupi jesteś… jest w domu i ma chyba randke…
– Ooo… czyli jednak Monika… No to będzie zabawnie, szkoda że nie będę mógł tego zobaczyć.
– Jaka Monika? ta cała sierżant?
– Nie no coś ty… ta cała starszy sierżant.- Piotrek roześmiał się i poklepał Koleżankę po ramieniu.
– Nie przejmuj się, na pewno im nie wyjdzie.
– Piotr… ja się w cale nie przejmuje tym że on się z nią spotyka tylko tym że…
– Jasne jasne…
(W domu Góry)
Monika stała już pod drzwiami do domu Artura, niczego nie świadoma co ją czeka. Myślała że to będzie taka nic nie znacząca rozmowa poznawcza. Doktor na początku wydawał się jej taki pokręcony, ale po pewnym czasie stwierdziła, że taka znajomość może być całkiem interesująca.
– Wejdź proszę.- Drzwi otworzyły się, Artur ubrany w elegancką koszule ze ścierką na ramieniu, zaprosił kobietę do środka.
– Dzięki…- Zmieszana, weszła do środka, zobaczyła pięknie przystrojony stół, kwiaty, świece a z kuchni dało się czuć przeróżne zapachy.
– No, na prawdę chyba musisz mieć jakiś talent kulinarny bo… czuje że zapowiada się smacznie.
– Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- Wziął jej płaszcz i poszedł go powiesić. W pewnej chwili, obraz przed oczami zaczął mu się dziwnie rozmywać. Stał chwilę w bezruchu, nie wiedząc o co chodzi.
– Artur? Wszystko w porządku?- Monika zaniepokojona ciszą, podeszła do niego.
– T… Tak, w porządku, po prostu myślałem o czymś…
– Taak? a o czym?
– O tym jaką muzykę włączyć, co lubisz?
– A mi to obojętnie wiesz… Chodźmy już może usiąść bo jakoś… blado wyglądasz, boje się że jeszcze mi zemdlejesz – zaśmiała się.
– Spokojnie, ja Artur Góra mdleje tylko na widok pięknych kobiet…- Artur zorientował się co właśnie powiedział, zrobił dziwny obrót wokoło własnej osi i upadając złapał się wieszaka, który ze wszytkimi rzeczami wywalił się na niego.
– Artur! wszystko w porządku? na pewno nic ci nie jest?- Monika postawiła wieszak i pomogła Górze posprzątać ubrania które spadły.
– T… Tak, Wszystko w. Ha Ha Ha…- Nie wiedział Czemu zaczął się śmiać, przecież nie stało się nic śmiesznego.
– Co cię tak bawi?
– Ha Ha… Nie wiem… Ha Ha ale… Haha to jest takie… śmieszne hahahah….- Zwijał się ze śmiechu, chciał z tym walczyć ale nie miał pojęcia jak.
– Monika ja Ha ha … ja cię przepraszam ale nie wiem co się stało…
– Może uderzyłeś się w głowę? pokaż sprawdzę?
– Nie ha ha ha… no co ty ha ha… Chodź napijemy się wina.- Wziął Monikę za rękę i pociągnął do kuchni. Śmiejąc się cały czas, wyjął wino i próbował je otworzyć. Gdy już mu się to udało, nalał do dwuch kieliszków i podał jeden Monice, która niechętnie go wzięła.
– No to wypijmy za nasze Ha ha spotkanie.
– Tak, i może jeszcze za to byś w końcu przestał się tak głupkowato śmiać.
Artur przechylił kieliszek i wypił całą jego zawartość. Nie wiedział że to co podał mu Piotrek wejdzie w reakcje z alkoholem i… będzie jeszcze gorzej niż do tej pory.
– To teraz zatańczmy.- Chwiejnym krokiem podszedł do wierzy i włączył muzykę, wziął kieliszek od Moniki i rzucił go za siebie, zaczęli tańczyć.
– Artur… co ty… nie będę tańczyła w rozbitym szkle….
– No jak nie chcesz tańczyć… No przecież, popatrz tylko jak się świetnie tu tańczy…- Puścił Zawadzką i sam zaczął wiwijać w rytm muzyki, machając przy tym rękoma i nogami. Taniec w szkle nie był dobrym pomysłem, bo Artur po chwili się wywrócił, upadł prosto na podłogę i zaczął się jeszcze głośniej śmiać.
Przerażona Monika nie wiedziała o co chodzi, jeszcze na takiej randce to nie była.
– Artur… Artur… Nie, nie wstawaj ja… ja zadzwonię po karetkę…
– Halo pogotowie… proszę przysłać karetkę do mieszkania doktora Góry… on się chyba czymś naćpał… i szkło wbiło mu się w ręke… krwawi… szybko.- rozłączyła się z dyspozytorką i próbowała uspokoić Artura który nic ze swojego wypadku sobie nie robił, chciał wstać i tańczyć dalej.
– Dzień dobry, Wiktor Banach pogotowie Ratunkowe, No Artur… niezła impreza… O, Cześć Monika.- Wiktor wraz z Nowym i Adamem weszli do mieszkania Góry. Zdziwił się widząc w nim też Monikę, nie wiedział że się znają z Arturem.
– Cześć Wiktor, błagam zrób coś z nim… bo ja go zabije za chwile…
– A co ty tu w ogóle robisz?
– No miał być fajny wieczór, mieliśmy się spotkać, pogadać a tymczasem… ten zachowuje się jak naćpany… i jeszcze to szkło…
– A właśnie, skąd to szkło? Adam, Nowy zbieramy parametry od Pana doktora, ruchy ruchy, i nie śmiejemy siè z czyjegoś nieszczęścia- Wiktor sam próbował być poważny w tej jakże zabawnej sytuacji.
– No… nalał wina, swoje wypił na raz a moje wyrzucił za siebie jakby nigdy nic… Ja na prawdę nie wiem co się tu dzieje ale przysięgam że jak tylko go zbadają w szpitalu to wsadzę go 24… i niech ma swoje… nie będzie nikt kpił sobie z funkcjonariusza publicznego.
– Monika wiesz co myślę? że z niego też sobie ktoś zakpił… On nic nie bierze, a to nie jest jego normalne zachowanie, tak na prawdę jest nudnym zrzędliwym facetem który ma swój świat kodeksów i przepisów.- Oboje roześmiali się.
– Doktorze, ciśnienie i saturacja w normie… co z nim robimy?
– No jak co robimy, dajemy coś na uspokojenie albo najlepiej coś na sen i do szpitala. No panowie, ja mam was uczyć waszego fachu?
– Pojadę z Wami…
– Nie możesz niestety… ale możesz przyjechać do szpitala, zabieramy go do leśnej góry, jak tylko dojdzie do siebie będziesz mogła z nim porozmawiać.
– Oj tak… z wielką przyjemnością z nim porozmawiam…
***
Następnego dnia, Artur czuł się już o wiele lepiej, miał założonych kilka szwów na rękach i nogach, nie pamiętał nic z wczorajszego wieczora.
– No artur, ładnie się wczoraj bawiłeś.- Przywitała go Anna, wchodząc do sali.
– Daj spokój, ja nawet nie wiem co się stało i co ja tu właściwie robie…
– Wiktor z chłopakami cie tu wczoraj przywieźli, badania wykazały że wziąłeś jakieś proszki… ale spokojnie, już je wypłukaliśmy, teraz pochodzisz sobie przez tydzień albo dwa tygodnie ze szwami i wszystko wróci do normy.
– Niech to szlaag… ja zabije tych…
– No panie doktorze, groźby są karalne, przypominam… Dzień dobry, starszy sierżant Monika Zawadzka.
– Witam. Anna Reiter, jestem lekarzem doktora Góry. Heh śmieszne, lekarz lekarza…- Na twarzy Anny pojawił się lekki uśmiech.
– A mi do śmiechu nie jest, czy mogę porozmawiać z… doktorem? na osobności?
– Tak, oczywiście, tylko nie za…
– Znam procedury, pani doktor.
Anna opuściła sale. Monika stanęła koło łóżka Artura.
– Pamiętasz coś z wczoraj?
– No… właśnie nie… ale… czemu pytasz?
– Nie ważne… bo tak żenującego wieczoru to ja też bym na twoim miejscu nie chciała pamiętać. Masz swoje klucze i… nie dzwoń do mnie, odezwę się sama… kiedyś.- Rzuciła mu klucze od mieszkania na łóżko i wyszła z sali.
– Skąd miała moje klucze.. a nie ważne…
– Doktorku jak się dziś czujemy, kacyk jest?- Do sali weszli Piotr z Martyną.
– A wy co, nie macie co robić tylko latać po oddziale?
– – Doktorze spokojnie, Doktor Banach zdaje pacjenta a my postanowiliśmy pana odwiedzić.
– A dajcie spokój, głowa mi pęka i nic nie pamiętam… to chyba to zmęczenie zawodowe… a jeszcze kobieta dała mi kosza…
– No ja się w cale nie dziwie po takiej dawce wrażeń jakie jej pan z pewnością zapewnił.
– Strzelecki? co sugerujesz? czy to co się działo wczoraj to twoja robota? i to że nic nie pamiętam też?
– Nie no, ależ skąd, po prostu może kawa panu zaszkodziła czy coś…
– Piotruś, gubisz się w zeznaniach…
– No dobra doktorze, przyznam się, może uda się wyciągnąć mniejszą karę. Chciałem zrobić żart Nowemu i dosypałem mu czegoś do kawy, tylko że…
– Tylko że to ja tą kawę wypiłem?
– No dokładnie… ha ha… widzi pan jakie to zabawne…
– Strzelecki! Do jasnej cholery! niech no ja tylko wyjdę z tego szpitala… a cię gołymi rękoma rozszarpie!
Piotr wybiegł z sali, żeby jeszcze przypadkiem czegoś nie powiedzieć.
– Czym go tak wkurzyłeś, Piotr?
– a wie pani doktor… prawde mu powiedziałem… i teraz chce mnie zabić…
– Spokojnie, przejdzie mu i tylko z pensji ci potrąci.
taa… swojej pensji to ja pewnie już do emerytury nie zobaczę za taki dowcip co mu zrobiłem.
To następnym razem wybierz sobie inny obiekt… – Anna westchnęła.
No, ma pani doktor racje, następnym razem skupie się na Wiktorze.
Nie to miałam na myśli…
Cover który skradł dziś moje serce :D
Witajcie.
Z racji tego, że od wczoraj mam jakąś faze na Covery wszelkie, postanowiłam się z wami podzielić jednym który znalazłam jakoś kilka godzin temu a którego słucham słucham i przestać słuchać nie mogę… Taak, bo jak mnie coś weźmie to trzyma i nie chce puścić :d Tak było na przykład z Piosenką Eda Sheerana "Perfect", od której to uzależniła mnie Ninka, jakiś czas temu, i do tej pory, nie może się ten kawałek ode mnie odczepić. A tym bardziej się nie odczepi bo jego polska wersja też jest cuuudowna 😀
No ale może do rzeczy… bo gadam bez sensu, w następnym wpisie będziecie mieć Cover piosenki "The Climb", niby ten facet który ją śpiewa, nie zrobił tego jakoś wybitnie i pewnie można mu zarzucić jakieś blędy w sztuce… ale, nie mnie to oceniać, ja jestem tylko wolnym słuchaczem, który szybko się uzależnia jak usłyszy coś fajnego 🙂
Także ten… utwór w kolejnym wpisie, miłego słuchania i dajcie znać czy wam się podoba. Według mnie na przykład, to to jest lepsze od orginału 😀
P.S
A wy jakie macie swoje ulubione Covery?