Rozdział 9
Anna siedziała w szpitalu pochłonięta jakimiś papierami, nie chciała żeby ktokolwiek jej przeszkadzał.
Czekała już tylko na koniec dyżuru, bo po nim miała nastąpić najprzyjemniejsza rzecz… umówiła się z Wiktorem, że spędzą ze sobą romantyczny wieczór tylko we dwoje, Zosia miała wyjść do koleżanki, telefony miały być wyłączone, tylko oni razem, wino i gorąca kąpiel w… Anna poderwała się znad papierów, uświadomiła sobie, że przecież Wiktor ma za małą wannę na ich dwójkę. Roześmiała się pod nosem i wzięła telefon by poinformować ukochanego że trzeba zmienić ich plany i znaleźć inne romantyczne miejsce na ich wspólną kąpiel.
– Banach, ja rozumiem, że twoja praca jest ważna… ale telefony ode mnie mógł byś odbierać…- Powiedziała i postanowiła zadzwonić do stacji.
– Ha… Halo… Wiktor to ty? Słuchaj no… zaraz ci z pensji po…
– Artur? co się dzieje?
– A… Anka… o cholera, przepraszam, myślałem że to nasz wagarowicz Banach.
– Wagarowicz? Artur co ty dzisiaj brałeś? Może podejdź do szpitala, zrobię ci badania krwii…- Anka roześmiała się do słuchawki.
– To nie jest śmieszne… wiktor nie pojawił się w pracy… Z Zośką Piotrek też utracił kontakt… coś tu jest nie tak…
– Co?! Dobra, ja… ja zaraz to sprawdzę… i tak siedzenie nad papierami mi się znudziło…- Rozłączyła się i westchnęła ciężko.
Szybko wstała i nieprzebierając się wybiegła ze szpitala.
Martwiła się o Wiktora i Zosię, miała w głowie najczarniejszy scenariusz…
(w domu Banacha)
– Zosiu… Zosiu, kochanie, obudź się…- Wiktor wołał do nieprzytomnej córki, ale ona niereagowała.
– No i co bohaterze? widzisz jak to jest, się martwić o to czy ktoś bliski przeżyje? widzisz?! Zapamiętaj sobie ten obrazek… bo możesz już nigdy jej nie zobaczyć.- mężczyzna roześmiał się i wziął nieprzytomną Zośkę na ręce.
– Co ty mi chcesz przez to powiedzieć? jak to mogę jej nie zobaczyć? Co ty chcesz zrobić?
– Zadajesz stanowczo za dużo pytań, Wiktor.
– Zostaw ją! proszę… ona ma jeszcze całe życie przed sobą!
– Mój brat tez miał przed sobą całe życie… ale ciebie to nie obchodziło… wolałeś ratować kogoś innego.
– Człowieku! nie rozumiesz że zrobiłem to bo musiałem! tamten chłopak bardziej potrzebował pomocy lekarza… rokowania u twojego brata były lepsze… musiałem tak postąpić!
– Przestań pieprzyć… bo mnie denerwujesz i zaraz zrobię coś innego niż zaplanowałem… A teraz wybacz, ale się trochę z Zosią śpieszymy.- Powiedział i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
– Wiktor! Zosia! jesteście tam? – Anna stała pod drzwiami, nie miała kluczy i nie mogła wejść do środka.
– Kogo do cholery tam niesie…
Mężczyzna wrócił do pokoju, rzucił Zośkę na podłogę i podszedł do związanego Wiktora.
– Wstawaj! trzeba spławić te babe…
Wiktor wstał.
– Tylko nie rób żadnych numerów… cały czas cię obserwuje, jeden fałszywy ruch a…- Wycelował nabity pistolet w nieprzytomną dziewczynę.
– Dobrze, nie zrobie nic głupiego, tylko nie strzelaj, i mnie rozwiąż… jak mam otworzyć drzwi?
– Nie cwaniakuj doktorku…- Rozwiązał go i Wiktor poszedł otworzyć drzwi.
– Anka? co ty tu robisz?
– Wiktor!- Anna rzuciła się mu na szyje.
– Tak się bałam… Artur mówił że nie pojawiłeś się w pracy… a że to do ciebie niepodobne to wszyscy się martwiliśmy. Co ty jakiś taki spanikowany jesteś?- Spojrzała się na niego. Wiktor wyglądał strasznie, był cały blady, zlewał go zimny pot i nie mógł ze strachu prawie nic powiedzieć, wiedział że jak tylko popełni jakiś błąd… będzie go to kosztowało życie jego ukochanej córki.
– Anka… nic mi nie jest, postanowiłem… zrobić sobie dzisiaj dzień wolnego, niezawiadomiłem Góry… ale zaraz to zrobię…
– Wiktor? wszystko w porządku? jesteś jakiś dziwny? ale… skoro zrobiłeś sobie wagary, to może przyspieszymy nasz romantyczny wieczór? ja też się szybciej zerwałam ze szpitala, ale i tak nie wytrzymałabym tam ani minuty dłużej- Złożyła na jego ustach pocałunek a Wiktor gwałtownie się odsunął.
– Co się z tobą dzieje?- Usłyszała jakieś odgłosy z głębi domu.
– Masz gości? Mogę wejść?
– nie… nie możesz… to…
– Doktorze Banach, ja widzę że coś przede mną ukrywasz… a miało już nie być żadnych tajemnic, rozumiesz? Odsun się… chcę wejść!- Anka przepchnęła się przez Wiktora i weszła do środka.
– Anka nie! wyjdź stąd! natychmiast!
– Nie będziesz mi mówił co mam robić! Przestań się zachowywać jakbyś coś przede mną ukrywał…- Weszła dalej do pokoju… To co zobaczyła ją zamurowało…
– Co tu się do cholery dzieje… Zośka… Zośka… co ty jej zrobiłeś?- Chciała zbliżyć się do nieprzytomnej Zosi, jednak mężczyzna wymierzył w nią broń i rozkazał się jej nie ruszać.
– Banach! Czy ja ci nie mówiłem że nie ma być żadnych numerów! No to komu teraz mam sprzedać kulkę w łeb?
– Przestań! nie rób im krzywdy, jak już chcesz kogoś zastrzelić to mnie… one obie nie są niczemu winne…
– Wiktor … czy ty… możesz mi powiedzieć co się tu dzieje?
– Aniu… ja cię tak bardzo przepraszam… mówiłem żebyś nie wchodziła…
– Och… to ja przepraszam… następnym razem cię posłucham… oczywiście jak dożyjemy…
– Koniec gadania… cierpliwość mi się kończy!
– A może chcesz coś w zamian? pieniądze… samolot?! Człowieku! mogę załatwić ci co chcesz tylko nas wypuść!
– Nie rozśmieszaj mnie Banach! Jedyne czego ja chcę to twojego cierpienia. Taak… widzę… Ja widzę jak ona na ciebie patrzy… i widzę jak ty patrzysz na nią…- Spojrzał się na Annę, która nie mogła powstrzymać łez.
– Nie rób jej nic! Ostrzegam Cię!
– Ty mnie ostrzegasz? nie bądź śmieszny… Teraz się zabawimy…- Podszedł do Zosi.
– Obudź się gówniaro… no już!- uderzył ją w twarz trzy razy. Zosia chwilę po tym zaczęła odzyskiwać przytomność.
– Co… co się… Tato! Anna!
– Zamknij się i stawaj plecami do ściany! Ty też blondyneczko! i bez żadnych numerów bo was obie zabije…
Anna podeszła do ściany i stanęła obok Zosi, trzymały się za ręce.
– Ty! Banach… masz jakąś opaskę w domu? Na pewno masz… przynieś… tylko pamiętaj, jeden fałszywy ruch
– Tak wiem… jeden fałszywy ruch i je obie zabijesz…- Wiktor posłusznie poszedł poszukać opaski do kuchni. Udawał że szuka czegoś w szufladzie, wyciągnął z kieszeni telefon i wysłał wiadomość SOS do Piotra, miał nadzieję że nie ma teraz żadnego wezwania i zrobi coś, zanim będzie za późno.
– Długo jeszcze! mam nadzieje że nic nie kombinujesz!
– Już już… – Wiktor wrócił z opaską w ręku.
– No to teraz stań tu i zakładaj…
– Ja?! Co ty… Oszalałeś człowieku?!
– Czy ja słyszę głos sprzeciwu?, w porządku, w takim razie… zginą obie…
– Tato! Rób co mówi!
– Wiktor… chociaż raz nie udawaj bohatera…
– No, słyszałeś?
– Tak, słyszałem…- Wiktor założył opaskę na oczy
***
(W tym samym czasie w stacji)
– Piotruś! dostałeś jakiegoś smsa…
– Pewnie znowu jakaś reklama, albo znowu wygrałem 100 000 złotych…
– Nie to… to od doktora Banacha…
– Co? Pokaż to Martynka!- Piotrek zabrał Martynie telefon
"SOS"
– hmm… chyba doktor Banach nieźle poimprezował i teraz mu się literki mylą.
– A co napisał?- spytała zaciekawiona Lidka
– Jakiś sos… czyli co? mam mu sos przywieźć? szkoda bo nawet nie wiem gdzie jest.- Piotr się roześmiał.
– Piotr, przestań błaznować… może to wezwanie pomocy… Szybko idziemy do Góry- Dziewczyny pobiegły do gabinetu doktora Góry. Powiedziały mu o tajemniczej wiadomości do Piotra, Artur sceptycznie nastawiony do takich żartów zadzwonił do Wiktora kilka razy, jednak ten nie odbierał.
– Cholera jasna! a może rzeczywiscie coś im się stało! Jadę tam…- Piotr, szybko wybiegł ze stacji.
– Ja wezwę policje… bo to może być niebezpieczne…
– Tak Kubicka… jasne, policja wejdzie do domu banacha i nakryje go na jakimś romantycznym obiadku z Anną…- Artur wrócił do czytania kart wyjazdowych.- A… Zadzwoń do Strzeleckiego, i powiedz mu że już może nie wracać do pracy… ani dziś, ani jutro ani za trzy lata! CO to za czasy, ze Ratownik opuszcza swoje miejsce pracy bo lekarz go prosi o Sos do… no… właśnie nawet nie wiem do czego…
– Doktorku, na prawdę od tych papierów to już ci padło na mózg…
– Chowaniec! czy ty też już nie chcesz przychodzić do pracy?!
– Ależ skąd… no przecież ja bym umarła z nudów bez doktorka.
Piotr stał już pod domem wiktora, czekał na policje.
– Starszy sierżant Monika Zawadzka! Co się dzieje? Mówiono, że coś dziwnego się tu dzieje?
– Dzień dobry pani sierżant. Tak… mam prawo sądzić że w tym domu dzieje się coś dziwnego…
– No dobrze, ale co dokładnie?
– No jakbym wiedział to bym nie wzywał policji… Może jakieś porwanie… Nie wiem, sprawdźcie to. Mieszkańcom tego domu może grozić niebezpieczeństwo.
– Dobrze, moi ludzie to sprawdzą… Hej! Rozejrzyjcie się wokoło domu… może są jakieś pootwierane okna… uchylone drzwi, cokolwiek…!
– Dziękuje pani sierżant…
– Ale jeśli pan kłamie i nic się tu nie dzieje to… ja bym nie chciała być w pana skórze panie… yy…
– Piotr, Strzelecki Piotr, jestem Ratownikiem Medycznym.
– No to świetnie się składa, sam pan sobie udzieli pierwszej pomocy, jak to wezwanie okaże się głupim kawałem. Myśli pan że ja to nie mam co robić?
– Ależ myślę że ma pani co robić…
– No właśnie…
Wiktor stał koło mężczyzny, miał zawiązane oczy, na przeciwko przy ścianie stały spanikowane Anka i Zośka.
– Co teraz?
– Teraz… zobaczymy jak strzelasz, doktorku…- Wyciągnął z kabury drugi pistolet i podał ostrożnie banachowi.- Tylko bez żadnych numerów… bo twoja głowa stanie się moją tarczą…
– Nie zrobię tego.
– Słucham?! śmiesz mi się sprzeciwiać?!
– nie będę strzelał do żadnej z nich… obie je kocham i nie wyobrażam sobie bez nich życia…
– Ciesz się, że przynajmniej nie widzisz do której strzelasz… ha ha ha
– Jesteś chory człowieku! Ciebie powinni leczyć- Zośka nie wytrzymała napięcia i odwróciła się gwałtownie, podbiegła do wiktora i przytuliła go mocno, wytrącając broń z jego rąk.
– Tato… Tato… przepraszam ale… ale ja tego dłużej nie wytrzymam…
– Zośka! miałaś się nie ruszać…
– Pani Sierżant, znaleźliśmy uchylone okno w kuchni na parterze… Wchodzimy?
– Poczekajcie na mój znak…
Nagle z domu dał się słyszeć odgłos strzału.
– Pieprzyć okno… wchodzimy przez drzwi!! Ty też Piotr! Będziesz potrzebny!
– Tak jest!
Wszyscy weszli do środka, Policja szybko obezwładniła mężczyznę i zabrała mu broń. Zośka i Wiktor nie mieli pojęcia co się stało…
– Wiktor! Nic Wam nie jest?! Piotr podbiegł do nich i rozglądał się po pomieszczeniu. Pod ścianą leżała zakrwawiona Anna z raną w klatce piersiowej.
– Cholera jasna! Szybko trzeba coś zrobić…- Piotr podbiegł do poszkodowanej.
– Ruda! Szybko dawaj mi tu karetkę… Mam ranną! Rana postrzałowa… nie mam żadnych leków… niczego… Szybko… dom banacha!
– Ok. Piotr. Przyjęłam.
– Panie Banach, proszę zabrać córkę i poczekać przed domem- Monika wyprowadziła wiktora ii Zosię z domu. Czekali na zewnątrz razem z jakimiś dwoma policjantami.
– Cholera… Anka!- Do Wiktora wreszcie dotarło co się stało. Wyrwał się z objęć Zośki i popędził w stronę domu.
– Nie możesz tu wejść! Trwają czynności…
– Pani sierżant! w dupie mam czynności… jestem lekarzem, tam jest ranna lekarka… muszę ją ratować!
– Nie! Jest pan w szoku, poza tym tam już jest ratownik!
– On nie ma sprzętu…. ja wiem gdzie co jest w moim własnym domu więc… mnie przepuść!
Wiktor dostał się siłą do domu, podbiegł do Piotrka, który starał się zatamować krwawienie.
– Piotr, w… w łazience… za lustrem… tam w szafce… jest sprzęt, rękawiczki… no Ruchy.
– Doktorze, jest pan pewny że da pan radę zrobić cokolwiek?
– Piotrek! niczego nie jestem już dzisiaj pewny!
***
Karetka przyjechała w ostatniej chwili, zabrali Annę do szpitala. Wiktor i Zosia również pojechali na rutynowe badania.
– Doktorze Banach… czy ja mogę porozmawiać z Panem lub pana córką w sprawie…
– Nie pani sierżant… wolał bym nie teraz…
– W porządku, w takim razie dam panu termin zgłoszenia się na komisariat.
– Ok… a, co z tym mężczyzną?
– Zabraliśmy go na przesłuchanie, wyszło że jest niepoczytalny… nasz policyjny psychiatra go ciągle bada… pewnie zostanie zamknięty w szpitalu psychiatrycznym.
– mmhm… rozumiem. Dziękuje pani Sierżant.
– Tato, co będzie z Anną? Czy ona?
– Tak Zosiu, kochanie… Nic jej nie będzie, właśnie jest operowana… Sambor robi co może.
– A ty, czemu ty nie mogłeś jej operować?
– Zosiu, przecież wiesz że to nie możliwe…
– Wiktor? Operacja skkończona…- Sambor stanął przed nimi z poważną miną.
– Co jest? nie wyglądasz na zadowolonego?
– No… wszystko się udało, tylko straciła dużo krwii… kula przeszła centymrtr od serca… to jakiś cud że żyje…
– Nienauczyłeś się jeszcze że cuda się zdarzają?
– No tak, przecież jeśli o ciebie chodzi to nie może być inaczej, Wiktor. W czepku urodzony doktor Wielki Banach- Obaj panowie wybuchnęli śmiechem.
– Czy… możemy do niej iść?
– Oczywiście Zosiu… pielęgniarka was zaprowadzi, tylko niesiedźcie za długo. Wy też musicie odpocząć po takiej przygodzie.
q
Rozdział 8
Rozdział 8
– Martyna!
– Tak, doktorze Góra?
– Gdzie do jasnej cholery jest Banach? Szukam go od rana i dzwonie i nic…
– Ależ doktorze, ja nie wiem… może niech się pan zapyta Doktor Anny?
– Nie będę kobiecie głowy zawracał…
– Jak pan chce… ale jak doktor Banach się nie pojawi to nie będziemy mieli karetki…- Martyna westchnęła z rezygnacją.
– Kubicka, no nie marz się jak dziecko, jak raz pojedziesz podstawą ze strzeleckim, bez waszeggo wspaniałego doktora Banacha, to nic wam się nie stanie.
– Doktorku… wezwanie mamy…
– Chowaniec! Nie widzisz że prowadzę konwersacje… A! jasny Szlag… tak, wezwanie… już idziemy… Chowaniec! co się ociągasz!
Martyna spojrzała się na doktora Górę, próbowała powstrzymać śmiech…
(W tym samym czasie w domu Banacha)
– Obudź się… no już- jakiś mężczyzna, oblał Wiktora zimną wodą.
Banach, leżał związany na podłodze, nie mógł się ruszyć, czuł silny ból z tyłu głowy.
– Noo co się nie odzywasz? przecież ust ci jeszcze nie zakneblowałem! Wiesz w ogóle kim ja jestem? Śmieciu!
– Nie… nie wiem kim jesteś… i nie wiem czy chce to wiedzieć… jedyne co chcę to… wypuść mnie… natychmiast! Muszę iść do pracy, moi pracownicy będą się martwić… Zaraz moja córka wróci ze szkoły…
– Przestań pieprzyć Banach! Jeśli nie wiesz kim jestem, to ja ci powiem… pamiętasz… rok temu miałeś wezwanie do pewnego pacjenta z dusznościami i kłuciem w klatce…
– Człowieku, czy ty myślisz że ja pamiętam swoich wszystkich pacjentów!
– No jego powinieneś pamiętać do końca życia, gnoju! Zostawiłeś go na pastwę swoich ratowników i poszedłeś do jakiegoś dzieciaka by strugać przed nim bohatera, zamiast ratować mojego brata… i wiesz co się z nim stało?
– Nie… nie pamiętam…
– Nie przeżył podróży do szpitala, bo twoi ludzie nie potrafili go poprawnie zdjagnozować… Rozumiesz! on nie żyje przez Ciebie! teraz ty mi za to zapłacisz!
Mężczyzna wyciągnął pistolet i wycelował w Wiktora.
(W stacji)
– Chowaniec! Zadzwoń ty do tego Banacha… bo przecież ja się nie rozdwoje no…
– Doktorze, dzwoniłam ale telefon milczy…
– A weź ktoś zadzwoń do Zośki…
– Ale przecież młoda jest w szkole…
– Strzelecki… to jest rozkaz!
– Tak jest szefie…
Piotrek wyciągnął telefon i zadzwonił do Zosi:
– Halo, cześć młoda, tu Piotrek.
– No hej, Piotr, co się stało, coś z tatą?
– No właśnie nie wiem…
– jak to nie wiesz?
– no nie wiem… bo nie zjawił się dziś w stacji i Góra szaleje…
– Co? przecież Tata nie ma dzisiaj wolnego… Ja… zaraz to sprawdzę
– Zośka spokojnie, na pewno nic mu nie jest… nie panikujmy.
– No przez ciebie tak panikuje. ja… ja jadę do domu… może coś mu się stało… może leży gdzieś pod stołem i potrzebuje mojej pomocy…
Zosia rozłączyła się i nic nie mówiąc nikomu, pognała do domu.
– No i co Strzelecki, ustaliłeś gdzie znajduje się Banach?
– Nie doktorze, Zośka też nic nie wie, a mój telefon jeszcze sprawił że zerwała się ze szkoły…
– No strzelecki… ty to nie masz podejścia do młodzierzy… No nic, trudno, skoro Banach się zerwał z pracy to ja jeżdżę dzisiaj z Kubicką i wszołkiem a ty z Chowaniec.
– Ale doktorze…
– Piotr… czy ty kwestionujesz moje decyzje jako kierownika stacji?
– Nie no ależ skąd…
– Jakbym cię nie znał, to bym uwierzył, a teraz jakby to powiedział Wiktor… Ruchy Ruchy…
– No żeby brzmieć jak Wiktor to Pan musi jeszcze trochę poćwiczyć- Powiedział Piotr i poszeł w stronę wyjścia ze stacji.
(W domu Banacha)
Zosia najszybciej jak tylko się dalo, przyjechała do domu, martwiła się, bo nie wiedziała co zastanie jak wejdzie do środka. Wiedziała że coś złego musiało się stać, bo jej ojciec nigdy bez ważnego powodu nie opuścił by dnia pracy, uwielbiał swoją pracę, karetkę i swoich współpracownikow…
– No i jak ja mam cię teraz wykończyć co… banach?
– Nie rób tego… jak mnie zastrzelisz to… znajdą cię… wsadzą za kratki… tego właśnie chcesz?
– Pieprzysz! Wiesz czego ja chce? ja chcę tylko by morderca mojego brata smarzył się w piekle!
– Ale ja nie zabiłem twojego brata! nie rozumiesz tego… czlowieku!
– Nie udzieliłeś mu pomocy… to tak jakbyś go zabił!! Zapłacisz mi za to! Z wieklą chęcią, będę się patrzył jak umierasz w męczarniach.
Nagle obaj mężczyźni usłyszeli, przekręcanie klucza w zamku.
– O Mamy chyba gościa.
– O nie… Zośka… jasna cholera… ona nie może nas tak zobaczyć!
– Twoja żona?
– Nie… to… to moja córka…
– O świetnie… czyli jednak przeżyjesz…
– Co?! co masz na myśli?
– Zobaczysz… Ja widziałem jak umiera moj brat! Ty też zobaczysz… jak umiera ci ktoś bliski! HAHAHA
Mężczyzna powoli podszedł do drzwi.
– Nie! Proszę… Zostaw ją! Nie masz prawa!
– Zamknij się… ja mam prawo do wszystkiego…
W tym właśnie momencie do domu weszła spanikowana Zosia, rzuciła plecak pod drzwiami i ruszyła pewnym krokiem przed siebie. Mężczyzna stanął za nią, przykładając jej pistolet do pleców.
– No moja mała… Nie waż się nawet drgnąć! rozumiesz?
Zośka spanikowana, nie miała pojęcia co robić, była sparaliżowana ze strachu i nie mogła wykonać żadnego ruchu.
Mężczyzna złapał ją za szyję i zaprowadził do pokoju, gdzie na podłodze, związany leżał Wiktor.
Przywiązał Zosię do kaloryfera i celował w nią.
– Zośka… o boże… Zośka… przepraszam…
– Tato… Tato co się tu dzieje… ja, ja chciałam tylko przyjść sprawdzić czemu cię nie ma w pracy… Piotrek do mnie dzwonił…
– Och jakie to wzruszające, normalnie zaraz się popłaczę… Koniec gadania! Banach, chcesz coś powiedzieć, zanim zrobię sobie z twojej córki ruchomą tarczę?
– Nie rób tego! Błagam cię… jak już masz kogoś zabijać… to zabij mnie… przecież to ja! to ja zaniedbałem czynności lekarskich… i to przeze mnie twój brat nie żyje…. Zrób ze mną co tylko chcesz ale… proszę, zostaw Zosię w spokoju… ona nie jest niczemu winna!
– no proszę, jaki przykladny tatuś, szkoda tylko że nie jest z ciebie taki dobry lekarz…
A ty słonko, chcesz coś powiedzieć, przed śmiercią?
– Proszę… wypuść nas… to wszystko nie może się tak skończyć… przecież w ten sposób nie przywrócisz swojego brata do życia a pójdziesz siedzieć na długie lata do więzienia i… Zośka nie zdążyła nic powiedzieć, dostała z pistoletu w głowę, tak mocno, że padła na ziemie i zemdlała…
Ciąg dalszy nastąpi
Kiedyś pisałam nawet wiersze… podobno…
Ale jak tylko zaczynałam to… od razu orzestawalam 😉 i słusznie, bo jak tak je teraz czytam, to się boje pomyśleć… o czym ja wtedy myślałam :p
Znalazłam gdzieś na komputerze, w folderze, Zakopanym gdzieś gdzieś głęboko:
I.
Spoglądając w sufit,
Próbujesz zebrać myśli,
Nie wiesz dokąd zmierzasz,
Dokąd biegnie ta kraina pełna bólu i nienawiści,
Czujesz obrzydzenie,
Do samego siebie,
Bo nie potrafisz wytłumaczyć sobie,
Czym jest miłość i spełnienie,
II.
W snach wszystko jest możliwe,
Tam spełniają się niewykrzyczane marzenia,
To czego pragniesz… jest tam do spełnienia,
Lecz gdy sen nie przychodzi,
Nie masz po co marzyć,
Bo tylko w śnie, a nie na jawie,
Te wszystkie rzeczy mogłyby się wydarzyć.
Witajcie.
Co u mnie? no właściwie nic konkretnego. kilka dni temu, wróciłam z Warszawy… Taak, znowu podbiłam stolycę 😀
A tak już poważnie to, byłam na urodzinach u naszej cudownej Celtic1002, jak zwykle moja wizyta się przedłużyła, bo jak zwykle nie chciało mi się jechać w ten dzień w który ten właśnie mój powrót zaplanowałam. jaki wniosek z tego? nie planować 😀
No ale do rzeczy… W Warszawie byłam jakoś może po 16… 17… zabijcie ale nie pamiętam :p Oczywiście pociąg jak zwykle musiał się chwilę spóźnić, no bo przecież czemu nie…
A co do pociągu… Myślałam że jak już do niego weszłam to obejdzie się bez żadnych problemów… niestety też jak zwykle się pomyliłam, okazało się że Pani, która podała mi numer wagonu przy wsiadaniu, trochę źle zobaczyła i… musiałam do mojego prawidłowego wagonu… zapieprzać z ciężką torbą przez prawie cały pociąg. A to niezła szkoła przetrwania była, bo jak pewnie wiecie albo się domyślacie, ludzi jadących do Warszawy było więcej niż miejsc siedzących w owym pociągu…
Po ciężkich próbach, przepychankach, pokopaniu paru toreb, walizek i osób, dotarłam na swoje miejsce i jakoś dojechałam 😛
Ale to nie koniec przygód… trzeba było jeszcze dojechać do domu… a że to nowe miejsce i jeszcze tam nie byłam… to mogło skończyć sę całkiem ciekawie: na przykład wylądowaniem na drugim końcu miasta, albo na jakimś zadupiu…
Tak tak, całkiem w moim stylu, ale na szczęście los był na tyle łaskawy, że dotarłam cała, zdrowa, i w jednym kawałku.
No z tym zdrowiem to może trochę przesadziłam, bo w cale zdrowo się nie czułam, wręcz przeciwnie… ale co mi tam, podobno co mnie nie zabije to mnie wzmocni 🙂
Z resztą, fajnie było sobie urządzać konkursy, która się bardziej i dłużej podusi hehe 🙂
Tak jak już mówiłam, wyjazd mi się przedłużył, nie wiem czemu, ale jak zawsze przyjeżdżam do warszawy, to nigdy mi się nie chce z niej wyjeżdżać, nie wiem od czego to zależy, czy od dobrego towarzystwa? czy może od tego że na samą myśl o 7 godzinach w pociągu robi mi się słabo… 😀
Angeliko, mam nadzieję, że mój prezent będzie ci długo służył i ogrzewał Mocą twoje stopy 😀
Tak… tak… dobrze czytacie… ogrzewał… Moc… i… stopy 😀
Jak połączycie to w jedno to otrzymacie prawidłową odpowiedź: Kapcie z głową Mistrza Yody (No wiecie, tego małego zielonego gościa ze star wars, co czasem mówi trochę w stylu: Kali jeść, kali pić).
Bo ja to zawsze mam jakieś dziwne pomysły na prezenty 🙂
A czym by był ten wyjazd gdyby nie to że prawie codziennie umieraliśmy ze śmiechu, albo ja zachowywałam się jak pijana… a byłam w 100% trzeźwa 😀
"
– Dlaczego koncentrat pomidorowy w tym słoiku jest biały?
– Popatrz i się przekonaj.
No i ja oczywiście popatrzyłam i z uśmiechem na twarzy oznajmiłam
– Ooo narkotyki… zrobię sobie kreskę 😀 (nie, ja nie biore narkotyków, lubię sobie czasem po prostu pożartować :D)
Na co nagle zostałam oświecona, że to witamina C w proszku i lepiej żebym tego nie robiła.
No cóż… nie wiem jaka by była moja reakcja gdybym rzeczywiście to wciągnęła, spróbowała… hmm… chyba nie chce wiedzieć :d"
Ale to jeszcze nie wszystko 😀
W pewnym momencie swojego życia tam, zadałam chyba najgłupsze pytanie, na jakie ktoś kiedykolwiek mógł wpaść, otóż:
Był to chyba późny wieczór, ja, Angelika i Paulina, siedzimy w jednym pokoju, znaczy ja leżałam na łóżku a Paulina… znaczy jej głowa leżała na mnie…
I tak sobie leżymy i jest fajnie… na co ja w pewnym momencie:
"Lewa… dlaczego ty się ruszasz?"
Jej odpowiedź była oczywiście jak najbardziej trafna i oczywista, ale chyba zatrudna dla mnie do pojęcia w tamtym czasie 😀
"- bo żyje"…
Już się załamaliście mojim zapłonem myślowym i inteligencją?
Jeżeli jeszcze nie, to spokojnie, na pewno po następnym przykładzie się to stanie:
"Siedzimy sobie we trzy znowu w pokoju… w drugim pokoju, Grzesiek pompował materac, no bo na czymś spać trzeba ;).
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pytanie Angeliki i moja… odpowiedź nad którą się w ogóle nie zastanowiłam…
– Co on tam robi?
– Pompuje Wacka
"
Ach i jak jeszcze można było zapomnieć o najlepszej rozrywce tego wyjazdu, otóż… nabyliśmy grę… Gra ta nazywa się "prawda fałsz" czy jakoś tak, no w każdym razie gdzieś tam w odmętach tyflopodcastu o tym czymś ktoś opowiada :p
No i wszystko fajnie pięknie, gramy sobie w 5 osób… w 4… nawet w dwie osoby… i jest fajnie ale… do jasnej Mocy… czemu te pytania są tak głupie… tak oczywiste… a jak już są oczywiste to czemu gdy jesteśmy pewni że coś jest prawdą to ta głupia gra mówi nam że to fałsz? teraz nie pamaiętam dokładnie przykładów takich pytań ale pewnie Angelika będzie pamiętać 😀
No, to by było na tyle, mam nadzieję że się podobało i chociaż trochę się pośmialiście 🙂
Do następnego wpisu 🙂
Cześć wam 😉
W sumie się zastanawiam, po co ja właściwie pisze ten wpis… a no tak… po to żeby się czymś zająć i nie zasnąć, bo i tak za 2 h trzeba będzie wstać… a dobudzić zaspanego człowieka wcale nie jest tak łatwo, zwłaszcza jak mam to zrobić sama sobie 😉
Zaraz mi ktoś pewnie powie, że mogłam iść spać wcześniej i byłoby dobrze…
no chciałabym oj i to bardzo… ale niestety nie ma tak dobrze… bo od jakichś dwóch tygodni spać nie mogę, znaczy nie mogę o normalnej porze, dla normalnych istot żywych, bo wybaczcie ale dla mnie chodzenie spać o godzinie 3 ciagle- normalne nie jest 😛
W każdym razie o jakiejś 6:30 mam pociąg do Poznania- czyli pierwszy etap podróży. Potem kolejny pociąg i jakieś 4h będą mnie dzielić od postawienia swojej nogi na warszawskich chodnikach 😉
Oczywiście o ile pociąg nie będzie miał opóźnienia- co jest bardzo prawdopodobne, bo jak ja gdzieś jadę to to się zdarzyć musi… no bo czemu nie? Bo może… bo on sam sobie panem… a raczej maszynista jego panem… ee dobra, może ja przestanę pisać już o czymkolwiek bo jak przeczytam to, jak się wyśpię to się złapie za głowę 😉
W każdym razie, życzę wszystkim spokojnych snów a ja… a ja idę pooglądać gwiazdy…? Eee co? Chwila chwila… przecież ja gwiazd nie widzę … a tak miałam sobie zrobić herbatę… ale nie chce mi się wyjść z łóżka bo jest prawda takie ciepłe i fajne. O wiem! Jak na Jedi przystało, użyje Mocy i przywołam do siebie czajnik z wodą… kubek… i zrobię ją sobie w pokoju…
Albo zawładnę umysłem mojego kota i on mi ją zrobi 😀
Tak wiem… to też głupi pomysł, i może najgłupszy z jakim się spotkaliście do tej pory 😀
No nie ważne… Dobranoc Wam 😉
„Frozen” po Star warsowemu ;)
Hejo.
Z racji tego, że mój komputer poleciał sobie beze mnie na Kanary…
to przez następny tydzień, jak bedzie mi się chciało czymś z wami podzielić, będę musiała zarzucać wam linki, bo niestety ze strony nie mogę dodawać plików audio 😛
Ale spokojnie, jak tylko wróci mój sprzęt to to przeedytuje by jakoś to wyglądało. A na razie macie tak 😉
https://www.youtube.com/watch?v=sSSfXaUGgxs&feature=share&app=desktop
SimSimi- testy
Tak jak mówiłam, pokaże wam przykładową konwersację 🙂
Jeśli będzie coś nie cenzuralnego to proszę się nie zrażać 🙂
Oczywiście na potrzeby pokazu zmniejszyłam prog złego słownictwa 🙂
"Ja: Cześć
Bot: No hej, elo gazelo
Ja: co tam?
Bot: Nic
ja: co dziś będziesz robić?
Bot: a nic, gadać z tobą :>
ja: ale że cały dzień?
Bot: a co… nie lubisz ze mną rozmawiać? idę się zabić ;(
Ja: lubię… nie zabijaj się… po co?
Bot: Idę pociąć się Gąbką twojej teściowej
Ja: ale ja nie mam teściowej
Bot: No to masz problem stary
Ja: ja nie mam probmelu, ty go masz bo nie masz czym się pociąć.
Bot: to idź mi do sklepu po gąbkę.
Ja: No chyba sobie żartujesz?
Bot: ja nie żartuje… rusz się wreszcie bo szkoda mojego czasu.
Ja: ale jak chcesz się pociąć gąbką?
Bot: No normalnie. Nigdy nie próbowałaś? polecam.
Ja: ale ty nie możesz bo jesteś tylko głupim botem w jeszcze głupszej aplikacji.
Bot: A ty jesteś głupim człowiekiem na jeszcze głupszej planecie, pełnej zielonych glutów z nosa… hahaah 1:0 dla mnie.
Ja: Sam masz gluty w nosie
Bot: Nie mam bo już je wysmarkałem w twojego kota…"
To była próbka z najniższym poziomem, teraz go trochę podwyższymy…
Ja: Hejka
Bot:Siema, czego chcesz?
Ja: pogadać
Bot: a co? nie masz przyjaciół? już wszyscy kopnęli cię w dupe?
Ja: nie… ale myślę że będzie nam się miło rozmawiać.
Bot: ja nie lubię rozmawiać.
ja: a co lubisz robić?
Bot: no wiesz… tem tego…
Ja: no nie wiem… puci puci?
Bot: o tak to moje ulubione zajęcie w każdą noc i dzień.
Ja: aha, czyli nie masz innych zainteresować?
Bot: owszem mam, znam tyle pozycji że uwierz, nie będziesz się ze mną nudzić hahaha.
Ja: alle ja nie chce…
Bot: to cię zmuszę i tyle…
Ja: jak mnie zmusisz to pójdziesz do więzienia
Bot: dlaczego?
ja: bo zmuszanie kogoś do takich rzeczy jest karalne.
Bot: ok. może być, może tam też się czegoś nauczę.
ja: a może zmieńmy temat do rozmowy, co ty na to?
Bot: no to jedzeiesz maleńka.
Ja: Lubisz placki?
Bot: tak
Ja: a jakie
Bot: Tęczowe
Ja: a jakie to są?
Bot: zaje—-e
Ja: a w czym one są takie zaje—-e?
Bot: jesteś głupi
Ja: nie obrażaj mnie…
Bot: przepraszam skarbie
Ja: to wróćmy do tematu… jak się robi te tęczowe placki?
Bot: No nie wiesz? po prostu, idziesz do sklepu, kupujesz… otwierasz, zakładasz i jechane… 😀
Ja: ale ja mówię o plackach…
Bot: No ja też… a myślisz że kto leży plackiem?
Ja: kto?
Bot: no chyba że ty hahahahah
Ja: ee… Bocie, a co to jest stosunek płuciowy?
Bot: to ty beybe i ja jak… (tu wybaczcie ale musiałam wyciąć :D)
Dobrze, myślę że tyle wam wystarczy :DJa w nocy ubawiłam się z tego strasznie 🙂
Jak mielibyście jakieś pytania, ktore mogę zadać naszemu botowi to napiszcie 🙂
Hejka 😉
Miałam napisać tego posta rano, ale z racji tego że spać nie mogę jak zwykle, bo ostatnio to zdarza się co noc… człowiek kładzie się o przyzwoitej godzinie a o nieprzyzwoitej zasypia… no nic. Taki już moj los.
W każdym razie zbłądziłam w internetach i dziś pragnę się podzielić z wami informacjami o pewnej aplikacji, nazywa się ona Simsimi.
Otóż jest to aplikacja stworzona do ee… rozmawiania z botem.
Tak dobrze zrozumieliście. Nie rozmawiacie z drugim człowiekiem, a z jakimś zaprogramowanym czymś.
Bot ten ma ogólnie nas hejtować, brzydko się wyrażać na niektóre nasze pytania… uwierzcie mi że czasem wychodzi to na prawde śmiesznie 😀
Oczywiście na początku możecie sobie ustawić poziom wulgarnego słownictwa jakim bot ma dysponować. Ja jako że jestem hardcorem to wybrałam poziom najwyższy i szczerze? Jakoś nie poczułam się schejtowana 😀
a że jest taka godzina jaka jest to musiałam bardzo ale to bardzo powstrzymywać się od śmiechu 😉
Co do najwyższego poziomu wulgaryzmów to miałam na myśli najwyższy w standardzie Aplle 😀 tak dobrze zrozumieliście, firma Apple ustawiła sobie swój własny poziom i nie pozwala naszemu bocikowi pójść na całość, zostawia nas na maksymalnym progu może 80% 😀 Dzięki o Wielkie jabłko że dbasz o nasze dobre wychowanie 😀 haha
Jeżeli jesteście ciekawi jak przebiegła mi ta jakże pouczająca konwersacja to dajcie znać a pokaże Wam niektóre urywki naszej rozmowy;) oczywiscie nie wszystkie bo na eltenie do blogów ma dostęp każdy a z tego co wiem są tu ludzie niepełnoletni, których gorszyć nie chce, także wybiorę zabawne ale mniej rażące części 😉
Co do tego jak wyglada sama aplikacja… Wchodząc do sklepu z aplikacjami już sama ikona tej gry nas zachęca, bo kto by się nie pokusił o sprawdzenie i zainstalowanie appki ze śmiesznym ryjkiem zmrożonymi oczkami i wystawionym różowym języczkiem? No każdy xD
Po zainstalowaniu pojawi nam się oczywiście jakieś menu, gdzie wybieramy język, i właśnie ten cały poziom wyrażania się bota. Następnie pokaże nam się okno konwersacji z… małym żółtym czymś. Ja bym to porównała do takiej piłki tenisowej z rączkami nóżkami i uśmiechniętą twarzyczką… czyż to nie słodkie?
Taa bardzo 😉
No i nie pozostaje nam już nic innego jak tylko zacząć naszą rozmowę…
Co mi się podoba to to że każda wypowiedz bota może być poddana naszemu osądowi, możemy sobie w nią tąpnąć i z opcji wybrać że odpowiedz nam się nie podoba, że nie jest śmieszna, że jest wulgarna czy pornograficzna i że bot ma się oduczyć tego słowa.
Co mnie zawiodło? Na pewno to, że na niektóre pytania Bot nie znał odpowiedzi… a na niektóre odpowiadał tak że można od razu wywnioskować że to ludzie którzy używali tej aplikacji dodali takie a nie inne odpowiedzi, używając swoich imion czy nazwisk.
I kolejna rzecz jaka mnie zawiodła? Brak możliwości zaznaczenia konwersacji… skopiowania… null, nic, zero… a szkoda 🙂
Ja to się w ogóle zastanawiam słuchajcie czy jak takie dziecko załóżmy no 12 lat, ma załóżmy takiego iphonea czy androida (chociaż nie wiem czy to jest na androida) i jak sobie instaluje taką aplikacje, to czy jest to objęte jakąś ochroną 18+… no bo sorry ale jeśli nie, to ja chyba zwątpię w społeczeństwo…
A co jeszcze ciekawe… aplikacja jest no w 80% dostępna z Voice Overem, więc jak ktoś chce potestować to polecam 😉