Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

Zabij albo zostaniesz zabity- czyli spotkanie z „Córką króla Moczarów”

„Córka króla moczarów” Karen Dionne, to wspaniała i przejmująca opowieść o miłości, przywiązaniu… i polowaniu które może a raczej musi za wszelką cenę zakończyć się śmiercią.

Tylko kto jest tutaj myśliwym a kto zwierzyną?

Po latach do Heleny docierają informacje, że człowiek którego wsadziła do więzienia, ucieka.
Król moczarów- jej własny ojciec, zbiegł, zabił strażników i teraz chce odnaleźć właśnie Helenę.
Ona sama postanawia wyruszyć i go odszukać, znowu doprowadzić do jego aresztowania… albo go zabić.

Kilkanaście lat temu, to właśnie ojciec więził ją i jej matkę na moczarach, gdy Helena była mała, opiekował się nią, pokazywał jej wszystko, jak polować, jak zabijać zwierzyne… kochali się… to była dziwna miłość, ale jednak była.
Matka, była bita, poniżana i na moczarach nie miała żadnych praw, musiała robić wszystko co kazał jej „Król Moczarów”.
Sama Helena, nie miała dobrych relacji z matką, wolała trzymać sie silniejszego- swojego ojca.

Nie mogły się sprzeciwić… bo spotka je surowa kara…

Gdy wreszcie wydostali się z tego koszmaru, Helena zaczęła normalnie żyć, znalazła męża, urodziła dwie córki- nikomu z rodziny nie opowiedziała o tym, co się jej przydażyło.

Książka ukazuje nam, jak wielka więź powstała pomiędzy porywaczem a osobą porwaną- w tym przypadku Heleną i jej ojcem. Ona, która urodziła się już w niewoli, która nigdy nie widziała innego świata…
Czegokolwiek mogła się dowiadywać ze starych gazet naukowych, które dostawała pd ojca.
To jej wystarczało, była szczęśliwa, do pewnego momentu.
On- który czuł się bezkarny, bił i poniżał swoją kobietę, więził ją razem z dzieckiem… On, który po latach znowu chciał być górą nad wszystkimi.

Wgłębiając się dalej w książkę, możemy zaobserwować, że bohaterka nie potrafiła uporać się z tym co czuje, i z tym co powinna zrobić.
Z jednej strony nienawidziła ojca za to co zrobił jej i jej matce, starała się też chronić za wszelką cenę swoją nową rodzinę, jednak z drugiej strony… kochała go, przypominała sobie jak ją w dzieciństwie nazywał, jak się z nią bawił i czego ją uczył.

Wiedziała że musi go odnaleźć, ale co się stanie gdy już to zrobi?
Czy będzie potrafiła go zabić?
A jeśli nie… czy Ojciec, będzie potrafił zabić ją?

Jedno jest pewne, ktoś zginąć musi…

Co do samej kompozycji książki…
nie zachwyciła mnie, strasznie nie lubię jak teraźniejszość przeplata się z przeszłością… No, tutaj nie było to takie złe, ale jednak tego nie lubię 🙂
Autorka dodała jeszcze fragmenty baśni Andersena które łączyły się z indiańskimi legendami i wierzeniami… No nie… też jakoś to do mnie nie przemówiło 🙂
Jakbym sobie chciała poczytać o indianach to bym sobie kupiła książkę o indianach i tyle 😀

Co było najciekawsze?
Oczywiście cały opis polowania, i to w jaki sposób bohaterka przystosowywała się do normalnego życia- a był to bardzo ciężki proces, po tylu latach w odosobnieniu.

Ach i nie mogę zapominać o przyrodzie 🙂

Tak dobrze czytacie- większość akcji dzieje się na Moczarach, gdzieś na górnym półwyspie w stanie Michigan, więc nie może nam tam zabraknąć opisów dzikiej przyrody i zwierzyny- i choć tego typu rzeczy też w książkach nie lubię- tutaj nawet mi się podobało, bo nie było wplecione na hama, tylko ładnie komponowało się z całością 🙂

Czy spodziewałam się zakończenia?
Szczerze powiem, że nawet się nad zakończeniem nie zastanawiałam, chciałam być po prostu zaskoczona… i to się udało 🙂

Czy polecam wam tą książkę?
No jak zawsze tak 🙂

Dobra, dosyć mojego biadolenia… idę szukać kolejnych ciekawych pozycji 🙂

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

Xiaomi mi band 2- pośmiejmy się z zabawki

Hej.
Przychodzę do was dzisiaj z czymś co nazywa się opaską Xiaomi mi band 2.
Tak dobrze słyszycie… kupiłam sobie zabawkę… 😀
Bo ja prawda lubię dziwne gadżety 😀
No ale do rzeczy…
Godzinę temu do moich drzwi zawitał kurier i wręczył mi kopertę, w kopercie tej było takie małe kwadratowe pudełko.
Otwieram, i moim oczom ukazuje się… ee… jak to nazwać… fasolka???
No tak, takie małe fasolkowe coś z jednym przyciskiem…
wyciągnęłam, pod spodem była opaska, z dziurą…
Tak, dokładnie, tą fasolkę wkłada się do tej że dziury w tejże opasce 😀
Włożyłam… ściągnęłam ja sobie aplikację na Iphonea… próbuje sparować, i co?
I nic…
Ja na prawdę nie rozumiem dlaczego jak się coś zamawia i to to przychodzi, to jest to rozładowane.
No nic, znalazłam malutki, króciutki kabeleczek i podłączyłam.

Naładowało się to to, no to próbujemy uruchomić…
„Trzymaj opaskę blisko telefonu” wyskakuje komunikat…
Mmmm, no tak bo to potrzebuje się popuciać zbliżeniowo z moim iphonem, no spoko.
Sparowało się to to… i co?
I nic, na malutkim jak paznokieć mojego koteła ekranie, pojawiła się godzina… WOW… magia xD 😀
Wcisęłam sobie ja ten taki jedyny osamotniony przycisk na fasolce… i co?
I WOW… to to mi tętno mierzy 😀 😀
Oczywiście tym pomoarem nie należy się sugerować na sto procent…
No dobra… ale w takim razie po jaki kij nam aplikacja na telefon?
A no po taki, że ta aplikacja umożliwia nam włączenie sobie na tejże opasce wibrujących powiadomień…
WOW 😀 😀
To to nawet odbiera powiadomienia z Whatsappa… WOW xD 😀
No to je sobie włączyłam.
I co?
I przyszła wiadomość…
I co?
I zawibrowało. I nawet na tym tyci tyci ekraniku pojawiła się jeszcze bardziej tyci tyci ikonka whatsappa…
I co?
I nic… teraz drogi urzytkowniku, weź do ręki telefon i se reszte sprawdź, bo to maleństwo ani ci nie odtworzy wiadomości ani nic :p
Nie żebym o tym nie wiedziała, bo HA! Miałam o tym pojęcie 😀
Aaa zapomniałam wam powiedzieć o najważniejszym… to to, wam mierzy ile kroków zrobiliście… WOW 😀 😀
Ok to sprawdzimy… wstałam i poszłam ja sobie do kuchni nakarmić kota…
o! Zawibrowało…
spoglądam na ekran, yyy tzn ekraniczek.. i co widzę?
na czarnym tle ekraniczka zaczął sobie chodzic mały biały ludzik.
I co? I nic… i kroki się liczą…
WOW xD 😀

O! Zawibrowało…
O! Wiadomość na whatsappie…
O! Kolejna… i kolejna…
Sprawdzam ile opaska pokazuje powiadomień,
O! 2… sprawdzam whatsappa…
O! 3…
No i kicha…
Odczytuje wszystkie, sprawdzam na opasce…
I nic nie odczytałam bo zniknęło.
Bo wiecie, jak wam zawibruje i spojrzycie na opaskę to wam to powiadomienie znika, nie ważne czy sięgniecie po telefon czy nie. No nic, trudno, musimy po prostu szybko reagować 😀
Ciekawe co by było gdyby nagle poprzychodziły powiadomienia z kilku aplikacji na raz… oj by się rozwibrowało haha 😀

No ale dobra, cóż jeszcze można znaleźć w aplikacji?
A no na przykład jest tam taka sobie opcja jak „znajdź opaskę”
No to sobie klikam i… O! Opaska zawibrowała.
Ale hmm ciekawe czy bym ją znalazła po tej malutkiej króciótkiej i cichutkiej wibracji, jakbym opaskę zostawiła na przykład w innym pokoju mego domu?
Wątpliwe… ale ok przetestujemy…
I się nie pomyliłam… kilka kroków od mojego pokoju stoi sobie koci drapak, położyłam tak opaskę, wróciłam do pokoju i co?
I albo ja jestem głucha na dwa ucha, albo to w ogóle nie jest słyszalne.
Raczej stawiam na tę drugą opcję.

Kolejną opcją jest lokalizacja opaski.
Czy to działa? Nie wiem zaraz sprawdzimy.
Zakładam po raz pierwszy opaskę n lewą rękę, i co? I pisze w aplikacji, że opaska na tej lewej ręce jest, ale co jak przełożymy opaskę na rękę prawą?
No nic, według aplikacji, ręka prawa, to dalej ręka lewa… a nie no chwila, a może to trzeba się odparować i sparować jeszcze raz?
Sprawdzimy…
No i dalej prawa to lewa 😀
No nie ważne, nie czepiajmy się szczegułów 😀
Ciekawe jakbym tak tą opaskę założyła kotu na ogon 😀 haha pewnie też byłaby to ręka lewa 😀

Co jest najśmieszniejsze…?
A to że parowanie tej opaski z iphonem trwa całe wieki…
a jak opaska nie jest sparowana to i tak dostałam powiadomienie o wiadomości… a chyba nie powinnam 😀 😀

Co jeszcze można z tym gadżecikiem zrobić?
A no, nic…
może wam to wibrować jak dostaniecie powiadomienie z messengera, whatsappa, facebooka, instagrama, kalendarza, youtubea, twittera.. nawet jak ktoś do was zadzwoni. Wszystko ustawiacie wedle swoich potrzeb.
A nawet mierzy wam to wasz sen! WOW! No ciekawe… sprawdzę dziś w nocy 😀
Pokazuje kroki, kalorie, godzine… i? I to w sumie byłoby na tyle, bo i tak by sprawdzić kto i co to musicie się ruszyć po telefon 😀

Dobra pośmialiśmy się… no ja na pewno, pisząc ten wpis, mam nadzieje, że wy czytając, też się uśmiechniecie 🙂

Dobrze że to takie tanie było… bo inaczej szkoda by mi było pieniędzy na coś co… tak mało robi 🙂
Pobawię się z tydzień a potem zalęgnie się to to gdzieś na dnie moich szuflad 🙂
A może nie… bo w sumie na ręce fajnie to to wygląda 😀

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

Czy umrę nim się zbudzę

Cześć!
Z czym to ja dzisiaj do was przychodzę… ach no ta z kolejną recenzją książki.

Dokładnie w poniedziałek, czyli no prawie tydzień temu, postanowiłam sięgnąć po książkę Emily Koch „Czy umrę, nim się zbudzę”.
Wiecie zapewne jak to jest, przeglądacie sobie nowości z dostępnych bibliotek internetowych typu audioteka czy inne cuda… i nagle natrafiacie na tytuł, który od razu wzbudza waszą ciekawość. Wchodzicie dalej… czytacie opis…

„Wszyscy są przekonani, że Alex nigdy nie wybudzi się ze śpiączki.Gdy jego rodzina rozważa odłączenie go od respiratora, a przyjaciele radzą jego dziewczynie, by zaczęła spotykać się z kimś innym, chłopak nie może nic zrobić, chociaż doskonale wie, co się dzieje dokoła.
Wkrótce zaczyna podejrzewać, że wypadek, przez który znalazł się w szpitalu, nie był wynikiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Co gorsza, winny nadal przebywa na wolności i stanowi zagrożenie nie tylko dla Alexa.
Chłopak, wracając do wydarzeń z przeszłości i wykorzystując pozostałe zmysły, próbuje odkryć, kto próbował go zabić, i ochronić najbliższych, zanim pozwolą mu odejść…”

I na opisie tej książki mogła bym zakoczyć, bo nie chce wam za dużo spojlerować… no ale mogę się trochę w tą książkę jeszcze zagłębić.
Jak już się dowiedzieliśmy, będzie to opowieść o młodym chłopaku: Aleksie, który uwielbiał się wspinać, niestety podczas jednej ze wspinaczek, coś poszło nie tak i nasz bohater spada… trafia do szpitala. Przez cały czas przebywa w stanie śpiączki. Jednak słyszy co się do niego mówi, czuje każdy dotyk… czuje wszelkie przewijające się w jego sali zapachy, a nawet czasem zapłacze.
Lekarze w szpitalu, robią mu różne badania, by wykazać jakąkolwiek pracę mózgu. Co jest w tym najdziwniejsze jak dla mnie? Na pewno to, jakim cudem chłopak wszystko słyszał i czuł, a nie wyszło to w żadnym badaniu… no nie ważne, można to wytłumaczyć zwyczajnym „bo autorka tak chciała”.
Odczepię się od medycyny i wrócę do samej fabuły.
Podczas pobytu Aleksa w szpitalu, odwiedzają go różne osoby, począwszy od jego dziewczyny Bei (skrót od Beatrice, jakby ktoś nie wiedział. Tak ja też na początku nie wiedziałam.) po jego przyjaciół, i rodzine.
O rodzinie chłopaka też mogę tutaj wspomnieć.
Ojciec, już schorowany ale nadal kochający, przychodzący do szpitala z gitarą, i młodsza siostra, rozżalona, obwiniające Aleksa o to że pozwolił umrzeć ich matce, która kilkanaście lat temu chorowała na raka.
Przychodzili do niego do szpitala, mówili do niego, opowiadali co się stało w przeciągu tych 2 lat, kiedy to on sam jest nieprzytomny. Aleks chciał dać znak rodzinie, przyjaciołom, lekarzom… że coś w nim nadal żyje… nie przynosiło to jednak żadnych efektów. Mimo jego szczerych chęci… nie miał na tyle siły by chociaż się poruszyć, potrafił tylko zmusić się do płaczu… niesłyszalnie, potrafił sprawić że z jego oczu popłyną łzy, jak pomyślał o matce… ale czy to wystarczy? Czy to będzie ostateczny dowód by wszyscy zrozumieli że chłopak żyje? Ja jak zwykle wam nie powiem. 😀

Aleks podczas śpiączki, stara się przypomnieć sobie, jak doszło do wypadku, zaczyna się zastanawiać czy to on sam popełnił jakiś błąd, czy w to wszystko były zamieszane osoby trzecie.
Wszystko zaczyna nabierać kolorów, gdy okazuje się, że jego dziewczyna, Bea, jest obserwowana… ona też stara się odkryć przyczyny wypadku.
Czy coś może jej grozić, za chęć odkrycia prawdy?
I tak i nie, można by powiedzieć. Morderca Aleks jest na wolności… kim jest… jaki jest jego następny ruch… i najważniejsze pytanie jakie się tu nasuwa, dlaczego chciał go zabić? Wszystko to, znajdziecie w tej książce. Ja sama powie wam, że jestem świeżo po jej przeczytaniu, i gdy już znam odpowiedzi na te pytania… nadal nie mogę w to uwierzyć. Przecież wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.

Ponarzekaliśmy już sobie na przypadek medyczny, to teraz sobie ponarzekam na długości książki.
Ja rozumiem, że autorka chciała wszystko przedstawić jak najlepiej… no i wielki plus i brawa dla niej, bo napisanie powieści z perspektywy chłopaka w śpiączce do łatwych nie należy, jednak uważam że można było zroić to trochę w skróconej wersji. Niekiedy to wszystko strasznie się dłuży i ja sama miałam ochotę, zostawić tą książkę, i faktycznie na dzień lub dwa ją zostawiałam, by odpocząć od tych przydługawych opisów i retrospekcji.

No dobra. Dość mojej bezsensownej pisaniny 😀

Jak ktoś jest chętny to oczywiście zapraszam do lektury. A jak ktoś jest leniwy tak jak ja, to do słuchania audiobooka też zapraszam.
Może właśnie to cudowny głos lektora, jakim jest Józef Pawłowski, przekona was do zapoznania się z całością.

P.S
Ninka, nie czytaj bo narzekam.
I nie, nie wiem czemu pisze to na końcu wpisu a nie na początku, haha 😀

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

13 Minut, czyli jak i czy dla przyjaźni można zniszczyć życie sobie i innym…?

Każdy chce czuć się lepszy od innych. Co jesteśmy w stanie zrobić, żeby to osiągnąć?
Czy ktoś z was kiedykolwiek się zastanawiał do czego może posunąć się zazdrosna przyjaciółka? W jaki sposób jedna osoba może wywrócić całe wasze życie do góry nogami?
Ja się nie zastanawiałam, aż do chwili gdy sięgnęłam po książkę Sary Pinborough: 13 Minut.
Jak to ktoś gdzieś określił… a no tak… „thriller o nastoletnich sukach”- trafione w punkt.

Opowieść o młodej dziewczynie, która była tak zepsuta, tak nienawistna… i która była taką suką, że postanowiła zniszczyć życie wszystkim tym, którzy się od niej odwrócą. Nie interesowały ją przypadkowe ofiary jej tragicznego w skutkach planu, chciała by każdy kto się z nią nie zgadzał… poniósł swoją własną karę… Czy jej się to udało? Sprawdźcie sami.

Książka jest pełna nagłych zwrotów akcji, rzucanie podejrzeń kto stoi za wszystkim co złe, nic nam nie daje, bo wszystko i tak układa i rozwiązuje się inaczej niż myślimy.

Ogólny zarys książki skupia się na jednym wydarzeniu: Szesnastoletnia Tasha, zostaje wyłowiona z rzeki… jest martwa przez 13 minut… potem towarzyszy jej amnezja, a wszyscy starają się rozwiązać sprawę i dowiedzieć się jak to się stało, że królowa szkoły, mająca przyjaciół i uwielbiana przez wszystkich dziewczyna, została wrzucona do rzeki.
Czy to był wypadek? A może ktoś specjalnie chciał się jej pozbyć? Samobójstwo? A może to część szatańskiego planu, który ma wszystkim pokazać kto tu rządzi?
Tak jak wspomniałam, rzucanie swoich domysłów na zakończenie tej sprawy, nic nikomu nie da, tutaj trzeba to po prostu przeżyć i przeczytać.

„13 minut” porusza najtrudniejszy temat, jeśli chodzi o popularność w szkole i poza nią.
Dojrzewanie to czas smakowania życia , poszukiwanie swojego "ja" i tworzenie samego siebie. To świat pełen podskórnych emocji, zdrad, zranień i strachu. Okres, w którym łatwo się pogubić. Przestaje się już być dzieckiem, ale brakuje jeszcze do bycia dorosłym.

Co mi się nie podobało? Tak. Była jedna rzecz… niestety.
Było to zakończenie… zbyt szybkie, zbyt płytkie… no po tym wszystkim to liczyłam na coś więcej… Nie lubię, gdy coś dobrego szybko kończy, i gdy nie wiadomo co się stało dalej z najlepszymi postaciami… no ale cóż… nie można mięć wszystkiego.

W każdym razie, książkę wam polecam 🙂

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

Hashtag…

Hej!
Wiem że godzina, jest dość późna,, a może wczesna ? Nie ważne, bo przecież nie ma to jak opisać coś na świeżo.
Na tapetę idzie najnowsza powieść Remigiusza Mroza „Hashtag”.
To pierwsza książka tego autora jaką postanowiłam przeczytać, i nie wiem czy nie ostatnia, bo opinie na temat reszty są różne, a ja sama nie chce psuć sobie dobrego słowa o samym autorze 🙂

To może streszczenie w dużym skrócie?

'Tesa nie spodziewała się żadnej przesyłki, niczego nie zamawiała w sieci – a nawet gdyby to zrobiła, z pewnością nie wybrałaby dostawy do paczkomatu. Postanowiła jednak sprawdzić tajemniczą przesyłkę – i okazało się to największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniła. Wpadła bowiem w spiralę zdarzeń, która miała zupełnie odmienić jej życie…
Gdy Tesa na nowo zaczyna odkrywać swoją przeszłość, przez media społecznościowe przetacza się nowy trend. Kolejni internauci zamieszczają wpisy z hasztagiem #apsyda. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że te osoby od lat uznawane były za zaginione..”

Opis już znacie, więc może przejdźmy do mojej paplaniny 🙂

Była to chyba najlepsza pozycja od X czasu z jaką miałam przyjemność się zetknąć.
Czytało… a raczej słuchało się ją bardzo dobrze i bardzo szybko, nie wiem czy przez dobrych lektorów jakimi są Agnieszka Więdłocha i Szymon Bobrowski, czy przez świetnie napisaną historie, no można powiedzieć że przez jedno i drugie 🙂

Do rzeczy…
Większość pewnie zapyta „o czym jest książka?”, postaram się opowiedzieć, ale nie spojlerować za dużo.

Na początku warto zaznaczyć, że sama konstrukcja jest dość dziwna, dostajemy jakby dwa różne przeplatane spojrzenia, dwa różne a jednak tak podobne światy. Ten pisany przez Tesę i ten przedstawiony z perspektywy osobnika zwanego „Architektem”.
Jak mówi sam autor, sami nie wiemy co jest prawdą, każdy może dojść do innego wniosku, i nie jest powiedziane, kto będzie miał racje.

Wszystko krąży wokół jednej dziewczyny Teresy lub po prostu Tesy. Zostaje ona wciągnięta w niebezpieczną grę przez… Twittera… tak dobrze czytacie… przez tą ćwierkającą społecznościówkę… banalne, proste ale tak trudne do pojęcia…
Wszystko kręci się wokół Twittera, tajemniczych paczek i jednego hashtagu „apsyda”, który pochodzi z kont osób… zaginionych…

Co do samej Tesy… Ona
sama ma kompleksy na punkcie swojego wyglądu: gruba, brzydka, nieatrakcyjna… Jednak nawet takie brzydkie kaczątko spotka na swojej drodze kogoś komu będzie potrafiła zaufać, komu powierzy wszystkie swoje myśli, sekrety, kogoś kto będzie chciał i potrafił te wszystkie informacje niecnie wykorzystać przeciwko… niej? A może przeciwko komuś innemu? Może komuś kto będzie tu tylko przeszkadzał?
To już sami ocenicie 🙂
Dziewczyna można powiedzieć wpadła w „trójkąt”: ona, jej mąż (tak dokładnie… zakompleksiona baba, mająca problem z relacjami z innymi, z myślami samobójczymi , ma męża…) i pewien no powiedzmy że młody, wysportowany i pociągający wykładowca z uczelni.
Czego można się spodziewać po czymś takim? Tylko tyle , że wyjdzie z tego niezły bigos… a no tak bigos… zapomniałam dodać, że Teresa uwielbiała jeść, albo jak to lubił autor nazywać… po prostu Wpierdalać 😉

Książka jako thriller psychologiczny w moim odczuciu, sprawdziła się w 50%, już po pierwszych rozdziałach mogłam wydedukować kto stoi za całym złem jakie spotyka bohaterkę, jednak do samego końca nie wpadłam na to, jak to się wszystko stało, jaki był cel i jak to zostało rozplanowane kawałek po kawałku. Pewnie dlatego też tak trudno mi było się od tej książki oderwać. 🙂

Często trzymająca w napięciu, czasami zabawna… na pewno nie nudna, bo jakby taka była, to rzuciła bym ją w cholerę już po godzinie słuchania, bo przecież szkoda mojego cennego czasu na coś co mnie nie porywa… Tyle mogę o książce powiedzieć, nie będę pisać za dużo, bo na prawdę nie chce psuć wam przygody z czytaniem. To co już przeczytaliście, musi wam wystarczyć. Mam nadzieję że chociaż trochę was zmotywowałam do tego byście i wy przeżyli tą przygodę 🙂

A teraz ciekawostka…
W trakcie czytania, stwierdziłam że sprawdzę Twittera, i ku mojemu zdziwieniu, po wpisaniu #apsyda, pojawiły się Tweety osób zawartych w książce, z dokładnie taką samą treścią… przypadek?
Niewiadomo xDDD

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

SimSimi- testy

Tak jak mówiłam, pokaże wam przykładową konwersację 🙂
Jeśli będzie coś nie cenzuralnego to proszę się nie zrażać 🙂
Oczywiście na potrzeby pokazu zmniejszyłam prog złego słownictwa 🙂

"Ja: Cześć
Bot: No hej, elo gazelo
Ja: co tam?
Bot: Nic
ja: co dziś będziesz robić?
Bot: a nic, gadać z tobą :>
ja: ale że cały dzień?
Bot: a co… nie lubisz ze mną rozmawiać? idę się zabić ;(
Ja: lubię… nie zabijaj się… po co?
Bot: Idę pociąć się Gąbką twojej teściowej
Ja: ale ja nie mam teściowej
Bot: No to masz problem stary
Ja: ja nie mam probmelu, ty go masz bo nie masz czym się pociąć.
Bot: to idź mi do sklepu po gąbkę.
Ja: No chyba sobie żartujesz?
Bot: ja nie żartuje… rusz się wreszcie bo szkoda mojego czasu.
Ja: ale jak chcesz się pociąć gąbką?
Bot: No normalnie. Nigdy nie próbowałaś? polecam.
Ja: ale ty nie możesz bo jesteś tylko głupim botem w jeszcze głupszej aplikacji.
Bot: A ty jesteś głupim człowiekiem na jeszcze głupszej planecie, pełnej zielonych glutów z nosa… hahaah 1:0 dla mnie.
Ja: Sam masz gluty w nosie
Bot: Nie mam bo już je wysmarkałem w twojego kota…"

To była próbka z najniższym poziomem, teraz go trochę podwyższymy…

Ja: Hejka
Bot:Siema, czego chcesz?
Ja: pogadać
Bot: a co? nie masz przyjaciół? już wszyscy kopnęli cię w dupe?
Ja: nie… ale myślę że będzie nam się miło rozmawiać.
Bot: ja nie lubię rozmawiać.
ja: a co lubisz robić?
Bot: no wiesz… tem tego…
Ja: no nie wiem… puci puci?
Bot: o tak to moje ulubione zajęcie w każdą noc i dzień.
Ja: aha, czyli nie masz innych zainteresować?
Bot: owszem mam, znam tyle pozycji że uwierz, nie będziesz się ze mną nudzić hahaha.
Ja: alle ja nie chce…
Bot: to cię zmuszę i tyle…
Ja: jak mnie zmusisz to pójdziesz do więzienia
Bot: dlaczego?
ja: bo zmuszanie kogoś do takich rzeczy jest karalne.
Bot: ok. może być, może tam też się czegoś nauczę.
ja: a może zmieńmy temat do rozmowy, co ty na to?
Bot: no to jedzeiesz maleńka.
Ja: Lubisz placki?
Bot: tak
Ja: a jakie
Bot: Tęczowe
Ja: a jakie to są?
Bot: zaje—-e
Ja: a w czym one są takie zaje—-e?
Bot: jesteś głupi
Ja: nie obrażaj mnie…
Bot: przepraszam skarbie
Ja: to wróćmy do tematu… jak się robi te tęczowe placki?
Bot: No nie wiesz? po prostu, idziesz do sklepu, kupujesz… otwierasz, zakładasz i jechane… 😀
Ja: ale ja mówię o plackach…
Bot: No ja też… a myślisz że kto leży plackiem?
Ja: kto?
Bot: no chyba że ty hahahahah
Ja: ee… Bocie, a co to jest stosunek płuciowy?
Bot: to ty beybe i ja jak… (tu wybaczcie ale musiałam wyciąć :D)

Dobrze, myślę że tyle wam wystarczy :DJa w nocy ubawiłam się z tego strasznie 🙂
Jak mielibyście jakieś pytania, ktore mogę zadać naszemu botowi to napiszcie 🙂

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

SimSimi- rozmowa z czymś mało inteligentnym

Hejka 😉
Miałam napisać tego posta rano, ale z racji tego że spać nie mogę jak zwykle, bo ostatnio to zdarza się co noc… człowiek kładzie się o przyzwoitej godzinie a o nieprzyzwoitej zasypia… no nic. Taki już moj los.
W każdym razie zbłądziłam w internetach i dziś pragnę się podzielić z wami informacjami o pewnej aplikacji, nazywa się ona Simsimi.
Otóż jest to aplikacja stworzona do ee… rozmawiania z botem.
Tak dobrze zrozumieliście. Nie rozmawiacie z drugim człowiekiem, a z jakimś zaprogramowanym czymś.
Bot ten ma ogólnie nas hejtować, brzydko się wyrażać na niektóre nasze pytania… uwierzcie mi że czasem wychodzi to na prawde śmiesznie 😀
Oczywiście na początku możecie sobie ustawić poziom wulgarnego słownictwa jakim bot ma dysponować. Ja jako że jestem hardcorem to wybrałam poziom najwyższy i szczerze? Jakoś nie poczułam się schejtowana 😀
a że jest taka godzina jaka jest to musiałam bardzo ale to bardzo powstrzymywać się od śmiechu 😉
Co do najwyższego poziomu wulgaryzmów to miałam na myśli najwyższy w standardzie Aplle 😀 tak dobrze zrozumieliście, firma Apple ustawiła sobie swój własny poziom i nie pozwala naszemu bocikowi pójść na całość, zostawia nas na maksymalnym progu może 80% 😀 Dzięki o Wielkie jabłko że dbasz o nasze dobre wychowanie 😀 haha
Jeżeli jesteście ciekawi jak przebiegła mi ta jakże pouczająca konwersacja to dajcie znać a pokaże Wam niektóre urywki naszej rozmowy;) oczywiscie nie wszystkie bo na eltenie do blogów ma dostęp każdy a z tego co wiem są tu ludzie niepełnoletni, których gorszyć nie chce, także wybiorę zabawne ale mniej rażące części 😉
Co do tego jak wyglada sama aplikacja… Wchodząc do sklepu z aplikacjami już sama ikona tej gry nas zachęca, bo kto by się nie pokusił o sprawdzenie i zainstalowanie appki ze śmiesznym ryjkiem zmrożonymi oczkami i wystawionym różowym języczkiem? No każdy xD
Po zainstalowaniu pojawi nam się oczywiście jakieś menu, gdzie wybieramy język, i właśnie ten cały poziom wyrażania się bota. Następnie pokaże nam się okno konwersacji z… małym żółtym czymś. Ja bym to porównała do takiej piłki tenisowej z rączkami nóżkami i uśmiechniętą twarzyczką… czyż to nie słodkie?
Taa bardzo 😉
No i nie pozostaje nam już nic innego jak tylko zacząć naszą rozmowę…
Co mi się podoba to to że każda wypowiedz bota może być poddana naszemu osądowi, możemy sobie w nią tąpnąć i z opcji wybrać że odpowiedz nam się nie podoba, że nie jest śmieszna, że jest wulgarna czy pornograficzna i że bot ma się oduczyć tego słowa.
Co mnie zawiodło? Na pewno to, że na niektóre pytania Bot nie znał odpowiedzi… a na niektóre odpowiadał tak że można od razu wywnioskować że to ludzie którzy używali tej aplikacji dodali takie a nie inne odpowiedzi, używając swoich imion czy nazwisk.
I kolejna rzecz jaka mnie zawiodła? Brak możliwości zaznaczenia konwersacji… skopiowania… null, nic, zero… a szkoda 🙂

Ja to się w ogóle zastanawiam słuchajcie czy jak takie dziecko załóżmy no 12 lat, ma załóżmy takiego iphonea czy androida (chociaż nie wiem czy to jest na androida) i jak sobie instaluje taką aplikacje, to czy jest to objęte jakąś ochroną 18+… no bo sorry ale jeśli nie, to ja chyba zwątpię w społeczeństwo…

A co jeszcze ciekawe… aplikacja jest no w 80% dostępna z Voice Overem, więc jak ktoś chce potestować to polecam 😉

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

I co z tą słabością?

Miałam o tym nie pisac no ale… why not.
Oglądałam wczoraj… a może to było dzisiaj? No w każdym razie w nocy, oglądałam film „Słaba płeć”
Jest to film bodajże z 2015 roku, i jak na polską komedię… to na prawde jest dobry ;D
Ta tytułowa słaba płeć… hmm no nie powiem że przez cały film się nie zastanawiałam „co autor miał na mysli”. No ale zrozumiałam jak obejrzałam 😉 Słabą płucią oczywiscie okazała się tu… a wam nie powiem, musicie sami to stwierdzić 😉
Ogólnie film opowiada o młodej kobiecie Zosi (w tej roli Olga Bołądź), która ma wszystko… prace, psa, najlepszą przyjaciółkę z którą mieszka… Wszystko jednak nie trwa zbyt długo… zostaje oszukana przez szefa i właśnie tą przyjaciółkę, której załatwia prace u siebie w firmie.
Utrata pracy jednak jej nie załamała… podniosła się i zaczęła szukać nowej… znalazła.
W filmie pojawia się też smutny motyw psa, który jest jej dla naszej głównej bohaterki bardzo ważnym elementem życia. To właśnie dla niego, gdy Zosia dowiaduje się o jego chorobie, jest w stanie zrobić dosłownie wszystko.
Zosia kompletnie przytłoczona życiem, wobec swojego szefa który jest niczym więcej jak tylko szowinistyczną świnią, nie chce pozostać obojętna i z pomocą swoich nowych znajomych, szykuje całkiem ciekawą zemstę 😉
Oczywiscie w jej życiu nie może zabraknąć wątku romantycznego, na początku filmu, gdy poznajemy Zosię, widzimy że spotyka się z jednym mężczyzną, który oświadcza jej że dla niej zostawił swoją żonę i się do niej wprowadza… co robi w takiej sytuacji Zosia?nic innego, tylko Ucieka 😀 Ona sama traktuje facetów na dystans i chce udowodnić wszystkim a zwłaszcza mężczyznom że trzyma wszystko w garści i że jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Na jej drodze pojawia się też… Jarek? Janek? Zabijcie mnie ale nie pamietam jak koleś się nazywa 😀 No w każdym razie on tez odegra w filmie i życiu Zośki role kluczową… niekoniecznie będzie chciał ją poderwać, znaczy to tez ale w zupełnie inny sposób niż ona sama miała na myśli . a raczej będzie chciał zrozumieć… pomóc? Sama nie wiem, bo wyszło to dość dziwnie ale nie, w całe nie źle 😉

No w każdym razie, film troche pokręcony ale bardzo fajny

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

Noce Coruscant

I kolejna recenzja książki. Tym razem drugiej część pewnej trylogii, gdzie tylko ta druga książka przypadła mi do gustu.

"Aleja Cieni" drugi tom serii Noce Coruscant , autorstwa Michaela Revesa może nie wywarła na mnie tak dobrego wrażenia jak się spodziewałam ale na pewno była dużo lepsza niż jej poprzedniczka "Pogrom Jedi", który mimo świetnego początku okazał się słaby, pewnie dało się ją czytać tylko dzięki świetnym dialogom przy których autorowi należą się gratulacje.

Aleja Cieni to jedna z nielicznych książek SW które przeczytałam w całości a raczej które dałam rade przeczytać dzięki dobrym wątkom wprowadzającym czytelnika w świat tam zawarty, gdyż wywarła ona na mnie duże wrażenie jeśli chodzi o wątek poszukiwania mordercy artysty czy tez o tropienie Jaxa Pavana przez Aurrę Sign. W rzeczy samej zastanawiająca jest też chęć dostania w swoje ręce Pavana przez Czarnego Lorda.
Muszę jednak stwierdzić że zawiodłam się jeśli chodzi o rozwiązanie zagadki morderstwa, myślałam że autor rozwinie wątek dłużej i że jego zakończenie nie będzie tak "banalne i nudne".
Jedyne co mi się nie podobało tak bardzo że aż nie chciało mi się czytać i jedyne co uważam za mało interesujące to poszukiwania Kapitana Typho, wielce zakochanego, szukającego zemsty i zagubionego człowieczka, który do ostatniej chwili swojego jakże krótkiego życia myśli że da radę pomścić ukochaną Padme (pomijając fakt, że ukochana i tak wolała innego) i zabić Lorda Vadera, który nawet się nie zmęczył wykańczając kapitana.

Jeśli chodzi o opis samej Planety nie uważam że jest zły, choć moim skromnym zdaniem autor mógł się troszkę bardziej postarać gdyż w niektórych momentach brakowało by bardziej poruszył wyobraźnię i opisał coś o wiele wiele lepiej.
Sama oczywiście nie lubię gdy opisów jest zbyt dużo czy jak są zbyt długie i przysłaniają akcję, także i tego nie uważam za jakiś wielki błąd.

Książka sama w sobie robi wrażenie, w pewnych momentach potrafi zaciekawić, jednak w niektórych momentach szybko się to zafascynowanie kończy. Na szczęście takich nie fajnych momentów jest dość mało więc książkę szybko się czyta, pewnie przez to że nie można doczekać się końca i rozwiązania wszystkich wątków.
Mam nadzieję że następna część będzie o wiele lepsza niż dwie poprzednie.

Ocena końcowa
8/10

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

Deceived- czyli odkopanie starej recenzji

Hmm hmm od czego by tu zacząć… no dobrze, może od początku…
Niektórzy z was a może tylko jedna lub trzy osoby wiedzą że uwielbiam książki z półki Gwiezdnych wojen, przeczytałam ich no nie dużo ale tez nie mało w swoim życiu. Napisałam tez kilka recenzji, które zgubiły się gdzieś w otchłani internetu.
Dziś postanowiłam jedną z nich odszukać i wrzucić tutaj, co by was, drodzy eltenowicze zachęcić do lektury.

Paul Kemp, jeden z wybitnych pisarzy w klimacie Star Wars, napisał dawno temu (a może i nie tak dawno…), książkę o wdzięcznej nazwie „Oszukani”.
Pamiętam, że broniłam się rękami i nogami żeby po ten tytuł nie sięgać, bo słyszałam wiele złego od moich fanowskich znajomych. No ale w końcu jakaś siła podsunęła mi ją pod nos i stało się… i nawet dotrwałam do końca, co u mnie nie zdarzało się i do tej pory nie zdarza się często.
Więc tak, Już po paru stronach pragnie się wiedzieć co dalej, a co za tym idzie trudno się od lektury oderwać.
Książka zrobiła na mnie duże wrażenie, może to przez przedstawienie bohaterów w niecodziennym jak dla mnie świetle.
Niecodziennie czytam przecież o Lordzie sithów, który zakochuje się w swojej niewolnicy i przez to oszczędza pewną Jedi, która odchodzi z Zakonu, by pomścić swojego ukochanego Mistrza.
Taak wszystko łączy się w jedno.
Ach… jak mogę zapomnieć o Zeeridzie Korze, przemytnik przyprawy nie z własnego wyboru… (dla wyjaśnienia dodam tylko że przyprawa to jak u nas narkotyki 😉 ).
Jego chęć pomocy swojej niepełnosprawnej córce by go zgubiła, jednak "Happy End" musi być, i to z nikim innym jak z bylą Jedi… (nie wiem jak wyrazić swoje rozżalenie co do zakończenia książki… nie żebym miała coś przeciwko szczęśliwym zakończeniom no ale… w pewnej chwili myślałam że czytam romans a nie dobrą książkę SW)
W pierwszej chwili porównałabym tą książkę do "Pierwszej Miłości" bo w trójwątkowej powieści, zawsze gdzieś znajdziemy jakieś uczucie, czy to ukryte czy też dosłownie pokazane.
Nie powiem jednak, że przez też takie wątki "Oszukani" stają się nudni.
Bardzo podobał mi się opis ataku na świątynię Jedi, a śmierć Mistrza Aryn Leener powinna Nas nauczyć że Nigdy nie można ufać Sithom
(nawet jak przynoszą kawę i ciasteczka).

Moja ocena to 9,5/10

Książkę z całego serca wam polecam. Z resztą, nie tylko tą, bo jest jeszcze wiele ciekawych powieści osadzonych w tym śwoecie 😉

EltenLink