W tej cudowny wieczór przychodzę do was z małą recenzją filmu, tym razem będzie to "Zostań jeśli kochasz". Tytuł może niektórym wydać się znajomy, ale to na końcu powiem wam dlaczego. Nie wiem
kto tłumaczył tytuł ale… chyba coś mu nie wyszło.. no ale nie ważne, nie będę się czepiać, to taki mały szczególik. No albo to ja po prostu nie znam się na Angielskim.
Jak już zacznę oglądać to nie widać końca. I tak oto zabrałam się właśnie za ten film.
Opowiada on o życiu młodej dziewczyny, o jej pasjach i życiowych problemach.
Na samym początku poznajemy Mije i jej rodzinę, która jest wręcz czasem przesadnie idealna i wyluzowana, dowiadujemy się jakie były jej początki, czyli jak to się stało że mając ojca Rockmana, zakochała się w wiolonczeli.
W jej życiu nie tylko muzyka gra pierwsze skrzypce ale również… , no przecież nie może zabraknąć płuci męskiej, pojawia się pewien chłopak… Adam. I mamy wybuchowe połączenie… ona kocha muzykę klasyczną, a on? a on natomiast jest członkiem punk rockowej kapeli. Czyż to nie piękne? 😀
Mija wraz z rodzicami i bratem postanawia pojechać na krótką wycieczkę, jednak dla niej to będzie niekończący się koszmar… Wypadek… stan krytyczny… i?
i duch dziewczyny, która stara się zrobić wszystko by mogła wrócić do swojego ciała i się obudzić z tego koszmaru. Na to wszystko będzia miała tylko jeden dzień. Czy balansowanie na krawędziach życia i śmierci nie jest ciekawym doświadczeniem?
No wątek dość interesujący ale troszeczkę przesadzony.
Co mi się nie podobało? jedna rzecz, a mianowicie przeplatanie dwuch różnych czasów… pomiędzy scenami w szpitalu, pojawiają się momenty z życia przed wypadkiem. Trochę ciężko to ogarnąć no ale jakoś dałam radę.
Jak to się skończyło? ja wam nie powiem, musicie przekonać się sami. Jakbym miała ocenić to może dała bym takie mocne 7 na 10.
Zapytacie się pewnie dlaczego tylko tyle, a może czemu aż tyle? już śpieszę z wyjaśnieniem…
Otóż, fakt film jest troszeczkę skopany pod względem pomieszania dwuch stref czasowych o których już wspomniałam, no ale bywają momenty dzięki którym po raz kolejny się wzruszyłam oglądając coś ostatnimi dniami, i tutaj duży plus dla twórców. Jednak żeby nie było tak słodko to… wielkim minusem jest dla mnie zakończenie filmu, no po prostu myślałam że wpadną na jakiś lepszy pomysł niż tylko… ach no nie mogę wam tego napisać bo zepsułabym wam tą tajemniczość przy oglądaniu, ale no kurcze… zawiodłam się i to bardzo… Sami zobaczcie i oceńcie…
Dla zainteresowanych, mogę tylko dodać że jest również książka o tym samym tytule i to właśnie na podstawie książki powstał ten że film. Książkę pewnie nie jedna osoba stąd czytała, dlatego właśnie na początku powiedziałam, że tytuł może wydać wam się znajomy.
Witajcie.
Muszę się z wami czymś bardzo zabawnym podzielić 😀
Mianowicie, odkryłam że na Eltenie można dodawać sobie blogi do śledzonych… tak wiem, szybka jestem 😀
No ale najśmieszniejsze jest to, że dodałam tam jakieś hmm policzmy… 6 blogów. No i wszystko pięknie, ładnie i genialnie, gdyby nie fakt że jak chcę sprawdzić co nowego… to czyta mi… uwaga uwaga: Nowych rzeczy 730… no i weź tu teraz człowieku wchodź w każdy dodany wpis od początku istnienia każdego bloga…
No ale Jedi potrafi… więc to robiłam, i niestety wymiękłam…
teraz aktualnie, nowych rzeczy oznajmia mi że mam tylko 670…
Ach no co to dla mnie 😀 Może się to przejrzy w jakąś bezsenną noc, albo doczekam się opcji "odznacz wszystko jako przeczytane" , chociaż ta pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna 😀
Także pozdrawiam wszystkich i idę walczyć dalej xD
Jestem właśnie po obejrzeniu filmu "Chemia" w reżyserii Bartosza Prokopowicza.
Cóż ja mogę o tym filmie powiezieć żeby za bardzo wam nie spojlerować… sama nie wiem… zrobił na mnie
bardzo duże wrażenie, a to nie dzieje się często.
"Chemia" jest to opowieść o prawdziwym życiu, o życiu i śmierci, której się spodziewamy i wiemy że nadejdzie
już w krótce… niestety.
Główni Bohaterowie, Lena (w tej roli Agnieszka Żulewska) oraz Benedykt (Tomasz Schuchardt), na samym początku zakochują się w sobie i przeżywają upojne i romantyczne kilka tygodni aż do chwili… aż do chwili gdy Benedykt pod wpływem prawdziwego uczucia, takiego którego jak sam przyznaje, jeszcze nigdy nie czuł do żadnej kobiety, oświadcza Lenie że chce spędzić z nią resztę życia. Niestety nie może być tak pięknie jak w bajce no bo… życie to nie bajka. Lena wyznaje mu coś co zmieni ich życie o 180 stopni, to jednak nie odstrasza mężczyzny i zawierają między sobą związek małżeński.
Czy szczęśliwy czy nie, tego wam nie powiem, musicie sami obejrzeć i zobaczyć jak potoczyły się ich losy dalej.
Film jest oparty na autentycznej historii, jest poprzeplatany cudowną muzyką, która idealnie wpasowuje się w każdą scenę. Bywają momenty piękne ale i również tragiczne i smutne. Jedyne czego nie mogę pojąć to tego, po jaką cholerę zostały zrobione w nim wstawki animowane jak w jakichś bajkach dla dzieci, takie wiecie… które kompletnie nic nie wnoszą a tylko psują efekt całości.
Oglądając początek miałam wrażenie że będzie to hmm jakby to tu ładnie ująć… kupa dla płaczliwych kobiet i mamusiek? o tak, piękne stwierdzenie. Nie jednak tak nie jest i bardzo mi to odpowiada. Także kończąc ten wpis by za dużo Wam nie zdradzić, bo mogła bym tak jeszcze pisać i pisać… Bardzo wszystkim film polecam 🙂
Rozdział 6
Lidia od tygodnia jest w szpitalu, podpięta do respiratora. Gorączka dalej się utrzymywała w granicach 38-40 stopni i nie można jej zbić żadnymi lekami.
Codziennie przy jej łóżku był ktoś ze stacji, raz Adam, raz martyna, piotrek… tylko Artur jeszcze do nie nie poszedł. Zasłaniał się tym że przecież jako szef stacji ma dużo pracy i nie może od tak sobie po prostu wyjść na spacer do szpitala. Nikt nie rozumiał jego zachowania, ale to nie był ich interes więc zostawili go w spokoju.
– Jak ona się czuje? – Zapytała Martyna stojąc przed salą.
– No a jak ma się czuć? cały czas jest nieprzytomna… nie wiemy czy jak odłączymy ją od respiratora… nie wiemy czy jej organizm będzie w stanie sam funkcjonować…- Anna nie wiedziała co może jeszcze powiedzieć. była tak strasznie bezradna.
– A wiadomo już co to za choroba?
– Nie… to jakiś wirus… ale dokładnie jeszcze nie wiemy…
– jak to nie wiecie? do cholery leży tu już od tygodnia a wy nie możecie nam jeszcze niczego powiedzieć?
– Martyna, po pierwsze to i tak nie mogę udzielać ani tobie ani nikomu z ratowników takiej informacji bo nie jesteście z jej rodziny i nie wiem czy ona by sobie tego życzyła a po drugie…
– Dobra daj spokój… przepraszam… to taka trudna sytuacja…
– 21 Es…- Rozległ się głos Rudej
-wezwanie na ulicę Boczną 12/8,
dzwonił jakiś mężczyzna, mówił chaotycznie i nie dało się go zrozumieć, jedyne co udało mu się powiedzieć do rzeczy to to że jego dziewczyna umiera… jedźcie tam szybko.
– No jak ja kocham takie przypadki…- martyna westchnęła i powoli oddaliła się.
– Doktorze, jedziemy?
– Wiktor stał oparty o drzwi karetki i patrzył się w niebo.
– doktorze? wezwanie było…
– yy co? tak Martyna tak… już jedziemy…
– Wszystko z panem w porządku?- piotrek spojrzał się na niego.
– Tak, nie pytaj już o nic tylko jedź…
Gdy dojechali na miejsce przed blokiem czekał na ratowników już mężczyzna. Był przerażony i nie mógł wypowiedzieć żadnego słowa które byłoby dla nich zrozumiałe.
– Proszę pana… proszę nas zaprowadzić do osoby która potrzebuje naszej pomocy.
Mężczyzna tylko spojrzał się na banacha i machnął mu ręką przed oczami.
– Proszę pana… to nie są żarty, każda chwila się liczy jeśli chodzi o ratowanie ludzkiego życia…
– Zostawcie go… to pijak jest- Z oddali było słychać głos starszej kobiety.
– Dzień dobry proszę pani, Wiktor Banach pogotowie ratunkowe, mieliśmy wezwanie i to ten pan nas wzywał ale teraz nie chce nas zaprowadzić do poszkodowanej.
– Jakiej poszkodowanej? przecież on sam mieszka… jestem jego sąsiadką… aa… pewnie znowu jakąś dziwkę sobie pijak sprowadził… o mój boże… kiedy ktoś zrobi z nim porządek.
– Proszę pani, dziwka czy nie dziwka ale trzeba kobiecie pomóc, zaprowadzi nas pani do tego mieszkania?
– Piotrek, proszę cię panuj ty nad językiem… ok?
– Dobrze doktorze… A… a gdzie martynka?
– Nie wiem. ale zabieraj s[przęt i ruchy…
Kobieta zaprowadziła ich na miejsce, stanęła przed drzwiami i popatrzyła się na nich z przerażeniem.
– ona już tam jest…
– Jaka ona?
– No wasza koleżanka.
– Skąd pani to wie?- zdziwił się piotrek, chcąc otworzyć drzwi.
– Oj panie… młodyś pan i głupi… ja wiem więcej niż się wam tylko wydaje…
– Dobrze, proszę nam teraz nie przeszkadzać i dziękujemy bardzo za wskazanie miejsca wypadku. Piotrek no wchodź już. nie ma czasu.
– Martyna! jesteś tu!- Piotr wszedł do mieszkania, ale nigdzie nie widział swojej ukochanej.
– Piotr… chodź tu i dawaj sprzęt, wezwij drugi zespół i to szybko…
– Co się stało, po co drugi…- Zamarł z przerażenia. Na dywanie w dużym pokoju leżały dwie kobiety, były białe jak ściana, trzęsły się i miały drgawki. Każda z nich miała ślad na ręce po ugryzieniu. Jedna z tych kobiet, na nieszczęście Piotra, to była Martyna.
– Martynka, kochanie…- Podbiegł do niej i delikatnie objął.
– Piotr miałeś wezwać drugi zespół… aaa… ja to zrobie…
– 21 es… potrzebny nam drugi zespół… Ratowniczka ranna…
– Jak to, co się tam u was dzieje?
– Ruda, jeszcze nie wiem ale jak się czegoś dowiem to dam znać… a i sprawdź czy przypadkiem z jakiegoś zoo albo innego czegoś nie uciekło jakieś jadowite zwierze… bo mam złe przeczucia
– ok. przyjęłam.
– Dobra dawaj jedną na deskę… druga musi poczekać.
Położyli nieprzytomną kobietę na deskę, a martynę obok. Zastanawiali się co mogło się im stać.
– Kurde… czemu martyna weszła tutaj sama… przecież jakbym z nią wszedł…
– Piotrek jakbyś z nią wszedł to ja nie miał bym już żadnego ratownika. a Martyna to powinna dostać nagane bo nie można się oddalać bez słowa i działać na własną rękę…
– Rany doktorze, zrobił się z pana taki sam służbista jak góra.
– Piotr… nie służbista tylko realista… popatrz co się teraz z nią dzieje… a jakby została z nami to nic by się nie stało.
Nagle do domu wrócił mężczyzna z którym rozmawiali na dole. Dalej ledwo mówił i tak samo ledwo chodził. Podszedł do stołu i wziąwszy telefon w ręke, niezdarnie czegoś szukał po czym upadł na podłogę.
– no i pięknie… to co? wzywamy trzeci zespół?
– Tak piotr… wzywamy…
Wiktor podszedł do mężczyzny i wziął od niego telefon.
To co zobaczył wprawiło go w osłupienie.
– Piotrek? zobacz… to chyba nasz przyjaciel którego szukamy…- podał mu telefon
– No… niezły okaz… tylko ciekawe gdzie teraz jest ten przyjemniaczek… musimy mieć oczy dookoła głowy…
– Uważaj…- Wiktor pociągnął Piotra do siebie, za jego plecami pełzał dużych rozmiarów wąż…
Sycząc zbliżał się do swoich nowych ofiar.
– Do… doktorze… chyba znaleźliśmy…
– Nie, to on nas znalazł…
– Staniemy się jego obiadem… ja nie chce umierać… ja jestem niejadalny…
– Piotrek daj spokój, to nie jest teraz czas i miejsce na takie histerie… lepiej sięgnij do torby i podaj mi relanium… najlepiej końską dawkę… może zwierzątko chciało by sobie uciąć drzemkę a ja… ja mu w tym pomogę, tylko jeszcze nie wiem jak…
Piotr wsadził rękę do torby i trzęsącym ruchem wyjął strzykawkę i igłę. podał ją Banachowi.
– Ile tego re… relanium?
– Dużo… Musisz nie okazywać strachu… on to czuje i jest coraz bardziej agresywny… widzisz jak się wije?
– Wi…widze… że jest coraz bliżej nas i mi się to w cale nie… nie podoba…
– Kajtuś… Kajtuś tu jesteś ty mój łobuzie- Do mieszkania weszła starsza kobieta i z zatroskaną miną na twarzy podeszła do węża.
– Proszę pani, proszę go nie dotykać, on jest niebezpieczny…
– Ależ panie doktorze, mój kajtuś jest łagodny jak baranek…
– baranka to może on by i zjadł na obiad- piotr wstał i podszedł do nieprzytomnej martyny.
– Widzi pani co im zrobił ten pani kajtuś? widzi pani?
– Oj no on się chciał przecież tylko pobawić… on jest na prawdę przyjaźnie nastawiony do ludzi. Kobieta wzięła węża i głaszcząc go po łbie obkręciła go sobie wokoło szyi.
– Artur Góra pogoto… o cholera…- Ekipa Artura przyjechała na miejsce. Wszyscy stali w drzwiach nie mogąc uwierzyć w to co widzą.
– Prosze pani proszę się nie ruszać, zaraz panią uratuję…- Artur podbiegł do kobiety z wężem na szyi
– Artur stój… nie ruszaj go, on jest niebezpieczny.- Na szczęście wiktor szybko go powstrzymał.
– No właśnie, niebezpieczny ale ta pani jest w…
– Nie doktorze, kajtuś kocha swoją panią i swojej pani krzywdy nie zrobi.
– Kajtuś? co ty strzelecki sobie ze mnie jaja robisz? z pensji ci zaraz potrące i nie będzie ci do śmiechu… pfff… kajtuś…
– no i widzisz kajjtusiu co narobiłeś? oj nie będzie dzisiaj podwieczorku.
– Proszę pani… on na prawdę nazywa się kajtuś i naprawdę należy do pani?
– No przecież cały czas to tłumaczę pańskim kolegom, ale jak na złość nie chcą mnie słuchać.
– Doktorze, a może zrobimy coś z tymi nieprzytomnymi?
– No Nowy masz wyczucie… wreszcie by się przydało.
– Dobrze, piotr wezwij policje albo nie wiem kogoś kto zawiezie i panią i kajtusia do szpitala… trzeba zrobić odtrutkę bo inaczej kiepsko widzę ich wszystkich.
– Tak jest doktorze Góra.
Martyna leżała na sali razem z dalej nieprzytomną lidką.
– Wiktor? czy nie uważasz że one mają dokładnie takie same objawy?
– Tak… też nad tym myślałem… Najpierw wysoka gorączka, drgawki a potem?
– A potem niewydolność oddechowa i taki sam stan jak u chowaniec… Szybko trzeba działać- Artur pobiegł sprawdzić co z odtrutką.
– Po szpitalu się nie biega doktorze Góra… – Minęła go Anna, która wraz z dwiema pielęgniarkami szła podać leki pacjentom.
– Dobra nie rób się jak potocki
– Anna spojrzała się na Artura jakby chciała wykrzyczeć mu w twarz że jest idiotą.
– nigdy więcej nie mów przy mnie tego imienia… zrozumiałeś?
– Tak… przepraszam Aniu…
– Dobrze już… a teraz chodź bo trzeba temu mężczyźnie, martynie i tej drugiej kobiecie podać leki które powinny doprowadzić do tego że jad węża nie będzie działał.
– A co z… Chowaniec?
– a co z nią? dalej bez zmian z tego co wiem.
– Ona ma takie same objawy jak ta reszta, myślę że… może mieć to samo…
– Ale wiktor, jak? przecież nie miała styczności z tym zwierzęciem?
– a może miała a my o tym nie wiemy?- Góra szybko pobiegł do sali lidki i zaczął sprawdzać i szukać ukąszeń na jej ciele.
– Doktorze co pan robi?- zdziwił się piotrek siedzący przy łóżku Martyny.
– Strzelecki nie przeszkadzaj ja tu życie ratuje… o mam!! Anka!! Wiktor!! mam… mam tu… tu jest
– Artur tak głośno krzyczał że Anna i Wiktor po krótkiej chwili wbiegli do sali. Spojrzeli się na odsłonięte udo Lidki, miała dokładnie taki sam ślad po ukąszeniu jak pozostali.
– A więc dobrze… Siostro… tutaj też podajcie leki odtruwające.
Po godzinie wszyscy zaczęli odzyskiwać przytomność. Nawet Lidka, ktora była w owiele poważniejszym stanie od reszty, mogła już sama oddychać i została odłączona od aparatury. Wszyscy odetchnęli z ulgą. A najbardziej Artur, chociaż w cale nie chciał się do tego przyznawać.
– No Artur, jesteś jej bohaterem.- uśmiechnął się do kolegi wiktor.
– Nie wiem o czym ty mówisz…
– No jak to o czym, nie wiem jakby Lidka przeżyła gdybyś nie znalazł u niej śladu po ukąszeniu.
– oj tam, wiesz wiktor taka jest już ta moja praca no…
– Ach doktor Góra skromny jak zwykle- Anna weszłado sali i stanęła obok wiktora.
– A dzień dobry a ja przepraszam ale… Kajtuś chciałby zobaczyć jak tam nasi chorzy się czują, i on bardzo przeprasza… ale on chciał się tylko pobawić…- Starsza kobieta stanęła w drzwiach z wężem na rękach. Zwierze było ledwo przytomne po serii badań i lekach nasennych jakie zostały mu podane.
– Proszę pani… tu jest szpital a nie żadne zoo
– Artur, artur spokojnie, widzisz że kajtuś już zrozumiał swój błąd… droga pani, następnym razem proszę lepiej synka pilnować.- Dobrze doktorze- Kobieta uśmiechnęła się do Wiktora i wyszła ze szpitala.
– No doktorze Banach, nie wiedziałam że masz takie dobre podejście do dziwnych ludzi…
– Doktor reiter jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz…
– No to może w końcu czegoś się dowiem?- Anna przytuliła się do Wiktora.
– Dowiesz się, ale Wiktor zasłużył sobie dzisiaj na dodatkowy dyżur. Udzielę mu paru wskazówek jak być takim wspaniałym lekarzem jak ja.
– Oj Artur Artur… Ty nigdy nie przestaniesz nas zaskakiwać- Wiktor i Anna zaczęli się śmiać
No bo ja przecież oszaleje
I kolejny krok ku okiełznaniu Eltena uważam za dokonany 😉
Pojawił się mój pierwszy avatar a dodanie go w cale nie było takie proste 😉
Ale jak to kiedyś ktoś powiedział „Jedi potrafi”… a może to było „Polak potrafi” hmm no nie ważne i tak na jedno wychodzi 😉
Ale do rzeczy… Thousand foot Krutch i ich piosenka Honest zawładnęła niedawno moim życiem i mogłam jej słuchać co chwila, bez przerwy, wiec i z wami chciałam się nią podzielić 😉
Słyszałam opinie że wokalista w pewnych momentach śpiewa jakby chciał a nie mógł ale nie mogę się z tym zgodzić, bo jego wokal jest cudowny a zwłaszcza w refrenie 😉
Na blogu pojawiłomsię na razie pięć części fanfika którego zaczęłam.
Jak pewnie większość zauważy jest to fanfik o serialu „na sygnale”, wszystkie rzeczy które zawarłam w poniższych wpisach, oczywiście w serialu się nie zdarzyły, to tylko wytwór mojej troszkę pokręconej wyobraźni 😉
Nie wiem czy będę to kontynuować bo moja wena twórcza poleciała na urlop i nie chce z niego wrócić.
Jak ktoś przeczyta to liczę że podzieli się swoją opinią 😉
Rozdział 5
Od chwili porwania minął juź miesiąc, wszyscy mieli nadzieję na szczęśliwy związek miedzy Arturem a Lidką, mieli nadzieję że młoda ratowniczka zmieni nastawienie szefa stacji do siebie i całego świata, jednak… nie było w cale tak kolorowo jak się wszystkim zdawało.
Artur siedział w swoim gabinecie jak zwykle nad toną raportów, jednak nie mógł się skupić. Jedyne o czym myślał to o porwaniu, o tym że prawie nie umarł…
– A gdybym tak… umarł… ciekawe czy bym się wtedy z tobą spotkał…
Wziął do ręki ramkę ze zdjęciem Renaty.
– Tak bardzo za tobą tęsknie, tak bardzo mi ciebie brakuje…
Po policzku zaczeły spływać mu łzy.
– Doktorze… czy ja mogę dzisiaj wyjść wcześniej? Nowak mnie zastąpi…- Powiedziała Martyna, wchodząc bez pukania do gabinetu.
– Co… tak… idź… – Artur nawet się tym nie przejął.
– okej… dzięki doktorze… Martyna oddaliła się zamykając drzwi.
– hmm… Góra jest jakiś dziwny… Powiedziała do siedzących na kanapie Piotra, Lidki i Nowaka.
– Lidka, co mu zrobiłaś? Zaśmiał się Piotr
– ja? no nic… od miesiąca jest jakiś… dziwny… i nie wiem o co chodzi…
– a jak między wami w ogóle jest po… no wiesz po czym…
– Piotrek… nie interesuj się może co… – Zdenerwowała się na partnera Martyna.
– Nie no, spoko… przecież wszyscy widzieliście co się stało… No… jest… chyba jeszcze gorzej niż było…- westchnęła i wstała z kanapy.
– Co znaczy jeszcze gorzej? – zdziwiła się Martyna
– No… sama nie wiem, prawie ze mną nie rozmawia, no chyba że musi na akcji… nie wiem jak do niego dotrzeć…
– Ostatni raz zachowywał się tak dziwnie jak zmarła Renata… Może znowu złapał doła…
– Piotr… mów ciszej… jak usłyszy to pewnie poleci ci po premii…
– Spokojnie pani Kubicka, dzisiaj nikomu nie mam zamiaru odbierać premii, jak dla mnie to możecie wszyscy iść do domu… albo gdziekolwiek…- usłyszeli głos Artura który wychylił głowę z gabinetu.
– Może pójdę z nim porozmawiać?
– Nowy… ty? no błagam cię… prędzej będzie chciał rozmawiać z Potockim niż tobą o swoich problemach- Zaśmiał się Strzelecki.
– Jak możesz… ja jestem bardzo wrażliwy i może takiego kogoś mu właśnie trzeba…
– Dobra panowie, koniec tego cyrku, ja tam pójdę Lidka ruszyła w stronę gabinetu Góry.
– Artur?
– ee… tak Pani Chowaniec?- Artur schował do szuflady zdjęcie Renaty.
– Nie chowaj nic przede mną, nie musisz…
Podeszła i wyciągnęła zdjęcie.
– Myślisz o niej cały czas, prawda?- położyła mu dłoń na ramieniu.
– Ja? Chowaniec, proszę cię… nnie wyjeżdżaj mit u z takimi…
– Artur… Czy ty chociaż raz możesz zachować się jak człowiek?
– Pani Chowaniec… czy pani nie przesadza?
– Nie… to ty przesadzasz, ukrywasz się tu przed wszystkimi… martwimy się o ciebie… ja się martwię… – złapała go za rękę i usiadła na biurku.
– Uwaaażaj tam są ważne dokumenty…
– Nie obchodzą mnie dokumenty. Ty mnie obchodzisz… Już nie ważne co się stało pomiędzy nami ale… Artur martwie się o ciebie… od kilku dni prawie nie mamy z tobą kontaktu poza wyjazdami i rozkazami zróbcie to czy zróbcie tamto… nie możesz się wiecznie zamykać w sobie. Ja wiem że jest ci źle po odejściu Renaty ale…
– – Chowaniec… wy… wyjdź… dokończymy tę rozmowę później.
– Ja się stąd nie ruszam…
– Wyjdź powiedziałem… to jest rozkaz…
Lidka twardo trzymała się swoich zasad i nie ustępowała Górze.
– Nigdzie nie idę, nie możesz być teraz sam bo się kompletnie załamiesz.
– 21 es. wezwanie macie na…
– 21 es… przyjąłem ale… pojedzie podstawa… Strzelecki z Chowaniec… niech się rozerwą trochę.
– Ale Doktorze…
– Ruda, nie dyskutuj, jedzie podstawa i koniec. jak będzie potrzeba to przyjadę. Moi ratownicy sobie na pewno poradzą.
– Niech ci będzie.
– no Chowaniec, nie słyszałaś? masz wezwanie…
– Niech cie Artur…- Wściekła Lidka wyszła z gabinetu.
– Piotrek, jedziemy…
– My? we dwójke? heh… co ty mu zrobiłaś?
– Nic… nie chce o tym rozmawiać…. jedźmy już bo pacjent nam się przekręci.
***
Dzień dobry, pogotowie ratonkowe, co się stało?- Zapytał Piotr przyjeżdżając na lotnisko.
– Dzień dobry… chodźcie tu…. tu… tu… jest… zdażył się wypadek…
– Spokojnie proszę pani… wszystkim się zajmiemy. Lidka wziełaś sprzęt?
– Tak wzięłam. Może nam pani powiedzieć co się stało?
– No przecież mówię- starsza kobieta spojrzała się na ratowników z wyrzutem.
– Proszę pani, jak na razie to pani bełkocze bez sensu a w tym czasie ktoś może potrzebować naszej pomocy…
– Lidka… zaczynasz mowić jak Góra.- Zaśmial się Piotrek.
– Weź mnie nie denerwuj, chociaż ty dzisiaj…
– Pokaże, ja pokaże…- Kobieta zaprowadziła ratowników na miejsce ypadku. Mężczyzna leżał na ziemi, był nieprzytomny, wokoło było pelno ludzi.
– Proszę się rozejść, pogotowie ratunkowe. hallo proszę pana, czy pan mnie słyszy?- Piotr uklęknął przed pacjentem.
– ciśnienie w porządku, cukier też…
Nagle zza tłumu ludzi wyskoczyła kobieta ubrana cała na czarno z zakrytą chustą twarzą i kapeluszem na głowie.
– Już jes ustabilizowany, podałam mu relanium i glukozę, miał drgawki i nie reagował, zrobiłam wkłucie i…
– Co pani zrobiła? czy pani oszalała? nie może pani nic podawać pacjentowi przed przyjazdem karetki- lidka oburzona spojrzała się na kobietę.
– Spokojnie, jestem znaczy… byłam ratowniczką… wiem co robi…
– Jest pani ratowniczką? Czyżby? no dobrze… Lidka zabieramy pacjenta w takim razie… a pani… pani pojedzie z nami do szpitala.
– Ja? a ppo co?
– Po to że jeśli z pacjentem będzie coś nie tak to to będzie tylko i wyłącznie pani wina…
– Ale ja nie mogę…
– Nie interesuje mnie to, idziemy… zapraszam do karetki…
– Piotrek zawsze musisz postawić na swoim co?- Kobieta spojrzała się na niego jakby go bardzo dobrze znała.
– skąd… skąd wiesz jak się nazywam?- Zdziwił się.
– Piotr jedziemy… jest stabilny ale nie wiem ile jeszcze tak wytrzyma.
– yy tak… jedziemy…
Kobieta usiadła w karetce i pojechali do szpitala. Na szczęście pacjent przeżył podróż, nie było żadnych niepokojących objawów.
– Co mamy?
– Pacjent… eee… po napadzie drgawek… podano relanium i glukozę… stabilny…
– Piotrek? wszystko w porządku? Zapytała Anna która wypełniała kartę pacjenta.
– No tak… no nie… nie wiem, przy pacjencie spotkaliśmy dziwną kobietę… to ona pofała mu leki zanim przyjechaliśmy…
– Jak to? I co? co z nią zrobiliście?
– jest tu z nammi, kazałem jej z nami jechać.
– Bardzo dobrze, przyprowadź ją do mnie, już ja sobie… albo nie… daj ją Arturowi, na pewno porozmawia sobie panią która zachowała się nieodpowiedzialnie.
– Tak to dobry pomysł, może wróci mu jaka kolwiek chęć życia jak będzie mógł kogoś opieprzyć.
– chęć życia? Zdziwiła się Anna
– No wiesz… Renata… ciągle o niej myśli… Powiedział i odszedł.
– Dobra koleżanko… idziemy przed oblicza największego wodza stacji.
– że co? nie… ja… ja nie mogę tam iść…
– No jak to nie? pacjent przeżył ale to nie zmienia faktu że zachowała się pani nieodpowiedzialnie…
– Piotrek ja nie wiem czy to dobry pomysł zawracać Arturowi głowę…
– Lidka to idealny moment… jak kogoś ochrani na pewno zrobi mu się lepiej. przecież stawianie ludzi do pionu to jego ulubione zadanie.
Przysli do stacji. Stanęli w drzwiach. Kobieta rozglądała się po pomieszczeniu
– Na prawdę muszę… no Strzelecki… proszę cię…
– Skąd znasz moje imię i nazwisko? przecież nie mam go wydrukowanego na kombinezonie… a ja cię nie znam kobieto…
– Znasz mnie… i to nawet lepiej niż ci się wydaje…
– Co? Nie rozumiem…
Kobieta zdjęła kapelusz, jej długie rude włosy spadły na ramiona.
Piotrek zamarł
zdjęła chustę z twarzy…
– Ja pierdziele… Renata?!
Ale… jak… jak to możliwe…
Piotrek odsunął się od niej i złapał się kanapy.
– Widzisz piotr… czasem każdy musi na jakiś czas zniknąć…
– Ale przecież ty… przecież ty nie żyjesz…
– już pani może wejść, doktor góra się ucieszył że doprowadzi kogoś do porządku. powiedziała lidka wychodząc z jego gabinetu.
– Piotr, coś się stało, wyglądasz jakbyś zobaczył…
– Duuucha… Lidka ja widzę ducha…
– Co ty brałeś Piotrek? Lidka spojrzała na kobietę stojącą przed nim.
— o cholera… re… renata…?
– Tak dokładnie a ty to…?
– Lidia… Lidia Chowaniec… – Lidka nie wiedziała czy ma omamy po ciężkim dyżuże czy może wypiła za dużą ilość kawy…
– Jak to możliwe…
– Spokojnie, wszystkiego się dowiecie, ale najpierw chciałabym porozmawiać z Arturem…
Oznajmiła i powoli weszła do jego gabinetu
– Nikt was nie nauczył że się puka? Co do cholery… – Artur z wrażenia wstał z krzesła.
– Cześć Artur… miło cię widzieć po tak długim czasie…
– Ja… Co… Strzelecki… Wszołek… Chowaniec… ktokolwiek… ja mam chyba cholera chalucynacje.. Strzelecki!!!
– Artur… nie jestem chalucynacją… wróciłam…- podeszła do niego i ujeła jego dłoń.
– Ale to nie możliwe… przecież ty… nie…
– nie żyje? to chciałeś powiedzieć? tak… chciałam zebyście tak wszyscy myśleli…musiałam na jakiś czas wyjechać, bardzo daleko, musiałam przemyśleć kilka rzeczy…
– nie… nie wierzę ci… kim ty jesteś… Strzeleeecki!! wasze żarty mnie nie bawią!!
– Artur uspokój się… to na prawdę ja… mam ci dowód pokazać żebyś mi uwierzył?
– Skoro… skoro to ty to kto jest na… na cmentarzu… kogo uśmiercił Stanisław… kogo do cholery!!
– Nie wiem… Potocki powiedział że mi pomorze zniknąć… Tak wiem, też do tejj pory w to nie wierzę ale… pomógł mi… kiedy do niego trafiłam, operacja się udała, obudziłam się i powiedziałam mu o wszystkim. Powiedział że mi pomoże i… przeniósł mnie do jakiejś innej kliniki gdzie doszłam do siebie i potem wyjechałam. a na moje miejsce by moja śmierć była bardziej wiarygodna… podstawił inną pacjentkę pdobną do mnie… Artur ja… na prawdę nie chciałam żeby to tak wyszło ale, ale nie miałam wyjścia… musiałam wyjechać…
– Nie. Nie wierzę ci… Potocki nikomu nie pomaga a Renata na prawdę nie żyje….
– a teraz mi wierzysz?- zdjęła mu okulary i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek.
Teraz wiedział, wiedział że to na prawdę ona, czuł się tak jak na ich pierwszej randce. Był pewny że to prawdziwa Renata.
Lidka nie wytzrymywała napięcia. Weszła do gabinetu Gory a to co zobaczyła kompletnie wyprowadziło ją z równowagi Wkroczyła do akcji i rozdzieliła ich z objeć.
– Co ty sobie myślisz? Ruda małpo… myślisz że jak wróciłaś to teraz będzie jak dawniej… o nie… nie wiesz co Artur przeżył… nie zdajesz sobie sprawy z tego co czuł jak ciebie nie było… jak postanowiłaś sobie o tak po prostu zniknąć jak zwykły tchórz…
– Pani Chowaniec, ostrzegam że jak się pani nie uspokoi to…
– Zamknij się Artur… po prostu się zakmnij i przejżyj na oczy…
– Lidka tak? daj spokój, my się z Arturem na prawdę kochamy i nikt i nic nas nie rozdzieli. nawet ty…
– Tak myślisz?- Lidka stanęła zasłaniając Artura.
– Tak właśnie myśłę.- Renata spod płaszcza wyjęła pistolet i wymierzyła prosto w nią.
– Możesz wypowiedzieć swoje ostatnie życzenie… pani Chowaniec- Renata zaśmiała się.
– Lidka… Lidka…!!
– Obudź się… Lidka…
Piotrek i Martyna stali nad Lidką, która spała na kanapie w stacji, zwijając się jak wąż i krzycząc jakieś pojedyncze słowa.
– Ma gorączkę… ze 40 stopni…
– Martynka leć po doktora… bo my tu nic nie zdziałamy…
Martyna tak właśnie zrobiła. weszła do gabinetu góry, który ciągle siedział i gapił się w zdjęcie Renaty.
– Doktorze… jest pan potrzebny…
– Kubicka czy wy nie możecie sobie iść do domu…
– AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!
Krzyk Lidki był słyszalny w całej stacji. Góra zerwał się na równe nogi.
– Co jest do cholery?- Stał i patrzył się na swoich ratowników.
– Ma wysoką gorączkę, drgawki i … wygląda jakby spała ale nie możemy ją wybudzić…
– Pani Chowaniec… czy mnie słyszysz… Lidka do cholery jasnej masz na tychmiast się obudzić…
Strzelecki deska… kubicka monitor… szybko musimy ją zabrać do szpitala…
– Tak jest doktorku…- Piotr poleciał do karetki.
– A Szlag, nie ma czasu na deske…- Powiedział Góra i wziąszy Lidke na ręce pobiegł prosto do karetki
…