Categories
Fanfiction na sygnale

Rozdział 23

Wiktor Banach przyszedł do pracy z samego rana, ciężko mu było wytrzymać z humorami ciążowymi Anny, uciekał w pracę jak tylko mógł.
Wszedł do stacji, nie było tam nikogo. Usiadł na kanapie, załoźył nogę na nogę i zamknął oczy.
Jego spokój nie trwał jednak wiecznie,Anna nie dawała o sobie zapomnieć, o sobie ani o ciąży.
Ha… halo? Zaspany odebrał telefon.
Wiktor? Pamiętasz że dziś mamy iść do szkoły rodzenia?
Anka… jakiej szkoły rodzenia… przecież to dopiero początek, a ja…
No tak, a ty masz już jedno dziecko i uważasz że nie musisz iść tam ze mną? Reiter oburzyła się.
Anka, to nie tak… po prostu muszę dzisiaj zostać dłużej w pracy…
Jasne… Ok, pójdzie tam ze mną… Marcin, może on zachowa się jak facet. Po tych słowach Anna rozłączyła się a Wiktor tkwił tak jeszcze chwile bez ruchu z telefonem przy uchu.
Coś się stało Doktorze? Do pomieszczenia wszedł Marcin, który właśnie skończył dyżur z Piotrem w zastępstwie za Martynę.
Czy ty jesteś tego świadomy że dziś idziesz do szkoły rodzenia?
Że… gdzie idę…??
No… do szkoły rodzenia…
Ale doktorze… z całym szacunkiem ale… ja w ciąży nie jestem. Rzucił zdezorientowany.
No ale Anna jest.
A…Anna… ale to nie jest moje… urwał.
No przecież wiem do cholery… dziecko jest moje ale dzisiaj padło na ciebie… bo ja muszę dłużej zostać w pracy… więc żeby mnie zdenerwować Anka wybrała ciebie jako swojego asystenta… także… lepiej nic nie spieprz bo…
tak jest doktorze! Marcin nie krył zdziwienia, lubił Annę ale nie wyobrażał sobie ich razem w szkole rodzenia. Zabrał swoje rzeczy i skierował się do wyjścia.

Podjechał po Annę o umówionej godzinie.
dzięki że się zgodziłeś… westchnęła, wchodząc do samochodu.
Nie ma problemu… ale Wiktor nie był chyba zbyt zadowolony…
Nie nasz problem… trzeba było wyjść szybciej z pracy…
No tak. Marcin, nie zadawał już żadnych pytań, jechał powoli i ostrożnie.
Dzień dobry. Chciałam się zapisać do szkoły… Powiedziała Anka, podchodząc do lady za którą siedziała gruba niska brunetka.
A to pani w ciąży? Kobieta spojrzała się na Annę podejrzliwie.
No… tak… 4 miesiąc…
Mmhm… wypełnij papiery złociutki i pomyślimy… kobieta podała jej dokumenty. Anna wzięła je i usiadła na kanapie w poczekalni obok Marcina.
Proszę… Oddała wypełnione dokumenty, kobieta zaczęła je przeglądać, sprawiała wrażenie jakby w ogóle jej to nie obchodziło.
Anna Reiter tak?
Tak…
A ten tu to jak rozumiem… pani mąż i ojciec dziecka… Kobieta spojrzała na Marcina.
Nie… nie mąż… i nie ojciec… wykrztusiła Anka.
A… czyli przyszła niańka… rozumiem… nie wnikam. Tym korytarzem w prawo i potem w lewo, sala numer 3D, tam zaraz powinny rozpocząć się zajęcia, na razie będziecie obserwować a na następnych weźmiecie udział.
Anna i Marcin oddalili się we wskazanym kierunku.
No to nieźle mnie Wiktor urządził… mogłaś przynajmniej skłamać że jestem ojcem… niańka to pogwałcenie mojej osobowości… Zażartował lekko zbulwersowany.
Oj nie przejmuj się, ta baba ma takie humory jakby sama była w ciąży… chociaż sądząc po tym bebechu to pewnie jakiś 14 miesiąc… Zaśmiała się Anna.
Widzę że humorek ci się wyostrzył w tej ciąży…
A co… przedtem nie byłam taka zabawna?
Nie No… jasne że byłaś. Ostrożnie przytaknął i oboje weszli do sali.
Sala przypominała szkolną salę gimnastyczną, usiedli na krzesłach pod ścianą i patrzyli jak rozpoczynają się zajęcia. Kobiety w różnych miesiącach ciąży, przychodziły ze swoimi partnerami, brali matę, rozkładali i siadali, przygotowując się do zajęć.
Annie rzuciła się w oczy samotna kobieta która siedziała sama pod ścianą na macie. Wstała i podeszła do niej.
Przepraszam… pani jest tu sama?
Tak… odpowiedziała kobieta spoglądając na Annę.
Który to miesiąc?
Ósmy… już niedługo przyjdzie na świat mój mały książę… mam nadzieje że nie będzie taki jak jego ojciec.
To znaczy jaki?
Nijaki… jego ojciec zostawił mnie jak tylko powiedziałam mu o ciąży… Kobieta spóściła głowę.
Rozumiem… bardzo mi przykro…
A u pani to pewnie jakiś 4 miesiąc?
Zgadza się. Ma pani z kim ćwiczyć? Spytała Anka.
Ni… nie…
Marcin! Chodź tu!
Co się stało Aniu? Podszedł do kobiet.
Ze mną dzisiaj ćwiczyć nie będziesz ale z tą panią możesz.
Ale… Anka…
Zrób coś dobrego albo powiem Górze żebyś nie widział premii do końca roku. Zaśmiała się.
Ach te kobiece hormony ciążowe… Wiktor… zapłacisz mi za to… dodał pod nosem, siadając obok ciężarnej kobiety.
Anna wróciła na swoje miejsce śmiejąc się pod nosem.
Ćwiczenia trwały w najlepsze, Marcin przestał marudzić i nawet zaprzyjaźnił skę ze swoją ciążową partnerką.
W pewnym momencie podczas wykonywania ćwiczenia, poczuł coś mokrego na swoich spodniach.
Co jest… Rzucił nie wiele myśląc.
Ja… to… chyba… aaaaaaaaaa!!!!! Krzyk kobiety był tak głośny że oczy wszystkich w sali zwróciły się ku niej.
Anka pogotowie… sprzęt… wody jej odeszły…!!!
Anna poderwała się z krzesła i nie wiele myśląc zadzwoniła do Góry który akurat miał dyżur.
Artur, karetka szybko… szkoła rodzenia… rodzi kobieta… nie mamy tu żadnego sprzętu…
Anna? Ale co? Czekaj… o czym ty mówisz…
Reiter rozłączyła się i podbiegła do Marcina który nieudolnie uspokajał kobietę.
Spokojnie, jestem lekarzem, zaraz przyjedzie karetka… wszystko będzie dobrze… proszę mi zaufać. Mówiła do kobiety.
Marcin, wyprowadź wszystkich z sali, przynieś mi apteczkę, ciepłą wodę i ręczniki… karetka może nie zdążyć…
Jak poleciła, tak zrobił.

21 ES wiem że mieliście już zjechać ale przyjmijcie jeszcze jedno wezwanie.
Serio Artur… myślałem że jeszcze zdążę do Anny na szkołe rodzenia… Oznajmił koledze Wiktor.
No to zdążysz bo dzwoniła Anna i… chyba rodzi… znaczy nie wiem kto… ale rodzi… wydukał Góra.
Co! Anka rodzi! Szybko! Jedziemy! Adam… gaz… !
Doktorze… ale po co karetka do szkoły rodzenia? Zdziwiła się Lidka.
Nie wiem… ale jedziemy bo to może być Anka… ja wiedziałem że puszczając ją z Potockim… że nie wyjdzie z tego nic dobrego…
O to musieli się w tam nieźle z niego śmiać… niania jeszcze przed porodem. Powiedział Adam i zaśmiał się.
Adam… to nie jest śmieszne… Wiktor spojrzał się na niego groźnie.
Doktorze ale Anna jest dopiero w czwartym miesiącu, za wcześnie na jej poród… Uspokajała go bezskutecznie Lidka.
Po 15 minutach dotarli na miejsce. Wiktor wbiegł do środka i jego oczom ukazał się Marcin z zawiniątkiem na rękach.
No… Potocki… widzę że spisałeś się na medal.
Nie ja… Anna odwaliła tu najwięcej roboty.
No wiadomo… moja Ania wie jak rodzić dzieci. Uśmiechnął się i wziął dziecko od Marcina.
No mały Banachu… oczy to masz po mamie…
Anna podeszła do Wiktora.
a skąd wiesz że po mamie? Spytała.
No jak to skąd… przecież codziennie się patrzę w te twoje piękne oczy.
Pochylił się i ucałował dziecko w czoło.
Ale… Wiktor….
Nic nie mów Aniu. W ogóle… dlaczego ty nie leżysz… przecież po porodzie powinnaś leżeć.
Ale poród nie był tak męczący, szybko poszło…
No tak, w sumie moja krew, więc co się dziwić.
Twoja? Zdziwiła się Anna.
Marcin… nie powiedziałeś mu? Spojrzała na kolegę.
No jakoś nie było okazji…
O czym? Anka czy to jest… czy ty? Czy on?
Nie nie… Wiktor… spokojnie…to nie jest ani dziecko Marcina ani tym bardziej moje…
ja… jakto?
No… normalnie… przecież nie będę rodzić w czwartym miesiącu…
Wiktor odetchnął…
To czyje jest to dziecko?
Moje.
Banach odwrócił się, zobaczył kobietę na wózku, który prowadził Adam.
Ach tak… prze… przepraszam za przywłaszczenie… ee… tzn…
Oddał kobiecie dziecko i zaczerwienił się ze wstydu.
Nic się nie stało.
Marcin… mogłeś mi powiedzieć…
Ale po co… doktor się tak wczół w rolę ojca… ze aż żal było to psuć…
Potocki… już nigdy… nie pójdziesz do szkoły rodzenia… nigdy… bo kobiety na twój widok rodzą… Oznajmił Wiktor z lekkim uśmiechem i objął Annę.
A już mi się to spodobało… Marcin odwzajemnił uśmiech.
Spokojnie, za tydzień Wiktor znowu weźmie sobie dyżur i wynajmie ciebie…
O nie… następnym razem idzie z tobą Góra…

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

13 Minut, czyli jak i czy dla przyjaźni można zniszczyć życie sobie i innym…?

Każdy chce czuć się lepszy od innych. Co jesteśmy w stanie zrobić, żeby to osiągnąć?
Czy ktoś z was kiedykolwiek się zastanawiał do czego może posunąć się zazdrosna przyjaciółka? W jaki sposób jedna osoba może wywrócić całe wasze życie do góry nogami?
Ja się nie zastanawiałam, aż do chwili gdy sięgnęłam po książkę Sary Pinborough: 13 Minut.
Jak to ktoś gdzieś określił… a no tak… „thriller o nastoletnich sukach”- trafione w punkt.

Opowieść o młodej dziewczynie, która była tak zepsuta, tak nienawistna… i która była taką suką, że postanowiła zniszczyć życie wszystkim tym, którzy się od niej odwrócą. Nie interesowały ją przypadkowe ofiary jej tragicznego w skutkach planu, chciała by każdy kto się z nią nie zgadzał… poniósł swoją własną karę… Czy jej się to udało? Sprawdźcie sami.

Książka jest pełna nagłych zwrotów akcji, rzucanie podejrzeń kto stoi za wszystkim co złe, nic nam nie daje, bo wszystko i tak układa i rozwiązuje się inaczej niż myślimy.

Ogólny zarys książki skupia się na jednym wydarzeniu: Szesnastoletnia Tasha, zostaje wyłowiona z rzeki… jest martwa przez 13 minut… potem towarzyszy jej amnezja, a wszyscy starają się rozwiązać sprawę i dowiedzieć się jak to się stało, że królowa szkoły, mająca przyjaciół i uwielbiana przez wszystkich dziewczyna, została wrzucona do rzeki.
Czy to był wypadek? A może ktoś specjalnie chciał się jej pozbyć? Samobójstwo? A może to część szatańskiego planu, który ma wszystkim pokazać kto tu rządzi?
Tak jak wspomniałam, rzucanie swoich domysłów na zakończenie tej sprawy, nic nikomu nie da, tutaj trzeba to po prostu przeżyć i przeczytać.

„13 minut” porusza najtrudniejszy temat, jeśli chodzi o popularność w szkole i poza nią.
Dojrzewanie to czas smakowania życia , poszukiwanie swojego "ja" i tworzenie samego siebie. To świat pełen podskórnych emocji, zdrad, zranień i strachu. Okres, w którym łatwo się pogubić. Przestaje się już być dzieckiem, ale brakuje jeszcze do bycia dorosłym.

Co mi się nie podobało? Tak. Była jedna rzecz… niestety.
Było to zakończenie… zbyt szybkie, zbyt płytkie… no po tym wszystkim to liczyłam na coś więcej… Nie lubię, gdy coś dobrego szybko kończy, i gdy nie wiadomo co się stało dalej z najlepszymi postaciami… no ale cóż… nie można mięć wszystkiego.

W każdym razie, książkę wam polecam 🙂

Categories
Fanfiction na sygnale

Rozdział 22

W stacji dyżur nocny jak prawie zawsze przypadł na Martynę i Piotrka, doktor Góra był w tej sprawie nieustępliwy i zawsze ich umieszczał w grafiku. Może dlatego że zdawał sobie sprawę z tego, że w stacji dziecka sobie nie zrobią, a to by dopiero namieszali w zespole, już wystarczy że Banach będzie niedługo zmieniał pieluchy.
Ani Piotr ani Martyna nie mieli nic do gadania, ostatnia noc w domu… nie pamiętali kiedy była, premii za nocne dyżury też jakoś dawno nie widzieli, no ale cóż, Góra ich pan a z panem się nie dyskutuje bo jeszcze w dzień dostaną dodatkowy dyżur.
– Nad czym tak myślisz Martynka? Piotr spojrzał się na ukochaną, która siedziała na kanapie z kubkiem kawy.
– Nad naszym życiem, jak tak dalej będziemy pracować to nie starczy nam czasu na… Urwała i popatrzyła do kubka.
– Na co?
– Na… no wiesz…
– No… jakbym wiedział to bym nie pytał… Oburzył się już dość zmęczony Piotrek.
– No wiesz… na takie małe… różowe…
– Chcesz małe i różowe? Da się zrobić.
– Serio? Zdziwiła się Kubicka.
– No pewnie, zaraz po dyżurze przejadę się do zoologicznego i… Nie zdążył dopowiedzieć, Martyna wściekła wybiegła ze stacji, strącając tym samym kubek, który się rozbił a jego zawartość znalazła się na podłodze.
– No to Góra mnie zabije… Pomyślał i zabrał się za sprzątanie.
– Strzelecki! Czy ty chociaż raz możesz niczego nie zepsuć! Rozwścieczony Artur, stał nad nim z założonymi rękami.
– Ale to nie ja…
– No nie ty… ale pewnie przez ciebie… Myślałem że drzwi z zawiasów wylecą jak Kubicka wychodziła. Ach czy wy zawsze musicie się kłócić w pracy…
– Nie doktorze… Odpowiedział zrezygnowany Piotr, wycierając podłogę.
Martyna stała przed stacją, miała już dość Piotrka, który od jakiegoś czasu zachowywał się beznadziejnie, ze wszystkiego sobie żartował i nic nie można było mu powiedzieć na poważnie.
Pomijając to, nadal go kochała, i chciała mieć z nim dzieci, ale on nie wykazywał żadnego zainteresowania tym tematem. Seks był i jest w ich związku cudowny ale Piotrek jakoś specjalnie się nie starał i nie pilnował terminów w jakich mogło dojść do zapłodnienia swojej partnerki.
– A może on nie chce mieć ze mną dzieci? Zadała sobie pytanie Martyna, spojrzawszy się w niebo.
– Może dzieci nie ale… mam za to przesyłkę dla doktora Banacha.
– Co? Kubicka oprzytomniała, i spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę.
– Co? Powtórzyła, a mężczyzna uśmiechnął się do niej.
– Mam paczkę dla doktora Wiktora Banacha. Odpowiedział.
– A… to proszę ją zawieźć do domu…
– Nie mogę… dostałem właśnie ten adres tu i muszę trzymać się procedur.
– Dobrze, niech pan wejdzie i położy ją gdziekolwiek.
Otworzyła drzwi a kurier wszedł do środka rozglądając się uważnie.
Od razu skierował się do szatni i schował paczkę w jednej z szafek.
– W porządku, dziękuje pani… pani…
– Martyna…
– Dziękuje Martyna, piękne imię . Pożegnał się z nią Całując ją w rękę.
– Kubicka skończyłaś już się dąsać? Wezwanie mamy. Artur ominął ją i poszedł do karetki a za nim poszedł Piotr, który spojrzał się na ukochaną ze smutną miną.
– Tak już idę… Dołączyła do zespołu.
– A co tym razem? Spytała.
– Samobójca. Odpowiedział Piotr.
– Doktorze… co tym razem. Zignorowała go i zapytała raz jeszcze.
– Świetnie… nadąsał się Strzelecki i odpalił Karetkę.
– Samobójca, stoi na dachu jakiegoś bloku i grozi że się zabije. Policja już prowadzi negocjacje ale uznali że…
– Że może im się nie udać i będziemy potrzebni… standard. Wtrąciła się w słowo Góry.
Gdy przyjechali na miejsce zobaczyli dwa radiowozy policji i mężczyznę, który chyba był negocjatorem, chyba, bo od 45 minut nie udało mu się dotrzeć żadnymi słowami do chłopaka stojącego na dachu.
– Jak sytuacja? Spytał Artur podbiegając do stojącej niedaleko Sierżant Zawadzkiej.
– Cześć. No jak widać, na razie jedyne co się udało to zyskać trochę czasu i wymyślić jakiś plan by go stamtąd ściągnąć…
– i co wymyśliliście? Spytała Martyna.
– Jeszcze nic… nie daje się do siebie zbliżyć, jeden z naszych chciał wejść na dach ale chłopak już prawie skoczył…
– Ja z nim pogadam. Powiedziała Martyna i pobiegła do budynku.
– Stój! Jak to ty… ty tu jesteś od ratowania jego życia a my od…
– No to właśnie to życie idę mu ratować. Wiktor jak by tu był, pewnie zrobił by to samo. Kubicka nie zważając na odpowiedź policjantki która tylko uśmiechnęła się na wspomnienie o Wiktorze, pobiegła dalej.
– To jest zbyt niebezpieczne! To ja tam powinienem być! Oburzył się Piotrek.
– No to czemu jej nie powstrzymałeś? Spytała Monika.
– Bo… bo by mnie nie posłuchała.
– Ach te kłótnie przedmałżeńskie, spokojnie z niej jest twarda babka, na pewno sobie poradzi. Zaśmiała się.
– Kubicka przestań zgrywać bohaterkę, natychmiast wracaj! Wolał ją Góra przez krótkofalówkę, ale ta niereagowania.
Martyna cicho wbiegła po schodach i otworzyła drzwi prowadzące na dach.
Miała nadzieje że nie przestraszy chłopaka i nie doprowadzi do tragedii.
Otworzyła drzwi i znalazła się u celu. Młody chłopak stał kilka metrów od niej, przestraszony i cały zlany potem.
– Odsuń się bo skocze! Krzyknął i podszedł bliżej krawędzi.
– Nie. Poczekaj. Ja chce tylko…
– Chcesz mnie namówić bym tego nie robił?!
– Nie. Chce Zrozumieć, poznać powód dla którego tak młody mężczyzna chce odebrać sobie życie.
– Zostawiła mnie, rozumiesz! Powiedziała że nie chce mieć ze mną dzieci! Że nie nadaje się na ojca! Że jestem wariatem…
– Spokojnie… to że skoczysz nie rozwiąże tego problemu… Jak się nazywasz?
– M… Maks. Wyjąkał chłopak.
– Maks, posłuchaj mnie, zejdziemy stąd a ja postaram ci się jakoś pomóc…
– Kubicka, nie marnuj czasu, zejdź natychmiast! Z komunikatora dało się słyszeć wściekły głos Góry.
– Doktorze, nie teraz… Odpowiedziała ale nie wyłączyła nadawania.
– Jak ty chcesz mi niby pomóc… Maks był już coraz bliżej ostatecznego kroku, Martyna powoli zbliżała się do niego.
– Mój partner… też nie chce mieć ze mną dzieci… powiedziała a z jej oczu popłynęły łzy.
– Co ona gada… jak to nie chce… Piotrek słysząc to wyznanie, wzdrygnął się.
– Piotr cicho… może to jest właśnie sposób by go uratować.
– Uciszyła go Monika i zabrała mu krótkofalówkę.
– Ale… słyszeliście co ona powiedziała… jak to nie chce mieć z nią dzieci…
– Strzelecki zamilcz… Tym razem uciszył go Artur.
Martyna stanęła obok chłopaka, patrzyli się na siebie, sama nie wiedziała czy te łzy to jej gra aktorska czy na prawdę boli ją to co powiedziała, to teraz nie było ważne, była tu w konkretnym celu, by uratować komuś życie, i to miała zamiar zrobić.
Piotr postanowił dołączyć do ukochanej i niezauważony pobiegł za nią na dach. Nikt go nie zauważył bo oczy wszystkich były skierowane teraz na to co dzieje się na górze.
– Dlaczego on nie chce? Zapytał Maks, chwytając Martynę za ramie.
– Bo jest niepoważny… myśli że życie to jeden wielki żart i wieczna zabawa… a to co ja mówię… nie dokończyła, Maks objął ją i ścisnął mocno.
Piotra od nich dzieliły już tylko drzwi, czekał i nasłuchiwał jak rozwija się sytuacja.
– Wiesz co, mam na to wszystko świetne rozwiązanie. Powiedział Maks, nadal trzymający Martynę w swoich objęciach.
– Jakie? Spytała.
– Skończymy z tym razem! Skoro oboje jesteśmy zranieni, to razem to zrobimy. Po tych słowach puścił Martynę i pchnął ją z całej siły w przepaść. Ta nie mogąc złapać równowagi zaczęła spadać.
– Nieeeeeeee!!!! Piotr wyskoczył zza drzwi i chciał to jeszcze zatrzymać, ale nie zdążył. Na dachu został tylko on… i Maks.
– Doktorze, Martyna!!!! Tyle zdołał powiedzieć zanim dopadł chłopaka, chwycił go za ubranie i zaczął szarpać.
– Dlaczego to zrobiłeś! Dlaczego!
– Ale co Martyna! Co się tam u was dzieje Strzelecki!
W tym samym momencie na górze pojawiła się policja.
– Co z Martyną?! Pytał zdenerwowany Piotr.
– Ty się mnie pytasz? Strzelecki nie błaznuj!
– Doktorze ale on ją wypchnął!
Policja sprowadziła chłopaka na dół, Piotr jeszcze chwile stał i szukał ukochanej.
– Pomyśl! Jeśli u nas na dole jej nie ma to…
– To jest na jakimś balkonie! Piotr doznał olśnienia, i zaczął rozglądać się po balkonach.
Zauważył leżącą Martynę na jednym z nich. Postanowił nie czekać ani chwili dłużej, zaczął ostrożnie ale szybko schodzić.
– A nie lepiej mu było jechać windą… skomentował to stojący na dole policjant.
– Myśli że jest jakimś pieprzonym Tarzanem albo spidermanem i zaraz będę miał dwójkę poszkodowanych. Góra wziął sprzęt i ruszył w kierunku drzwi, uprzednio upewniając się które to piętro.
Stał przed mieszkaniem, dzwonił… jednak nikt nie otwierał. Pociągnął za klamkę, było otwarte.
– Halo! Artur Góra pogotowie! Ja tu na balkon!
Powoli wchodził w głąb mieszkania.
– Doktorze szybciej! Usłyszał głos Piotra.
– Coś się doktor nie spieszył… stwierdził.
– Bo w tej pracy się nie biega, tak damo jak nie schodzi się po balkonach!
– Dobrze doktorze, wyciągnie pan konsekwencje później. Martyna jest na własnym oddechu, nieprzytomna, kręgosłup cały, tylko ta rana na głowie mnie nie pokoi.
– Odejdź Strzelecki, Artur odsunął kolegę i sam zaczął badanie.
– I co?
– I nico, wstrząs mózgu, złamana noga i ręka ale wyjdzie z tego. No to teraz rycerzu po deskę i do karetki… tylko tym razem po schodach.

W szpitalu, Martyna odzyskała przytomność, noga i ręka zostały włożone w gips i nic jej życiu już nie zagrażało.
Doktor Reiter opowiedziała jej o dzielnych wyczynach Piotrka, więc ona sama już nie mogła się doczekać, aż go zobaczy.
– Jak się czujesz? Zapytał Piotr wchodząc do sali z bukietem kwiatów. Usiadł obok na łóżku i pocałował ukochaną.
– Dziękuje za uratowanie życia. Powiedziała i odwzajemniła pocałunek.
– Wiesz że wszystko słyszałem… to co mówiłaś o o mnie i… Zawahał się.
– To nic, Piotruś, sama nie wiem czy mówiłam tak tylko pod sytuacje czy na prawdę…
– Ja wiem że nie jestem idealny ale… ale ja się zmienię, obiecuję, tylko już nie rozmawiaj z samobójcami.
– Nie musisz się zmieniać. Może to ja po prostu chciałam mieć dziecko w złym czasie…
– No teraz ten czas też nie jest odpowiedni.
Spojrzeli się na siebie i oboje wybuchnęli śmiechem.
– Strzelecki, ciszej, to jest szpital a nie wybieg dla małp w ZOO… W drzwiach sali stanął Góra z Marcinem.
– Doktorze…? Piotrek spojrzał na nich pytająco.
– No co, teraz jak Kubicka jest niedysponowana to nocne dyżury za nią przejmuje Potocki, i ruchy bo wezwanie mamy. A ta biedna Martyna, wreszcie sobie od ciebie odpocznie.
Martyna roześmiała się cicho.
– Świetnie… o niczym innym nie marzyłem… Westchnął, wstał i wyszedł z sali. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że noc była jeszcze długa.

Categories
recenzje rodzaju wszelkiego

Hashtag…

Hej!
Wiem że godzina, jest dość późna,, a może wczesna ? Nie ważne, bo przecież nie ma to jak opisać coś na świeżo.
Na tapetę idzie najnowsza powieść Remigiusza Mroza „Hashtag”.
To pierwsza książka tego autora jaką postanowiłam przeczytać, i nie wiem czy nie ostatnia, bo opinie na temat reszty są różne, a ja sama nie chce psuć sobie dobrego słowa o samym autorze 🙂

To może streszczenie w dużym skrócie?

'Tesa nie spodziewała się żadnej przesyłki, niczego nie zamawiała w sieci – a nawet gdyby to zrobiła, z pewnością nie wybrałaby dostawy do paczkomatu. Postanowiła jednak sprawdzić tajemniczą przesyłkę – i okazało się to największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniła. Wpadła bowiem w spiralę zdarzeń, która miała zupełnie odmienić jej życie…
Gdy Tesa na nowo zaczyna odkrywać swoją przeszłość, przez media społecznościowe przetacza się nowy trend. Kolejni internauci zamieszczają wpisy z hasztagiem #apsyda. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że te osoby od lat uznawane były za zaginione..”

Opis już znacie, więc może przejdźmy do mojej paplaniny 🙂

Była to chyba najlepsza pozycja od X czasu z jaką miałam przyjemność się zetknąć.
Czytało… a raczej słuchało się ją bardzo dobrze i bardzo szybko, nie wiem czy przez dobrych lektorów jakimi są Agnieszka Więdłocha i Szymon Bobrowski, czy przez świetnie napisaną historie, no można powiedzieć że przez jedno i drugie 🙂

Do rzeczy…
Większość pewnie zapyta „o czym jest książka?”, postaram się opowiedzieć, ale nie spojlerować za dużo.

Na początku warto zaznaczyć, że sama konstrukcja jest dość dziwna, dostajemy jakby dwa różne przeplatane spojrzenia, dwa różne a jednak tak podobne światy. Ten pisany przez Tesę i ten przedstawiony z perspektywy osobnika zwanego „Architektem”.
Jak mówi sam autor, sami nie wiemy co jest prawdą, każdy może dojść do innego wniosku, i nie jest powiedziane, kto będzie miał racje.

Wszystko krąży wokół jednej dziewczyny Teresy lub po prostu Tesy. Zostaje ona wciągnięta w niebezpieczną grę przez… Twittera… tak dobrze czytacie… przez tą ćwierkającą społecznościówkę… banalne, proste ale tak trudne do pojęcia…
Wszystko kręci się wokół Twittera, tajemniczych paczek i jednego hashtagu „apsyda”, który pochodzi z kont osób… zaginionych…

Co do samej Tesy… Ona
sama ma kompleksy na punkcie swojego wyglądu: gruba, brzydka, nieatrakcyjna… Jednak nawet takie brzydkie kaczątko spotka na swojej drodze kogoś komu będzie potrafiła zaufać, komu powierzy wszystkie swoje myśli, sekrety, kogoś kto będzie chciał i potrafił te wszystkie informacje niecnie wykorzystać przeciwko… niej? A może przeciwko komuś innemu? Może komuś kto będzie tu tylko przeszkadzał?
To już sami ocenicie 🙂
Dziewczyna można powiedzieć wpadła w „trójkąt”: ona, jej mąż (tak dokładnie… zakompleksiona baba, mająca problem z relacjami z innymi, z myślami samobójczymi , ma męża…) i pewien no powiedzmy że młody, wysportowany i pociągający wykładowca z uczelni.
Czego można się spodziewać po czymś takim? Tylko tyle , że wyjdzie z tego niezły bigos… a no tak bigos… zapomniałam dodać, że Teresa uwielbiała jeść, albo jak to lubił autor nazywać… po prostu Wpierdalać 😉

Książka jako thriller psychologiczny w moim odczuciu, sprawdziła się w 50%, już po pierwszych rozdziałach mogłam wydedukować kto stoi za całym złem jakie spotyka bohaterkę, jednak do samego końca nie wpadłam na to, jak to się wszystko stało, jaki był cel i jak to zostało rozplanowane kawałek po kawałku. Pewnie dlatego też tak trudno mi było się od tej książki oderwać. 🙂

Często trzymająca w napięciu, czasami zabawna… na pewno nie nudna, bo jakby taka była, to rzuciła bym ją w cholerę już po godzinie słuchania, bo przecież szkoda mojego cennego czasu na coś co mnie nie porywa… Tyle mogę o książce powiedzieć, nie będę pisać za dużo, bo na prawdę nie chce psuć wam przygody z czytaniem. To co już przeczytaliście, musi wam wystarczyć. Mam nadzieję że chociaż trochę was zmotywowałam do tego byście i wy przeżyli tą przygodę 🙂

A teraz ciekawostka…
W trakcie czytania, stwierdziłam że sprawdzę Twittera, i ku mojemu zdziwieniu, po wpisaniu #apsyda, pojawiły się Tweety osób zawartych w książce, z dokładnie taką samą treścią… przypadek?
Niewiadomo xDDD

Categories
Znalezione w internetach

Discopolowa piosenka o Na syhnale:D

wrotka 1.
Gdy oglądam na sygnale, to nie trzymam moczu cale, szczam i doję, tam gdzie stoję, sialala.
Gdy są sceny bardzo śmieszne, wesolutkie i pocieszne, szczam i doję, tam gdzie stoję, sialala.

Refren: Szczam, szczam i doję, tam, tam gdzie stoję. Szczam, szczam i doję, tam gdzie stoję, tam gdzie stoję.

Zwrotka 2.

Ratownicy sympatyczni, nie plażowi, lecz medyczni, gdy ich widzę, szczam i doję, sialala.
Gdy karetką na sygnale, wiozą gościa po zawale, szczam i doję, tam gdzie stoję, sialala.

Refren: Szczam, szczam i doję, tam, tam gdzie stoję. Szczam, szczam i doję, tam gdzie stoję, tam gdzie stoję.

Zwrotka 3.
Artur Góra z ciasteczkami, i z łustymi rosołkami, szczam i doję, tam gdzie stoję, sialala.
Wiktor Banach z piękną Anką, i z Zawadzką, swą kochanką, szczam i doję, tam gdzie stoję, sialala.

Ref…

Zwrotka 4.
Wiktor z Monią na kawusi, ona go spojrzeniem kusi, szczam i doję, tam gdzie stoję, sialala. Gdy to Anka zobaczyła, do Bostonu spierdoliła, szczam i doję, tam gdzie stoję, sialala.
Ref…
2018-06-27 23:42:55

Mhm…

Dawno nic tu nie pisałam i nie wiem czy jeszcze będę…
ale jest jedna rzecz którą muszę tu umieścić.
Jak ktoś się ze mną zgadzać nie będzie to śmiało, krytykę też przyjmę, bo jest mi wszystko jedno:

Jeśli ktoś kiedyś wam powie, że jest waszym przyjacielem, to pomyślcie sto razy zanim w tą relacje wejdziecie, bo w bardzo łatwy sposób można zniszczyć przyjaźń, która budowało się przez długi czas. A jeśli wasza przyjaźń zostanie poddana próbie, jeśli pojawią się inne osoby, które staną się tak ważne jak wy dla tej osoby, albo i ważniejsze, to spierdalajcie jak najszybciej się da, przynajmniej oszczędzicie sobie cierpienia i myślenia o kimś kto sobie o was przypomni jak będzie coś chciał.
Amen.

Jestem największym geniuszem zła jaki chodził po tej ziemi :D

Witajcie.
To już chyba mój ostatni wpis, bo jutro zostanę zabita przez Kasię i Ninkę.
A więc, dlaczego jestem geniuszem zła? Dlatego że wkręciłam moje kochane dziewczynki w Leę Oleksiak na Twitterze 😀
Tak, dokładnie, chociaz na kilka godzin mogłam się wcielić w naszego Aloeska 😀
Myślałam że się domyślą że to ja… no na moje szczęście się nie domyśliły i mogłam im odpisywać i szczać ze śmiechu 😀
Dziewczynki, jeszcze raz was przepraszam, no ale musiałam coś wymyślić na spóźnionego pierwszego kwietnia 😀 😀

Categories
Znalezione w internetach

Ojoj to się porobiło :D

BOŻE DROGI " Chodzę codziennie do pracy i wytrzymuję tam 8 godzin, podczas gdy żona siedzi sobie w domu. Chcę, żeby wiedziała, co muszę znosić, więc proszę Cię, pozwól, by jej ciało stało się moim na jeden dzień. Amen. Bóg w swej nieskończonej mądrości spełnił prośbę mężczyzny. Następnego ranka mężczyzna obudził się jako kobieta. Wstał, szybko przygotował śniadanie dla swej drugiej połówki, obudził dzieci, przygotował im ubrania do szkoły, dał im śniadanie, zapakował drugie śniadanie dla nich i odwiózł je autem do szkoły. Poszedł do domu, zebrał rzeczy do prania i nastawił je, poszedł do banku, aby wpłacić pieniądze. Poszedł na bazarek po zakupy, potem do domu, rozpakował zakupy, zapłacił rachunki i wpisał je do książki rachunkowej. Wyczyścił kuwetę kota i wykąpał psa. Była już 1:00 ,więc spieszył się, by pościelić łóżka, powiesić pranie, wytrzeć kurze, zamieść i wytrzeć podłogę w kuchni. Poszedł do szkoły, by odebrać dzieci, a w drodze powrotnej rozmawiał z nimi. Przygotował im mleko i herbatniki i dopilnował, aby odrobiły lekcje. Potem wyjął deskę do prasowania i prasując oglądał telewizję. O 16.30 zaczął obierać ziemniaki i warzywa na sałatkę i przygotował kotlety schabowe. Po kolacji posprzątał w kuchni, nastawił zmywarkę, poskładał pranie, wykąpał dzieci i położył je do łóżka. O 21.00 był już zmęczony a ponieważ jego codzienne obowiązki jaszcze się nie skończyły, poszedł do łóżka, gdzie odbył stosunek zanim zdążył zaprotestować. Następnego ranka, gdy tylko się obudził ukląkł koło łóżka i powiedział: Boże nie wiem, co ja sobie wyobrażałem. Jakże się myliłem zazdroszcząc mojej żonie, że może cały dzień być w domu. Proszę, bardzo Cię proszę, czy mógłbyś to wszystko przywrócić tak jak było ?" Bóg w swej nieskończonej mądrości odpowiedział: ,,Mój synu, widzę, że czegoś się nauczyłeś i bardzo chętnie bym to wszystko zamienił, tak jak było, ale musisz poczekać dziewięć miesięcy. Wczoraj w nocy zaszedłeś w ciążę"

Categories
Znalezione w internetach

Czarny vs. Starsza pani

Sytuacja, która wydarzyła się w autobusie linii numer 32 w Gliwicach.
Autobus, pełen tłok ludzi (godzina 16, każdy wraca z roboty), jednym z pasażerów zajmujących miejsce siedzące jest czarnoskóry mężczyzna, wiek nieznany. Autobus staje na przystanku, wsiada kobieta w ciąży (zaawansowanej) z zakupami i jakaś babcia (i inne osoby). Murzyn widząc kobietę w ciąży wstaje i mówi do niej: "Proszę sobie usiąść" i grzecznie się odsuwa, podaje dłoń żeby się go złapała – autobus już rusza. Babcia widząc zwalniane miejsce, odpycha kobietę brzemienną i pędem wskakuje na krzesełko, zajmuje je i siedzi w niebo wzięta. Czarnoskóry powiedział jej ładnie: "przepraszam, ale ustąpiłem miejsca tej kobiecie, bo jest w ciąży i wygląda na zmęczoną, chyba niestanie się pani nic, jeśli postoi pani trochę a da usiąść tej pani." Na co babcia odpowiada:
"Nie wiem z jakiego plemienia pan jest, ale tutaj,w tym cywilizowanym kraju ustępuje się miejsca starym, schorowanym kobietom, a nie młodym, zdrowym."
No niestety miała pecha, bo czarny najwidoczniej się mocno zirytował przytykiem rasistowskim więc ładnie i dosadnie odpowiedział starszej pani:
"Nie wiem, z jakiej wioski pani jest, ale w mojej to takie stare i zgryźliwe pizdy zjada się na kolację". – cały autobus pękał ze śmiechu.

Odgrzewane kotlety i inne cuda- czyli co mi dziś przyniosło „Odkrywaj w tym tygodniu”

https://www.dropbox.com/s/hhiyav6mmypfx6q/Spotify%20%28online-audio-converter.com%29.mp3?dl=0

EltenLink