W tej cudowny wieczór przychodzę do was z małą recenzją filmu, tym razem będzie to "Zostań jeśli kochasz". Tytuł może niektórym wydać się znajomy, ale to na końcu powiem wam dlaczego. Nie wiem
kto tłumaczył tytuł ale… chyba coś mu nie wyszło.. no ale nie ważne, nie będę się czepiać, to taki mały szczególik. No albo to ja po prostu nie znam się na Angielskim.
Jak już zacznę oglądać to nie widać końca. I tak oto zabrałam się właśnie za ten film.
Opowiada on o życiu młodej dziewczyny, o jej pasjach i życiowych problemach.
Na samym początku poznajemy Mije i jej rodzinę, która jest wręcz czasem przesadnie idealna i wyluzowana, dowiadujemy się jakie były jej początki, czyli jak to się stało że mając ojca Rockmana, zakochała się w wiolonczeli.
W jej życiu nie tylko muzyka gra pierwsze skrzypce ale również… , no przecież nie może zabraknąć płuci męskiej, pojawia się pewien chłopak… Adam. I mamy wybuchowe połączenie… ona kocha muzykę klasyczną, a on? a on natomiast jest członkiem punk rockowej kapeli. Czyż to nie piękne? 😀
Mija wraz z rodzicami i bratem postanawia pojechać na krótką wycieczkę, jednak dla niej to będzie niekończący się koszmar… Wypadek… stan krytyczny… i?
i duch dziewczyny, która stara się zrobić wszystko by mogła wrócić do swojego ciała i się obudzić z tego koszmaru. Na to wszystko będzia miała tylko jeden dzień. Czy balansowanie na krawędziach życia i śmierci nie jest ciekawym doświadczeniem?
No wątek dość interesujący ale troszeczkę przesadzony.
Co mi się nie podobało? jedna rzecz, a mianowicie przeplatanie dwuch różnych czasów… pomiędzy scenami w szpitalu, pojawiają się momenty z życia przed wypadkiem. Trochę ciężko to ogarnąć no ale jakoś dałam radę.
Jak to się skończyło? ja wam nie powiem, musicie przekonać się sami. Jakbym miała ocenić to może dała bym takie mocne 7 na 10.
Zapytacie się pewnie dlaczego tylko tyle, a może czemu aż tyle? już śpieszę z wyjaśnieniem…
Otóż, fakt film jest troszeczkę skopany pod względem pomieszania dwuch stref czasowych o których już wspomniałam, no ale bywają momenty dzięki którym po raz kolejny się wzruszyłam oglądając coś ostatnimi dniami, i tutaj duży plus dla twórców. Jednak żeby nie było tak słodko to… wielkim minusem jest dla mnie zakończenie filmu, no po prostu myślałam że wpadną na jakiś lepszy pomysł niż tylko… ach no nie mogę wam tego napisać bo zepsułabym wam tą tajemniczość przy oglądaniu, ale no kurcze… zawiodłam się i to bardzo… Sami zobaczcie i oceńcie…
Dla zainteresowanych, mogę tylko dodać że jest również książka o tym samym tytule i to właśnie na podstawie książki powstał ten że film. Książkę pewnie nie jedna osoba stąd czytała, dlatego właśnie na początku powiedziałam, że tytuł może wydać wam się znajomy.
Category: recenzje rodzaju wszelkiego
Jestem właśnie po obejrzeniu filmu "Chemia" w reżyserii Bartosza Prokopowicza.
Cóż ja mogę o tym filmie powiezieć żeby za bardzo wam nie spojlerować… sama nie wiem… zrobił na mnie
bardzo duże wrażenie, a to nie dzieje się często.
"Chemia" jest to opowieść o prawdziwym życiu, o życiu i śmierci, której się spodziewamy i wiemy że nadejdzie
już w krótce… niestety.
Główni Bohaterowie, Lena (w tej roli Agnieszka Żulewska) oraz Benedykt (Tomasz Schuchardt), na samym początku zakochują się w sobie i przeżywają upojne i romantyczne kilka tygodni aż do chwili… aż do chwili gdy Benedykt pod wpływem prawdziwego uczucia, takiego którego jak sam przyznaje, jeszcze nigdy nie czuł do żadnej kobiety, oświadcza Lenie że chce spędzić z nią resztę życia. Niestety nie może być tak pięknie jak w bajce no bo… życie to nie bajka. Lena wyznaje mu coś co zmieni ich życie o 180 stopni, to jednak nie odstrasza mężczyzny i zawierają między sobą związek małżeński.
Czy szczęśliwy czy nie, tego wam nie powiem, musicie sami obejrzeć i zobaczyć jak potoczyły się ich losy dalej.
Film jest oparty na autentycznej historii, jest poprzeplatany cudowną muzyką, która idealnie wpasowuje się w każdą scenę. Bywają momenty piękne ale i również tragiczne i smutne. Jedyne czego nie mogę pojąć to tego, po jaką cholerę zostały zrobione w nim wstawki animowane jak w jakichś bajkach dla dzieci, takie wiecie… które kompletnie nic nie wnoszą a tylko psują efekt całości.
Oglądając początek miałam wrażenie że będzie to hmm jakby to tu ładnie ująć… kupa dla płaczliwych kobiet i mamusiek? o tak, piękne stwierdzenie. Nie jednak tak nie jest i bardzo mi to odpowiada. Także kończąc ten wpis by za dużo Wam nie zdradzić, bo mogła bym tak jeszcze pisać i pisać… Bardzo wszystkim film polecam 🙂